Reklama

Osieroceni przez przepis. Co dalej z rocznikiem 2001 w Ekstraklasie?

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

21 lipca 2023, 10:44 • 9 min czytania 34 komentarzy

Kto śledzi polski futbol, ten wie, że na tle lig z całego świata odznaczamy się specyficznym przepisem ingerującym w wyjściową jedenastkę. Właściwie można by już używać czasu przeszłego, bo kto nie chciał trzymać się zasad (patrz: Raków), od poprzedniego sezonu mógł to zrobić i zapłacić karę finansową. Teraz nie będzie inaczej, a chodzi oczywiście o wypełnianie limitu minut młodzieżowców. Ci od momentu wprowadzenia tej reguły stali się łakomym kąskiem dla klubów i agentów. Są też drogim, dosłownie przepłacanym towarem, który jednak wyraźnie traci na wartości w obrębie wewnętrznego rynku, kiedy tylko wychodzi spod parasola ochronnego.

Osieroceni przez przepis. Co dalej z rocznikiem 2001 w Ekstraklasie?

Nie będziemy rozwodzić się nad tym, czy przepis ma sens, czy nie. Wypowiedzianych słów na ten temat zostało już tak wiele, że nie odkryjemy dzisiaj niczego nowego. Są plusy dodatnie i ujemne, jak mawiał klasyk. A jednym z ujemnych na pewno jest fakt, że piłkarz wychodzący z wieku młodzieżowca przestaje być tak bardzo atrakcyjny.

Przykładowa rozmowa dyrektora sportowego klubu z agentem:

– Słuchaj, mam fajnego młodego chłopaka na pozycję, którą chcesz uzupełnić. Pracowity i ambitny, ma w nogach prawie pełny sezon w 1. lidze.

– A jest młodzieżowcem?

Reklama

– Od tego sezonu już nie.

– Ach, to raczej nie damy rady go zmieścić.

Nie da się ukryć, że zarządzanie „starszym” 22-latkiem grzeje polskie kluby głównie w chwili, gdy w grę wchodzi transfer zagraniczny. Owszem, zdarzają się wyjątki, ale nie każdy jest Michałem Skórasiem, który odpalił na dobre dopiero jako świeżo emerytowany młodzieżowiec. Większość, jeśli nie posiada łatki dużego talentu i nie jest pierwszym wyborem trenera, po prostu zatraca się w trudniejszych realiach. Takim piłkarzom poświęcimy tutaj trochę miejsca, choć chcemy przede wszystkim zwrócić uwagę na zawodników, którzy nie tylko mają szanse na przetrwanie po wyjściu z wieku młodzieżowca, ale też na skok jakościowy. Kto wie, może wśród nich objawi się nawet kolejny Skóraś, któremu brak literki „M” przy nazwisku nie zwolni kariery, a wręcz przeciwnie.

SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ

Przegląd byłych młodzieżowców w Ekstraklasie (rocznik 2001)

Na początku zaczęlibyśmy od Maika Nawrockiego, największego kozaka wśród byłych młodzieżowców, jednak jego dni w Legii są prawdopodobnie policzone. W tym zestawieniu 22-latek byłby najdroższym i najpewniejszym zawodnikiem, czemu trudno się dziwić, bo fajnie rozwinął się w ostatnich dwóch latach. Sęk w tym, że do końca lipca kluczowy defensor Legionistów ma zostać sprzedany za bardzo dobre pieniądze, a że chętnych nie brakuje, to raczej wyłącznie kwestia czasu oraz odpowiedniego wyboru.

U kogo zapowiada się spadek akcji po utracie statusu młodzieżowca?

W tej chwili mamy w Ekstraklasie prawie czterdzieści nazwisk [dokładnie 37, za: Transfermarkt] z rocznika 2001. Nie wszystkich będziemy wymieniać, ale najpierw wyróżnimy tych piłkarzy, co do których można zakładać, że ich perspektywy nie przedstawiają się już tak dobrze jak wcześniej. To zawodnicy, którzy z różnych powodów nie zdążyli wykazać się na tyle, żeby teraz bez ochrony przepisu i w obecności nowych konkurentów spokojnie liczyć na większą liczbę minut niż w poprzednim sezonie. Są to:

Reklama

Aleksander Paluszek (2022/2023 – 964 minuty w Ekstraklasie), Norbert Wojtuszek (829) lub Kryspin Szcześniak (1029) z Górnika Zabrze. Nie wszyscy, ale można zakładać, że jeden z nich straci na pewno, może nawet dwóch, bo chętnych na miejsca w defensywie zabrzan nie brakuje. Trener Urban będzie miał do dyspozycji jeszcze Kostasa, Jensena, Janickiego, Sekulicia czy cofniętego Janżę.

Kacper Smoliński (270 minut) z Pogoni Szczecin. Wychowankowi Portowców nie wróżymy awansu w hierarchii pomocników, a szkoda, bo w sezonie 2020/2021 zapowiadał się naprawdę ciekawie. Rozsądne byłoby odejście lub wypożyczenie.

Cezary Miszta (0 minut), który w minionej kampanii jeszcze mocniej przyspawał się do ławki rezerwowych. Miał okazję, żeby wykazać się na wypożyczeniu w Miedzi Legnica, ale wołał zostać w Warszawie. Teraz logika podpowiada, że przy Hładunie oraz Tobiaszu i Kobylaku, którzy mają ogranie i status młodzieżowca, Miszta nie ma żadnych szans na grę. Póki co nie wiadomo, czy i kiedy ktoś z tej czwórki odejdzie z klubu.

Szymon Czyż (439 minut), który po powrocie z Włoch najpierw rozegrał pełną rundę w Warcie, a potem trafił do Rakowa, gdzie w poprzednim sezonie zaczynał sezon jako młodzieżowiec nr 1. Niestety dopadł go gigantyczny pech – zerwane więzadło krzyżowe. Dodając szaloną rywalizację w ekipie trenera Szwargi, dziś trudno sobie wyobrazić, że Czyż złapie podobne ogony nawet przy grze na trzy fronty.

Rafał Adamski (950 minut) z Zagłębia Lubin i Piotr Samiec-Talar (811 minut) ze Śląska Wrocław – podobne przypadki. Dostawali swoje szanse jako młodzieżowcy na pozycjach, na których akurat brakowało jakości. Ale do tej pory nie przekonali, że warto na nich stawiać z większą regularnością na poziomie Ekstraklasy. Gdy już statusu nie mają, a do tego pojawili się nowi bezpośredni rywale o minuty w zespole, ich akcje naturalnie są skazane na spadek.

Bartłomiej Ciepiela (682 minut), który poprzedni rok spędził na wypożyczeniu w Stali Mielec. Typowy przykład młodego zawodnika, który bez statusu młodzieżowca najprawdopodobniej nie zaistniałby w Ekstraklasie.

Kto z rocznika 2001 powinien zrobić krok naprzód w sezonie 2023/2024?

Ernest Terpiłowski – patrząc na dotychczasowy rozwój piłkarza Widzewa Łódź, można założyć, że kolejny sezon na szczeblu Ekstraklasy będzie w jego wykonaniu po prostu lepszy. Ostatni był niezły: trzy gole i cztery asysty to obiecujący wynik jak na młodzieżowca w ekipie beniaminka. Zgadzała się także liczba minut (1921), która mogła być zdecydowanie większa, gdyby nie kontuzja odniesiona w rundzie jesiennej.

Terpiłowski ewidentnie dojrzał, a warto to zaznaczyć, bo przy pierwszym podejściu do elity w barwach Termaliki trochę się sparzył. Ale już pod okiem trenera Niedźwiedzia nie wyglądał jak młodzieniaszek, który dostaje miejsce w składzie wyłącznie ze względu na wiek. A więc, jeśli łodzianie nie będą prezentować się tak jak w ostatnich miesiącach kampanii 2022/2023, ich ofensywny pomocnik powinien mieć w miarę komfortowe warunki do stawania się coraz lepszym piłkarzem już bez żadnych ulg.

Maciej Rosołek – to rzadki przypadek piłkarza w Ekstraklasie, który wziął udział w każdym meczu poprzedniego sezonu. Podejść do Legii miał już kilka, ale zawsze czegoś brakowało, aż – wydaje się – wreszcie nastąpił mały przełom. Może Rosołkowi jeszcze daleko do powtarzalności strzeleckiej potrzebnej do miana napastnika z wyjściowej jedenastki, lecz w ostatnim roku pod ochroną statusu na pewno zrobił wiele, żeby nie był stracony i ostatni tak regularny, jeśli chodzi o minuty spędzone na boisku (1751).

Do tego pięć goli i dwie asysty. No i wygrana rywalizacja z Carlitosem i Blazem Kramerem, a gdy Thomas Pekhart ściągnięty zimą akurat nie grał, Rosołek potrafił go zastąpić i też dostarczać gole. Owszem, teraz będzie trudniej, bo do zespołu dołączył Marc Gual, a nikt z dotychczasowych napastników jeszcze z Warszawy nie wyjechał. Mimo to, młody strzelec Legionistów spokojnie może liczyć na regularne granie. Już nie dlatego, że jest młodzieżowcem, a dlatego, że jest lepszy od kilku innych i zapracował na bliskie miejsce w kolejce do grania. Albo od 1. minuty, albo z ławki. Tylko z tą różnicą, że teraz sam musi wymagać od siebie więcej, a może nawet postarać się o wyraźne polepszenie dorobku bramkowego.

Karol Knap – skoro grał w podstawowej jedenastce pomimo obecności Jakuba Myszora czy Michała Rakoczego, nie miał łatwiej tylko przez wiek. Ba, Knap nie był najlepszym młodzieżowcem Cracovii, natomiast finalnie pojawiał się na murawie z taką regularnością i to na specyficznej pozycji (1415 minut, środkowy pomocnik), że ta inwestycja raczej powinna mieć swoją dalszą kontynuację.

Wybitny gracz ze środka pola to oczywiście nie jest, ale wciąż ma czas na większy skok jakościowy. No i skoro „Pasy” nie przeprowadziły w tym okienku żadnej ofensywy transferowej, a wcześniej wspomniani młodzi zawodnicy dalej mogliby nabijać minuty do limitu, wszystko prawdopodobnie będzie wyglądać po staremu. Albo przynajmniej podobnie. Na tyle, żeby pozycja Knapa w hierarchii pozwalała mu na dalszy rozwój w drużynie Jacka Zielińskiego.

Mateusz Żukowski – z naszej perspektywy w tym momencie to piłkarz-niewiadoma, szczególnie że w ostatnim czasie grał tylko w rezerwach Lecha Poznań. Wcześniej błysnął na moment w Lechii Gdańsk i dzięki temu przeszedł do Glasgow Rangers, w którym jednak praktycznie nie powąchał murawy. Teraz, po takich perypetiach, spróbuje sił w Śląsku. I to właśnie jest nadzieja dla Żukowskiego, żeby wrócić do harmonijnego trybu rozwijania kariery – klub potrzebujący piłkarza o takiej charakterystyce na skrzydła, które po odejściu Yeboaha miałyby problem nawet z postraszeniem pierwszoligowców.

Żukowski jest awizowany do gry w pierwszej jedenastce, o ile tylko nie będzie miał urazu. Ponoć dość szybko przekonał do siebie Jacka Magierę, a to oznacza, że szanse na udowodnienie jakości będą częste, nawet mimo braku statusu młodzieżowca. Zresztą, pod tym względem nowy nabytek WKS-u może spać spokojnie, bo młodsi od niego, czyli Łukasz Bejger, Kacper Trelowski czy Karol Borys, będą grali gdzie indziej.

Konrad Matuszewski – wychowanek Legii jest dobrym przykładem na to, jak można powoli, krok po kroku, wykorzystywać status na rynku młodzieżowców. Odkąd wszedł do świata piłki seniorskiej, nie miał sezonu, w którym nie grałby regularnie. Od trzecioligowej Legii, przez pierwszoligowe Wigry Suwałki i Odrę Opole, aż po Wartę Poznań, w której z sezonu na sezon wyraźnie zyskał. Dość powiedzieć, że lewy wahadłowy Warciarzy zwiększył liczbę minut w Ekstraklasie z 1416 do 2348. Do tego, w ostatniej kampanii, dołożył pięć asyst.

Jeśli już ktoś ma te 60 spotkań w polskiej elicie i mocno osadzoną pozycję w drużynie, nie wyobrażamy sobie, żeby nie poszedł za ciosem, a tym bardziej stracił miejsce w wyjściowej jedenastce. Co prawda Matuszewski nie jest piłkarzem, który potrafi ekscytować choćby jak Kajetan Szmyt, ale od pewnego czasu gwarantuje odpowiedni poziom wciąż z marginesem do poprawy.

Wiktor Pleśnierowicz – drugi zawodnik Warty Poznań, który zapewne byłby dzisiaj pewnym punktem w zespole trenera Szulczka, gdyby nie poważna kontuzja kolana i sezon 2020/2021 właściwie wymazany z życiorysu. Ale co się odwlecze, to nie uciecze, a przynajmniej tak się wydaje, patrząc na przetasowania kadrowe w Grodzisku Wielkopolskim. Nie dość, że Pleśnierowicz wrócił do rytmu meczowego na wiosnę tego roku (łącznie 501 minut) i zagrał cztery mecze z rzędu od 1. minuty, to jeszcze w obliczu odejścia Roberta Ivanova, Bartosza Kieliby i Kamila Kościelnego jego perspektywy na powrót do normalności rosną.

W 2021 roku Warta wykupiła z Miedzi Legnica wychowanka Lecha po to, żeby z czasem rozwinąć jego potencjał. Teraz, gdy Pleśnierowicz nie może narzekać na cięższe urazy, a aktualnymi konkurentami w walce o skład są jedynie młodzi Żerkowski i Przybyłko, droga do regularnej gry u boku Szymonowicza i Stavropoulosa wygląda na otwartą. Oczywiście zakładając, że Dawid Szulczek nie zmieni systemu z trójką środkowych obrońców.

***

Jeśli ktoś nie został wymieniony, to np. dlatego, że trudniej wypowiedzieć się o jego najbliższej przyszłości lub zdaje się, że bliżej mu do statusu quo. Słowem: dalej może być przydatną zapchajdziurą z liczbą minut pokroju kilkuset. Patrząc na bardziej znanych młodzieżowców w realiach Ekstraklasy, nie odnieśliśmy się do takich nazwisk jak: Oskar Sewerzyński, Jakub Sypek, Patryk Szwedzik czy Jędrzej Grobelny.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Piotr Rzepecki
1
Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Piotr Rzepecki
1
Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Komentarze

34 komentarzy

Loading...