Tegoroczne mistrzostwa świata w kolarstwie tak naprawdę już się rozpoczęły, jednak to jutro czeka nas jeden z dwóch wyścigów, które polskich fanów powinny interesować najbardziej. Na trasie szosowego wyścigu ze startu wspólnego pojawią się bowiem najlepsi kolarze świata, a wśród nich Michał Kwiatkowski. Osamotniony, ale z nadziejami, że zdoła powalczyć o medale. Czy to faktycznie możliwe? Kto będzie największym faworytem do złota? I dlaczego na trasie w Szkocji trudno będzie cokolwiek przewidzieć?
Spis treści
Deszcz i zakręty
Co można powiedzieć o tegorocznych mistrzostwach świata? Przede wszystkim dwie rzeczy. Raz, że odbywają się w nietypowym terminie. Ostatni raz szosowe MŚ rozgrywano tak wcześnie ponad 50 lat temu – w 1972 roku. Wygrał wtedy Włoch, Marino Basso, zresztą wyprzedzając swojego kolegę z kadry, Franco Bitossiego.
Dlaczego jednak tegoroczne mistrzostwa wylądowały w kalendarzu właśnie na początku sierpnia?
Dlatego, że zorganizowano w ich ramach nie tylko rywalizację na szosie, ale całe wielkie kolarskie święto. W czasie tegorocznych mistrzostw równocześnie rywalizują szosowcy, torowcy, zawodnicy z kolarstwa górskiego czy ci jeżdżący na BMX-ach i wielu więcej, a swój udział ma w tym nawet parakolarstwo. To wielka impreza, nic dziwnego, że trafiła do jednego z miejsc, w których kolarstwo jest uwielbiane – Wielkiej Brytanii.
A konkretniej Szkocji. Trasa tegorocznego wyścigu wiedzie bowiem z Edynburga do Glasgow. W teorii nie jest najciekawsza – brak na niej w końcu wielkich podjazdów (jest jeden w miarę wymagający pod Crow Road, ale jeszcze w pierwszej połowie wyścigu). W praktyce – może dać nam mnóstwo emocji.
– To wyjątkowa trasa, bardzo nietypowa. W drugiej części dystansu jest 48 zakrętów na okrążeniu, łącznie niemal 500 – mówił Thomas Voeckler, trener kadry Francji. Wspomniana przez niego druga część dystansu to rundy wokół Glasgow, każda licząca 14,3 kilometra. Kolarze rywalizujący w elicie przejadą ich aż dziesięć.
Jednym z kluczowych punktów może też być wzniesienie umieszczone na niespełna dwa kilometry przed metą – Montrose Street. Liczy sobie 200 metrów, średnie nachylenie rzędu siedmiu procent, ale jest miejsce, gdzie sięga nawet trzynastu. To krótki, sztywny podjazd, który przejechany dziesięć razy potrafi dać w kość. I w nogi. Wielu sugeruje, że to tam może rozstrzygnąć się wyścig… choć nie musi. Bo sami kolarze uważają, że to raczej mało prawdopodobne (co nie oznacza, że niemożliwe – Matteo Trentin na podobnej trasie właśnie tam zaatakował i zdobył mistrzostwo Europy w 2018 roku).
Trasa i profil wyścigu mężczyzn ze startu wspólnego
– Wszyscy wiedzą, że to dobre miejsce do ataków. Dlatego raczej nie spodziewałbym się, że tam się coś wydarzy – mówił Remco Evenepoel, obrońca tytułu mistrza świata. Możliwe więc, że w tegorocznym wyścigu ktoś weźmie z niego przykład. Belg bowiem przed rokiem zaatakował na 25 kilometrów przed metą i na solo dojechał do końca wyścigu, zostawiając wszystkich rywali daleko w tyle. Ale równie prawdopodobne jest urwanie się mniejszej grupki lub w ogóle dojazd do mety całego peletonu i szansa dla sprinterów.
Trasa w Glasgow w teorii pozwala na wszystko.
– Ta pętla to wyzwanie. Ma kilka sztywnych podjazdów, do tego jest bardzo kręta. Trzeba uważać. Nie mówię, że peleton się „podrze”, ale to zdecydowanie trasa na to, by się pościgać – mówił Koos Moerenhout, trener kadry Holandii. Dodać tu wypada, że to też najdłuższa trasa w jakimkolwiek z tegorocznych wyścigów jednodniowych. Liczy sobie 271 kilometrów. Każdy, kto marzy o wygranej i zdobyciu złota, musi zachować świeże nogi na ostatnie kilometry. A o to mimo wszystko może być trudno.
Zwłaszcza, jeśli będzie padać. A to prawdopodobne, choć prognozy pogody i tak są dla kolarzy nieco łagodniejsze, niż były jeszcze kilka dni temu. Nadal jednak pokazują spore szanse na opady (co nie powinno dziwić, to w końcu Szkocja). Przy wielu zakrętach, a nawet znajdujących się na niektórych ulicach króciutkich sekcjach bruku, trasa w Glasgow może okazać się niezwykle zdradliwa, jeżeli asfalt zmoczy choć lekka mżawka. Wtedy do głosu dojść powinni zawodnicy utalentowani pod względem technicznym, tacy co poślizgu się nie boją i swoje na rowerze zrobić potrafią.
– Trasa jest bardzo kręta, więc na pewno dużo będzie prób ataków. Najmocniejsze reprezentacje, jak Belgowie, z pewnością będą starały się nękać rywali wczesnymi próbami. Do tego dochodzi styl jazdy Tadeja Pogacara czy Remco Evenepoela, którzy lubią ruszać “z dystansu” – mówi Tomasz Czernich z portalu Kultura Kolarska.
Możliwych rozstrzygnięć za sprawą tego, jak skonstruowana jest trasa, znajdzie się więc mnóstwo. A przez to obszerne jest też grono faworytów. Na czele ze wspomnianym Evenepoelem i jego kolegami.
Belgia jedzie po swoje. O ile się nie pokłóci
Zacząć trzeba właśnie od Belgów, bo wokół ich kadry rozpętały się nawet kontrowersje przez to, że jest… zbyt mocna. Belgowie mają co najmniej trzech kolarzy, którzy mogą walczyć o zwycięstwo, zależnie od tego, jak rozwinie się wyścig. Przede wszystkim – jest Remco Evenepoel, obrońca tytułu, fenomen, mający zresztą za sobą naprawdę niezły sezon, nawet jeśli z walki o Giro d’Italia wyeliminował go COVID (przed tym jednak i tak zdołał się tam zapisać dwoma wygranymi etapami).
Triumf w Liège-Bastogne-Liège, wygrana w Clásica de San Sebastián czy mistrzostwach Belgii – to wszystko pokazuje, że w jednodniówkach Remco jest naprawdę mocny. Zresztą na MŚ celuje nie tylko w wyścig ze startu wspólnego, ale i czasówkę, rozgrywaną w piątek (jest już zresztą trzykrotnym medalistą – ale bez złota – w tej konkurencji). W każdej innej kadrze Evenepoel byłby pewnie bezsprzecznie liderem i reszta ekipy pracowałaby właśnie na niego.
Belgowie mają jednak jeszcze Wouta van Aerta i Jaspera Philipsena. O ile ten pierwszy w tym sezonie nieco spuścił z tonu (choć przejechał fenomenalnie przez Tour de France, będąc kluczowym pomocnikiem Jonasa Vingegaarda), o tyle drugi wyrósł na jednego z najlepszych – jeśli nie najlepszego – sprinterów świata. Gdyby do mety dojechał peleton, pewnie to on dostanie od swoich kolegów „pociąg” i powalczy o złoto.
Ale to czy rywalizacja o mistrzostwo świata skończy się sprintem z peletonu w dużej mierze zależy od jego dwóch kolegów. Obu stać bowiem na wcześniejsze ataki, urwanie się rywalom i czy to akcje solowe, czy z mniejszej grupki (Wout szczególnie dobrze powinien radzić sobie w deszczu, bo ma sporo doświadczenia z wyścigów przełajowych). A van Aert w dodatku sam może chcieć powalczyć w sprincie. Stąd część ekspertów uważa, że tak mocni Belgowie mogą się przeliczyć, bo zabraknie w ich szeregach współpracy.
– Nigdy nie wziąłbym równocześnie Jaspera i Wouta na mistrzostwa. Obaj na to zasługują, ale nie o to chodzi. Jak podejść do tego z taktycznego punktu widzenia? Trener ma wyeliminować potencjalne konflikty przed startem. A w takim zestawieniu one na pewno się pojawią. Wiem, że zawsze chcesz zabrać najlepszych, a Jasper miał świetny Tour. Ale nie da się jechać na mistrzostwa z dwoma kolarzami gotowymi do sprinterskiego finiszu. To nigdy nie wypali – mówił Tom Boonen, były kolarz, mistrz świata ze startu wspólnego z 2005 roku.
Z kolei inni eksperci podkreślali, że strategia, w której Wout próbuje rozerwać wyścig wcześniej może zaszkodzić Evenepoelowi. I tak źle, i tak niedobrze. Trener Belgów zapewniał jednak, że konfliktów nie będzie, a cała reprezentacja jest skupiona na tym, by przywieźć złoto. Niezależnie od tego, na szyi którego kolarza ostatecznie ono zawiśnie.
Ale rywale będą czekać na wszelkie błędy Remco i spółki. Szczególnie, że też są mocni.
Tadej, Mathieu i cała reszta
W mistrzostwach świata nie wystartuje co prawda niedawny zwycięzca Tour de France, Jonas Vingegaard, będzie za to ten, który długo z nim rywalizował – Tadej Pogacar. Drugi kolarz Wielkiej Pętli na start w MŚ zdecydował się późno, potwierdzając go na ledwie kilka dni przed ich rozpoczęciem. To jednak świetna wiadomość dla dramaturgii wyścigu w Glasgow, bo Słoweniec miał fantastyczną wiosnę pod kątem klasycznych wyścigów jednodniowych. A mogłaby być nawet lepsza, gdyby nie złamany na trasie Liège-Bastogne-Liège nadgarstek.
I tak jednak Tadej zapisał na swym koncie triumfy w Ronde van Vlaanderen, Amstel Gold Race czy Walońskiej Strzale. Do tego, podobnie jak Evenepoel, planuje pościgać się również na trasie czasówki. Jednak to wyścig ze startu wspólnego powinien być tym, który pokaże nam cały kunszt Słoweńca, bo na krętej, pełnej niewielkich podjazdów drodze, ktoś czujący się na rowerze tak dobrze jak Tadej, powinien wręcz latać.
Możliwe nawet, że dostaniemy powtórkę rywalizacji z wiosny.
Wtedy bowiem większość klasyków zapisywano albo na konto Tadeja, albo Mathieu van der Poela. A Holender też się w Glasgow pojawi i będzie chciał odkuć za dotychczasowe niepowodzenia. Z mistrzostwami świata bardzo mu bowiem nie po drodze. Startował w nich do tej pory kilkukrotnie, bez powodzenia. A przed rokiem, gdy był jednym z głównych faworytów, został… zatrzymany przez policję, bo wdał się w sprzeczkę z dzieciakami, które nocą pukały do drzwi jego hotelowego pokoju. Stracił w ten sposób noc, a w wyścigu nawet nie dojechał do mety.
CZYTAJ TEŻ: DWÓCH WIELKICH KOLARZY, PIĘĆ MONUMENTÓW. VAN DER POEL I POGACAR WALCZĄ O HISTORIĘ
W tym roku do aresztu raczej nie trafi, a trasa wydaje się wręcz skrojona pod niego. Krótkie, ale trudne podjazdy dla tak eksplozywnego kolarza jak Mathieu to rzecz wręcz wymarzona. Inna sprawa, że po znakomitej wiośnie van der Poel jakby spuścił z tonu, jednak według doniesień z Holandii i ze Szkocji, gdzie już od kilku dni przeprowadza rekonesans trasy – jest w świetnej dyspozycji i na treningach prezentuje się wprost doskonale. Jeśli to się potwierdzi, będzie w gronie trzech, może czterech największych faworytów.
A to grono ogółem jest niezwykle szerokie. Obok Belgów, Tadeja i Mathieu wspomnieć wypada Madsa Pedersena, mistrza świata z 2019 roku (wtedy sensacyjnego), który jest w stanie poradzić sobie i w sprincie, i atakując wcześniej, by urwać się rywalom. W tym roku Duńczyk w jednodniowych wyścigach często był w czołówce, nigdy jednak nie wygrał. Jeśli jednak wskazywać kogoś z drugiego szeregu faworytów, pewnie byłby to on.
A dalej? Z pewnością warto zwrócić uwagę choćby na Christophe’a Laporte’a czy Juliana Alaphilippe’a. Ten drugi smak mistrzostwa świata zna doskonale, złoto na szyję zakładał dwukrotnie. Od kilku lat nie może jednak wrócić do najlepszej formy, jednak gdyby pogoda płatała kolarzom figle, to warto na niego spojrzeć, bo Julian dobrze się w takich warunkach odnajduje. Laporte z kolei może być dla Francuzów opcją numer jeden, bo bardzo dobrze jeździł w tegorocznych trudnych klasykach, w dodatku trasa w Glasgow wydaje się odpowiadać jego możliwościom, zwłaszcza gdyby z peletonu urwała się grupa kilku kolarzy, w której by się znalazł.
Jeśli zajrzeć poza Europę, w oczy rzucają się takie nazwiska jak Michael Matthews (Australia) czy Neilson Powless (USA). Ten drugi ma za sobą naprawdę dobrze przejechane Tour de France, a do tego niezły występ w Clásica San Sebastián. Pierwszy z kolei to stały bywalec podobnych zestawień przy okazji mistrzostw świata. Na koncie ma już trzy medale mistrzostw wśród elity – w tym brąz sprzed roku – brakuje mu jednak złota.
Kto wie, może zgarnie je w tym sezonie?
Idźmy dalej: główni faworyci uważać powinni też na takich kolarzy jak Kasper Asgreen (Dania), Ben Healy (Irlandia) czy Alberto Bettiol (Włochy). A jeśli coś przytrafi się van der Poelowi, to Holendrzy mogą zagrać innymi kartami – Dylanem van Baarle czy Olavem Kooijem. Do tego dochodzi choćby Marc Hirschi (Szwajcaria), Alexander Kristoff (Norwegia), Iván García Cortina (Hiszpania) czy nawet Jefferson Cepeda (Ekwador). A to i tak niecała lista, bo – jak pisaliśmy – potencjalnych rozstrzygnięć jest mnóstwo.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Z naszej perspektywy brak w tym zestawieniu jeszcze jednego nazwiska.
Na co stać Michała?
Michał Kwiatkowski przejechał znakomite Tour de France. Wygrał jeden z etapów po solowej akcji, na kilku innych walczył, łapał się w odjazdy, był w stanie nawet przez dłuższy czas utrzymać się koła Jonasa Vingegaarda i Tadeja Pogacara, a to – biorąc pod uwagę jak obaj odstawali od reszty stawki – naprawdę niezłe osiągnięcie. Generalnie był w świetnej formie, sam podkreślał, że być może najlepszej w karierze.
I to musiało cieszyć, bo tegoroczna wiosna Michała – a jak wiadomo klasyki w tym okresie to niezmiennie jeden z jego wielkich celów – naznaczona była pechem. Kraksy, urazy, inne problemy zdrowotne. To wszystko sprawiło, że Kwiato choć jeździł dużo, nie mógł złapać formy i wielu wyścigów nawet nie ukończył.
We Francji jednak odżył, po czym w dobrej dyspozycji przyjechał też na Tour de Pologne. I choć polskiego wyścigu nie wygrał, to trzecim miejscem w klasyfikacji generalnej pokazał, że nadal potrafi rywalizować na wysokim poziomie.
– Jestem dobrej myśli. Jak skończyłem Tour de France, każdy się łapał za głowę, zastanawiając się, czemu jadę Tour de Pologne. Teraz każdy łapie się za głowę, po co jadę na mistrzostwa świata po Tour de Pologne. Ja naprawdę mam to wszystko w miarę dobrze zaplanowane, jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne, więc liczę na to, że będzie dobrze – mówił o mistrzostwach świata w wypowiedzi dla portalu naszosie.pl.
Problemem dla Michała – i wstydliwym momentem dla polskiego kolarstwa, przyznajmy to wprost – jest fakt, że mogliśmy wystawić tylko jednego kolarza, bo mocno spadliśmy w klasyfikacji najlepszych krajów w World Tourze (poniżej 30. miejsca). Gdy w 2014 roku Kwiato zdobywał złoto, był przecież wspierany przez całą drużynę, która świetnie poprowadziła go przez większość wyścigu, a potem Michał tę pracę wykorzystał. Tym razem nie będzie mógł skorzystać z pracy kolegów.
– Michał przed MŚ jest bardzo spokojny. Doskonale umie czytać wyścigi i można być spokojnym, że o ile forma pozwoli, nie przegapi żadnego, kluczowego momentu. Choć oczywiście wstydem jest, że mogliśmy wystawić tylko jednego zawodnika, ale jak to Kwiato powiedział: “jest jak jest” – mówi Tomasz Czernich.
I Michał, i inne osoby z kadry, starają się więc robić dobrą minę do złej gry. – Michał jest w naprawdę dobrej dyspozycji i nie powinno być przeszkodą dla niego, że startuje sam. Jest inteligentnym kolarzem, dobrze czyta wyścig – mówił PAP dyrektor sportowy PZKol Marek Rutkiewicz. I niby wszystko się w takiej wypowiedzi zgadza. Ale żeby przejechać w pojedynkę 270 kilometrów, a potem jeszcze mieć siły na atak w kluczowym momencie, trzeba mieć niezwykle mocne nogi.
Wszystko zależy więc od tego, czy Michał będzie je mieć
On sam, jak mówił, jest dobrej myśli. Nie tylko podkreślał, że „noga podaje”, ale też, że wielokrotnie jeździł już w wyścigach osamotniony i dawał sobie radę. Strategia? Jechać z przodu peletonu, czekać na to, co się wydarzy i co zrobią rywale, opcjonalnie zaatakować samemu w wybranym wcześniej momencie. Na papierze nic prostszego, na trasie może być z tym jednak niezwykle trudno. Dla Kwiatkowskiego najlepiej byłoby pewnie, gdyby załapał się w ucieczkę w małej grupie, z której potem mógłby próbować się urwać albo powalczyć w sprinterskim finiszu. Lub inaczej: zaatakował na solo, na kilka kilometrów przed metą – czyli zrobił to, co dało mu sukces w Tour de France.
Czy jednak dostanie taką szansę? Trudno powiedzieć. O klasie i możliwościach Michała świadczy jednak fakt, że mimo braku kolegów z kadry, wiele zagranicznych portali typuje go jako faworyta równego wielu z tych, których wymienialiśmy wcześniej. Nie Tadeja, Remco czy Mathieu, oczywiście, ale Matthews czy Laporte to już zdaniem zagranicznych ekspertów ta sama półka. Miejmy nadzieję, że na trasie Michał to potwierdzi.
To w końcu jedna z naszych największych dwóch nadziei na te mistrzostwa na szosie.
Dwóch, bo zostaje jeszcze Kasia Niewiadoma, która niedawne Tour de France Femmes zakończyła na trzecim miejscu w klasyfikacji generalnej i wygrała koszulkę dla najlepszej góralki. Formę więc ma, a i całkiem mocną kadrę kobiet wokół siebie – również. Polki wysyłają tam bowiem ekipę w składzie Katarzyna Niewiadoma, Agnieszka Skalniak-Sójka, Marta Lach, Dominika Włodarczyk, Marta Jaskulska i Karolina Kumięga.
– W przypadku Niewiadomej dużo zależy od tego, jak czuje się po Tour de France. Na pewno jednak rywalki będą na nią patrzyć z respektem, co nie pomoże jej w atakach. Drużynę będziemy mieć jednak bardzo mocną i w niej też inne panie mogą bardzo pozytywnie zaskoczyć – mówi Czernich. Wyścig elity kobiet odbędzie się jednak dopiero na koniec mistrzostw, do niego więc trochę czasu.
A na razie skupić możemy się na tym, co jutro zrobi Michał Kwiatkowski. Z nadziejami, że zdoła wspiąć się na podium. Wyścig ze startu wspólnego jutro od 10:30.
WIĘCEJ O KOLARSTWIE:
- Sztuka poświęcenia. Matej Mohorić i jego łzy
- Tadej, Jonas i dwa rekordy Eddy’ego. Czy da się poprawić osiągnięcia Merckxa?
- Fausto Coppi. Pionier i skandalista stworzony dla kolarstwa
- Kolumbia, kolarstwo i Escobar. Jak starszy brat Pablo chciał wygrać Tour de France
foto. Newspix