Bartłomiej Wdowik został w październiku niespodziewanie powołany do reprezentacji Polski. Debiutu się nie doczekał i dwa razy oglądał mecze z trybun. O tych doświadczeniach opowiedział na łamach „goal.pl”.
– Marzeniem każdego jest gra z orzełkiem na piersi. Jasne, że był pewien niesmak, bo wybierając się na zgrupowanie reprezentacji Polski, chciałem znaleźć się w kadrze meczowej i mieć okazję do gry. Twardo jednak stąpam po ziemi. Chcę robić swoje i mam zamiar dobrą dyspozycją na boisku sprawić, że będę gotowy na kolejne powołanie do kadry – powiedział zawodnik Jagiellonii Białystok Bartłomiej Wdowik, na łamach „goal.pl”.
Lewy obrońca Dumy Podlasia ma za sobą świetny okres. Zdobywa bramki z rzutów wolnych i… rożnych. Łącznie strzelił już sześć goli i zanotował trzy asysty w 13 meczach. Jest jednym z motorów napędowych lidera Ekstraklasy. Zapracował tym na powołanie do reprezentacji Polski, choć jako zastępstwo za kontuzjowanego Tymoteusza Puchacza. W dwóch październikowych spotkaniach nie zadebiutował, a oba starcia oglądał z perspektywy trybun. Choć Wdowik liczył na więcej, to nie składa broni i liczy na kolejne powołanie i debiut.
– W drużynie każdy jest otwarty. Szybko nawiązałem nić porozumienia z kadrowiczami, co nie jest niczym nadzwyczajnym, bo dzisiaj to jest na porządku dziennym, nie tylko w reprezentacji, ale również w klubach – dodał 23-latek.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Samiec-Talar: Każdy ma swoją drogę. Kiedyś byłem głupi, ale dojrzałem
- Anioł, diabeł, Josue
- Dwa lata ponad stan. Dlaczego praca Szulczka nie powinna powszednieć
Fot. Newspix