Reklama

XX Memoriał Wagnera, czyli spokojnie, to tylko ćwiczenia [REPORTAŻ]

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

21 sierpnia 2023, 16:19 • 11 min czytania 2 komentarze

Na scenie stoją obok siebie, okupując pierwszy stopień podium. Choć plotki głoszą, że Fefe już dawno odpuścił prowadzenie drużyn według żołnierskiego rygoru, to średniego wzrostu szkoleniowiec przy rosłym Alessandro Michieletto wygląda niczym generał stojący obok najwierniejszego grenadiera. – Szanowni państwo, mam złą i dobrą wiadomość – rzekł do mikrofonu Jacek Majchrowski – Zła jest taka, że XX Memoriał Wagnera uznaję za zamknięty. Dobra to ta, że serdecznie zapraszamy za rok – zakończył prezydent miasta Krakowa. Choć beznamiętny ton jego głosu skutecznie zabił wypowiadany żart, to możemy stwierdzić, że nie potrzeba komediowych akcentów, by zachęcić kibiców do ponownego odwiedzenia Tauron Areny. A obecny, jubileuszowy turniej, był tego przykładem. Ale zacznijmy od początku…

XX Memoriał Wagnera, czyli spokojnie, to tylko ćwiczenia [REPORTAŻ]

„JESTEŚMY TU DLA NICH”

Kiedy zmierzałem w stronę miejsca, w którym odbywał się XX Memoriał Wagnera, już liczba kibiców przyodzianych w barwy, spacerujących po sąsiadującym z krakowską halą Parku Lotników Polskich, zdradzała rangę tego wydarzenia. Jasne, to tylko turniej towarzyski. W dodatku sami polscy siatkarze przyznali, że przystąpili do niego będąc w nie najlepszej formie. Z drugiej jednak strony, w świecie siatkówki próżno szukać zawodów nie o stawkę, w których spotykają się ze sobą mistrzowie świata, triumfatorzy Ligi Narodów, złoci medaliści olimpijscy oraz wicemistrzowie Europy. Pod względem sprowadzonych zespołów, rozegrane w weekend zmagania to siatkarski top. I z małymi wyjątkami, tak jest niemalże każdego roku.

W tym sezonie do Miasta Królów zawitały reprezentacje Włoch, Francji i Słowenii. I rzecz jasna, gospodarze z Polski. Ekipa, dla której – nie ujmując nic pozostałym świetnym drużynom – zapełniała się większość hali. Przez nich wspomniany Park Lotników przybierał biało-czerwone kolory. Parkingi przy położonej ciut dalej Akademii Wychowania Fizycznego wypełniały się samochodami na blachach z całego kraju, bo przy samej hali zwyczajnie brakowało dla wszystkich miejsca. A rozstawieni pod halą właściciele food trucków zacierali ręce, bowiem trzy dni siatkarskiej rywalizacji przyciągnęły ponad 45 tysięcy kibiców. A ci chętnie korzystali ze słonecznej sierpniowej aury, racząc się piwem i serwowanymi specjałami.

Reklama

Kiedy pytam, co sprowadziło ich do Krakowa – nie raz z drugiego końca Polski – odpowiadają bez zastanowienia, że nasz zespół.

– Jesteśmy tu dla nich. Dla naszych chłopaków. To sama przyjemność oglądać ich w akcji – mówi Iwona z Ostrowca Świętokrzyskiego, która na turniej przyjechała z koleżanką.

To mój czwarty „Wagner”, przyjeżdżam tu od 2018 roku. Trzy lata temu nie było zawodów z powodu pandemii, a w 2021 roku, też przez pandemię, stawka pozostawiała trochę do życzenia – wspomina Jan z Kędzierzyna-Koźla, po czym dodaje: – Fajnie jest zobaczyć Polaków grających z dobrymi zespołami. Zaraz będą mistrzostwa Europy, więc dowiemy się w jakiej są formie.

– Przyszedłem tu z synem – zaczyna Andrzej, lokals, obok którego siedzi kilkunastoletni Maciek, – Mamy fajną pogodę, obejrzymy dobrą siatkówkę, to dobry sposób na weekend.

Czuć, że kibice stoją murem za naszą reprezentacją. Wybaczcie tę złośliwość, lecz nie każda polska kadra może to o sobie powiedzieć. Fani są zżyci z ekipą Nikoli Grbicia na tyle mocno, że nawet kiedy część z przyjezdnych kupiła bilet na jeden dzień meczowy, to atrakcje turystyczne Krakowa w ich oczach przegrywały z opcją obejrzenia spotkań kolejnego dnia we wspólnym gronie, pod Tauron Areną.

Choć, oczywiście, najlepiej było przeżywać siatkarskie emocje na trybunach obiektu. Te niezmiennie zapełniały się podczas każdego spotkania Polaków. O atmosferze panującej na meczach kadry siatkarzy przez lata napisano już chyba wszystko. To jedna wielka zabawa – i to taka, w której mogą uczestniczyć całe rodziny. Doping jest zróżnicowany, ale zarazem nie prowadzony na siłę. Żywiołowy, jednak nie chamski. Choć kiedy trzeba nieco zdeprymować rywali, to polscy kibice potrafią pokazać pazur. Bo zagrywanie piłki przy akompaniamencie buczenia i gwizdów kilkunastu tysięcy ludzi, zapewne nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy na świecie.

Reklama

– Muszę przyznać, że ten turniej towarzyski, rozgrywany od piątku do niedzieli przy pełnych trybunach, to coś fantastycznego – mówił po meczu z Włochami Bartosz Kurek. A słowom kapitana naszej kadry wtórowali wszyscy jej członkowie.

– Szkoda, że przed naszymi kibicami nie mogliśmy zaprezentować lepszej siatkówki. Ale myślę, że wiedzą, po co to robimy i dlaczego nasza koncentracja jest przy turnieju docelowym – kontynuował Kurek.

No właśnie – atmosfera zawodów to jedno. A jak Polacy zaprezentowali się na boisku?

CZAS PRZYGOTOWAŃ

Ano, nie owijając w bawełnę – Biało-Czerwoni spisali się przeciętnie. Jasne, rywale byli z najwyższej półki. Niech nikt nie zdziwi się, jeżeli dokładnie taki sam zestaw drużyn zobaczy za niespełna miesiąc w półfinale mistrzostw Europy. Jest to o tyle prawdopodobny scenariusz, że każda z drużyn biorących udział w tegorocznym Memoriale Wagnera, rozpocznie zmagania w innej grupie. Jednak na ten moment możemy cieszyć się, że do gry z najlepszymi zespołami Polakom zostało jeszcze trochę czasu.

Podopieczni Nikoli Grbicia zajęli w zawodach trzecie miejsce… o którym zdecydowało minimalnie lepsze ratio zdobytych i straconych małych punktów od czwartej Francji. Memoriał wygrali Włosi, którzy odnieśli dwa zwycięstwa i jedną porażkę. Drugą pozycję zajęła debiutująca w zawodach Słowenia.

– Po co było ich zapraszać, przecież z nimi zawsze były męki! – żartowali kibice zgromadzeni w Tauron Arenie.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Ale polskim siatkarzom w piątek, podczas pierwszego dnia zawodów, do śmiechu nie było. Słowenia, prowadzona przez dobrze znanego nad Wisłą Gheorghe Crețu, po prostu przejechała się po Polsce i gładko wygrała 3:0. Wprawdzie Nikola Grbić desygnował bardzo eksperymentalny pierwszy skład, który stworzyli Łukasz Kaczmarek, Karol Kłos, Bartosz Bednorz, Kamil Semeniuk, Marcin Janusz i Norbert Huber. Jednak niepokoić może to, że Polacy wyraźnie przegrali każdego seta: 21:25, 18:25 i 21:25.

Biało-Czerwoni, występujący w innym zestawieniu i podrażnieni wysoką porażką, odkuli się dzień później, kiedy wygrali 3:1 z Francją. Wprawdzie nie był to jeszcze główny skład – jeżeli za taki uznamy szóstkę, która miesiąc temu zwyciężyła w finale Ligi Narodów. Ale na parkiecie od początku zagrali Bartosz Kurek, Wilfredo Leon, a nieco więcej czasu otrzymał także Aleksander Śliwka.

W niedzielę Polacy kończyli cały turniej meczem z Włochami. Chociaż doping mógł nieść naszych siatkarzy, którzy z pewnością wyglądali lepiej niż w spotkaniu ze Słowenią, to jednak nie pokazali na tyle jakości, by pokonać obecnych mistrzów świata. Ekipa Ferdinando De Giorgiego, w której brylowali Alessandro Michieletto  i Simone Giannelli, dzięki wygranej 3:1 zapewniła sobie zwycięstwo w całym turnieju.

– Brakuje nam Bienia – mówi Marcin, fan z Łodzi którego pytam o wrażenia po spotkaniu, wskazując na absencję Mateusza Bieńka. Środkowy Aluron CMC Warty Zawiercie ze względu na kontuzję stopy po turnieju Ligi Narodów zdecydował się zakończyć sezon reprezentacyjny.

Daj spokój, Beniek to super środkowy, ma fajną zagrywkę, ale on jeden by tego wyniku nie uratował. Zobacz na czwartego seta – skontrował go kolega Kamil.

Osobiście bliżej mi było do opinii drugiego z moich rozmówców. Włosi na przestrzeni całego spotkania byli po prostu lepsi. Potrafili przewidzieć rozwiązania wielu polskich ataków, przez co skutecznie ustawiali się w przyjęciu i dysponowali dobrym blokiem. Wprawdzie Polacy wyszarpali trzecią partię, ale we wspomnianej czwartej ponieśli porażkę do 17 punktów.

SPOKOJNIE, TO TYLKO ĆWICZENIA. LICZY SIĘ EURO

Ze względu na wyniki, Biało-Czerwoni nie opuszczali Tauron Areny w hurraoptymistycznych nastrojach. Jednak przesadą byłoby też stwierdzenie, że w polskiej ekipie panował jakiś pesymizm. Wśród siatkarzy dominowało raczej zrozumienie etapu przygotowań, na którym obecnie znajduje się zespół. Bo owszem, Memoriał Wagnera to bardzo fajny turniej, jednak tylko towarzyski.

Najważniejsze zawody sezonu dla Polaków wystartują za równe 10 dni, bowiem 31 sierpnia Bartosz Kurek i spółka zagrają pierwsze spotkanie na mistrzostwach Europy. To temu wydarzeniu selekcjoner Grbić podporządkował wszystkie plany treningowe. A trzeba pamiętać, że czasu na przygotowania wbrew pozorom nie było dużo. Polski zespół zakończył rozgrywki Ligi Narodów 23 lipca. Stąd sztab miał tylko miesiąc na to, by zbudować formę na kolejne zawody.

– Wynik nie był najważniejszy. Najważniejsze było sprawdzenie się z mocnym rywalem i potrenowanie elementów, nad którymi w ostatnim okresie pracowaliśmy w Zakopanem. Nie ma co ukrywać, że do szczytu formy daleka droga. Ale wszystko idzie zgodnie z planem – uspokajał Grzegorz Łomacz, który potwierdził, że jeszcze wczoraj zespół odbył ciężki trening na siłowni: – W naszej grze brakuje przede wszystkim świeżości i dynamiki, ale na pewno to przyjdzie z czasem.

GŁÓWNYM SPONSOREM POLSKIEJ SIATKÓWKI JEST ORLEN S.A.

Po XX Memoriale Wagnera siatkarze otrzymają krótki, dwudniowy odpoczynek.

– Te dwa dni wolnego są potrzebne. Spędziliśmy więcej niż tydzień w trudnym, ciężkim rytmie treningowym, ale myślę, że granie na takim zmęczeniu bardzo nam pomoże. Dlatego nie zwieszamy głów i cieszymy się, że w tych trudnych warunkach mieliśmy okazję zmierzyć się z mocnymi zespołami, bo to może być przydatne w kolejnym etapie – mówił Paweł Zatorski.

Polak, który jako jedyny z naszego zespołu został wybrany do najlepszej drużyny turnieju, także uspokajał dziennikarzy, że nie ma powodów by bić na alarm: – Poszczególne elementy są nam przedstawiane jako te, nad którymi powinniśmy pracować. Skupialiśmy się nad nimi na tym turnieju, podczas każdego kolejnego meczu. Oczywiście fajnie jest wygrywać, ale dla nas priorytetem było by ćwiczyć to, co wypracowujemy na treningach – stwierdził Zatorski.

Z kolei Bartosz Kurek przyznał: – Jeszcze nie jesteśmy gotowi żeby rywalizować z najlepszymi zespołami w Europie. Ale też jestem zadowolony, że zakończyliśmy ten turniej w zdrowiu i możemy spokojnie kontynuować nasze przygotowania do mistrzostw Europy. Mam nadzieję, że nasza forma będzie rosła i przyjdzie w odpowiednim momencie.

Czy zatem naprawdę nie mamy powodów do niepokoju? Skoro sami siatkarze twierdzą, że dopiero wychodzą z ciężkiego treningu, to trudno było wymagać od nich znakomitego wyniku podczas XX Memoriału Wagnera. W końcu z każdym wyskokiem bardziej od piłki czuli przerzucone na siłowni kilogramy.

Do pierwszego meczu na mistrzostwach Europy zostało dziesięć dni. Owszem, to mało czasu. Jednak w tym miejscu warto zauważyć, że Polacy wylosowali łatwą grupę, w której powinni sobie poradzić nawet będąc nie w pełni dyspozycji. Rywalami Biało-Czerwonych w koszyku C będą bowiem Czechy (21. zespół rankingu FIVB), Holandia (11.), Czarnogóra (38.) i Dania (43.). Stawkę uzupełnia współgospodarz mistrzostw Macedonia Północna, która w zestawieniu reprezentacji FIVB znajduje się miejsce nad Duńczykami. Dla naszych siatkarzy mecze grupowe powinny być spacerkiem.

Wyzwanie czekać ich będzie dopiero w fazie pucharowej, w której zespoły grupy C zagrają z drużynami z grupy A, w zestawieniu 1 zespół z 4 i 2 z 3. A w pierwszej grupie mistrzostw znajdują się Serbia i Włochy. Zatem prawdopodobnie mecz z którymś z tych zespołów czeka nas w ćwierćfinale oraz półfinale. Jednak potencjalny ćwierćfinał Biało-Czerwoni rozegrają dopiero 12 września. Jeżeli plan naszego sztabu szkoleniowego się powiedzie, to wówczas polscy siatkarze powinni już znaleźć się w optymalnej formie. A wtedy będą w stanie nawiązać rywalizację z Włochami dowodzonymi przez De Giorgiego, którzy przecież fazę pucharową zagrają u siebie.

Nie znaczy to jednak, że po zapewnieniach naszych siatkarzy o tym, jak wszystko zmierza w odpowiednim kierunku, nie mamy żadnych powodów do zmartwień. Absencja Bieńka to jeden z nich, ale podczas Memoriału sporo czasu na boisku otrzymał także Kamil Semeniuk. Były przyjmujący Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, który jeszcze dwa lata temu był liderem Koziołków, po transferze do włoskiej Perugii znacznie obniżył loty. I to na tyle, że w klubie musiał oddać miejsce w składzie Ołehowi Płotnyckiemu.

Nikola Grbić wciąż bardzo ufa Polakowi i stara się go odbudować. Jednak pozostaje pytanie, czy takie działanie serbskiego szkoleniowca ma sens? Wszak w przyjęciu Polacy wciąż mają Leona, Śliwkę, Tomasza Fornala oraz Bartosza Bednorza. To bardzo mocny kwartet. Stawianie na Semeniuka w takiej fazie przygotowań sugeruje, że Serb widzi w kadrze miejsce dla Kamila. Kosztem któregoś z wyżej wymienionych lub… jednego ze środkowych. I tu wracamy do kontuzji Bieńka. Na środku pewniakami do pierwszej szóstki są Norbert Huber oraz Kuba Kochanowski. Poza nimi, Grbić korzysta z usług Karola Kłosa i Mateusza Poręby. Możliwe zatem, że trener Polaków podejmie ryzyko i na ME powoła tylko trzech środkowych.

Kiedy dziennikarze starali się wyciągnąć od niego więcej informacji na ten temat, Grbić – który lubi i potrafi rozmawiać z mediami – z uśmiechem na ustach, ale też lekką irytacją w głosie odpowiedział: Nie wiem jak będzie wyglądał skład. A co w przypadku, kiedy ktoś złapie kontuzję? Skąd mam to przewidzieć? Nie rozumiem jednej rzeczy – dlaczego to takie ważne, byście poznali czternastu zawodników? Dlaczego wszyscy chcecie poznać tę listę? Kiedy nadejdzie odpowiedni moment, i tak ją poznacie. Naprawdę myślicie, że działam na zasadzie „Oh, lubię Fornala więc zabiorę pięciu przyjmujących, dobra, w takim razie pojedzie jeden środkowy mniej”? Nie dam się wciągnąć w te gierki.

Z kolei zapytany o to, czy kluczowy w podjęciu decyzji będzie ostatni sparing przed mistrzostwami, który Polacy zagrają z Ukrainą, odpowiedział: – A czy te trzy godziny coś zmienią? Mecz z Ukrainą może być decydujący, ale nie musi. Teraz będziemy mieli dwa dni wolnego. Następnie jedziemy do Spały, a później mamy zaplanowany sparing z Ukrainą.

Zatem jak zwykle w przypadku Serba, o jego ostatecznych wyborach dowiemy się dopiero na chwilę przed mistrzostwami Europy. Pozostaje tylko wykazać się zaufaniem w kwestii podejmowanych przez niego decyzji. Owszem, względem Grbicia często pojawiają się zarzuty o faworyzowanie jednych zawodników względem innych, a Semeniuk bez wątpienia należy do grupy jego najwierniejszych żołnierzy. Jednak z drugiej strony, w ubiegłym sezonie podobna dyskusja toczyła się wokół postaci Kochanowskiego, którego forma pozostawiała wiele do życzenia. Tymczasem Serb konsekwentnie stawiał na Kubę, który znakomicie mu się odwdzięczył. Zaliczył fantastyczne zawody w fazie pucharowej, a ćwierćfinałowym meczu mistrzostw świata z USA – wygranym przez Polskę 3:2 – był jednym z najlepszych siatkarzy na boisku.

Czyżby tym razem historia miała się powtórzyć, a Kamil Semeniuk, starannie przygotowywany przez Grbicia, na włoskiej ziemi pomoże utrzeć nosa reprezentacji, która przed chwilą triumfowała w Krakowie? Taki scenariusz dziś wydaje się nierealny, lecz w ostatnich latach serbski czarodziej pokazywał że, cytując znany tekst, rzeczy niemożliwe robi od ręki, na cuda trzeba chwilę poczekać.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj więcej o innych sportach:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Polecane

Czarni Radom znów mogą upaść? W tle polityka, człowiek od olejów do aut i naganne noclegi

Jakub Radomski
10
Czarni Radom znów mogą upaść? W tle polityka, człowiek od olejów do aut i naganne noclegi
Polecane

Pozytywny sygnał od Polaków, ale w Wiśle rządził dziś Pius Paschke

Kacper Marciniak
0
Pozytywny sygnał od Polaków, ale w Wiśle rządził dziś Pius Paschke

Komentarze

2 komentarze

Loading...