Reklama

Od snu do koszmaru i z powrotem. Hiszpański „Mister Champions” i jego droga do LM

Jakub Kręcidło

Autor:Jakub Kręcidło

27 października 2023, 12:54 • 7 min czytania 0 komentarzy

Hiszpański „Mister Champions” gra w Realu, ale nie tym z Madrytu. W pierwszych trzech meczach w Lidze Mistrzów Brais Méndez zdobył trzy bramki dla Realu Sociedad i przeżywa najlepszy czas w karierze pełnej zakrętów, w której musiał dla własnego dobra rozstać się z ukochaną Celtą.

Od snu do koszmaru i z powrotem. Hiszpański „Mister Champions” i jego droga do LM

Brais Méndez nie ukrywa, że podnieca go gra w Lidze Mistrzów. Przestał być piłkarzem, którego przygniatała presja. Przeciwnie – im większy mecz, im więcej kibiców, im bardziej podniosła atmosfera, tym lepiej gra. Pewnie dlatego Hiszpan stał się bohaterem europejskich snów kibiców Realu Sociedad. W poprzednim sezonie, strzelił gola Manchesterowi United na Old Trafford. W tym, w powrocie Txuriurdin do najbardziej elitarnych rozgrywek po dziesięcioletniej przerwie, ma już trzy trafienia w trzech występach – strzelał Interowi (1:1), Salzburgowi (2:0) i Benfice (1:0). Nie bez powodu 26-latek dostał przydomek „Mister Champions” – został dopiero drugim Hiszpanem w historii Ligi Mistrzów, po José Marim, któremu udawało się trafiać do siatki w trzech pierwszych występach. – Będę celować w czwartą. I piątą. I szóstą. Ale nie chcę, by ktoś przyzwyczaił się do tego, że zawsze będę strzelać. Wszyscy wiemy, że to niemożliwe – uśmiecha się pomocnik.

Historia Braisa Méndeza. Krótka miłość kibiców

W pewnym sensie, Brais przed rokiem przetarł szlak Jude’owi Bellinghamowi. Tak jak dziś Anglik, na początku ubiegłych rozgrywek wychowanek Celty był jak Midas. Też zamieniał na gola prawie każdą sytuację podbramkową, a jego drużyna wygrywała mecz za meczem. – I ja, i Jude nigdy nie byliśmy tacy skuteczni. Trzeba cieszyć się dobrymi seriami, ale też musisz mieć świadomość, że kiedyś dobiegną one końca. Należy się do tego przygotować – podkreślał 26-latek. On dziś jest gotowy, by stawić czoła wyzwaniom. Ale jeszcze niedawno sytuacja wyglądała kompletnie inaczej.

Pierwszy duży sukces w karierze Braisa mógł jednocześnie okazać się ostatnim. W 2018 roku pomocnik zadebiutował w LaLiga. Wszedł do niej z drzwiami, bo po zaledwie pięciu występach w hiszpańskiej ekstraklasie dostał powołanie od Luisa Enrique do kadry narodowej. Méndez grał na miarę potencjału – „la perla”. Ale ten etap długo nie potrwał. Szybko zaczęły się schody, a zawodnik przekonał się, że miłość kibica nie jest wieczna.

Skasowane media społecznościowe

Nie umiałem sobie z tym poradzić – wspomina Brais. Fani Celty tak szybko go pokochali, jak zaczęli wygwizdywać. Sinusoida. – Nie byłem na to gotowy. Pozwalałem, by otoczenie na mnie wpływało. A takie chwile decydują o tym, czy jesteś hobbystą, czy sportowcem z krwi i kości, który znosi presję – tłumaczył po latach Hiszpan. Zmieniła go terapia. Pierwszym krokiem było skasowanie kont w mediach społecznościowych, w tym Twittera. – Ten portal ma masę atutów, ale dzięki anonimowości ludzie wypisywali, co tylko chcieli. Poczułem, że przekroczono granicę. Było tyle negatywnych wiadomości, które odbijały się na mnie i na mojej rodzinie, że dla dobra wszystkich zdecydowałem się zrobić krok w tył – opowiadał pomocnik w „El Mundo”.

Reklama

Proces odbudowy samooceny był długi, ale konieczny. – Nauczyłem się, że moja wartość nie zmieni się w zależności od tego, czy ktoś będzie bić brawo, czy będzie gwizdał – twierdzi Brais. To z pozoru oczywistości, ale dla chłopaka dopiero wchodzącego do wielkiego futbolu były to kwestie odmieniające karierę, która w pewnym momencie znalazła się na dużym zakręcie.

Panda Team

Méndez wychowywał się w małej miejscowości Mos nieopodal Vigo w domu, który – jak twierdzi – sam wybrał, gdy miał pięć lat. – Dom miał naprzeciwko boisko. Mi to wystarczało – uśmiechał się. Jego ojciec, Modesto, był piłkarzem, ale o kompletnie innej skali talentu. Rozegrał jeden mecz w barwach Deportivo La Coruña, gdy profesjonalni zawodnicy ogłosili strajk. Bardziej znany jest z tego, że w 1989 roku rozdawał kibicom kwiaty, gdy jego klub, Juventud Cambados, awansował do trzeciej ligi, będąc napędzanym pieniędzmi jednego z najbardziej znanych iberyjskich bossów narkotykowych, Sito Miñaco. W Galicji trudno było nie mieć takich powiązań – w Hiszpanii śmieją się, że każdy mieszkaniec tego regionu albo sam był przemytnikiem, albo znał kogoś, kto był. Szmuglowano przede wszystkim narkotyki, a porty w Vigo czy w A Coruñi były przystankiem między Ameryką Południową a resztą Europy.

Brais był wielkim talentem. W wieku 13 lat Villarreal ściągnął go do siebie, ale chłopiec nie wytrzymał życia w akademii oddalonej o prawie tysiąc kilometrów od domu. Méndez wrócił do Celty i był członkiem jednej z najsłynniejszych drużyn rezerw w historii Celestes. Sami określali siebie mianem „Panda Team”, wykorzystując frazę z jednej z piosenek Desiignera. – W żadnej szatni nie czułem się tak dobrze – wspominał. Skład szybko się jednak rozleciał. Piłkarze rozjechali się po całej Europie, włącznie z Andorą, Cyprem czy Holandią. Brais był pierwszym zawodnikiem „Panda Teamu”, który dostał szansę debiutu w LaLigowym zespole, ale długo się w nim nie utrzymał.

W Celcie, nieustannie zmieniali się trenerzy, a wraz z nimi wizje budowy drużyny. Wyniki były rozczarowujące. Zamiast walczyć o puchary, w Vigo martwili się o utrzymanie. To był frustrujący czas, który nie sprzyjał rozwojowi młodych graczy. – Wpadłem w dołek. Nie umiałem zatrzymać natłoku myśli. Cieszyłem się treningami, a potem, gdy przychodził mecz, załamywałem się – opowiadał Brais, który latem 2022 roku, po niespełna czterech sezonach w pierwszym zespole, odszedł do Realu Sociedad. – Potrzebowałem tego transferu. Pomógł mi definitywnie oczyścić głowę. Gra dla „twojego” zespołu z „twojego” miasta jest super, ale tylko do momentu, dopóki drużynie idzie dobrze. Gdy przestaje, obrywa się przede wszystkim wychowankom i zaczynasz nieść ciężar, który waży naprawdę dużo. Dużo mnie to nauczyło, bardzo dojrzałem, ale jeśli nie cieszysz się grą, nie będziesz osiągać dobrych rezultatów – wyznał.

Klub jak ze snu

Paradoksem jest, że Brais odżył w drużynie, która ma najwięcej wychowanków w LaLiga. Méndez twierdzi, że pasuje do Realu Sociedad jak „obrączka na palec”. – Filozofia trenera pokrywa się z moją. Nie będę potrzebować czasu na aklimatyzację – przekonywał. I tak rzeczywiście się stało. Do końca 2022 roku rozegrał 23 mecze, w których strzelił 10 goli i miał 7 asyst. – To dla mnie klub jak ze snu – zachwycał się Hiszpan, nawet mimo tego, że w kolejnych 24 występach dołożył jednego gola i jedną asystę. Na starcie obecnych rozgrywek 26-latek wrócił do formy. 13 występów, pięć bramek, pięć asyst i ogromny wpływ na grę drużyny.
Brais jest fundamentalną postacią drużyny. W każdym meczu coś po sobie pozostawi. Jak nie gola, to asystę czy założy komuś siatkę. Wykonuje niewiarygodną pracę w defensywie. Nie jest naszym wychowankiem, ale zachowuje się tak, jakby grał w Realu przez całe życie – zachwyca się trener Imanol Alguacil.

Od pierwszego dnia w San Sebastián poczułem się komfortowo – twierdzi Brais. Trudno, aby było inaczej. W Realu Sociedad zbudowano bardzo ciekawy projekt. Środek pola z Martinem Zubimendim, Mikelem Merino i Méndezem jest jednym z najlepszych w LaLiga. Mikel Oyarzabal wreszcie wrócił do formy po zerwaniu więzadła, Ander Barrenetxea odkleja od siebie łatkę zmarnowanego talentu, a Take Kubo gra sezon życia.

Reklama

Nieustanny rozwój

Fani z San Sebastián takich powodów do radości nie mieli od lat 80. Klub z Kraju Basków nie tylko dołączył na stałe do czołówki rozgrywek, osiągając rewelacyjne wyniki dzięki stawianiu na wychowanków, ale jeszcze dokłada do tego charakterystyczny styl. Jednym z najczęściej powtarzanych zdań przez trenerów z LaLiga jest to, iż w starciu z Realem Sociedad nie mogli zagrać swojego futbolu. Jak wynika ze statystyk przygotowanych przez firmę MediaCoach, Txuriurdin są drudzy w hiszpańskiej ekstraklasie pod względem zatrzymywania akcji rywala.Są jedną z najefektywniejszych drużyn w kraju, bo tylko Atlético potrzebuje mniej strzałów na trafienie do siatki. Imponują pressingiem, wymuszając na rywalach bezpośrednią grę, którą czytają stoperzy, na czele z Robinem Le Normandem. Z każdą kolejką pną się w rankingu odbiorów na minutę posiadania piłki przez przeciwnika. Do tego, zespół nauczył się lepiej utrzymywać przy futbolówce – większe średnie posiadanie mają tylko Real i Barcelona.

Z każdym sezonem pracy Imanol rozwija i piłkarzy, i zespół. La Real w poprzednich latach imponował skuteczną defensywą, ale teraz dokłada umiejętność kontrolowania meczów i więcej wariantów w grze ofensywnej. Alguacil eksperymentował z ustawieniami z trójką z tyłu czy z Hamarim Traoré wcielającym się w rolę środkowego pomocnika. Baskowie grają szeroko i dynamicznie. Mają zarówno przebojowych skrzydłowych jak i zawodników atakujących przestrzeń, na czele z Merino czy Oyarzabalem. Nie bez powodu nikt w LaLiga nie spędził tyle czasu na prowadzeniu, co właśnie Real Sociedad, który swoje sukcesy na krajowym podwórku (wreszcie!) przekłada na europejskie puchary, w których do tej pory radził sobie kiepsko. – Każdy kibic Realu Sociedad może być z nas dumny – twierdzi Imanol.

JAKUB KRĘCIDŁO, Canal+ Sport

 

WIĘCEJ TEKSTÓW AUTORA:

Fot. Newspix

Dziennikarz Canal+

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Błażej Gołębiewski
8
Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”
Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
22
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Hiszpania

Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
61
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Komentarze

0 komentarzy

Loading...