Reklama

Sokół Kleczew jak u Boccaccia – zdolny do poświęceń [REPORTAŻ]

Arek Dobruchowski

Autor:Arek Dobruchowski

28 września 2023, 11:46 • 12 min czytania 22 komentarzy

“Sokół” jest jedną z najbardziej znanych nowel na świecie, częścią “Dekameronu”, którą napisał w okresie włoskiego renesansu Giovanni Boccaccio. W tym dziele autor przedstawia zdolność człowieka do poświęceń, jakie gotów jest ponieść w imię miłości do ukochanej osoby. A w Kleczewie w imię miłości do klubu, społeczności lokalnej i wielkich ambicji Sokół poświęcił resztki swoich sił, żeby wyeliminować Zagłębie Lubin z Pucharu Braku Transmisji. Tego ich wysiłku nikt w Polsce nie mógł zobaczyć, ale my byliśmy na miejscu i z bliska mogliśmy podziwiać, jak mały klubik stawia się molochowi.

Sokół Kleczew jak u Boccaccia – zdolny do poświęceń [REPORTAŻ]

Przed spotkaniem od lokalnych dziennikarzy usłyszeliśmy, że Sokół Kleczew wyjdzie na mecz z Zagłębiem Lubin w 1/32 Pucharu Polski w rezerwowym składzie – kontuzje męczą trzecioligowy klub – i tu cytat: “jeśli my zdobędziemy dzisiaj jakiegoś gola, to będzie cud”. I ten cud szybko nastał, gdyż jak sami dobrze wiecie, bo przeczytaliście zapewne wyniki w Telegazecie, już w 7. minucie gospodarze wyszli na prowadzenie.

Mateusz Wzięch bezpośrednio z rzutu rożnego przelobował Szymona Weiraucha, a dla pewności piłkę do siatki wbił jeszcze Hubert Kaptur. W tym momencie czas w miejscowości, która liczy ledwie cztery tysiące mieszkańców, na chwilę się zatrzymał. Już nie było mowy o braku optymizmu, nastało szaleństwo i uzasadniona wiara, że można wyrzucić ekstraklasowicza z Pucharu Polski. Dla Sokoła, który rozgrywa obecnie trzynasty sezon w III lidze, a ostatni raz w tej fazie rozgrywek PP był w 2014 roku, byłaby to wielka rzecz.

Sokół Kleczew – Z małego miasta wielkie sny

Zagłębie Lubin miało ciepło w majtkach

Sokół nie przestraszył się renomowanego rywala i nie tylko z nim walczył, lecz także starał się grać w piłkę. Na tej pięknej murawie w Kleczewie nie były wyrywane kępki trawy, zawodnicy używali wślizgów tylko w ostateczności, szanując nogi przeciwnika, i nie wybijali każdej piłki w aut. Musicie nam uwierzyć na słowo, bo dzięki jednej stacji telewizyjnej, której nie trzeba wskazywać palcami, o tym meczu będą powstawać mity i miejskie legendy.

W tej ekipie jest sporo wychowanków i zawodników z przeszłością w akademii Lecha Poznań. Kacper Andrzejewski trenował nawet z pierwszą drużyną “Kolejorza”, grał sporo w rezerwach. Wcześniej wymienieni Wzięch i Kaptur również w swoim CV mają klub ze stolicy Wielkopolski. I to wyszkolenie techniczne u niektórych zawodników można było zauważyć. Przed spotkaniem jeden z członków sztabu Zagłębia mówił nam, że trochę się tego obawiają. Podkreślał, że to wcale nie musi być taki słaby zespół i może postawić twarde warunki. I postawił!

Reklama

W drugiej połowie, gdy Zagłębie miało wynik (do przerwy było 1:2), oddało piłkę Sokołowi. Można było odnieść wrażenie, że chcieli przez to powiedzieć: “łapcie gorącego ziemniaka i kopcie się nim po czole”. A gospodarze nie przestraszyli się tej wizji. Grali piłką, długimi fragmentami przebywali na połowie Zagłębia i próbowali przebić się przez ich defensywę, a “Miedziowi” byli nastawieni na szybkie kontry.

Ta cierpliwa gra Sokoła w końcu popłaciła i dała mu wyrównanie. Mateusz Wzięch, który był jednym z najbardziej wyróżniających się zawodników na boisku, technicznym, plasowanym strzałem pokonał Weiraucha. Mieliśmy czutkę, żeby w tym momencie odpalić kamerę i nagrać tę akcję, bo wyglądała groźnie, ale nagrywanie włączyło się sekundę za późno. Przepraszamy, ale przynajmniej Polsat nie będzie nas ścigał za nielegalne pokazywanie goli z tego spotkania.

Gospodarze doprowadzili do dogrywki. Było widać po tych chłopakach, że dali z siebie wszystko. Łapały ich skurcze zarówno w końcówce jak i w dogrywce. – Biegać cały czas za takimi zawodnikami to żadna przyjemność (śmiech). W sobotę mieliśmy ciężki mecz z Elaną Toruń, a kilka dni później daliśmy z siebie maksa z Zagłębiem. Organizm w pewnym momencie się buntował, stąd te skurcze – mówił nam Mateusz Wzięch, który zwrócił uwagę na jedną ważną rzecz – przygotowanie motoryczne. Organizmy tych trzecioligowych zawodników nie są przyzwyczajone do tak intensywnego wysiłku. Głowa chciała, ale nogi niekoniecznie.

W pewnym momencie pierwszej połowy wydawało się, że Zagłębie wygra wysoko, bo złapali przewagę, prowadzili 2:1, kontrolowali spotkanie, a Sokół już… oddychał rękawami. Można było odnieść takie wrażenie, że mają dość tego spotkania. Było widać zwątpienie w ich oczach. – Zagłębie trochę nas poprzeciągało z lewej do prawej. Pobiegaliśmy sporo bez piłki i po 30 minutach paru z nas nie miało już sił. Aczkolwiek powiedzieliśmy sobie w przerwie w szatni: “pobawmy się tą piłką”. Wykrzesaliśmy z siebie dodatkową energię i doprowadziliśmy do wyrównania – zaznaczał Wzięch.

Reklama

– Czujemy jednocześnie niedosyt i dumę, bo postawiliśmy się klubowi z Ekstraklasy i byliśmy blisko, żeby go wyeliminować – dodał pomocnik Sokoła. –  Jestem dumny z postawy swoich zawodników. Zagrali bardzo dobry mecz. Na takie spotkanie nie trzeba nikogo motywować, bo każdy marzy o takim meczu, wygrywając Puchar Polski na szczeblu wojewódzkim. Prosiłem swój zespół jedynie o odwagę, żeby nie bali się grać w piłkę. I z tego jestem zadowolony. Wiadomo, im dłużej ten mecz trwał, przygotowanie motoryczne i jakość piłkarska była na korzyść Zagłębia. Jednak swoim zaangażowaniem mieliśmy prawo marzyć, że możemy przejść dalej – mówił Łukasz Cichos, trener gospodarzy.

Z kolei Waldemar Fornalik na pomeczowej konferencji podkreślał, że obawiał się rzutów karnych w tym spotkaniu i użył kilku ciepłych słów w kierunku trzecioligowej drużyny. – Przede wszystkim chciałbym pogratulować trenerowi Sokoła bardzo dobrego meczu i ambitnej postawy. Nie było łatwo dziś awansować. Potwierdza się maksyma, że puchary rządzą się swoimi prawami […] Nie wątpiłem w swój zespół, ale obawiałem się, że może dojść do rzutów karnych, a tam już nie jedna drużyna odpadała. 

Klimat dożynek, swojska atmosfera

W Kleczewie na samym wejściu na stadion czuć było atmosferę wielkiego święta, ale niekoniecznie piłkarskiego. Lokalna społeczność zgromadzona na obiekcie była przygotowana na dobrą zabawę. Pachniało klimatem dożynek. Porozstawiane namioty, krzesła i stoły żywcem wzięte ze Szkoły Podstawowej. Trybuna prasowa wyglądała jak stoisko dla pań z koła dla gospodyń wiejskich, które częstują chlebem ze smalcem i kiszonym ogórkiem.

Tych rarytasów oczywiście nie zabrakło na tym wydarzeniu, ale były umiejscowione w innym miejscu… dla VIP-ów. Idealnie pasowałby tu mem: “Panie Areczku bigosik i kiełbaski są dla zarządu, a dla pana jest suche powietrze”. Aczkolwiek miało to taki swojski klimat. Bigos, kotlety mielone, chleb ze smalcem, ogórki kiszone, a… “Jeśli panowie zechcą napić się wódeczki, to i wódeczka się znajdzie”.

Ma to swój urok. To nie jest hejt. W żadnym wypadku. Gdy na co dzień mamy do czynienia z ekstraklasową piłką, pełnym profesjonalizmem, to taki folklor jest miłą odskocznią. Trochę to przypomina A-klasę, ale za to sam spektakl piłkarski jest na zdecydowanie wyższym poziomie, bo jednak ten Sokół już kilkanaście lat gra w tej III-lidze i coś niecoś potrafi. Zadomowił się na dobre na tym poziomie rozgrywkowym, robi dobrą robotę i gdy jest święto, to bawi się i raduje. A mecz z Zagłębiem Lubin w Pucharze Polski był dla nich czymś wyjątkowym.

–  Od trzynastu lat jesteśmy niezłomnie w III lidze i zawsze staramy się być najbliżej czołówki. Jednak swoją postawą, grą, pokazujemy, że jesteśmy liczącym się zespołem w tej małej, czterotysięcznej społeczności. Jeździmy po większych aglomeracjach i nieraz ucieramy im nosa. Ten mecz po raz kolejny pokazał, że mamy potencjał i udowodniliśmy, że mamy spore ambicje. My możemy rywalizować z najlepszymi! – podkreśla nam prezes Sokoła Grzegorz Dobski.

82-letni spiker Pan Jurek. Pasjonata z Konina, który pokochał Kleczew

Przy małych klubach często pracują ludzie z pasją, którzy poświęcają całe swoje życie klubowi. Gdy zobaczyliśmy na obiekcie Pana Jurka, to od razu pojawiła się myśl: “O! To jest gość, który jest zżyty z Sokołem”. Chodził rozemocjonowany po płycie, zagadywał ludzi, dopytywał, czy czegoś nie potrzeba. Facet pełen energii, który na oko wyglądał na 60-latka, a gdy powiedział, że ma już na karku 82 wiosny, to oczy nam się powiększyły. Niesamowita forma i do tego donośny, niski głos.

Jerzy Nowak od szesnastu lat jest spikerem Sokoła Kleczew, czyli stosunkowo niedługo, patrząc na jego staż życiowy. Mieszka na co dzień w Koninie i tam we wcześniejszych latach pracował w tym zawodzie w lokalnych klubach. I przy okazji od kilkudziesięciu lat jest dziennikarzem. Do Kleczewa dojeżdża samochodem. Ze spikerki w Sokole zarabia okrągłe zero złotych, zero euro. Robi to z pasji, jak sam nam mówi, a do tego polubił społeczność kleczewską i zżył się mocno z tym klubem.

Całe swoje życie byłem między ludźmi, bo taką miałem pracę – dziennikarstwo. Kiedy skończyło piłkarstwo na dobrym poziomie w Koninie, przyjąłem ofertę Michała Wasika i od szesnastu lat jestem z tymi ludźmi w Kleczewie. Dla mnie jest to niezwykle motywujące, że w tym wieku jestem jeszcze komuś do czegoś potrzebny, a z klubem mocno się zżyłem. Sokół ma wyjątkowe miejsce w moim sercu – mówił nam z uśmiechem na twarzy Jerzy Nowak.

Czynnym spikerem jest od 1975 roku. Dalej ma potężny głos, jak on to robi? – Nic wielkiego nie robię z tym głosem. Powiem panu szczerze, że on już mi się tak nie podoba jak kiedyś (śmiech). Może to sztampowe, co teraz zaznaczę, ale ze względów zdrowotnych od czterdziestu lat nie piję żadnego alkoholu i nie palę papierosów – zaznaczał.

Jak się okazuje, Pan Jurek nie jest jedynym pasjonatem działającym w tym klubie. Ich jest wielu i każdy robi to w ramach wolontariatu. – To nie tylko Pan Jurek, tutaj są sami pasjonaci, którzy wkładają wiele serca w ten klub, robiąc to całkowicie za darmo. Jesteśmy wszyscy zgodni, zgrani, bo mamy wspólny cel – Sokół. Szanujemy każdego człowieka, który chce nam pomóc. Gdy ja przychodziłem do klubu, Pan Jurek już tu był i dawał wiele, ja doceniam takich ludzi i co rundę pytam się go: “Panie Jurku, działamy dalej?”. Jeśli ktoś czuje się na siłach i chce dalej pracować, przyjmuję go z otwartymi ramionami. Wiek nie ma znaczenia. Wokół tego klubu panuje taka atmosfera, że mimo niedużego budżetu, możemy robić wielkie rzeczy. Pasja i waleczność nas charakteryzuje, a wiek nas nie ogranicza. Pomagają nam zarówno młodzi, jak i starsi pasjonaci Sokoła – zauważył prezes Sokoła.

– Od szesnastu lat, co pół roku, czekam na ten moment, kiedy usłyszę od prezesa: “Jurek, czas się pożegnać, bo jest na twoje miejsce ktoś młodszy” (śmiech). Chciałbym też jeszcze w tym życiu usiąść sobie na trybunie i pokontemplować. Dalej piszę dla lokalnej gazety i prowadzę spikerkę. Wie pan, trzeba zapisywać zmiany, gole, kartki, a dla mnie jest to już spore obciążenie, które odczuwam coraz bardziej w tym wieku. Tego nie widać z zewnątrz, ale ja muszę bacznie oglądać, notować i mówić o tym. To już nie jest takie łatwe – stwierdza 82-letni spiker.

– W moim wieku teraz jest tak, że ja już niczego nie oczekuję, niczego się nie boję, jestem wolnym człowiekiem. Takie mam wewnętrzne przekonanie i z tym mi dobrze – spuentował Nowak.

Sokół Kleczew klub z małym budżetem, ale wielkim sercem do pracy

Jakie ambicje i możliwości sportowe ma Sokół Kleczew? – Znamy swoje miejsce w szeregu. Dla nas dużym sukcesem jest górna połowa tabeli trzeciej ligi na koniec sezonu. Jesteśmy małą społecznością, gdzie są duże serca i zawsze chcemy wypaść jak najlepiej, co też pokazujemy na co dzień w trzeciej lidze i dzisiaj w starciu z Zagłębiem – stwierdził Dobski.

Sokół Kleczew ma młodą kadrę, która składa się z zawodników, którzy w przeszłości kształcili się w Lechu, Warcie czy Kaliszu. Ściśle współpracują z tymi klubami.–- My mocno współpracujemy z Lechem Poznań, Wartą Poznań czy KKS-em Kalisz. W pobliżu nas jest Konin, czyli miejscowość 70-tysięczna, a mają zespół w piątej lidze. Ubolewam nad tym, że Górnik jest tak nisko, bo ze swoim potencjałem powinien być w drugiej lidze i nas wspierać. Ich rezerwowi zawodnicy ogrywaliby się u nas, a nasi najlepsi szliby do nich. Razem roślibyśmy w siłę – podkreśla.

Jak wygląda ten klub pod względem finansowym? – U nas też nie jest tak do końca kolorowo, bo jesteśmy małą społecznością, ale mamy wokół siebie fajnych ludzi i sponsorów. Gmina nas bardzo wspiera, gdyż 60% naszego budżetu pochodzi właśnie ze środków gminnych. To jest fajna podstawa do tego, żeby móc działać i pozyskiwać kolejne środki. Aczkolwiek powiem uczciwie, że pod względem budżetu jesteśmy trzynastym, czternastym zespołem w naszej lidze. Dlatego dla nas to jest duża rzecz, że możemy rywalizować z dużo większymi od nas – zaznacza prezes klubu.

W klubie też działają ludzie, którzy od wielu lat wspierają finansowo klub, choć nie mają z tego większych korzyści. Miłość do Sokoła i do tej społeczności sprawia, że lokalni sponsorzy chcą tu działać. – Robię to dla mieszkańców, bo jestem też mocno związany z tym miastem i gminą. To nie jest biznes. Tutaj traci się pieniądze na tym poziomie rozgrywkowym, ale robi się to dla dzieci, mieszkańców, kibiców i takich meczów, które zdarzają się raz na jakiś czas. Nigdy nie miałem takiej refleksji, że daję pieniądze i nic z tego nie mam. Bo czerpię z tego satysfakcję i wielką radość. Zachęcam innych sponsorów do wspierania piłki na lokalnym szczeblu, bo to przynosi ogromną satysfakcję – podkreśla nam prezes honorowy Sokoła Kleczew i wieloletni sponsor klubu Michał Wasik. 

***

Wracając do Boccaccia – on w swoich nowelach przedstawia różne aspekty miłości i nadaje im wymiaru człowieczeństwa. Federigo, czyli główny bohater “Sokoła”, żyje w biedocie i poświęca sokoła, swojego wiernego kompana, dlatego, że chce dostojnie ugościć w swoim domu bogatą damę Monnę Giovannę, która przyszła do niego z niespodziewaną wizytą. Nie miał nic do jedzenia, nie mógł jej nic zaoferować, a zrobił obiad z sokoła, gdyż się w niej kochał i chciał jej w jakiś sposób zaimponować. Poświęcił swojego przyjaciela i w późniejszym czasie został wynagrodzony: poślubił wybrankę, która wbrew woli swojej rodziny postanowiła zeswatać się z ubogim człowiekiem, argumentując to słowami: “wolę męża bez majątku niż majątek bez męża”.

W Kleczewie sokół nie został podany obiad – co najwyżej bigos i mielone, nikt nie stracił życia, ale wiele osób poświęca tam zdrowie i czas, żeby temu biednemu Sokołowi, bez wielkiego budżetu wiodło się na piłkarskim szlaku. Pasja i miłość do drużyny bije od ludzi działających przy tym klubie. Byliby w stanie poświęcić “sokoła” jak  Federigo w noweli Boccaccia, żeby tylko kleczewski Sokół funkcjonował. I to jest najpiękniejsze na tym niższym poziomie rozgrywkowym.

Z KLECZEWA – ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

WIĘCEJ O PUCHARZE POLSKI:

Fot. Fotopyk/własne/Sokół Kleczew

Entuzjasta młodzieżowego futbolu. Jest na tym punkcie tak walnięty, że woli oglądać Centralną Ligę Juniorów niż Ekstraklasę. Większą frajdę sprawia mu odkrywanie nowych talentów niż obserwowanie cały czas tych samych twarzy, o których mówi się, że są „solidnymi ligowcami”. Twierdzi, że szkolenie dzieci i młodzieży w Polsce z roku na rok się prężnie rozwija, ale niestety w Ekstraklasie dalej są trenerzy, którzy boją się stawiać na zdolnych młodych chłopaków. Aczkolwiek nie samą juniorską piłką człowiek żyje - masowo pochłania również mecze Premier League, a w jego żyłach płynie niebieska krew sympatyka londyńskiej Chelsea.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Niższe ligi

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

22 komentarzy

Loading...