– Cieszy się tą rywalizacją w inny sposób, niż kiedy walczył z Rogerem i Rafą. Gra, jakby nie było żadnej presji i nie czuł się przez niego zagrożony – opowiadał Mats Wilander o potyczkach Novaka Djokovicia z Carlosem Alcarazem. Pierwszy ma 36 lat, drugi 20. W teorii dzielą ich jakieś dwie tenisowe generacje. A jednak na korcie tego kompletnie nie widać. Jest tylko pasjonujący tenis, który być może zobaczymy też w finale US Open.
Carlos Alcaraz w seniorskim tourze pojawił się już w lutym 2020 roku, choć dopiero w kolejnym sezonie zaczął zachwycać szerszą publiczność. Z Djokoviciem mijał się przez dość długi czas, nie trafiał na niego w ważnych turniejach. Przed 2023 rokiem panowie zagrali ze sobą tylko raz – w Madrycie, kiedy triumfował nastoletni jeszcze Carlitos.
Trudno było zatem jakoś łączyć tę dwójkę. Może poza tym, że Serb jest obecnie najlepszy na świecie, a Hiszpan pewnie będzie w przyszłości. Ich drugie starcie nastąpiło jednak w trakcie tegorocznego Roland Garros. Alcaraz był wówczas na fali, przed French Open – poza wpadką w Rzymie – notował znakomite rezultaty. Djoković miał za to – wydawałoby się – nieco gorszy okres, bo nie wyszły mu zawody w stolicy Włoch oraz Monte Carlo.
W tej sytuacji większość ekspertów za wyraźnego faworyta uważała młodszego z tenisistów. A jednak – doszło do rzeczy niespotykanej. Alcaraz, czyli prawdziwy tenisowy gladiator, być może najszybciej biegający po korcie i najmocniejszy fizycznie zawodnik w tourze… nie wytrzymał trudów intensywnej batalii z Djokoviciem. Sam po meczu przyznawał, że zwyczajnie dopadły go skurcze.
Od tamtego momentu minęły nieco ponad dwa miesiące. I już trudno nam sobie wyobrazić decydujący o ważnym tytule mecz, w którym nie oglądamy Nole i Carlitosa. To nowa wielka rywalizacja w tenisie. Pytanie brzmi jedynie: jak długo ona potrwa?
Wędrująca jedynka
Przed startem US Open dzieliło ich w rankingu zaledwie dwadzieścia punktów. Z jedynką został rozstawiony Alcaraz, ale już jest pewne, że… za nieco ponad tydzień straci pozycję światowego lidera. W ubiegłym roku bowiem wygrał zawody w Nowym Jorku, a więc teraz co najwyżej obroni swoje punkty, żadnych “nowych” nie zdobywając. Djokovicia tymczasem zabrakło w USA z powodu zasad covidowych. Już na ten moment (awansował do 3. rundy) powiększył zatem swój dorobek z US Open z poprzedniego sezonu.
Taka sytuacja to nic nowego, bo Nole i Carlitos wielokrotnie zmieniali się już jako pierwsza rakieta świata. Hiszpan liderem zestawienia ATP po raz pierwszy został we wrześniu 2022 roku. Po dwudziestu tygodniach spadł na drugie miejsce, za Djokovicia. Potem wrócił na szczyt. Następnie znowu z niego spadł. Ponownie wrócił. Spadł. Wrócił. I teraz, po US Open, po raz kolejny spadnie.
Kiedy ostatni raz obserwowaliśmy takie zawirowania, jeśli chodzi o pozycję lidera globalnego rankingu? Prawdopodobnie w 2018 roku, kiedy o prym walczyli Roger Federer oraz Rafael Nadal (sześć zmian lidera), aż w końcu sezon jako jedynka kończył właśnie Djoković.
We wrześniu 2023 roku Serb już po raz… dziesiąty w karierze awansuje na najwyższe miejsce w zestawieniu ATP. Co też działa na ambicje Alcaraza:
– To mój cel, jeśli mam być szczery – odzyskać fotel lidera rankingu – opowiadał w trakcie konferencji prasowej. – Mówiłem już wcześniej, że mamy pod tym względem z Novakiem naprawdę fajną batalię. Wiedziałem, że stracę jedynkę po US Open. Ale kiedy turniej się zakończy, będę starał się jak najszybciej ją odzyskać. Będę na tym pracował.
Sytuacja byłaby oczywiście inna, gdyby Hiszpan wygrał sierpniowy finał turnieju rangi ATP 1000 w Cincinnati. Wówczas jednak Nole obronił piłkę meczową, aż wreszcie po niemal czterech godzinach walki zamknął spotkanie na swoją korzyść. To był mecz sezonu. Mecz, którego poziom był przynajmniej tak wysoki, jak w trakcie wcześniejszego starcia Carlitosa i Nole w finale Wimbledonu.
Djoković tego potrzebował?
W lipcu Alcaraz nie tylko pokonał Djokovicia na największej możliwie scenie, ale pozbawił go kilku wyjątkowych osiągnięć. Co tu dużo gadać: to była dotkliwa porażka Nole. Nie tylko nie zdobył swojego 24. tytułu wielkoszlemowego, w czym zrównałby się z Margaret Court, singlową liderką wszech czasów pod tym względem. Ale nie wyrównał dwóch rekordów Rogera Federera: w liczbie triumfów (osiem) w Wimbledonie, a także triumfów z rzędu (pięć). No i na deser: po raz kolejny stracił szansę na zdobycie mitycznego już Wielkiego Szlema.
Trudno wskazać inny mecz, który miał taką wagę. Wielu zawodników na miejscu Djokovicia potrzebowałoby sporo czasu, żeby dojść do siebie i przetrawić to, co się stało. Ale nie on. Ba, według ekspertów, po porażce z Alcarazem Nole zyskał dodatkową motywację.
– Novak znalazł kogoś, kto sprawdza jego limity – mówiła dla Eurosportu Justine Henin, wielokrotna mistrzyni wielkoszlemowa. – Widzieliśmy, jak rozczarowany był na Wimbledonie. Ale teraz chce wrócić, pokonać go [Alcaraza] i się tym cieszyć, wygrywać więcej Szlemów. Ta rywalizacja jest najlepszym, co mogło nas spotkać. Widać, że Novak się nią cieszy, a presja schodzi na dalszy plan. W US Open na pewno będzie w każdym meczu grał na 200 procent.
Podobnego zdania jest Mats Wilander, twarz Eurosportu i były wybitny tenisista, który zauważył, że Djoković czerpie obecnie wyjątkową radość z gry na kortach: – Cieszy się tą rywalizacją w inny sposób, niż kiedy walczył z Rogerem i Rafą. Gra jakby nie było żadnej presji i nie czuł się przez niego zagrożony. Myśli sobie: mam 36 lat, a on 20. Tak, będzie numerem jeden na świecie, ale jeszcze nie teraz. Uważam, że dla Novaka to czysta przyjemność. Dlatego tak walczył do ostatnich piłek w Cincinnati.
To ciekawa teoria. W czasach “Wielkiej Trójki” Djoković robił wszystko, żeby być lepszym od Federera i Nadala. Potem momentami rywalizował sam ze sobą, będąc poza zasięgiem reszty stawki i chcąc pobić rekord wygranych Szlemów. Obecnie natomiast wie, że nie ma nic do stracenia. W teorii jako 36-latek nie powinien wygrywać ze znacznie młodszym, przyszłym dominatorem touru. A jednak jest w stanie to robić – stąd “radość”, o której wspominają Henin oraz Wilander.
Osobna sprawa jest oczywiście taka, że Alcaraz stanowi dla Djokovicia naprawdę godnego rywala. Kogoś, kto jest w stanie pokonać go na każdej nawierzchni, każdego dnia, w każdym turnieju. To może tylko nakręcać 23-krotnego mistrza wielkoszlemowego do rywalizacji i chęci pozostania na szczycie.
Część piąta w US Open?
Djoković i Alcaraz wielokrotnie wypowiadali się o sobie w samych superlatywach. Czy Serb mógłby dać młodszemu rywalowi większy komplement, niż kiedy powiedział, że ten ma wszystko co najlepsze z każdego z członków Wielkiej Trójki? Pokora i podziw są też oczywiście widoczne u Hiszpana. Tak jak oni zachwycają się sobą, tak nimi zachwyca się reszta touru.
– Kiedy Carlos przegrywał z Hubim Hurkaczem w Cincinnati, był seta do tyłu, to i tak się uśmiechał. Myślę, że to rzecz, której szczególnie nauczyłam się z ich meczów: cieszenia się tenisem. Sama oczywiście uwielbiam rywalizować na korcie, ale to momentami u mnie znikało. Teraz po prostu staram się “mieć fun” – opowiadała Cori Gauff. – To coś niesamowitego. Oni [Alcaraz i Djoković] testują limity tej dyscypliny. Przełamują kolejne bariery.
Na ten moment bilans bezpośrednich meczów Hiszpana i Serba to 2:2. Czy w US Open dojdzie do ich piątego pojedynku? Bardzo możliwe, ale o takim scenariuszu nie chce słyszeć jeszcze starszy z tenisistów. – Myślę, że to brak szacunku do kolejnego rywala – myśleć już o tym, kogo spotkam w finale. Być może, ponieważ miałem ogromne sukcesy, uważasz, że mógłbym planować, co mnie czeka w późniejszych fazach turnieju. Ale takie podejście nigdy do mnie nie przemawiało.
Rzut oka na drabinkę turnieju w Nowym Jorku powie nam jednak wiele. Ze “strony” Djokovicia porażek doznali już Holger Rune, Casper Ruud oraz Stefanos Tsitsipas. W tej sytuacji najgroźniejszym rywalem, jakiego Serb może spotkać przed finałem US Open, jest prawdopodobnie Taylor Fritz. A więc zawodnik, z którym Nole wygrał… siedem z siedmiu pojedynków. Na papierze znacznie większe wyzwania czekają Alcaraza. On przede wszystkim może zmierzyć się z Jannikiem Sinnerem, Andriejem Rublowem oraz Daniiłem Miedwiediewem. Z pierwszym w przeszłości stoczył już sporo pasjonujących pojedynków, ale Włoch ma tym sezonie poważne wahania formy. Rublow w teorii może pokonać każdego, ale nigdy jeszcze nie awansował do 1/2 turnieju wielkoszlemowego. A Miedwiediew niezbyt odnajduje się w meczach przeciwko Alcarazowi. W Wimbledonie został przez niego wręcz zdemolowany (porażka 3:6, 3:6, 3:6).
Trudno zatem już nie myśleć o kolejnym finale Djokovicia z Alcarazem. Ale oczywiście – nawet w męskim tenisie zdarzają się spore niespodzianki. Co wiemy natomiast już teraz? Hiszpan zdążył pokonać w tegorocznym US Open Dominika Koepfera oraz Lloyda Harrisa. Serb ma natomiast za sobą zwycięstwa z Alexandrem Mullerem oraz Bernabą Zapatą Mirallesem. Obaj nie stracili jeszcze seta.
Kiedy kończy się termin ważności?
Nie ma co ukrywać, jesteśmy świadkami ciekawego momentu w światowym tenisie. Pesele są jednak nieubłagane. Djoković prędzej czy później będzie musiał ustąpić znacznie młodszemu rywalowi. A Alcaraz pewnie znajdzie sobie nowego godnego przeciwnika, być może urodzonego już w XXI wieku. Jak wyjątkowa jest jednak obecna rywalizacja dwóch zawodników znajdujących się w tak innym fragmencie kariery? Poniekąd możemy porównać ją do tego, co działo się w finale piłkarskiego mundialu – kiedy na przeciwko siebie stanęli Lionel Messi oraz Kylian Mbappe. Albo obrazków z NBA – gdzie LeBron James też od dawna staje w szranki i nie ustępuje znacznie młodszym koszykarzom.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
W sporcie, który jest tak oparty na przygotowaniu fizycznym oraz wydolności, jak tenis, różnica szesnastu lat jest wręcz monstrualna. Między Djokovicia i Alcaraza możemy umieścić dwie generacje tenisistów. Po pierwsze, tak zwany Lost Gen (Grigor Dimitrow, Kei Nishikori, Milos Raonic etc.), który przez dominację Wielkiej Trójki nie posmakował wielkoszlemowych triumfów. Po drugie, Next Gen, czyli grupę niezwykle utalentowanych graczy urodzonych głównie w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych (m.in. Daniił Miedwiediew, Stefanos Tsitsipas, Alexander Zverev).
Innymi słowy: warto podziwiać to, co robią obecnie Djoković i Alcaraz. Bo taka rywalizacja może się długo nie powtórzyć. Ba, może się też prędko zakończyć. Bo albo przemijający czas w końcu dopadnie Serba, albo Carlitos stanie się po prostu zbyt mocny dla każdego tenisisty na świecie.
Fot. Newspix.pl
Czytaj więcej o tenisie: