Legia Warszawa nigdy nie zapomni tego, jak została ostatnio potraktowana w Alkmaar. Josue w rozmowie z „WP SportoweFakty” opowiedział o tym, co go spotkało i jak się wtedy wczuł. Portugalczyk podkreśla, że była to dla niego bardzo ciężka noc.
Po meczu AZ – Legia w Lidze Konferencji, który miał miejsce w miniony czwartek, Josue oraz Radovan Pankov zostali zatrzymani na kilkanaście godzin przez holenderską policję za rzekome spowodowanie uszczerbku na zdrowiu ochroniarza, przez co nie mogli wrócić z resztą zespołu do Polski.
– To była okropna noc. Nigdy wcześniej nie doświadczyłem czegoś tak złego, tak niesprawiedliwego. A uwierz mi, sporo w życiu przeszedłem. Tych godzin, niepewności i obaw, które mi wtedy towarzyszyły, nie życzyłbym największemu wrogowi. Wyszedłem z aresztu, ale zajmie mi trochę czasu, aby dojść do siebie mentalnie. Wiem, że muszę z tym żyć, ale z drugiej strony chciałbym się tego pozbyć, jak tych wszystkich rzeczy, które miałem wtedy na sobie. Kiedy mnie zamknęli w areszcie, musiałem oddać czarne kolczyki, które wtedy miałem, i buty. Tych kolczyków nigdy już nie założę. Nie ma mowy! A buty? Od razu po powrocie poleciały do kosza. To samo ze strojem, w którym wtedy grałem – opowiadał.
– Myślę nad tym dużo i wciąż niczego nie potrafię zrozumieć. Przecież my ten mecz przegraliśmy. Wygrali gospodarze. Gdyby było na odwrót, w teorii gdzieś można by pomyśleć, że to zezłościło drugą stronę, przez to była bardziej nerwowa. Choć oczywiście to dla nich żadne wytłumaczenie. Nie potrafię jednak pojąć, jak to możliwe, że w międzynarodowej rywalizacji jeden klub tak źle przyjmuje drugi klub, swoich gości – zaznaczał.
Dlaczego to Josue został aresztowany i po niego ochrona weszła do autobusu? – Trener rozmawia z policją, rozmawia z Rashą i ten mówi, że OK, że pojedzie z policją. Już wcześniej funkcjonariusze przekazali, że jeśli piłkarz nie wyjdzie, to wejdą do środka autobusu siłą. A to byłaby masakra. Nie twierdzę, że by nas pozabijali, ale byłoby „grubo”. No więc Rasha mówi: „dobra, idę”. Ale wtedy policjant mówi: „Nie, nie, nie. Jest już dwóch podejrzanych. Ten drugi nosi czarne kolczyki”. Trener pyta: „Ale kim jest ten, co ma czarne kolczyki?”. Policjant odpowiada: „Nie wiem. Ten z czarnymi kolczykami”.
– Chodziło o mnie. Mówię trenerowi: „Dobra, jedziemy”. Jako drużyna nie mogliśmy dopuścić do tego, żeby policja szturmowała autokar, bo to byłaby masakra. Wychodząc z autokaru, powiedziałem do policjanta: „Idę z tobą”. Ale to było za mało. Wykręcili mi ręce i prowadzili jak jakiegoś mordercę – dodał.
O nocy w areszcie: – Kiedy otworzyły się drzwi. No ten zapach nie był przyjemny. Smród uryny, nie wszyscy dobrze umyci. Możesz sobie wyobrazić. Wylądowałem w małej celi. I pytałeś mnie na początku, czy rozumiem, co się wydarzyło. No nie rozumiem! Nie miałem zarzutów przed zabraniem mnie do aresztu, w trakcie pobytu w nim i po jego opuszczeniu! To dlaczego mnie tam zabrali? Nie rozumiem!
WIĘCEJ O SKANDALU W ALKMAAR:
- „Nie odpuścimy”. Mioduski grzmi o wydarzeniach w Alkmaar
- Bali się rogów Legii, pokazali swoje. Noc wstydu dla Alkmaar
- Mioduski: Holendrzy dorabiają historię, ale jest to historia nieprawdziwa
- Oficjalne oświadczenie burmistrz Alkmaar: Potępiamy wczorajsze zachowanie Legii
- Rzecznik prasowy Legii: Nie mamy słów, aby opisać agresję jaka nas spotkała
- Systemowa polonofobia w Alkmaar. „Straszono, że jak ktoś pojawi się w centrum, idzie do aresztu”
Fot. FotoPyk