Bartłomiej Wdowik zaczął już swój piąty sezon w Ekstraklasie, ale dopiero teraz staje się postacią wyrastającą ponad jej szarzyznę. Początek rozgrywek ma rewelacyjny i jest jednym z tych, którzy decydują o obliczu Jagiellonii. 22-latek z Olkusza strzelił już dwa efektowne gole z rzutów wolnych i to po jego uderzeniu Nene zdobył sytuacyjną bramkę na wagę zwycięstwa nad Ruchem Chorzów. Rozmawiamy z nim o jego postępach, rosnącym apetycie, szybkim przeskakiwaniu szczebli w piłce seniorskiej, trudnych negocjacjach kontraktowych, rozmowach z ojcem i marzeniach, które stały się celami. Zapraszamy.
*
W ostatnich tygodniach zaczynasz wychodzić z ligowego cienia…
Bramki i asysty pomagają, żeby stawać się coraz ważniejszą postacią w zespole. Czuję, że pewność siebie rośnie i wiem, że muszę brać na siebie większą odpowiedzialność niż kiedyś. Myślę, że z każdym sezonem w Ekstraklasie robię postępy, gram coraz lepiej i w końcu mam naprawdę dobry moment. Liczę na pójście za ciosem.
Już wiosną było widać, że czujesz się pewniej i chętniej podejmujesz odważniejsze decyzje. Kiedy nastąpił ten przełom mentalny?
Trudno wskazać jeden konkretny moment. Po prostu z każdym meczem nabierałem doświadczenia, budowałem poczucie własnej wartości. Dziś mogę powiedzieć, że dobrze już poznałem Ekstraklasę, jeszcze w tej rundzie mogę dobić do stu występów. Czuję się swobodnie na boisku i w szatni. Trzeba było trochę poczekać, ale czas grał na moją korzyść.
Zakładam, że na innych polach też nie próżnowałeś.
Musiałem się jeszcze podciągnąć fizycznie i poprawić grę w defensywie. W tym drugim aspekcie nadal mam sporo do zrobienia, muszę popracować nad ustawianiem się. Z założenia jestem raczej ofensywnym bocznym obrońcą, biję stałe fragmenty i często się podłączam do ataku.
Symptomatyczna była wypowiedź Adriana Siemieńca po wygranej z Ruchem Chorzów. Dziennikarz chwalił cię za konkrety w ofensywie, a on podkreślał, że widzi nie tylko gola czy asystę, ale też dwie groźne straty na początku spotkania.
Dokładnie, rozmawiałem z trenerem na ten temat. Docenia mój wkład w grę do przodu, ale patrzy też na zachowania defensywne, żebym nie gubił koncentracji i intensywności. Podkreśla, bym nie zachłystywał się jednym czy drugim dobrym występem, tylko cały czas chciał iść do przodu. Tak ma funkcjonować cała Jagiellonia.
Powtarzalność 👌
👤 @Jagiellonia1920 pic.twitter.com/1ynzYSWd8f
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) August 29, 2023
W Ruchu Chorzów grałeś głównie jako skrzydłowy, w Odrze Opole z czasem zostałeś przesunięty na lewą obronę, a w Jagiellonii często byłeś lewym wahadłowym. Którą pozycję traktujesz jako swoją koronną?
Ciężko jednoznacznie stwierdzić. Wiadomo, że zagram tak, jak mnie trener ustawi, ale w obecnym systemie jestem lewym obrońcą i chyba ta rola najbardziej mi pasuje. Mogę się regularnie podłączać ofensywnymi wejściami.
Spodziewałeś się tak udanego początku sezonu? Piłkarz czasami czuje, że forma po prostu jest.
Na starcie sezonu wiedziałem, że naprawdę dobrze przepracowałem okres przygotowawczy i jako zespół nie straciliśmy czasu na obozie. Pomijając mecz z Rakowem, cała Jagiellonia gra dobrze, często atakujemy i dominujemy, więc mogę się bardziej wykazać. Jedno wynika z drugiego.
Co do twoich goli można powiedzieć: wreszcie. W zeszłym sezonie byłeś jednym z najczęściej uderzających obrońców w lidze, ale zawsze czegoś brakowało.
Naprawdę się cieszę, że zaczęło wpadać. Regularnie ćwiczę rzuty wolne na treningach i są efekty. Nie mogę jednak oczekiwać wyłączności. Jest też do nich Nene oraz kilku zawodników prawonożnych. Zawsze piłkę bierze ten, który czuje się pewnie. Ja tak teraz mam i nie uciekam od odpowiedzialności. W tamtym sezonie dość często próbowałem, kilka razy było blisko, ale musiałem się zadowolić czterema asystami.
Robiłeś jakieś zakłady, ile konkretów w ofensywie będziesz miał w tym sezonie?
Często z meczu na mecz zakładam się o jakieś drobne prezenty z moją dziewczyną. W drużynie mini-zakład mam z Jesusem Imazem, ale szczegółów nie zdradzę.
Po 0:3 w Częstochowie wydawało się, że przedsezonowe zapowiedzi dotyczące walki o utrzymanie się potwierdzają. Pojawiła się nutka zwątpienia?
Nie. Zupełnie nam ten mecz nie wyszedł, nie pokazaliśmy swoich atutów, nie przełożyliśmy na praktykę tego, co trenowaliśmy na obozie, ale jakby nie było, graliśmy na terenie mistrza Polski. Nie zamierzaliśmy zmieniać swoich założeń po jednym niepowodzeniu. W kolejnych spotkaniach graliśmy już tak, jak zakładaliśmy: odważnie, z dominacją i z konkretami.
Dyrektor sportowy Łukasz Masłowski przed sezonem mówił, że Jagiellonia ma być solidną drużyną środka tabeli…
Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, jesteśmy liderem, ale nie możemy zbyt mocno wybiegać do przodu. To nigdy nie pomaga, bo mogą ci uciec cele krótkoterminowe, czyli najbliższy rywal i mecz. Teraz liczy się wyjazd do Wrocławia. W środę Śląsk gra z Pogonią i z zainteresowaniem będę to oglądał. Każde kolejne spotkanie będzie weryfikowało, na co nas stać.
Ktoś w kontrze może stwierdzić, że 12 punktów zdobyliście z niżej notowanymi rywalami.
Każdy, kto ogląda Ekstraklasę powinien wiedzieć, że nie ma w niej oczywistych wygranych. Każdy z każdym może zapunktować. Gdyby to wszystko było takie proste, Legia nie straciłaby punktów z Puszczą, a Piast z Ruchem. Te ekipy sprawią jeszcze niejedną niespodziankę. Nasza liga jest specyficzna, praktycznie połowa drużyn przez większość sezonu w pierwszej kolejności walczy o utrzymanie.
Kolejne szczeble w piłce seniorskiej pokonywałeś bardzo szybko. 500 minut w II lidze w debiutanckim sezonie w Ruchu Chorzów, potem pół roku w pierwszoligowej Odrze Opole i transfer do Jagiellonii. Nie za szybko?
Może nie tyle za szybko, co na pewno w takim tempie, że musiałem się z Ekstraklasą oswoić. Na początku trochę grałem, trochę siedziałem na ławce i stopniowo liczba minut się zwiększała. A wtedy, jak mówiliśmy, siłą rzeczy nabierasz pewności i jesteś w stanie brać na siebie coraz większą odpowiedzialność. W każdym razie, nie było momentu, w którym pomyślałbym, że Ekstraklasa to dla mnie za wysokie progi albo lepiej byłoby odejść gdzieś na wypożyczenie. Widziałem, że na treningach nie odstaję i prędzej czy później mój czas nadejdzie.
Z Ruchu Chorzów odszedłeś po spadku do III ligi, czyli przed największym tąpnięciem. Tym bardziej musiałeś być w pozytywnym szoku, patrząc na dalsze losy „Niebieskich”.
Nie ma co ukrywać, wszystkie sprawy w Ruchu zmierzały wtedy w złym kierunku. Błyskawicznie udało się odbudować, nikt nie oczekiwał trzech awansów z rzędu. Super, że tak wyszło, bo miejsce Ruchu jest w Ekstraklasie. Sentyment do tego klubu pozostaje, w nim się ukształtowałem i wiele się nauczyłem. Nadal śledzę jego losy. Teraz niech jeszcze przy Cichej wybudują nowy stadion zgodnie z zapowiedziami. Kibice na to zasługują.
Gdy ostatnio graliśmy z Ruchem, skłamałbym, gdybym powiedział, że był to mecz jak każdy inny. Pojawiła się dodatkowa nutka ekscytacji. Na trybunach siedzieli moi znajomi i trenerzy z tamtych czasów. Miło było wrócić, zagrać przed tymi kibicami i ostatecznie wygrać dzięki mojej asyście.
Gdy zapowiadało się na twoje odejście z Odry, pisano też o zainteresowaniu Lechii, Pogoni czy Rakowa. Dlaczego wybrałeś Jagiellonię?
Faktycznie wszystkie te nazwy gdzieś się przewijały. Moi agenci informowali, że jest zainteresowanie ze strony tych klubów i być może jeszcze przed końcem zimowego obozu wyjadę tam, gdzie będą najbardziej konkretni. No i faktycznie, niedługo potem dostałem telefon, że Jagiellonia jest zdeterminowana do transferu i ma na mnie ciekawy plan. Kluby szybko się porozumiały, pożegnałem się z chłopakami na obozie i po podpisaniu kontraktu poleciałem na przygotowania z „Jagą” do Turcji.
Nie było tak, że miałem na stole kilka ofert i musiałem wybierać. Inni wyrażali zainteresowanie, toczono jakieś rozmowy, ale nie weszło to na etap przedstawiania warunków kontraktowych.
Plan Jagiellonii pokrył się z praktyką?
Myślę, że tak. Początki były trudne, przychodząc do „Jagi” nie miałem rozegranych nawet czterdziestu meczów w seniorskiej piłce, a drużyna raczej nie walczyła o wyższe cele. Wierzę jednak, że nadchodzi lepszy czas – i dla mnie, i dla Jagiellonii.
W lutym przedłużyłeś kontrakt do 2025 roku. Łukasz Masłowski przyznawał, że były to długie i trudne negocjacje. Na czym polegała ta trudność: warunki finansowe, długość umowy, jakieś klauzule?
W sumie na wszystkim po trochu. Kontrakt po ostatnim sezonie mi wygasał. Rozmowy toczyły się już latem ubiegłego roku i akurat pod koniec sierpnia doznałem kontuzji, przez którą wypadłem na miesiąc. Po powrocie przez jakiś czas wchodziłem z ławki lub na niej siedziałem, więc trudno było stwierdzić, w jakiej jestem formie i ile aktualnie mogę wnieść do drużyny. Wiosną wysyłałem już sygnały, że mogę być ważną postacią w zespole. Sprawa się przeciągała i przeciągała, ale najważniejsze, że udało się dogadać i każda strona jest zadowolona.
Brałeś pod uwagę wyjazd za granicę czy nie czułeś się gotowy?
Pojawiały się zapytania spoza Polski, myślałem o nich, ale doszedłem do wniosku, że na to jeszcze przyjdzie czas. Chcę najpierw więcej pokazać w Ekstraklasie. Skupiam się na tym, co jest teraz i zobaczymy, co przyniesie przyszłość.
Zgaduję, że twój najtrudniejszy moment w Jagiellonii to początek sezonu 2021/22. Straciłeś status młodzieżowca, dopiero budowałeś swoją pozycję i jak na złość, przytrafił ci się uraz stopy, wykluczający z gry na dwa miesiące.
Był to trudny okres. Zdrowie w piłce jest najważniejsze, to punkt wyjścia do innych działań, a wtedy go nie miałem. Ta kontuzja na pewno nieco mnie spowolniła, ale nie pojawiały się jakieś czarne myśli dotyczące mojej przyszłości. Całą koncentrację skierowałem na powrót do gry.
Przepis o młodzieżowcu ci pomógł?
Bardzo możliwe. Być może bez niego Jagiellonia tak szybko nie wyciągnęłaby mnie z I ligi, a nawet jeśli, to dłużej czekałbym na szansę. Kluby Ekstraklasy chętniej biorą chłopaków z niższych lig i akademii, muszą bardziej patrzyć na młodzież. Inna sprawa, co ty potem z tym zrobisz.
U zawodników mile widziane są cechy charakterystyczne, jakiś zdecydowany wyróżnik. Twoim prędzej mogą być gole z rzutów wolnych czy asysty po stałych fragmentach?
Najlepiej gole, bardziej zapadają w pamięć, ale na taką opinię jeszcze muszę sobie zapracować. Dwie bramki to za mało, żeby zostać uznanym za specjalistę w tym elemencie. Ci najlepsi są regularni i powtarzalni, do tego trzeba dążyć.
Ile procent zasług ma tu twój tata, który dawał ci rady dotyczące strzałów?
Byłby to spory procent. Mamy kontakt na bieżąco, praktycznie po każdym meczu rozmawiamy i zawsze jakieś wskazówki przekaże. Zdarzało się, że doradzał, jak ułożyć stopę i tak dalej. Nie zawsze przekładało się to na boisko, ale zawsze są to cenne spostrzeżenia. Nie chodzi o jakieś niesamowicie odkrywcze rzeczy – uderz nad murem, patrz na ustawienie bramkarza – wielkich oczu nie robię, ale wie, o czym mówi. Pamiętam, że gdy grał w niższych ligach jeździłem na jego mecze i strzelał bardzo ładne gole. Generalnie jest szczery w opiniach. Jak jest za co pochwalić, to chwali, jak trzeba skrytykować, to skrytykuje. Często do tych rozmów dołącza brat, z którym tata ogląda moje mecze.
W drugoligowym Ruchu pewnie twoim celem była gra w Ekstraklasie. A co dziś jest celem?
Chyba jak każdy zawodnik na tym poziomie chciałbym zagrać w dorosłej reprezentacji Polski. Kiedyś to mogło być tylko marzeniem, dziś mogę to już traktować jako cel, jako coś realnego. Wierzę, że jeśli będę się regularnie wyróżniał w Ekstraklasie, to zostanę dostrzeżony. Na razie zagrałem dwa mecze w kadrze U-20 i jeden w U-21. Chciałoby się więcej, ale doceniam, że w ogóle się tam pojawiłem. Z lig zagranicznych nadal najbardziej podoba mi się Premier League, ale nie zamykam się na inne kierunki (śmiech).
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
CZYTAJ WIĘCEJ O JAGIELLONII:
- Mystkowski: – Zawsze byłem pokorny, może czasami aż za bardzo [WYWIAD]
- Masłowski: – Jagiellonia ma być solidną drużyną środka tabeli [WYWIAD]
- Pertkiewicz: – Sprawa stadionu niepotrzebnie nabrzmiała aż do takich rozmiarów [WYWIAD]
Fot. FotoPyK/Newspix