Reklama

Diabeł tkwi w szczegółach, czyli duńska metoda na sukces

Maciej Szełęga

Autor:Maciej Szełęga

31 sierpnia 2023, 13:23 • 10 min czytania 5 komentarzy

Niecałe sześć milionów mieszkańców, reprezentanci kraju w każdej z pięciu czołowych lig europejskich, zielone słupki w Excelach prezesów, wyjątkowy sposób na skauting oraz promocja młodzieży, której zazdroszczą giganci. Przez ostatnie lata piłka nożna w Danii przeżywa swój rozkwit, renesans. Oprócz sukcesu na EURO 2020, w rozgrywkach klubowych pojawiło się wiele fascynujących postaci, a co za tym idzie – projektów, które pozwalają skandynawskiej piłce na realizację marzeń (choćby w drobnym stopniu) o potędze sprzed lat. Tak więc – gdzie duńskie zespoły szukają przewagi nad swoimi rywalami? Odpowiedź jest prosta – wszędzie, gdzie tylko się da.

Diabeł tkwi w szczegółach, czyli duńska metoda na sukces

INWESTYCJA W PRZYSZŁOŚĆ

Kiedy Jacek Magiera oznajmił na konferencji prasowej, że pieniądze zaoszczędzone po odejściu Dennisa Jastrzembskiego zostaną przeznaczone na dział skautingu, reakcja kibiców była raczej… negatywna. Duża część fanów odebrała tę wiadomość jako przejaw skąpstwa i braku ambicji. W Danii takie działania są jednak nierozłączną częścią rozwoju klubu. I tutaj kłania się nam anegdota z szeregów FC Nordsjaelland, którą doskonale opisał portal „Breaking the lines”.

W 2019 roku Bologna zapłaciła ponad sześć milionów euro za Andreasa Skov Olsena. Transakcja odbyła się na normalnych, uczciwych warunkach – wedle wcześniejszej umowy, klub otrzymał środki już pod koniec lipca. Gdy poza granicami kraju panowało transferowe szaleństwo (tego lata Hazard trafił do Realu, Joao Felix do Atletico, a Griezmann do Barcelony) zarząd FCN postanowił jednak zainwestować większość funduszy w rozbudowę akademii. Dzięki temu ośrodek treningowy Nordsjaelland został poszerzony o ponad 1100 metrów kwadratowych. Dobudowano wówczas nowe szatnie, gabinety, siłownię, a nawet… specjalny pokój do modlitwy, w którym zawodnicy mogą się wyciszyć przed zajęciami.

Reklama

Gdy spojrzymy w kierunku Ekstraklasy, podobnym schematem działania dysponuje Lech Poznań, który stara się ulepszać warunki akademii we Wronkach. Mówimy jednak o zupełnie innych kwotach. Szczególnie że w duńskich realiach rozwój szkółek napędza konkurencja. FC Kopenhaga coraz częściej wypuszcza w świat swoich wychowanków, a Midtjylland zapisało się w CV graczy takich jak Frank Onyeka (Brentford) czy Gustav Isaksen (Lazio). Ich transfery wzbogaciły klubową kasę o ponad 10 milionów euro. Księgowa musiała być zadowolona.

SMYKAŁKA DO SKAUTINGU

Aby sprzedawać drogo, potrzebna jest jednak marka. Świadomość, że dany klub potrafi wypromować potencjalną gwiazdę, może być ważniejsza od udanej kampanii w europejskich pucharach. To znak jakości, który winduje cenę każdego kolejnego wychowanka. Ostatnie lata pokazały, że czołówka Superligaen została pozytywnie zweryfikowana przez rynek. Nawet jeżeli gracze pokroju Emre Mora czy też Pione Sisto nie spełnili pokładanej w nich nadziei.

– Jeden z moich kolegów pracował w Ajaksie Amsterdam i zostawił tę pracę, żeby trafić do Midtjylland. Inny zbierał szlify w młodzieżówkach FC Porto, ale stwierdził, że skoro to Midtjylland, to musi spróbować. Pracowałem w bardzo międzynarodowej grupie, był chłopak z Australii, Amerykanin, dwóch Kolumbijczyków, Portugalczyk, Grek, Polak, Holender, Irlandczyk, nawet osoba, która pracowała w Premier League – opowiadał nam nie tak dawno polski skaut, Robert Tarka, który okres swojej pracy w Midtjylland porównał do studiowania na Harvardzie. Drużyna z Jutlandii postrzegana jest dziś jako jeden z ciekawszych projektów w tej części Europy.

Poza tym, dzięki tak szerokiej grupie skautów z różnych krajów oraz kultur klub może z łatwością przełamywać granice. Ekipa „Wilków” aktywnie działa w odległej Brazylii, a ostatnio przeprowadziła nawet dwa transfery z Korei Południowej. W ten oto sposób swoją pierwszą przygodę z europejskim futbolem rozpoczlęi Gue-sung Cho oraz Han-beom Lee.

Reklama

Pod kątem potencjału sprzedażowego, zdecydowanie najbardziej opłacalnym kierunkiem dla Duńczyków stała się jednak Afryka. To prawdziwa kolebka FC Nordsjaelland, obecnych wicemistrzów kraju. Jak wygląda to w praktyce? Kluczem jest współpraca z akademią „Right to Dream”, która za sprawą Djimiego Traore (były gracz Liverpoolu) oraz Toma Vernona (inwestor, pomysłodawca projektu) od 2015 roku wspólnie dąży do ekspozycji afrykańskich talentów (głównie z Ghany oraz Wybrzeża Kości Słoniowej) na skalę światową. Z naprawdę niezłym skutkiem.

Dzięki ścisłym powiązaniom z RTD Duńczycy wychowali, a następnie sprzedali już czterech graczy za kwotę powyżej trzech milionów euro:

  1. Kamaldeen Sulemana – 17 mln euro (21/22 – Rennes)
  2. Mohammed Kudus – 9 mln euro (2020/21 – Ajax)
  3. Simon Adingra – 8 mln euro (2022/23 – Brighton)
  4. Isaac Atanga – 3,6 mln euro (2020/21 – FC Cincinnati)

Podobną drogą poszedł ostatnio także Ernest Nuamah, za którego Lyon (albo raczej John Textor, patrząc na liczne kombinacje związane z tym ruchem) zapłacił około 25 milionów euro. Dzięki temu „Tygrysy” po raz kolejny pobiły swój rekord sprzedaży. Nie wynika to jednak z przypadku. Aby wspomóc proces aklimatyzacji zagranicznych gwiazd, Nordsjaelland zatrudniło nawet… Michaela Essiena. Ghańczyk pełni funkcję asystenta trenera od 2020, nadzorując progres najbardziej utalentowanych rodaków.

ROZWÓJ BEZ PRESJI

Skoro Duńczycy są tak bezpośredni, a skauting opierają na liczbach i zaawansowanych statystykach, ich sposób szkolenia musi być nieludzki. Od najmłodszych lat tylko tabelki i wykresy…

Wręcz przeciwnie. Bardzo możliwe, że sytuacja o której wspominał Szymon Włodarczyk na kanale Foot Truck (odrzucenie z akademii Legii Warszawa i brutalna selekcja) w szkółce Midtjylland czy też Broendby zostałaby rozegrana bardziej dyplomatycznie. Tak, aby nie zostawiać dziecka z niczym. Bez perspektyw. Szczególnie że w rozgrywkach młodzieżowych, Duńczycy praktykują odmienny system oceniania:

– Zawody młodzieżowe skupiają się przede wszystkim na stworzeniu środowiska do rozwoju, a nie wyścigu o jak najlepszy wynik. Miejsca poszczególnych drużyn w tabeli opierają się na jakości ich szkolenia (w ramach systemu licencjonowania, który jest poddawany corocznemu przeglądowi). W klasyfikacji klubów pomaga nam również system gwiazdek. Oznacza to, że zespoły z największą liczbą gwiazdek zostają dopuszczone do rozgrywek U-19, U-17 i U-15 – mówi Hesterine de Reus, konsultantka FIFA, nadzorująca przebieg szkolenia.

Takie rozwiązanie wymaga ścisłej współpracy między federacją, radą nadzorczą ligi, a poszczególnymi klubami. Szczególnie gdy ocena szkółek (a co za tym idzie – gratyfikacja finansowa) ma być zależna od promocji talentów, a nie boiskowych wyników. Sam schemat jest jednak na tyle interesujący, że zyskał uznanie Arsene’a Wengera.

JASNY PLAN

Według najnowszego raportu ONZ, Duńczycy są drugim najszczęśliwszym narodem świata. Pod względem satysfakcji z życia ustępują jedynie Finom, którzy przewodzą w rankingu niezmiennie od sześciu lat. Jaki jest więc sekret nordyckiego szczęścia? W 2014 roku Malene Rydahl spróbowała odpowiedzieć na to pytanie w książce „Szczęśliwy jak Duńczyk”. Autorka postawiła wówczas 10 tez, które miały definiować wyjątkowość jej rodaków.

Jedną z nich były realistyczne oczekiwania wobec życia, a co za tym idzie – stawianie przed sobą jasnych celów.

Bingo.

Z pewnością jest to cecha, która wyróżnia wielu prezesów, dyrektorów sportowych oraz trenerów, pracujących na co dzień przy duńskiej piłce. Strony internetowe największych drużyn w kraju przypominają broszury, z których kibice mogą dowiedzieć się niemal wszystkiego o funkcjonowaniu akademii, planach na najbliższe lata czy też celach transferowych. Przedstawiciele klubów wypowiadają się dosyć jasno, a specjaliści od PR-u czy social mediów nie pracują tu na bezpłatnym stażu (a wiemy, że różnie z tym bywa).

Przykład? Jak już wspominaliśmy w naszej zeszłotygodniowej analizie, FC Kopenhaga chce od 2022 do 2027 roku:

  • Wygrywać mistrzostwo kraju co roku
  • Co dwa lata grać w Lidze Mistrzów
  • Sukcesywnie powiększać swój budżet transferowy
  • Odważniej postawić na rozwój kobiecej piłki (w najbliższym czasie ma powstać żeńska sekcja klubu)

FC Nordsjaelland rozpisuje się natomiast o profilu swojej akademii:

– Głównym celem szkółki FC Nordsaelland jest utrzymanie pierwszego miejsca w lidze pod względem rozwoju zawodników gotowych do debiutu w Superligaen. To właśnie dlatego nasz klub zawsze będzie stawiał na młodych, perspektywicznych graczy. W obecnej kadrze FCN ponad 50% piłkarzy ma za sobą epizod w klubowej akademii. Jesteśmy z tego dumni.

We wspomnianej formułce kryje się jednak dość oczywisty cel – maksymalizacja kontroli nad działaniami drużyny. Odchodzi Onyeka, pojawia się Onyedika – tak jak w Midtjylland. Odchodzi Zeca, pojawia się Clem – tak jak w Kopenhadze. Odchodzi Adingra, pojawia się Nuamah – tak jak w Nordsjaelland. Zaplecze w postaci silnej akademii potrafi dać niesamowity komfort pracy. Zarówno dla trenera, jak i dyrektora sportowego klubu.

To trochę tak, jak w przypadku Pepa Guardioli, żegnającego ze łzami w oczach „Kuna” Aguero. We cannot replace him – zapewniał podczas wywiadu, który już wkrótce stał się internetowym memem. Głównie dlatego, że Aguero został zastąpiony jeszcze tego samego lata (do klubu trafił wówczas Julian Alvarez).

I życie toczy się dalej.

– Pamiętajcie, profesjonalizm nigdy nie jest dziełem przypadku. Pasja rodzi profesjonalizm. Profesjonalizm daje jakość, a jakość to jest luksus w życiu – opowiadał psycholog Jacek Walkiewicz podczas swojego wykładu „Pełna moc możliwości”. Owy profesjonalizm, dogłębna analiza danych i szeroki plan na rozwój ma więc swoje podłoże w pasji. Tej samej pasji, która została zakorzeniona w Duńczykach pod koniec zeszłego wieku.

MIĘDZYPOKOLENIOWA MIŁOŚĆ

Szalone lata dziewięćdziesiąte – tak, to właśnie wtedy duńska miłość do piłki nożnej zaczęła przybierać współczesny wymiar. Począwszy od historycznego sukcesu na EURO, aż po wielki boom na angielską piłkę i transmisję meczów Premier League w ogólnodostępnej telewizji.

Podczas gdy Włodzimierz Szaranowicz witał się z nami sloganem „Hej, hej tu NBA”, w Danii trwała prawdziwa gorączka futbolu. Nic dziwnego – po triumfie z 1992 roku, na Wyspach Brytyjskich roiło się od nordyckich nazwisk, z którymi komentatorzy toczyli nierówną walkę. Peter Schmeichel (Manchester United), Marc Rieper (West Ham), John „Faxe” Jensen (Arsenal), Jakob Kjeldbjerg (Chelsea), Ronnie Ekelund (Southampton) Jan Moelby (Liverpool) i wielu, wielu innych.

Yussuf Poulsen twierdzi, że jego pierwsze – dość mgliste – wspomnienie związane z futbolem to właśnie obraz taty, fascynującego się rozgrywkami Premier League pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Ojciec Simona Kjaera jest natomiast zagorzałym fanem Liverpoolu. Tatuaż z herbem „The Reds” to jego znak rozpoznawczy.

Kjaer senior nie jest jednak wyjątkiem. Drużyna z Anfield ma bowiem specjalne miejsce w sercach duńskich kibiców. Kiedy ekipa Juergena Kloppa awansowała do finału Ligi Mistrzów w 2018, a następnie 2019 roku, na stadionie Gladsaxe (znajdującym się na przedmieściach Kopenhagi) zorganizowane zostało specjalne wydarzenie, podczas którego fani mogli oglądać swoich ulubieńców na dużym ekranie.

Wschodnią trybunę obiektu zapełniło wówczas ponad cztery tysiące fanów. Nie zabrakło również transparentów, przyśpiewek (również po angielsku, czym zaskoczeni byli przed laty fani Chelsea) i pirotechniki. A to wszystko ponad 1500 kilometrów od siedziby „The Reds”. Kosmos.

Nic więc dziwnego, że skandynawski serwis „BetXpert” rozpisuje się o pozytywnych skutkach fascynacji Premier League w Danii. Kiedy reporter „New York Timesa” – Patrick Kingsley, pojechał do Kopenhagi w 2012 roku, był w szoku, jak dobrze lokalna młodzież posługuje się językiem angielskim. Głównym powodem był rzecz jasna uporządkowany i nowoczesny system edukacji, jednak za pośrednictwem sportu rodziny wielu nastolatków obcowały z brytyjską kulturą już od lat. Potwierdzenie tej tezy można znaleźć w zagranicznej przygodzie Rasmusa Hojlunda. 20-letni Duńczyk płynnie porozumiewał się w języku angielskim już w styczniu 2022 roku – tuż po podpisaniu umowy ze Sturmem Graz.

Dziesięć porażek i siedem zwycięstw (awansów) – to bilans starć polskich drużyn z Duńczykami w europejskich pucharach. Tegoroczne eliminacje potwierdziły, że nasze drogi przecinają się niezwykle często – czy to w przypadku Ligi Mistrzów, Europy, a nawet Konferencji. Warto skorzystać z tej okazji, tak aby wrócić do kraju z konkretnymi wnioskami. Nikt nam przecież nie wmówi, że mamy gorszy potencjał, infrastrukturę czy predyspozycje do gry w piłkę.

Jak mawiał Zbigniew Boniek – problem leży gdzie indziej. I przekłada się często na inne, także pozasportowe obszary naszego życia.

WIĘCEJ O DUŃSKIM FUTBOLU:

Fot.Newspix

W Weszło odpowiada głównie za dział social media, ale w wolnych chwilach nie stroni też od pisania. Doświadczenie w mediach zaczął zbierać jeszcze przed maturą - pracując wówczas dla redakcji Meczyki.pl (choć wszystko zaczęło się od serwisu Futbolowa Rebelia). Tuż po egzaminie został natomiast odkryty przez Mateusza Rokuszewskiego, ówczesnego redaktora naczelnego. Prywatnie kolekcjoner winyli (w większości hip-hopowych), kibic Bodø/Glimt, a także współtwórca trzech przewodników kibica związanych ze skandynawskim futbolem.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Piotr Rzepecki
1
Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Piotr Rzepecki
1
Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Komentarze

5 komentarzy

Loading...