Widzieliście kiedyś sportowca, który po oblaniu testu antydopingowego wziąłby całą winę na siebie, posypał głowę popiołem i przeprosił za oszukiwanie? My też nie. Z każdym kolejnym tłumaczeniem dochodzimy do wniosku, że najlepszą taktyką dla takich ludzi byłoby po prostu milczenie. A kolejnym dowodem na potwierdzenie prawdziwości tej tezy jest Robert Karaś i jego wczorajszy występ w Hejt Parku.
Ustalmy fakty. Karaś w maju pobił rekord świata na ultrahipergigaturbo triathlonie. Kilka dni później przeprowadzono u niego kontrolę antydopingową, którą oblał. Znaleziono w jego organizmie niedozwolone środki. Karaś najpierw na swoich mediach społecznościowych ogłosił, że w ogóle co, że jak, że nie ma szans. Później jednak uznał, że warto się wytłumaczyć (a właściwie uznał tak jego sponsor, który go nakłonił do przyjścia do Kanału Sportowego). No i wyszło jeszcze gorzej niż mogliśmy zakładać.
Streścimy wam ten dwugodzinny Hejt Park w punktach:
- tak, Karaś wiedział, że bierze coś niedozwolonego, ale według zapewnień gościa, od którego to coś wziął – miało to zniknąć z organizmu w ciągu 72 godzin
- nie, Karaś nie brał tego pod triathlon
- tak, Karaś brał to przed walką w Fame MMA, ale nie dla przyspieszenia regeneracji ciała po kontuzji
- nie, Karaś nie znał tego typa, który skombinował mu nielegalny doping
- nie, Karaś nie sprawdził tego typa, który nie jest lekarzem – po prostu polecił mu go jakiś kolega z maty treningowej, a chłop okazał się hobbystą farmakologii
Już tutaj wychodzi nam głupota Karasia. Sorry, Robert, nie da się ująć tego inaczej. Moglibyśmy chować się za „nieostrożnością sportowca”, „pochopnością”, „lekkomyślnością”, ale sam pewnie masz świadomość, że to było najzwyczajniej w świecie ordynarnie głupie. Tak jak głupotą jest branie dropsów od nieznajomego w klubie o trzeciej w nocy, tak jak głupotą jest picie żółtego płynu zostawionego w plastikowej butelce gdzieś na parkingu przy A2, tak głupotą jest też nadstawianie żyły/dupska/wenflonu pod strzykawę jakiegoś typa, którego ktoś polecił po treningu.
To znaczy – spoko, możesz to robić. Ale nie zdziw się, jeśli rozwalisz sobie organizm lub jeśli wpadniesz na testach antydopingowych.
Ale ty przecież wiedziałeś, że bierzesz jakiś niedozwolony syf, skoro upewniłeś sie, że to szybko z organizmu zniknie. Czyli mamy jasność: chciałeś sobie pomóc w niedozwolony sposób, a po prostu ściemnił ci gość, że wypłuczesz to gówno szybciej, a nie później.
Karaś mówi, że bierze odpowiedzialność na siebie. Że to był jego błąd, że to wziął. Że ma nauczkę na przyszłość. Ale jednocześnie czepia się dyrektora POLADA, że ten udzielił wywiadów, w których mówi o możliwych sankcjach i zawieszeniu Karasia. Że stracił przez takie gadanie sponsorów i 600 tysięcy złotych. I że tych sponsorów też mu nie żal, bo on z takimi nie chce współpracować, skoro mu nie ufają i że teraz to się na nich poznał.
Przecież to jest jak historia gościa, który jechał autobusem miejskim. Nie kupił biletu, bo kolega mu mówił, że na tej trasie nigdy nie widziano kontrolerów. Nagle jednak kanar wpadł do środka, zablokował kasowniki i wystawił mu mandat. I teraz gość jest oburzony – na kolegę (że takie rzeczy mu opowiedział), na kontrolera (że wykonuje taki zawód) oraz na miejscowy zakład transportu miejskiego (że ustalił regulamin).
Jeśli zatem układasz sobie retorykę pod przyznanie się do winy i w pewnym momencie mówisz „moja wina, ale…” to po prostu przestań mówić.
Tak, to jest właściwy moment.
Wszystko po tym „ale…” będzie kretynizmem – cokolwiek byś tam powiedział.
Te dwugodzinne tłumaczenia opiewają jednak w kolejną listę absurdów. Karaś na przykład twierdzi, że ten nielegalny środek w ogóle nie pomógł mu w triathlonie, bo on nie działa na rzeczy, które są ważne w tym sporcie. Eksperci są podzieleni w tej sprawie, my doktorami chemii nie jesteśmy, więc nie będziemy zabierać głosu. Ale sam Karaś mówi, że wziął to, by szybciej dojść do siebie po kontuzji przed galą Fame MMA. No to chyba jasnym jest, że jednak pomogło ci w przygotowaniach do triathlonu, bo byłeś szybciej sprawny, prawda? Przy sportach wytrzymałościowych ciało jest twoim najważniejszym narzędziem do pracy. Nie możesz mówić, że dzięki niedozwolonemu środkowi chciałeś je szybciej doprowadzić do porządku przed walką, więc nie miało to znaczenia dla startów w Brazylii. To wciąż jest ciało Roberta Karasia. Nie masz osobnego ciała dla Roberta Karasia – zawodnika MMA, oraz osobnego ciała dla Roberta Karasia – triathlonisty.
Czekamy jeszcze na separację części ciała do dopingu. Wyobraźcie sobie tych gości od podnoszenia ciężarów, którym syfy od koksu robią z twarzy i pleców coś, co przypominam wyschnięty placek drożdżowy z jagodami. Gość zostaje przyłapany na dopingu, idzie do POLADA i mówi: – Ej, ale ja dostawałem zastrzyki w dupę, a przecież sztangi dupą nie podnoszę, hę?
Pretensje Karasia wobec dyrektora POLADA czy sponsorów są już w ogóle żenujące. Robert, jeśli ktoś się wycofał po tym, jak oblałeś testy antydopingowy, to dlatego, że nie chce mieć z tobą nic do czynienia. Oni dawali ci kasę, bo chcieli się podpromować na klacie herosa, który przekracza granicę. Dzisiaj – czy ci się to podoba, czy nie – medialnie zasadziłeś sobie potężnego kopa w dupę.
I w sumie chyba bardziej niż tym, że wpadłeś na tej kontroli, kompromitujesz siebie publicznie tym, jak tę całą historię opowiadasz. Zszedłeś z treningu pod MMA, kolega ci powiedział o jakimś gościu (swoją drogą – ten gość posługuje się danymi „Michał Maciej”, nie chce podawać swojego nazwiska, jest hobbystą farmakologii), on coś ci dał, ty to wziąłeś i zaufałeś, bo zawsze ufny chłop byłeś.
Przecież to jest tak głupie, jak połowa odcinków „Sprawy dla reportera”, gdzie ci biedni ludzie mówią „pani redaktur, przyszli i kazali podpisać, tośmy podpisali teraz mamy spłacać”. I jeszcze ta opowieść, że byłeś zdziwiony po tym, jak po braniu dopingu wyszło na testach antydopingowych, że brałeś doping. No ludzie kochani.
Refleksja po tym Hejt Parku jest taka, że jeśli bierzecie doping, to liczcie się z tym, że możecie na dopingu wpaść. Niby oczywiste, ale – jak widać – nie dla wszystkich.
CAŁY HEJT PARK Z ROBERTEM KARASIEM:
Więcej na Weszło: