Przedwczoraj na Twitterze napisałem, że jesteśmy popierdolonym narodem, bo cieszymy się z awansu do trzeciej rundy eliminacji Ligi Mistrzów, czyli do etapu, w którym jest też mistrz Wysp Owczych. Rzucili się na mnie, że jak tak można, przecież to wielki sukces, ble, ble, ble. A ja podtrzymuję: mamy nie po kolei w głowie. Jesteśmy, my, Polacy, minimalistami.
Mówię tu przede wszystkim o dziennikarzach, ekspertach i kibicach, bo – mam cień nadziei – że ci co grają, chcą więcej. Natomiast wszyscy inni zwariowali. Raków w fazie grupowej Ligi Konferencji – ogromne zwycięstwo polskiego futbolu! Brawo! Niesamowita historia! Kapitalna sprawa!
Ustanawiamy ten dzień świętem narodowym, czy jeszcze nie?
Moim zdaniem mistrz Polski nie może się cieszyć z awansu do fazy grupowej Ligi Konferencji, ponieważ wejść tam to żadna sztuka po zdobyciu tytułu. Naprawdę trzeba być sprawnym inaczej, żeby tego nie osiągnąć. To jest minimum z minimum, żaden powód do wielkiej radości. A u nas heca na sto fajerek.
Ludzie kochani…
Mistrz ma grać co najmniej w Lidze Europy, celować w Ligę Mistrzów. I tyle. Kto się cieszy z Ligi Konferencji, to się pewnie cieszy, że jabłko, które kupił, nie jest zarobaczone. No ma nie być zarobaczone, po prostu, tak jak mistrz z minimum przyzwoitości gra w LK. Gra, bo gra, ale grać ma wyżej.
I zawsze jest tak samo. Zaraz pewnie pojedziemy na Euro i też będzie euforia – jedziemy do Niemiec, hurra, udało się, mamy mistrzostwa! Nic z tego, że po drodze przegramy trzy czy cztery mecze, że może potrzebne będą baraże, repasaże, podgrzewanie kulek i cholera wie, co jeszcze. Jedziemy na Euro i to się liczy, to jest najważniejsze.
Potem jest zdziwienie, że na salonach leją nas wszyscy, ponieważ oni się nie cieszą z samej obecności. Grają o więcej. A my najchętniej rozpoczęlibyśmy imprezę tylko dlatego, że wpuszczono nas tam, gdzie wpuszcza się wszystkich sprawnych (Euro) albo prawie wszystkich sprawnych (LK).
No to się cieszcie, ja nie jestem z Wysp Owczych, żeby się cieszyć. Tam radość jest uzasadniona, ci ludzie normalnie chodzą do pracy, to przecież dla nich sympatycznie, że w środku tygodnia będą przeżywać przygody w pucharach. Ale my?! Za te pieniądze, które wydajemy piłkę, mamy fetować to, że mistrz kraju załapał się do Ligi Konferencji?!
Może poczekajcie z tą radością, co? Bo co jeśli tylko Raków zagra w grupie LK, resztę meczów przegra, a pozostali też się nie dostaną? To wtedy będzie sukces, czy też nie, skoro osiągniemy dokładnie to samo co rok temu, więc nie zrobimy kroku do przodu? A może i się cofniemy, bo wówczas częstochowianie musieliby jeszcze dobić do 1/4 finału.
Natomiast u nas jest radość, jak się znajdzie złotówkę na ziemi, mimo że za rogiem może czekać pięć, a na innej ulicy dziesięć. Byleby było.
Kraj minimalistów. I potem są takie wyniki w piłce – minimalne. Nie dziwię się czasem przedstawicielom innych sportów, że się śmieją z piłkarzy, skoro jest taka feta po awansie do trzeciej rundy eliminacji. To tak jakby Anita Włodarczyk fetowała wstęp na dzień sportu w szkole podstawowej w Pieckach. A nie fetuje.
Ja liczę, że Raków pójdzie za ciosem, a ktoś z pozostałych trzech reprezentantów utrzyma tempo. A wy się cieszcie teraz. Po kolejnym awansie możecie dostać wręcz pierdolca, uważajcie na siebie.
Chyba że to już za wami.
WOJCIECH KOWALCZYK
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Energooszczędny i bezstresowy Lech – jest awans, są punkty do rankingu
- Dwie twarze Pogoni. Jest awans, ale są także obawy
- Dymkowski: Śmierć stoi z boku. Niech ostrzy kosę, aż ją stępi
- Raków konsekwentnie nie sprzedaje swoich liderów i teraz to daje efekty
- Każdemu według zasług. Dlatego brawo Tomasz Rząsa
- Wyluzowany, pewny siebie, odporny na stres. Jak Zwoliński dorastał do gry w mistrzu Polski
- Podział wpływów w PZPN. Kto rządzi i kto za kim stoi? Sytuacja w związku po ostatnich aferach