Reklama

Kolejny wstyd. Gdzie nam na EURO?

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

15 października 2023, 23:17 • 3 min czytania 89 komentarzy

Pod koniec pierwszej połowy mieliśmy wreszcie konkretne sytuacje. W drugiej połowie wreszcie był ogień w naszej grze i szybko wyrównaliśmy. Tylko, do cholery, mówimy o meczu z Mołdawią. Miał być wielki rewanż za kompromitację z Kiszyniowa, a koniec końców jeszcze dolaliśmy oliwy do ognia. Tym fatalnym remisem sprawiamy, że znów w kontekście walki o drugie miejsce nie wszystko zależy od nas.

Kolejny wstyd. Gdzie nam na EURO?

Próbujemy jakoś zracjonalizować sobie pierwsze pół godziny w naszym wykonaniu i nie umiemy. Nasi zawodnicy sprawiali wrażenie zaskoczonych, że rywal nie rozłożył przed nimi czerwonego dywanu, nie przestraszył się „fenomenalnej” atmosfery na Stadionie Narodowym, śmie agresywnie doskakiwać, odbierać piłkę i szybko atakować. W efekcie zupełnie stracili koncept w ofensywie, o ile takowy w ogóle był. Co jeden, to bardziej spanikowany.

Dziczek – juniorska strata w środku pola.

Zieliński – bez walki stracona piłka w środku.

Peda – przyjęcie na dwadzieścia metrów, rywale z szansą na groźną kontrę.

Reklama

Szczęsny – pusty przelot na przedpolu, na szczęście bez konsekwencji.

Polska – Mołdawia 1:1. Koszmarny początek

Ten, kto miał piłkę, przeważnie miał największy problem, bo przeważnie nie było komu podać z nadzieją na otwarcie lub przyspieszenie akcji. Samo odwrócenie się z futbolówką w stronę bramki Mołdawian stanowiło wyzwanie.

Kiedy więc goście objęli prowadzenie, bo Nicolaescu zgubił Kędziorę jak jakiegoś juniora i dostawił nogę, nikt na stadionie mógł mieć poczucia, że to jakiś fart, że kopciuszkowi wyszedł jeden rzut rożny i akurat wpadło. Nie, Mołdawia na tego gola zasłużyła, do tego momentu była lepsza.

Okej, potem wreszcie się z przodu ogarnęliśmy, zaczęliśmy większą liczbą zawodników wchodzić w pole karne i dochodzić do konkretnych sytuacji. Już do przerwy powinniśmy co najmniej remisować, ale Milik i Świderski zmarnowali wyborne okazje. Ten pierwszy po zmianie stron się poprawił, zaliczył błyskotliwą „niewidzialną” asystę przy golu, pracował w odbiorze, tylko że niestety kolejny raz nie zrobił najważniejszego, gdy należało to zrobić. Ile będziemy czekać?

Zrywy po przerwie nie wystarczyły

Druga odsłona pod względem mentalnym to już była inna para kaloszy. Wreszcie u naszych kadrowiczów był ogień w oczach. Każdy chciał piłkę, każdy chciał atakować, nagle dotychczas trudne rzeczy przychodziły nam z łatwością. Szybko wyrównaliśmy, chcieliśmy iść za ciosem, ale wraz z upływem czasu ten entuzjazm gasł. Mimo olbrzymiej przewagi tak naprawdę mieliśmy tylko kotłowaniny w polu karnym, z których nie wynikały sytuacje. Dopiero w końcówce Kamiński i Buksa stanęli przed szansami, które powinny kończyć się umieszczeniem piłki w siatce.

O ile dość długo atakowaliśmy w miarę różnorodnie, o tyle od pewnego momentu jedynym pomysłem była już wrzutka w „szesnastkę”. Kolejna, następna i jeszcze jedna. Coś związanego z Michałem Probierzem wam to przypomina, prawda?

Reklama

Można analizować poprawę po przerwie, ale z tak nisko notowanym przeciwnikiem nie ma miejsca na niuansowanie przy złym wyniku, zwłaszcza że to recydywa. Probierz miał przede wszystkim wygrać dwa październikowe mecze – co z góry oznaczało nastawienie na raczej mało efektowny styl – i nawet to się nie udało. O stylu nie ma co rozmawiać, idziemy do kiosku po „Twój Styl”, he he he.

W kontekście awansu na mistrzostwa Europy wciąż nie wszystko stracone, w razie czego będą baraże, ale czy jest sens się tam pchać? Co my na tym turnieju będziemy mogli zaoferować, poza rekordem wrzutek?

Polska – Mołdawia 1:1 (0:1)

  • 0:1 – Nicolaescu 26′
  • 1:1 – Świderski 53′

WIĘCEJ O MECZU Z MOŁDAWIĄ:

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

89 komentarzy

Loading...