ŁKS po dzisiejszym meczu legitymuje się szalonym bilansem na wyjeździe w postaci pięciu meczów, pięciu porażek i 1:9 w bramkach. Ta drużyna, gdy wyjeżdża poza Łódź, jest właściwie pewna przegranej. Czasami wydaje się, że aż szkoda na paliwo, lepiej zostać u siebie, oddawać walkowery, dogadać się jakoś z PZPN-em, żeby nie wykluczał za to z ligi. Ale dziś…? Jak to jest możliwe, że ŁKS nie zremisował, ba, nie wygrał? Przecież to są jakieś czary.
Napiszmy to wyraźnie: beniaminek przyjechał na boisko mistrza Polski i po prostu powinien z tym mistrzem wygrać. Oddał zdecydowanie więcej strzałów – pięć do jednego w celnych – i co oczywiste, miał zdecydowanie więcej okazji. Raków wyglądał tak, jakby uznał, że po strzelonej bramce w ósmej minucie wszystko mu się należy. Że łodzianie powinni się poddać, wyjechać, dać sobie spokój. Samo się wygra.
Nie, panowie, tak nie wygląda futbol. Nikt wam niczego nie da za darmo, nawet jeśli będziecie drużyną z Ligi Mistrzów. Na razie jesteście jednak zespołem z Ligi Europy i gdyby przeciwnik był trochę skuteczniejszy, po prostu dostalibyście w trąbę. A strach się bać, co będzie, jeśli w podobnym stylu zaprezentujecie się z taką Atalantą… Przecież teraz to by się skończyło 1:7.
Na szczęście Rakowa – to był tylko ŁKS. Drużyna, która na szpicy wystawia Tejana, a więc chłopaka wybieganego, ruchliwego, tyle że to nie są biegi przełajowe, a futbol. I niestety do futbolu Tejan zdaje się nie mieć odpowiednich papierów. Dziś musi mieć co najmniej jedną bramkę, przecież miał przed sobą choćby pustą klatkę – jasne, kąt był ostry, ale cholera… Klasowa dziewiątką robi z tego gola. Tejan kimś takim jednak nie jest. Nawet kiedy Vladan Kovacević po prostu podaje mu piłkę.
Tyle że jak Moskal zmienił Tejana – na Juricia – to ten zapisał się w tym meczu, ale nie tak, jak powinien, a czerwoną kartką.
Ależ ananasy, ojej.
Nie tylko Tejan powinien strzelić. Raków miał generalnie masę szczęścia. Raz Racovitan wybija piłkę z linii. Raz Adnan Kovacević kiksuje tak, że obija słupek. W ogóle wracający do Ekstraklasy obrońca na razie nie zachwyca. Nie jest tak, że zagrał same słabe mecze, absolutnie, ale szczerze mówiąc liczyliśmy na więcej. Może potrzebuje trochę czasu, miał przecież kontuzję, natomiast dziś – totalny zapalnik. Połamany Arsenić mógłby wyglądać lepiej.
Co jeszcze martwi w Rakowie to fakt, że jest dość skostniały w ataku. Często nie ma tych błysków, nieprzewidywalności, elementu zaskoczenia. No, ale jak Szwarga z uporem maniaka stawia na Piaseckiego, to trudno się dziwić. Nie do końca rozumiemy, dlaczego dostał dzisiaj 79 minut. Był do zmiany dużo wcześniej. Podobnie – albo jeszcze gorzej – jest z Nowakiem. Gdzie ten gość, który był najskuteczniejszym zawodnikiem Rakowa w zeszłym sezonie? Dlaczego podstawił za siebie brata bliźniaka, z zawodu murarza, pilota lub sprzedawcę obwarzanków, ale na pewno nie piłkarza? Chcemy odpowiedzi.
Oj, brakuje w Rakowie przebojowości Yeboaha, o Ivim nie wspominając. Dziś jest za prosto – podejdą, wrzucą, może będzie gol. Na ŁKS starczyło, w Europie – czy wręcz z lepszymi w Ekstraklasie – tak miło nie będzie.
Zresztą „miło”… Dziś miło też nie było. Powtórzmy: Raków nie powinien wygrać tego meczu. A ŁKS niech sobie pluje w brodę. Jak nie punktuje w takich spotkaniach, to kiedy punktować chce?
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Życie Widzewa po Pawłowskim? Raczej nieszczęśliwe
- Jak Daniel Myśliwiec został trenerem Widzewa? Kulisy sprawy
- „Pan piłkarz na tle Karlstroema”. Fredrik Ulvestad, nowy pomocnik Pogoni
Fot. Newspix