Reklama

Mazurek ze Stadionu Narodowego: Nie zasługujemy na nic

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

15 października 2023, 22:55 • 3 min czytania 115 komentarzy

„Chujowy czas już był, ale to koniec”, krzyczał Kamil Grosicki w szatni reprezentacji Polski po dość wymęczonym zwycięstwie z Wyspami Owczymi. Nie miał racji, ten „chujowy czas” to stan na tu i teraz.

Mazurek ze Stadionu Narodowego: Nie zasługujemy na nic

53 minuta. Piotr Zieliński podaje w pole karne, Arkadiusz Milik przepuszcza piłkę między nogami, Karol Świderski strzela na 1:1. Michał Probierz szaleje przy linii bocznej. Przytula swoich piłkarzy, odwraca się w stronę trybun, zagrzewa ludzi do wzmożonego dopingu. Gdy jego podopieczni schodzili na przerwę przy stanie 0:1, Stadion Narodowy milczał jak grób. Tłumowi nawet nie chciało się gwizdać, tak żenujący był spektakl w wykonaniu Biało-Czerwonych.

Mołdawia jest piątą najgorszą reprezentacją w Europie. Tak stanowi ranking FIFA, w którym ogląda plecy Afganistanu, Singapuru, Jemenu i Malediwów. Polska na jej tle wypadła blado. Oczywiście, mogła wygrać. Ale też i owszem, mogła przegrać. Byłby w tym jakiś parszywy urok, gdyby na przykład w samej końcówce Ion Nicolaescu, którego imienia nad Wisłą absolutnie wymawiać nie wolno, wcisnął bramkę na 1:2. Nikogo specjalnie by to nie zdziwiło. Przywykliśmy, że ta kadra ma twarz porażki.

Ten remis nie jest smutniejszy niż kompromitacja w Kiszyniowie i lanie w Tiranie. Tamte klęski z Mołdawią i Albanią wzbudzały coś w rodzaju narodowego szoku. Piłkarze Premier League, La Ligi, Bundesligi, Serie A, Ligue 1, Eredvisie czy innej tureckiej Super Ligi zapominają jak gra się w piłkę i kopią się po czołach z niżej notowanymi rywalami?! Jak to, nie może być! Wstyd! Hańba! Nie wracajcie do domów!

Po tym wątpliwej jakości spektaklu na Stadionie Narodowym trudno się jakoś wyjątkowo gniewać. Nie po tych wszystkich spartaczonych kontratakach, spudłowanych strzałach, chaosie w rozegraniu, braku jakiegokolwiek sensowego planu taktycznego, wykraczającego poza marazm bezmyślności.

Reklama

Panuje obojętność. Wszędzie. Najlepiej oddawała to atmosfera w „domu reprezentacji”. Ostatni kwadrans, kluczowe minuty dla losów spotkania, ważne dla całych eliminacji, a stadion cichnie i przez kilkaset głuchych sekund świeci niemrawo latarkami w telefonach. Ni to klimatyczne, ni to oryginalne… Albo inaczej: bardzo to takie jak drużyna Polski.

Wojciech Szczęsny po Wyspach Owczych mówił, że los nad nimi czuwa, bo to niemożliwe, żeby przy takiej fatalnej grze i kiepskich wynikach wciąż Biało-Czerwoni mieli realną szansę na awans na Euro 2024. Doskonałe to było w atmosferze zblazowania, towarzyszącej tej reprezentacji.

Ich nie da się kochać. Nie da się lubić. Im niespecjalnie da się nawet kibicować. Nie zmienił tego ani brak Roberta Lewandowskiego, ani opaska kapitana na ramieniu Piotra Zielińskiego, ani Michał Probierz na ławce trenerskiej, ani eksperymenty z większą liczbą piłkarzy z Ekstraklasy. Nic, nic, ale to zupełnie nic.

Tak rozkłada się aktualne rozdanie reprezentacji Polski, która w drugiej dekadzie XXI wieku przeżywała swój złoty okres. Przyzwyczailiśmy się, że w niezłym stylu wygrywamy ze średniakami i słabeuszami Starego Kontynentu. Kłanialiśmy się tylko potęgom – Włochom, Portugalczykom, Holendrom czy Belgom[1]. Z Anglią, Niemcami i Hiszpanią potrafiliśmy nawet nawiązać walkę.

Było. Minęło. Nastały dni, w których zaliczamy niekorzystny bilans meczów bezpośrednich z Mołdawią. Tak, z Mołdawią. Po ostatnim gwizdku Stadion Narodowy ewakuował się prawdopodobnie najszybciej w swojej historii. I tak, trwa „chujowy czas”.

WIĘCEJ O MECZU POLSKA – MOŁDAWIA:

Reklama

Fot. Fotopyk

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

115 komentarzy

Loading...