Reklama

Puszka Pandory, upadek i skuteczny protest. Sztafeta mieszana nie pozwoliła się nudzić

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

19 sierpnia 2023, 15:05 • 6 min czytania 2 komentarze

Zaczęło się nadziejami na finał. Potem było popchnięcie Mariki przez Jamajkę, upadek Kajetana i przeskakiwanie Patrycji nad leżącym na bieżni Niemcem. Polska sztafeta mieszana zapewniła nam mnóstwo emocji na start mistrzostw świata w lekkiej atletyce. I choć przybiegła ostatnia w swoim półfinale, to skuteczny okazał się protest Polaków. Dzięki temu emocji od naszych czterystumetrowców dostaniemy dziś więc jeszcze więcej. 

Puszka Pandory, upadek i skuteczny protest. Sztafeta mieszana nie pozwoliła się nudzić

Jakby ktoś otworzył puszkę Pandory

Polskie sztafety 4×400 metrów nie mają w ostatnim czasie łatwego życia. Trapi je zdrowie, bieganie utrudniają organizatorzy mistrzostw, a czasem nawet i szczęśliwe wieści nie pozwalają zanotować dobrego wyniku. Dziś w Budapeszcie nasz mikst biegał tylko w połowie w składzie takim, jak w Tokio, gdy zdobywał złoto igrzysk – na zmianach obecni byli Karol Zalewski i Kajetan Duszyński. Ale już żeńska część sztafety to całkowicie inna historia. Marika Popowicz-Drapała, która ustawiona była na drugiej zmianie, jeszcze niedawno startowała na krótszych dystansach. Na 400 metrów została przestawiona w pewnym sensie nieco ratunkowo, ale że dało to dobry efekt, to została.

Z kolei Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka, owszem, kilka lat temu była mocnym punktem kobiecej sztafety. Potem jednak nie biegała przez dwa lata, mierzyła się też najpewniej z początkowym stadium depresji. Wróciła dopiero w tym roku, ale indywidualnie na nowym dystansie – 800 metrach. Do sztafety trafiła niespodziewanie, bo wypadła reszta zawodniczek.

Reklama

No bo tak: Justyna Święty-Ersetic już kilka miesięcy temu ogłosiła, że musi skończyć sezon z powodu kontuzji. Niedługo potem zrobiła to też Iga Baumgart-Witan. A na sam koniec, kilka tygodni przed mistrzostwami świata, również Anna Kiełbasińska. Do tego Małgorzata Hołub-Kowalik nie pojawiła się w Budapeszcie, bo zostanie mamą. A Natalia Kaczmarek nie startuje w mikście, ponieważ ma szanse na indywidualny medal. I tu nie popisali się organizatorzy. Finał sztafety mieszanej jest bowiem dziś o 21:49. A biegi eliminacyjne na 400 metrów – jutro z samego rana. Oczywistym było, że w takiej sytuacji Kaczmarek postawi na start indywidualny. I nie można jej za to winić.

Podsumowanie? Najlepsze będzie takie, że w mikście nie wystartuje tu żadna zawodniczka, która w Tokio – eliminacjach czy finale – biegała w kobiecej sztafecie 4×400. A w samej kobiecej sztafecie, na koniec mistrzostw, tylko jedna. Czyli Kaczmarek. Na domiar złego i u mężczyzn nie jest najlepiej ze zdrowiem. Kajetan Duszyński obecny sezon pod tym względem ma fatalny, trapiło go dużo urazów. Reprezentanci już po biegu mówili, że ta cała sytuacja wygląda tak, jakby ktoś otworzył puszkę Pandory. A Popowicz-Drapała porównywała sam bieg do całego sezonu:

– Dziś spadło na nas na bieżni sporo problemów. To świetne podsumowanie sezonu i tego, co działo się u nas na tym dystansie w ogóle. 

Efekt domina

Sam bieg? Niezły, właściwie biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności to – mimo ostatniego miejsca – wręcz… pozytywny. Czas był w porządku, 3:14.63, gdyby pobiec nieco szybciej, byłby awans. Widać było, że każdy dał z siebie wszystko, zresztą mówił o tym Karol Zalewski. Ten, mimo że biegł na pierwszej zmianie, był tak zmęczony, że nawet nie widział, co działo się potem. Ba, nie wiedział nawet, że w tym samym biegu startowała Femke Bol. – Dałem z siebie wszystkie pieniądze. Wiem tyle, że czekamy na decyzję sędziów. Podobno protest ma być złożony. Czy przejdzie? Historia pokazuje, że jest z tym bardzo różnie – mówił.

On problemów jeszcze nie miał. Może tyle, że pierwsza zmiana – z Popowicz-Drapałą – wyszła mu bardzo średnio. Marika jednak ruszyła do przodu na niezłej pozycji, a po wyrównaniu, gdy zaczęła schodzić w stronę wewnętrznej krawędzi bieżni, wydawała się być w czołówce. No i wtedy zaczęły się nieszczęścia naszej sztafety.

– Do tej pory myślałam, że w krótkiej sztafecie [4×100 metrów] się dużo dzieje. Zmieniam zdanie. (śmiech) Śmiałam się, że jestem żołnierzem Wojska Polskiego, nie odpuszczę. Rozłożę łokcie, głowa wysoko i walczę do końca. Na pewno zaskoczyło mnie jednak skala. Jamajka mnie chamsko popchnęła, a myślę, że na zejściu byłam od niej szybsza. Uważam, że to zagranie nie fair – mówiła Popowicz-Drapała. W teorii to zachowanie rywalki nadawało się nawet na protest i może Polacy by się tego chwycili w razie potrzeby. Ale po chwili okazało się, że będą mieli inne podstawy do składania zażaleń.

Reklama

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Do biegu na trzeciej zmianie ruszył bowiem Duszyński. Samo kółko wyszło mu świetnie, ale na ostatnich metrach – już w momencie gdy podawał pałeczkę Patrycji – wywrócił się. Kaskada zdarzeń była taka, że po chwili pod nogami Wyciszkiewicz-Zawadzkiej znalazł się reprezentant Niemiec. Polka musiała go przeskoczyć, właściwie tracąc całą wypracowaną wcześniej prędkość.

Duszyński: – Z mojej perspektywy upadłem z winy innego teamu. Wysoka prędkość na finiszu, przez to wpadłem na Patrycję albo zawodniczkę obok. Niestety, taka jest sztafeta, tym bardziej mieszana, gdzie zmiany są dużo trudniejsze. Kompletnie nie czułem, bym przewrócił Niemca. Nawet nie wiedziałem, że Patrycja na kogoś wpadła, dowiedziałem się dopiero potem. 

Wyciszkiewicz-Zawadzka: – Myślę, że spokojnie straciłam z dwie sekundy na tej zmianie. Nigdy wcześniej nie wydarzyło się coś takiego, żebym musiała przeskakiwać przez innego zawodnika. Trudny to był bieg. Początek był mocno obciążający. Starałam się walczyć do końca, ale nie miałam już zasobów fizycznych. Zawsze walczymy o jak najwyższe cele. Czasami życie pisze różne scenariusze. Zobaczymy, co nam da protest. 

To ostatnie zdanie Patrycja mówiła z pewną nadzieją, choć bez wielkiego przekonania.

Ambicja dała awans

Protest okazał się jednak skuteczny. Faktycznie uznano, że Niemiec przeszkodził Polce i nie było w tym winy Duszyńskiego. Inna sprawa, że i Niemców nie zdyskwalifikowano, więc w finale pobiegnie dziewięć ekip. Polska z najgorszego, pierwszego toru. Raczej bez nadziei na medal, chyba że stałoby się coś absolutnie sensacyjnego. Niemniej jednak, wszyscy nasi reprezentanci podkreślali, że ambicja kazała im walczyć o finał. I to się udało. Nie tylko za sprawą protestu, ale właśnie ambicji.

Bo przecież Marika Popowicz-Drapała nie pozwoliła rywalce wybić się z rytmu. Bo Kajetan Duszyński nie wypuścił pałeczki, upadając. Bo Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka biegła do końca, mimo że szanse na przegonienie kilku rywalek miała iluzoryczne. To wszystko zaprocentowało faktem, że ostatecznie – nawet jeśli nieco okrężną drogą – udało się znaleźć w finale. Warto będzie ich tam obejrzeć, bo jedno wiemy już na pewno – że nie odpuszczą.

Z BUDAPESZTU SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Czytaj też:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Igrzyska

Był mistrzem świata, widział rozwój Duplantisa. „Mam ambicje, by zostać trenerem kadry Polski”

Błażej Gołębiewski
1
Był mistrzem świata, widział rozwój Duplantisa. „Mam ambicje, by zostać trenerem kadry Polski”

Komentarze

2 komentarze

Loading...