Ruch Chorzów przegrał już w tym sezonie 0:3 przy Łazienkowskiej, a dziś nie dał rady również trzecioligowym rezerwom stołecznego klubu. Mówienie o sensacji nie będzie przesadą. Szkoda tylko, że wszystko działo się przy praktycznie pustych trybunach.
Puchar Polski to na wstępnym etapie prawdopodobnie najbardziej tajemnicze i niedostępne rozgrywki w Europie. Polsat już wcześniej był mało zaangażowany w promowanie PP, a że ma ostatni rok praw do tego produktu, teraz nawet nie zamierza udawać, że pójdzie po linii najmniejszego oporu tak bardzo, jak to tylko możliwe. W efekcie z większości meczów nie przeprowadzono transmisji, a klubowe kanały nie mogą opublikować skrótów. Oburzenie jest powszechne, niektórzy otwarcie trollują Polsat – jak ŁKS, Stal Rzeszów czy Stal Mielec – a wpisy rozpaczy ze screenami z Flashscore’a pojawiały się nawet na oficjalnym koncie PP (potem zniknęły).
Usunięte 🙂 pic.twitter.com/Um6DC9VKCq
— Michał (nowe konto) (@majkeI1999) September 26, 2023
Trudno znaleźć adekwatne określenia wystarczająco dobitnie określające to, jak marnowany jest potencjał na poszerzenie zainteresowania futbolem w lokalnych społecznościach i na przedstawienie szerszej publiczności wielu mniejszych klubów. Takie rzeczy prawie zawsze są ciekawe, tematy leżą na ulicy.
A jak już wreszcie stacja ze słoneczkiem w logo pokazała gola Jagiellonii w social mediach, to tak wykadrowanego, że nie widzieliśmy strzelca w momencie strzału. Innowacyjne.
Legia Warszawa II – Ruch Chorzów 3:2. Bez kibiców
Teraz doszła, już niezależenie od Polsatu, sprawa z brakiem widzów na trybunach podczas meczu rezerw Legii Warszawa z Ruchem Chorzów. „Niebiescy” po weekendzie otrzymali od gospodarzy pismo informujące, że kibice nie mogą się zjawić w ośrodku treningowym Legii w Urszulinie, mimo braku zakazu ze strony PZPN. Nie silono się na wielkie argumentacje, nie szukano jakichś podkładek, mniej lub bardziej wiarygodnych. Nic z tych rzeczy. Komunikat jest krótki: nikt bez zaproszenia tu nie przyjeżdża, rozpowszechnijcie to u siebie, cześć. I podpis komendanta powiatowego policji w Grodzisku Mazowieckim Wojciecha Bogla.
„Wojskowi” ewidentnie nie zamierzali organizować imprezy masowej w Legia Training Center, bo to koszty, sporo zachodu, może nawet trzeba byłoby sklecić jakąś dodatkową trybunkę. Pytanie, czy w takim razie to wszystko ma sens i czy nie można było przenieść meczu na Łazienkowską, skoro pierwszy zespół Legii w tym samym dniu gra w Szczecinie? Albo przekazać rolę gospodarza Ruchowi? Znów ktoś poszedł na skróty i co z tym ludzie zrobicie.
Tyle dobrze, że przynajmniej przeprowadzono internetową transmisję na kanale Łączy Nas Piłka. A było co oglądać. Młodzi legioniści – bramkarz Jakub Zieliński urodził się 21 lutego 2008 roku (!) – wsparci doświadczeniem Lindsaya Rose’a, Mateusza Możdżenia i Roberta Picha upokorzyli zawodników „Niebieskich”. Jasne, Jarosław Skrobacz nie wystawił najsilniejszego, ale wszystkie nazwiska, na które postawił obserwowaliśmy już w trwającym sezonie Ekstraklasy – niektóre w znacznym wymiarze. Nie jest to więc usprawiedliwienie, a co najwyżej okoliczność łagodząca.
Co zrobił Bielecki?
I wcale nie wyglądało to tak, że rezerwy Legii się murowały, wyszły im trzy kontry lub jakieś stałe fragmenty i się udało. Nie, gospodarze wygrali zasłużenie. Do przerwy mogli prowadzić znacznie wyżej, bo autor gola na 1:0 Maksymilian Stangret jeszcze dwa razy powinien wpisać się na listę strzelców, ale zawodziła u niego decyzyjność. Bardzo dobre okazje mieli też Możdżeń, Wnorowski i Ziółkowski.
W Ruchu wyróżnić można było jedynie dynamicznego i aktywnego Michała Feliksa. To po jego akcji spóźniony ze wślizgiem był Franciszek Saganowski i Tomasz Foszmańczyk wyrównał z rzutu karnego. Poza jedną sytuacją Dominika Steczyka, który niepotrzebnie chciał mijać Zielińskiego, to było wszystko jeśli chodzi o ofensywę „Niebieskich” do przerwy.
Po zmianie Legia II dobrze zaczęła, ponownie objęła prowadzenie, a jeszcze przez chwilę fetowała trzeciego gola, ostatecznie anulowanego ze względu na spalonego. Co do bramki na 2:1, Jakub Bielecki rozwiał wszelkie wątpliwości, czy ma jakieś problemy z wagą. Tylko nimi można wytłumaczyć tak dramatyczny brak skoczności po uderzeniu głową Wańka, z którym każdy ekstraklasowy bramkarz bez problemu powinien sobie poradzić.
Co zrobił Baranowski?
Ruch po kilku zmianach zaczął wreszcie być groźniejszy, szczęśliwie wyrównał po samobóju i miał parę innych szans, ale właśnie w okresie wyraźnej przewagi rezerwowy Adam Ryczkowski bez najmniejszych problemów nawinął wolnego jak wóz z węglem (i to bez bez kompletu kół) Pawła Baranowskiego. Sfinalizował swój rajd strzałem od słupka i to był koniec.
Atmosfera w chorzowskim zespole z pewnością nie jest optymalna. W Ekstraklasie passa meczów bez zwycięstwa wynosi już siedem, teraz jeszcze doszła wstydliwa porażka w krajowym pucharze. Jeżeli nie uda się pokonać Puszczy Niepołomice w najbliższej kolejce, położenie „Niebieskich” stanie się naprawdę nie do pozazdroszczenia.
A dla rezerw Legii gratulacje. Zasłużyły.
CZYTAJ WIĘCEJ O PUCHARZE POLSKI:
- Polscy kibice piłki nożnej, gdy Polsat będzie transmitował co najwyżej fińskie kręgle
- Śląsk bez argumentów w Białymstoku. Jaga gra dalej w Pucharze Polski
- Wieczysta Kraków nie spełnia snów o potędze
Fot. Newspix