Reklama

Rok 2023 może być wielkim świętem boksu

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

05 maja 2023, 10:22 • 13 min czytania 13 komentarzy

Boks umiera. Boks pod względem zainteresowania przegrywa z UFC. Jest zbyt zagmatwany w swych zakulisowych gierkach, przez które na papierze największe walki albo nas omijają, albo odbywają się wtedy, kiedy obaj pięściarze najlepszy czas mają dawno za sobą. Takie opinie są częste i nie wzięły się znikąd. Aż nadszedł rok 2023, w którym już otrzymaliśmy kilka znakomitych pojedynków. A może być tylko lepiej – do tego stopnia, że jeżeli każda z zaplanowanych gal wypali, to pod koniec grudnia będziemy mogli mówić o tym, że właśnie przeżyliśmy jedne z najlepszych dwunastu miesięcy, jakie ta dyscyplina zaoferowała nam od dawna.

Rok 2023 może być wielkim świętem boksu

PIERWSZY HIT TEGO ROKU

22 kwietnia 2023 roku. Fani szermierki na pięści znad Wisły żyją głównie tym, co wieczorem wydarzy się w rzeszowskiej G2A Arenie. W mocno obsadzonej jak na polskie warunki gali, zwieńczeniem wieczoru była walka Łukasza Różańskiego (15-0, 14 KO), który w niecałe dwie minuty rozprawił się z Alenem Babiciem (11-1, 10 KO), zdobywając pas WBC w kategorii bridger.

Jednak tego samego dnia sympatycy pięściarstwa na świecie wyczekiwali wydarzenia o wiele większego. Oto bowiem w T-Mobile Arenie w Las Vegas, naprzeciw siebie stanęło dwóch wówczas niepokonanych pięściarzy – Gervonta Davis (29-0, 27 KO) i Ryan Garcia (23-1, 19 KO). Faworytem był o cztery lata starszy Davis. Chociaż jego warunki fizyczne nie są imponujące nawet jak na wagę lekką, to pseudonim Czołg nie wziął się znikąd. Ten gość nieustannie wywiera presję na przeciwniku, skracając dystans i szukając wymian. A kiedy rywal zdecyduje się zagrać w jego grę, pięściarz urodzony w Baltimore odpowiada tym, z czego słynął jego mentor – Floyd Mayweather Jr (50-0, 27 KO). Czyli szczelną obroną i zabójczymi kontratakami.

Reklama

W przeciwnym narożniku znalazł się zawodnik bardziej medialny. W końcu na samym tylko Instagramie konto Garcii śledzi jedenaście milionów użytkowników. W przyciąganiu uwagi publiczności bez wątpienia pomagają mu bokserskie umiejętności, styl walki, ale też amerykańsko-meksykańskie pochodzenie oraz aparycja.

Ryan jest wręcz idealnie skrojony na sportowego idola nowego pokolenia. Sam zarządza swoimi kanałami społecznościowymi, a przy tym jest bardzo otwartą osobą, dzielącą się z kibicami swoimi problemami. Otwarcie mówi na przykład o swojej walce z depresją, przez co łamie stereotyp pięściarza-macho. Gościa, który musi być niezłomny, bo… no właśnie, bo co? Bo uprawia sport w którym okłada się po twarzy? Jest sławny, znany i bogaty? Tak jakby takich ludzi nie dotykały problemy natury psychicznej.

Obecnie głowa Ryana pracuje na odpowiednim poziomie. Lecz nawet w znakomitej dyspozycji – także fizycznej – dynamiczny King Ry, nie mógł oprzeć się niszczycielskiej sile Tanka, który zastopował go w siódmej rundzie. Tym samym Davis może mienić się prawdziwym pogromcą niepokonanych pięściarzy, gdyż od 2017 Garcia był jego siódmym przeciwnikiem, któremu Gervonta zmazał 0 po stronie porażek.

BOKS WRACA NA WŁAŚCIWE TORY

Jednak ważniejsze od wyniku walki – tak, dobrze czytacie, i za chwilę wam to udowodnimy – były liczby, które wykręciło to wydarzenie. Na temat tego pojedynku, i nie tylko, porozmawialiśmy z Kacprem Bartosiakiem, dziennikarzem TVP Sport, którego mogliście oglądać między innymi w magazynie W Ringu, na Kanale Sportowym.

– Po walce Davisa z Garcią boks złapał fajny moment. Pojedynek znakomicie się sprzedał – szacunki mówią o liczbie 1-1,2 miliona abonamentów PPV. Poprzednie walki Davisa cieszyły się zainteresowaniem w okolicach 200-300 tysięcy wykupionych pakietów, ale bywały też i gorsze wyniki. Starcie z Garcią to nie była nawet walka mistrzowska, ale spotkało się dwóch zawodników będących na fali, a zarazem pochodzących z różnych światów. To wszystko zostało znakomicie rozreklamowane i sprzedało się tak dobrze, że powinno dać ludziom z branży do myślenia, jaki jest przepis na sukces. Że nie ma co pilnować zera w rekordzie, tylko trzeba regularnie zestawiać ze sobą zawodników z topu. Bo co z tego, że Garcia przegrał? Jego instagramowa „bańka” nie pęknie z dnia na dzień. Dalej będzie dużym graczem i pewnie za chwilę się odbuduje – mówi nam Bartosiak.

Reklama

Ostatni wniosek wypowiedziany przez naszego rozmówcę jest kluczowy – poza zerem w rekordzie, Garcia nie stracił nic na porażce z Davisem. Po tak dobrym pojedynku w wykonaniu obu pięściarzy, przy tak znakomitej sprzedaży abonamentów PPV, biznesowo i wizerunkowo obaj są zwycięzcami.

To także przykład dla innych promotorów. Mianowicie, po co trzymać swoich podopiecznych pod kloszem, skoro mowa o topowych zawodnikach? Jasne, można zestawiać ich z pięściarzami którzy są solidni, lecz bezpieczne pojedynki generują przeciętne zainteresowanie. Czyli przeciętne pieniądze. Lepiej wypuścić na siebie dwóch prawdziwych kozaków i rozbić bank.

Zwłaszcza, że paradoksalnie walka na szczycie to mniejsze ryzyko od walki z tylko solidnym pięściarzem. W tym pierwszym przypadku bokser musiałby się skompromitować, by zejść z piedestału. Jednak porażka sama w sobie niczego nie zmienia. Deontay Wilder (43-2-1, 42 KO) i Anthony Joshua (25-3, 22 KO) przegrywali swoje wielkie pojedynki. Saul Alvarez (58-2-2, 39 KO) po unifikacji pasów w super średniej, nie zdołał podbić kolejnej kategorii wagowej. Mimo wszystko Canelo wciąż jest najbardziej kasowym pięściarzem na świecie, który dalej daje wielkie walki. Następną stoczy w ten weekend z Johnem Ryderem (32-5, 18 KO) w rodzinnej Guadalajarze, przed pięćdziesięcioma tysiącami widzów zgromadzonych na Estadio Akron. Amerykanin oraz Brytyjczyk również zdołali powrócić na ring. A po ich wygranych na przetarcie, wiąże się z nimi wielkie plany, o których jeszcze powiemy.

Być może 2023 rok to dla światowego pięściarstwa czas w którym dojdzie do zmiany stylu prowadzenia karier wielu topowych pięściarzy. W końcu ktoś doszedł do wniosku, że tu nie ma co nabijać rekordów, tu trzeba robić wielkie walki. I wielkie pieniądze.

Bartosiak: – W tym roku boks czasami nas rozpieszcza, ale jednak nie do końca. Pamiętajmy, że najlepsze walki miały się już odbyć, bo 29 kwietnia zmierzyć mieli się Tyson Fury i Oleksandr Usyk, a także Vergil Ortiz i Eimantas Stanionis – niepokonani pięściarze kategorii półśredniej. Ostatecznie do obu pojedynków nie doszło, jednak bokserski kalendarz sukcesywnie zapełnia się fajnymi walkami.

INOUE WYZNACZA TRENDY

Jednym z tych pięściarzy, którzy wpisują się w trend dawania wielkich walk, jest Naoya Inoue (24-0, 21 KO). Japończyk obecnie zajmuje czwarte miejsce na liście najlepszych bokserów bez podziału na kategorie wagowe, opublikowanej na portalu BoxRec. Z kolei magazyn „The Ring” umieścił go na drugiej pozycji swojego zestawienia p4p, zaraz za Oleksandrem Usykiem (20-0, 13 KO). Oba rankingi pokazują siłę Inoue, który już niedługo może stać się największą gwiazdą pięściarstwa na świecie.

Wymienić bokserskie umiejętności Naoyi to trochę tak, jak spróbować opisać arsenał amerykańskiej armii. Można to rozpisać na książkę o grubości Biblii, ale można także skrócić do stwierdzenia – on ma wszystko. Idealną kontrolę dystansu. Timing tak znakomity, że sprawia wrażenie jakby jego przeciwnicy poruszali się w trybie slow motion. Ogromną dynamikę zadawania ciosów. I przede wszystkim to, co najbardziej elektryzuje fanów – jak na swoje kategorie wagowe, wręcz atomową siłę ciosu. Liczba mnoga w kategoriach nie jest przypadkowa, gdyż Inoue zawojował już trzy. A w lipcu postara się podbić czwartą, superkogucią. Jego rywalem będzie Stephen Fulton (21-0, 8 KO) – obecnie numer 8 w rankingu p4p portalu BoxRec.

Kacper Bartosiak: – To co robi Japończyk, to naprawdę wielka sprawa. Przychodzi do nowej kategorii, zresztą już czwartej, osiągając być może swój wagowy sufit. I wychodzi od razu do zawodnika numer jeden w dywizji, który posiada dwa mistrzowskie tytuły. Fulton ma świetny rekord, ale przede wszystkim może być dla Inoue ogromnym wyzwaniem pod względem stylu boksowania. To pięściarz o znakomitej kondycji, który będzie górował warunkami fizycznymi i nie przestraszy się bezpośredniej bitki. Z kimś takim Inoue do tej pory jeszcze się nie zetknął. Jednak Japończyk takimi walkami zmierza po rzeczy historyczne. Boks przyzwyczaił nas do tego, że najlepsze walki odbywają się za późno – o ile w ogóle. To wciąż dobre widowiska, ale nie zawsze każdy pięściarz jest już w swoim prime. Tutaj mamy mnóstwo emocji i niewiadomych, a obaj są właśnie w szczytowych momentach swoich karier.

Jeżeli na ten moment z wydarzeń bokserskich Anno Domini 2023 – przynajmniej tych oficjalnie potwierdzonych – mielibyśmy wybierać to najbardziej interesujące, to wybralibyśmy pojedynek Inoue z Fultonem. Nie znaczy to jednak, że na tym lista znakomitych pojedynków się zakończy.

CRAWFORD I SPENCE JUNIOR, CZYLI PÓŹNO… ALE JESZCZE NIE ZA PÓŹNO

Wszystko wskazuje na to, że trzy dni przed walką Inoue-Fulton otrzymamy inne starcie, na które fani pięściarstwa czekali w wypiekami na twarzy. Jednak w tym przypadku trudno nie odnieść wrażenia, że przeciwieństwie do japońsko-amerykańskiej batalii, na pojedynek Terence’a Crawforda (39-0, 30 KO) z Errolem Spencem Juniorem (28-0, 22 KO) czekamy zbyt długo. Wciąż są niepokonani, choć obydwaj nie są już najmłodsi, Crawford ma 35, a Spence 33 lata. To jeszcze nie jest walka u schyłków ich karier, ale ostatni moment na to, by zobaczyć obu w topowej formie.

Rzecz w tym, że o ich pojedynku mówiło się już od jakiegoś czasu. Dokładnie – od pięciu (!) lat. Ale temat na słowach się kończył. Przypomnijmy, że w 2017 roku Crawford dokonał rzeczy niebotycznej w kategorii lekkopółśredniej i zunifikował pasy mistrzowskie czterech federacji. Następnie Bud przeniósł się do dywizji półśredniej, w której niedługo wcześniej mistrzem IBF został Spence Jr. Od tego momentu losy obu pięściarzy układały się tak, że Tenerce wywalczył tytuł WBO, którego do tej pory nikt mu nie odebrał, natomiast Errol rozpoczął drogę po pasy WBA i WBC. Te trzy tytuły udało mu się zebrać w kwietniu ubiegłego roku, w pojedynku z Yordenisem Ugasem (27-5, 12 KO).

– Crawford-Spence to pojedynek, który zbyt długo zalega w bokserskiej marynacie. Obecnie znajdujemy się na takim etapie, że jeżeli teraz nie dojdzie do tej walki, to za chwilę ona nie będzie miała żadnego sensu. Ale wygląda na to, że latem tego roku wreszcie doczekamy się takiego zestawienia – mówi nam Kacper Bartosiak.

Co ciekawe, chociaż Crawford jest obecnie jednym z najbardziej cenionych pięściarzy na świecie, to jego popularność zupełnie nie odzwierciedla sportowej klasy. A przecież mowa o totalnym dominatorze, który być może już niedługo wykręci serię czterdziestu wygranych walk bez ani jednej porażki.

– Do pewnego stopnia Crawford był nieodpowiednio promowany. Miał trochę pecha, bo został niekwestionowanym mistrzem, ale w kategorii super lekkiej, gdzie akurat nie było wielkich nazwisk. Więc dokonywał rzeczy historycznych, które nikogo specjalnie nie ruszały. To zmieniło się, kiedy przeszedł do wagi półśredniej, ale tam dominowali pięściarze związani z projektem PBC, zaś Amerykanin był zawodnikiem Boba Aruma – mówi Bartosiak.

– Wydawało się, że te dwa światy nie mogą się ze sobą przeciąć głównie ze względów biznesowych. A Spence sprytnie to wszystko rozegrał, bo wyczyścił podwórko z pięściarzy PBC, zgarniając trzy mistrzowskie tytuły i teraz do unifikacji brakuje mu tylko pasa, który posiada Crawford. To poniekąd wymusza taką walkę. Ponadto Terence już ponad roku temu rozstał się z Arumem, choć jak widać, to wcale nie ułatwia negocjacji – kontynuuje nasz rozmówca.

W OCZEKIWANIU NA LIPIEC

Jak zatem widzicie, w tym roku nazbierało się nam trochę znakomitych pojedynków. Oczywiście jest więcej świetnych walk poza tymi, które wymieniliśmy. W cieniu potyczki Davis-Garcia walczyło ze sobą dwóch innych niepokonanych pięściarzy wagi lekkiej – Shakur Stevenson (20-0, 10 KO), który przeszedł z junior lekkiej, pokonał Shuichiro Yoshino (16-1, 12 KO).

W tej dywizji – chyba obecnie najmocniej obsadzonej ze wszystkich – w ogóle sporo się dzieje. Już 20 maja Wasyl Łomaczenko (17-2, 11 KO) stanie naprzeciwko zunifikowanego czempiona – Devina Haneya (29-0, 15 KO). Niezależnie od wyniku tej walki, najbliższe miesiące w mogą nam zaproponować kilka interesujących zestawień, bo potencjalne starcia Łomy lub Haneya z Davisem, Stevensonem czy odbudowanym Garcią, na papierze zwiastują kapitalne widowisko.

Z kolei najlepszym miesiącem dla fanów pięściarstwa zapowiada się lipiec. Wszystko za sprawą wspomnianych już walk Inoue-Futon i Crawford-Spence… A także dwóm pojedynkom wagi ciężkiej, które odbędą się na tej samej gali. Tak się bowiem złożyło, że 1 lipca w Huntington Center w Toledo, Jared Anderson (14-0, 14 KO), jedna z największych nadziei amerykańskiej wagi ciężkiej stanie naprzeciwko Żana Kosobuckiego (19-0, 18 KO).

Bartosiak: – Amerykanie nie mieli takiego młodego naturalnego zawodnika wagi ciężkiej od czasów Riddicka Bowe’a. To niesamowite, ile ten chłopak już potrafi w wieku dwudziestu trzech lat, a wydaje się, że będzie tylko lepszy.

Ale Kazacha nie należy lekceważyć. Żan z pewnością będzie chciał udowodnić, że nazywają go Gołowkinem wagi ciężkiej nie tylko przez narodowość. – Kazach jest unikany przez wielu pięściarzy z czołówki. To doświadczony mańkut i bardzo ciekawy zawodnik, który w drodze na szczyt wagi ciężkiej zdążył się jednak trochę zestarzeć. To zestawienie, którego kompletnie się nie spodziewałem. Wydawało mi się, że Anderson będzie powadzony bezpieczniej – bo ma w końcu czas na wyzwania – ale biorąc taką walkę pokazuje, że może być gotowy na naprawdę duże rzeczy szybciej niż ktokolwiek przypuszcza – analizuje Bartosiak.

Jednak to nie wszystko, bo wcześniej zmierzą się ze sobą także Arslanbek Machmudow (16-0, 15 KO) i Raphael Akpejiori (15-0, 14 KO). Innymi słowy, w USA zobaczymy ciężkich, których łączny rekord wynosi 64 wygrane i 0 porażek. I bardzo dobrze, że wychodzą naprzeciw siebie, bo między innymi przez to lipiec dla fanów boksu jawi się niczym wcześniejsza Gwiazdka.

W GRUDNIU DOCZEKAMY SIĘ WALKI FURY-USYK?

Ale to nie znaczy, że na tę prawdziwą Gwiazdkę boks nie zaoferuje nam dobrego prezentu. Przeciwnie – to co wówczas może się zdarzyć, nie będzie wisienką na torcie i godnym udekorowaniem roku znakomitych wydarzeń. Planowana gala może wręcz okryć cały tort lukrem. I ozłocić jej uczestników.

Mowa o wielkiej gali wagi ciężkiej. Wydarzeniu, które na papierze brzmi tak kosmicznie, że sami nie do końca jesteśmy w stanie w nie uwierzyć. W końcu na jednym evencie zawalczyć mieliby Joshua z Wilderem, a zaraz po ich występie doszłoby do pojedynku unifikacyjnego o mistrzostwo wagi ciężkiej.

Jednak trudno nie podchodzić do tych pogłosek z odpowiednim dystansem. Wszystko dlatego, że punkt kulminacyjny gali, czyli walka Oleksandra Usyka z Tysonem Furym (33-0-1, 24 KO), wykrzaczyła się już w dwóch terminach. Jak głosi klasyk, jeśli oszukałeś mnie raz, wstydź się. Jeśli oszukałeś mnie dwa razy, to ja powinienem się wstydzić. Zatem jako fani oczekujący na to wydarzenie, już mieliśmy okazję się zaczerwienić ze wstydu. Z tego względu szkoda zawczasu się napalać, by ponownie przeżyć bolesne rozczarowanie.

Kacper Bartosiak optymistycznie spogląda na obrót wydarzeń: – Wydaje się, że coś jest na rzeczy, gdyż zbyt wielu poważnych ludzi z branży o tym informowało. Mówił o tym sam Anthony Joshua, który ma być częścią tego wydarzenia. To rzeczywiście byłaby kropka nad „i” znakomitego roku, gdyby pod jego koniec doszło do turnieju wagi ciężkiej, w ramach którego na jednej gali Brytyjczyk powalczy z Deontayem Wilderem, a Usyk z Furym o tytuł pierwszego niekwestionowanego mistrza wagi ciężkiej od ponad 20 lat.

O jakich poważnych ludziach mówi nasz ekspert? Chociażby o Michaelu Bensonie, jednym z najsłynniejszych i najlepiej poinformowanych dziennikarzy bokserskich na świecie, pracującym dla radia talkSPORT. Mało tego, wczoraj kolejne rewelacje dołożyło inne źródło związane z tą rozgłośnią. Simon Jordan poinformował, że szejkowie z Arabii Saudyjskiej, gdzie wszystko miałoby się odbyć, zaproponowali już gaże dla zainteresowanych.

– Skoro nie dogadali się na Wyspach – gdzie warunki finansowe były jednak dość skromne jak na rangę takiego wydarzenia – to musi pojawić się płatnik, który wyłoży tak olbrzymie pieniądze, że przekona wszystkich. Na razie wiemy, że przekonał Wildera i Joshuę. Pewnie Usyk także zgodzi się na proponowane warunki. W przypadku Fury’ego może być różnie, on już się troszkę zapierał. Pytanie, na ile jest to gra medialna, a na ile jego rzeczywiste podejście. Wydaje mi się, że jednak to pierwsze i jeżeli ktoś ma doprowadzić do pojedynku unifikacyjnego w wadze ciężkiej, to mogą to zrobić ludzie o niewyobrażalnie głębokich kieszeniach. A jeżeli obie walki miałyby się wydarzyć podczas jednej gali, to w ogóle byłoby coś, czego w boksie nie widzieliśmy od dawna – kończy Bartosiak.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj więcej o boksie:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…

Maciej Szełęga
7
Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…
1 liga

Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Damian Popilowski
3
Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Boks

Boks

Herbie Hide i najszybsza obrona pasa wagi ciężkiej w historii

Szymon Szczepanik
0
Herbie Hide i najszybsza obrona pasa wagi ciężkiej w historii
Boks

Pierwsza obrona pasa. Różański zmierzy się z… pogromcą Polaków

Kacper Marciniak
3
Pierwsza obrona pasa. Różański zmierzy się z… pogromcą Polaków
Boks

Mina Fury’ego mówiła wszystko. Joshua znokautował Ngannou w 2. rundzie!

Szymon Szczepanik
2
Mina Fury’ego mówiła wszystko. Joshua znokautował Ngannou w 2. rundzie!
Boks

Knockout Chaos. Dziś w Rijadzie Joshua zmierzy się z Ngannou

Szymon Szczepanik
5
Knockout Chaos. Dziś w Rijadzie Joshua zmierzy się z Ngannou

Komentarze

13 komentarzy

Loading...