Reklama

Wszyscy nienawidzą Tysona. Jak Król Cyganów zniszczył swoją bokserską reputację?

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

21 lipca 2023, 13:36 • 13 min czytania 12 komentarzy

Ah shit, here we go again – mogą za głównym bohaterem GTA: San Andreas powtórzyć fani boksu. Tyson Fury (33-0-1, 24 KO) znowu to zrobił. Jego obóz obiecywał, mamił, udawał zainteresowanie hitową walką z Oleksandrem Usykiem (20-0, 13 KO). Ale wszystko ponownie zakończyło się tak samo. Król Cyganów zamiast udowodnić swoją klasę z Ukraińcem, wybrał opcję potyczki z Francisem Ngannou (0-0), byłym mistrzem UFC w wadze ciężkiej. Czyli kolejny łatwy pojedynek – niezależnie od tego, co sam Fury powie o nim mediom. Tym samym mistrz federacji WBC (która też nie jest w tym cyrku bez winy) rozmienia się na drobne, niszcząc szacunek środowiska do własnej osoby.

Wszyscy nienawidzą Tysona. Jak Król Cyganów zniszczył swoją bokserską reputację?

OD UWIELBIENIA

A był moment, że ów szacunek do postaci Fury’ego był naprawdę ogromny. Olbrzym z Wilmslow pierwszy raz pokazał swoją – nomen omen – wielkość w 2015 roku, kiedy pokonał Władimira Kliczkę (64–3, 53 KO), odbierając Ukraińcowi mistrzowskie pasy WBA, WBO oraz IBF. Ogromne wrażenie wywarł zwłaszcza styl, w którym krnąbrny Anglik tego dokonał. Wprawdzie nie była to ringowa wojna, którą oglądało się z wypiekami na twarzy. Jednak Fury jak żaden inny pięściarz odebrał Kliczce w ringu wszelkie argumenty. Zaszachował czempiona swoim niewygodnym stylem oraz pracą nóg, pewnie zdobywając tytuły.

Jednak to nie walka z Doktorem Stalowym Młotem była tą, za którą Król Cyganów zyskał największe uznanie. Tyson Fury w życiu prywatnym wygrał znacznie ważniejsze starcie. Pięściarz zmagał się z depresją, wypijał też litry alkoholu oraz zażywał potężne dawki narkotyków. Rok po największym sukcesie w karierze był wrakiem człowieka, który jak oszalały pędził autostradą w swoim nowym Ferrari z myślą, by jego droga zakończyła się na najbliższym moście. Stało się jasne, że ekscentryczny Brytyjczyk nieprędko powróci do ringu – o ile w ogóle zdoła to zrobić. Dlatego też odebrano mu mistrzowskie pasy.

Ale Tyson pokonał własne demony. Choć zajęło mu to blisko trzy lata, zdołał powrócić do boksu. I zrobił to w wielkim stylu, tworząc niezapomnianą trylogię z Deontayem Wilderem (43-2-1, 42 KO), któremu odebrał pas WBC. Gypsy King miał w swych rękach prawie wszystko. Uwielbienie fanów za to, jakie widowisko stworzył, a także za osobowość. Za to, że potrafił robić show także poza ringiem, ale przy tym nie bał się otwarcie mówić o swoich problemach. Posiadał pas wielkiej federacji. W swojej opinii był (i wciąż jest) najlepszym pięściarzem na świecie. Królem gry.

Reklama

DO NIENAWIŚCI

Od trzeciego starcia Fury-Wilder minęły już blisko dwa lata. W tym czasie w wadze ciężkiej doszło do zmiany czempiona federacji IBF, WBO i WBA. Tym po pokonaniu Anthony’ego Joshuy (25-3, 22 KO) został wspomniany już Usyk. Od tego momentu Ukrainiec i Brytyjczyk o nigeryjskich korzeniach zdążyli stoczyć rewanżową walkę. Joshua po dwóch porażkach z rąk Usyka zaliczył też powrót na zwycięską ścieżkę z Jermainem Franklinem Jr (21-2, 14 KO). Z kolei obecny posiadacz trzech mistrzowskich pasów za nieco ponad miesiąc stoczy bój we Wrocławiu z Danielem Duboisem (19-1, 18 KO), w ramach obowiązkowej obrony.

WALKA USYKA WE WROCŁAWIU, CZYLI CO MUSICIE WIEDZIEĆ O SIERPNIOWYM HICIE

Z kolei główny bohater tego artykułu rozegrał dwa brytyjsko-brytyjskie pojedynki. Pierwszy w ramach obowiązkowej obrony z Dillianem Whytem (28-3, 19 KO). W drugim Fury mógł dobrać sobie przeciwnika. Głośno było wówczas o tym, że w ringu stanie naprzeciwko rodaka, ale będzie to Anthony Joshua. W końcu mowa o dwóch najlepszych pięściarzach wagi ciężkiej na Wyspach.

Jakież było rozczarowanie fanów kiedy okazało się, że Fury stoczy kolejną „bitwę o Wielką Brytanię”, jednak jego rywalem został Derek Chisora (33-13, 23 KO). Wyboksowany zawodnik z którym Gypsy King wygrywał już dwukrotnie, w 2011 oraz 2014 roku. Obóz Tysona komplementował The Wara… co tylko podkreślało jak wielkim nieporozumieniem było stworzenie z ich walk trylogii. Jeżeli bowiem król trash-talku wypowiada się na temat oponenta w pozytywny sposób, to wiedzcie jedno – jest absolutnie pewny wygranej i nie chce umniejszać przeciwnikowi, który i tak stoi na straconej pozycji.

Dowody wskazywały, że pomimo zaakceptowania oferty Queensberry Promotions przez grupę Matchroom, to pierwszy podmiot promujący Fury’ego, doprowadził do fiaska negocjacji z obozem Joshuy. Jednak wówczas zwracano uwagę na fakt, że Anthony po dwóch porażkach z Usykiem mógł nie chcieć porywać się od razu na mistrza WBC. Innymi słowy, niepowodzenie w prowadzonych rozmowach nadszarpnęło reputację Króla Cyganów, ale przesadą byłoby stwierdzenie, że doszczętnie ją zniszczyło. Sugerowano, że wina może leżeć po obu stronach.

Reklama

Pojedynek z Chisorą zakończył się przy akompaniamencie gwizdów, po dziesięciu rundach obijania Dereka niczym worka treningowego. Najbardziej emocjonującym momentem wieczoru było pojawienie się przy ringu Oleksandra Usyka, co dawało nadzieje na to, że doczekamy się walki unifikacyjnej o mistrzowskie pasy czterech głównych federacji.

Pierwszym terminem, o którym głośno mówiono, był kwiecień tego roku. Jednak negocjacje wciąż się przedłużały. Frank Warren i cały obóz Fury’ego wymyślali kolejne obostrzenia dotyczące walki. W tym żądanie podziału zysków w stosunku 70 do 30 na korzyść Brytyjczyka. Wydawało się, że taki układ będzie upokarzający dla mistrza trzech federacji. Tymczasem obóz Usyka go zaakceptował, niejako wysyłając pięściarskiemu światu sygnał – jesteśmy zdeterminowani, by do walki doszło. Zwłaszcza, że pojawił się podmiot chcący wyłożyć na organizację walki grube pieniądze – szejkowie z Arabii Saudyjskiej. Jednak kiedy Gypsy King zaczął wysuwać kolejne absurdalne żądania, strona ukraińska powiedziała „pas”.

– Mój zawodnik tak bardzo chciał tej walki, nie dla Fury’ego, tylko dla pasa WBC, że zgodził się na podział 70-30. Skoro jednak Fury sprawia takie problemy, żeby tylko uniknąć pojedynku, to nie ma potrzeby wkładać w to już więcej wysiłku. Gdybym miał zacząć wymieniać wszystkie żądania Fury’ego, nie starczyłby mi nawet kwadrans. Pewne sprawy, jakich domagał się Fury, były po prostu niemożliwe do zaakceptowania, bo okazywały wręcz brak szacunku dla mojego pięściarza. A przecież Usyk to były bezdyskusyjny król kategorii cruiser i zunifikowany mistrz wagi ciężkiej – mówił Aleksander Krasiuk, promotor Usyka [tłumaczenie za bokser.org].

HITOWA WALKA CZY CYRK?

Można powiedzieć, że na całym zamieszaniu z Furym skorzystali polscy fani pięściarstwa. Usyk jako posiadacz mistrzowskich pasów trzech federacji, ma także zobowiązania względem nich. Dlatego 26 sierpnia ukraiński czempion zawalczy we Wrocławiu z Danielem Dubois (19-1, 18 KO) – obowiązkowym pretendentem federacji WBA. Ale ta walka nie przeszkadzałaby mu w podjęciu rękawicy w grudniu w starciu z Tysonem.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Rzecz w tym, że Olbrzym z Wilmslow da walkę w Arabii Saudyjskiej… ale 28 października. Jego przeciwnikiem będzie Francis Ngannou. Predator – bo taki pseudonim nosi – to znakomity wojownik, legitymujący się rekordem 17 wygranych (w tym 12 przez KO/TKO) i 3 porażek. Tyle że w MMA. Kameruńczyk z francuskim paszportem jest byłym mistrzem UFC. Z organizacją Dany White’a rozstał się w nie najlepszej atmosferze. Poszło oczywiście o pieniądze oraz swobodę w zarządzaniu własnym wizerunkiem i karierą przez najpopularniejszego zawodnika wagi ciężkiej w mieszanych sztukach walki.

– Wedle wielu jest to zawodnik, który bije najmocniej na tej planecie. Zobaczymy jak przyjmie ciosy wyprowadzone przez Gypsy Kinga. Udowodnię wszystkim, że jestem najlepszym zawodnikiem w tej generacji. Ta walka zostanie zapamiętana na wieki – mówił o swoim rywalu i całym wydarzeniu Tyson Fury.

Francis Ngannou. Fot. Newspix

Jego główny promotor, Frank Warren, także przekonuje iż na to starcie czekają całe rzesze fanów. Z kolei Bob Arum, czyli współpromotor Brytyjczyka, w kwietniu tego roku twierdził: – Jeżeli ten gość z UFC będzie mógł walczyć z Furym, ten pojedynek będzie monumentalny pod względem biznesowym. Oni dobrze się znają i wiedzą, ile można zarobić na takiej walce. Konfrontacja Fury vs Ngannou wygeneruje większe zyski niż Mayweather vs McGregor.

Równocześnie jednak nie brakuje krytyków walki. Egis Klimas nazwał ten pojedynek żartem, a Fury’ego klaunem z cyrku. O ile trudno oczekiwać innej opinii od menadżera Usyka, o tyle Carl Froch, rodak Anglika, także nie zostawia na zestawieniu suchej nitki: – To kolejna gówniana walka ludzi z różnych spotów walki. Te gadki Franka Warrena, że to będzie przełomowe wydarzenie to absolutne bzdury! Nie chcemy tego oglądać! Chcemy zobaczyć Fury’ego z Usykiem!

I trudno się nie zgodzić z byłym mistrzem świata kategorii super średniej. Owszem, może Ngannou posiada kowadło w łapie, ale w porównaniu do Fury’ego, na tym kończą się jego pięściarskie atuty. Mało tego, Tyson trzykrotnie walczył z Deontayem Wilderem, najmocniej bijącym pięściarzem na świecie. Biorąc pod uwagę różnicę w technice wyprowadzania ciosów pomiędzy boksem i MMA, a także to że Ngannou pierwszy raz w zawodowej karierze założy rękawice bokserskie, trudno spodziewać się by realna siła jego uderzeń przewyższała tą, którą dysponuje Bronze Bomber.

Zresztą o tym, że w starciu dwóch znakomitych zawodników prawdopodobnie wygra ten, w którego sporcie będzie przebiegać rywalizacja, przekonaliśmy się, podczas słynnego pojedynku Floyda Mayweathera (50-0, 27 KO) z Conorem McGregorem (0-1). Wtedy także mówiło się o tym, że Irlandczyk potrafi uderzyć. Że Floyd może zdziwić się tym, jak dobrze w stójce czuje się jego rywal. Ostatecznie jednak obejrzeliśmy nudną, jednostronną walkę, którą Pretty Boy przeciągnął aż do dziesiątego starcia, byleby za szybko nie wykończyć Notoriousa.

Na głowę upadł także Bob Arum, który twierdził że „ciężcy” zainkasują za pojedynek większy szmal niż Floyd i Connor. W końcu obaj w 2017 roku zarobili za swoje show odpowiednio 280 i 130 milionów dolarów. To kasa, którą nawet bogacze z Arabii Saudyjskiej nie obsypią Anglika i Kameruńczyka. Powód jest prosty – Floyd i Connor to najbardziej rozpoznawani zawodnicy obecnych czasów w swoich sportach. Obaj pod względem marketingowym znajdowali się na wyższym poziomie rozpoznawalności, nieosiągalnym dla Fury’ego i Ngannou.

I tak według szacunków Daily Mail, Kameruńczyk będzie mógł liczyć na kwotę w wysokości około 8 milionów dolarów. Jak zatem widzicie, wbrew słowom Aruma, obie freak fightowe walki dzieli finansowa przepaść. Choć dodajmy, że Francis i tak nie ma na co narzekać. Były mistrz UFC za wszystkie 14 walki stoczonych pod szyldem amerykańskiej organizacji zainkasował… nieco poniżej 4 milionów USD. Z tego względu trudno mu się dziwić, że w wieku 36 lat zdecydował się inaczej poprowadzić swoją karierę. Walka z Tysonem to jego wypłata życia.

WBC NIE JEST BEZ WINY

Pomiędzy pojedynkiem z 2017 roku, a tym który nas czeka, istnieje jeszcze jedna różnica. Kiedy Floyd Mayweather zdecydował się skrzyżować rękawice z Conorem McGregorem, to na walkę powrócił po blisko dwóch latach przerwy od ostatniego pojedynku z Andre Berto (30-3, 23 KO). Starcie z Irlandczykiem zostało dopisane do oficjalnego rekordu, gdyż Conor wyrobił sobie licencję bokserską. Zresztą samemu Floydowi zależało na tym, by pojedynek był usankcjonowany. Amerykanin chciał pożegnać się z ringiem odnosząc okrągłe, pięćdziesiąte zwycięstwo. Dzięki temu, może w nieco naciągany sposób, ale pobił rekord słynnego Rocky’ego Marciano (49-0, 43 KO).

Jednak Floyd w 2017 roku nie posiadał już żadnego mistrzowskiego pasa. Tyson Fury zaś jest wciąż urzędującym mistrzem WBC. Wielkiej federacji, której zachowanie każe się zastanowić nad tym, kto kim rządzi w tym układzie. W końcu normą jest to, że organizacje dobierają mistrzom oponentów na podstawie swoich rankingów. Dlatego właśnie tak trudno utrzymać kilka pasów jednocześnie. Zawsze istnieje ryzyko, że poszczególne federacje nie dogadają się pomiędzy sobą i któraś zdecyduje się na odebranie czempionowi „swojego” tytułu, bo ten zdecydował się na pojedynek z innym zawodnikiem. Mało tego, federacja ma prawo pozbawić pięściarza tytułu w przypadku gdy ten w ciągu roku ani razu nie stoczy walki w obronie pasa.

Król Cyganów nie ma podobnych problemów w organizacji zarządzanej przez Mauricio Sulaimana. Winę za taki stan rzeczy ponosi tu sama federacja WBC, która zachowuje się tak, jakby bała się utracić wielkie nazwisko. A przecież gdyby się nad tym zastanowić, z tego mariażu to Tyson Fury bardziej potrzebuje pasa, niż odwrotnie. Tymczasem federacja nie stawia mu żadnych nowych wyzwań. Ostatnim zaproponowanym przez nią rywalem był Dillian Whyte – starcie z Chisorą było już dobrowolną obroną pasa.

Doszło zatem do kuriozalnej sytuacji. Z jednej strony krytycy Fury’ego żądają, by WBC pozbawiła go pasa. Z drugiej, byłaby to bezpodstawna decyzja, bo w teorii Tyson nie ponosi winy za taki stan rzeczy. To nie tak, że mistrz unika narzuconych mu rywali. On ich w ogóle nie otrzymuje!

Dillian Whyte był ostatnim obowiązkowym pretendentem wyznaczonym do walki o pas WBC. Pojedynek miał miejsce w kwietniu 2022 roku. Tyson Fury zwyciężył przez nokaut w 6. rundzie.

Nie może więc dziwić fakt, że obóz Fury’ego wykorzystał okazję do zorganizowania kasowej i stosunkowo łatwej walki z Francisem Ngannou. Jednak WBC i w tym przypadku musiała dolać oliwy do ognia. Przez pewien czas w środowisku krążyły plotki jakoby… w stawce tej walki miał znaleźć się mistrzowski pas. Zatem najbardziej prestiżowy tytuł w boksie mógł paść łupem gościa, który stoczyłby pierwszą walkę w tym sporcie. Na szczęście do takiego kabaretu nie dojdzie, a Fury nie wniesie do ringu dzierżonego przez siebie tytułu.

Jednak wciąż nie do zaakceptowania jest taka postawa federacji. WBC nie tylko nie sprzeciwia się, ale wręcz nieco wspiera samowolkę swojego mistrza, budząc tym samym wrogość kibiców oraz innych pięściarzy względem Fury’ego.

– Po części to wina federacji WBC. Powinni się tam zastanowić, co jest dobre dla sportu? Nie wygląda to dobrze, że ich mistrz walczy z facetem z MMA, podczas gdy zawodnicy z czołowej piętnastki czekają na swoją szansę i jej nie dostają. Może nie wszyscy są świetni, ale po to właśnie są rankingi i odpowiednie miejsca w rankingu. W tej chwili wygląda to trochę tak, że to Fury trzyma WBC za jaja i to on rządzi – powiedział niedawno Frazer Clarke (7-0, 5 KO), jeden z prospektów wagi ciężkiej [tłumaczenie za bokser.org].

MOŻE FURY NAPRAWDĘ NIE CHCE JUŻ WYZWAŃ?

Warto zastanowić się także nad innym aspektem decyzji Tysona Fury’ego. Po pojedynku z Dillianem Whyte’em, Król Cyganów zapowiedział, jakoby była to jego ostatnia walka. Tuż po niej miał przejść na bokserską emeryturę. Oczywiście nikt nie dawał temu wiary. I chociaż istotnie Tyson oficjalnie nie zawiesił rękawic na kołku, to dziś bardzo wybrzmiewają które powiedział po zwycięstwie z rodakiem. Wypowiedziane, co jeszcze raz podkreślmy, w kwietniu ubiegłego roku: – To czas żeby odejść. Nie interesuje mnie Usyk czy Joshua. Teraz chętnie podążę śladami Mayweathera i będę toczyć walki pokazowe, jak choćby z Francisem Ngannou.

Być może zatem całe negocjacje z Joshuą i Usykiem były po prostu grą ze strony Tysona, który od początku miał jasno określone priorytety. A tymi są łatwe walki za duże pieniądze. Takie jak z Chisorą i teraz z Ngannou. Może Gypsy Kinga już naprawdę nie obchodzą sportowe wyzwania, a bardziej fakt, że posiada zero w rekordzie po stronie porażek? Że dalej jest linearnym mistrzem wagi ciężkiej, co zresztą uwielbia podkreślać.

Tyson Fury w tym wszystkim jednak zapomina, że dbając o swój czysty rekord w ten sposób, nie zbliża się do takich person jak Floyd Mayweather czy Rocky Marciano. Najlepsi pięściarze w historii – a za takiego ma się Olbrzym z Wilmslow – nie unikali w swej karierze wielkich wyzwań. Nawet jeżeli niektóre pojedynki odbywały się za późno (jak walka Floyda z Mannym Pacquiao), to jednak do nich dochodziło. W przypadku Tysona, powoli zaczynamy wątpić w to, że mistrz federacji WBC w ogóle ma chęci na toczenie największych pojedynków.

Tylko w takim wypadku, po komu jest potrzebny taki mistrz?

Na zakończenie zostawiamy was z opinią Luisa Devereux, dziennikarza z Wielkiej Brytanii, zajmującego się boksem. Na swoim blogu umieścił on wpis zatytułowany „Moich pięć ulubionych kłamstw Tysona Fury’ego”, w którym dosadnie podsumował nadchodzącą walkę z Ngannou oraz ostatnie poczynania Brytyjczyka.

– Całe wydarzenie to farsa i kompletna strata czasu, a żenujące wystąpienie Franka Warrena w TalkSport nie zmieniło mojego zdania w tej sprawie. Warren uzasadnił tę walkę stwierdzeniem, że Ngannou jest „sportowcem na najwyższym poziomie”, ale jeśli to jedyne kryterium wymagane do walki z mistrzem świata wagi ciężkiej, to co dalej? Tyson Fury kontra Andy Murray? Tyson Fury kontra Ellie Simmonds? Osobiście wolałbym zobaczyć, jak Fury zmierzy się z Usainem Boltem w sprincie na 100 metrów. W końcu Tyson spędził ostatnie sześć miesięcy uciekając przed Oleksandrem Usykiem, więc ma w tej kwestii sporo praktyki – napisał Devereux.

I trudno z tym ostatnim zdaniem polemizować.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj więcej o boksie:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Boks

Walczył z Gołowkinem, docenił go Neymar. Kamil Szeremeta o swojej karierze [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
8
Walczył z Gołowkinem, docenił go Neymar. Kamil Szeremeta o swojej karierze [WYWIAD]
Boks

Dla pieniędzy, adrenaliny czy „ostatniej wygranej”. O bokserach, którzy kończyli za późno

Błażej Gołębiewski
10
Dla pieniędzy, adrenaliny czy „ostatniej wygranej”. O bokserach, którzy kończyli za późno
Boks

Poznaliśmy zwycięzcę pięściarskiego hitu. Co za emocje!

Kacper Marciniak
6
Poznaliśmy zwycięzcę pięściarskiego hitu. Co za emocje!

Komentarze

12 komentarzy

Loading...