Transfer Sebastiana Szymańskiego do Fenerbahce nie odbił się przesadnie dużym echem na polskim podwórku. Z jednej strony może to wynikać z tego, jak bardzo w ostatnich latach przywykliśmy do dużych transakcji z udziałem naszych piłkarzy. Z drugiej, zdaje się to pokazywać, że wciąż mówimy o zawodniku, który w oczach rodzimych kibiców ma sporo do udowodnienia, ciągle pozostaje pewną zagadką i niespełnioną obietnicą w kontekście reprezentacji. A co tak naprawdę oznacza dla Szymańskiego pójście do tureckiego giganta? Czy wykonał krok do przodu? Czy należy żałować, że nie został w Holandii? Będziemy się nad tym zastanawiać z naszymi rozmówcami.
Reprezentant biało-czerwonych latem ubiegłego roku został wypożyczony przez Feyenoord z Dynama Moskwa za 2 mln euro. Pokazał się z dobrej strony, zdobył mistrzostwo Holandii i dotarł do ćwierćfinału Ligi Konferencji, w którym po dogrywce lepsza w dwumeczu okazała się Roma. Polak łącznie w czterdziestu spotkaniach zdobył 10 bramek i zaliczył 7 asyst.
Wydawało się, że kontynuacja tej współpracy będzie najlepszym rozwiązaniem dla każdej strony i ruchem oczywistym. Dość długo zapowiadało się na realizację właśnie tego scenariusza, choć pewne wątpliwości istniały. Feyenoord do końca maja mógł wykupić Szymańskiego dopłacając 8 mln euro. Doliczając kwotę za wypożyczenie oznaczałoby to pobicie rekordu transferowego portowego klubu, należącego dotychczas do Davida Hancko (8,3 mln euro przy zakupie ze Sparty Praga).
Po upływie terminu wykupu szansa na pozostanie nadal istniała, tyle że na zasadzie ponownego wypożyczenia. Za takim rozwiązaniem optowała ekipa z De Kuip i po pewnych perturbacjach negocjacje zdawały się zmierzać do szczęśliwego końca. Wtedy nastąpił zwrot akcji. Szymański i jego otoczenie woleli jednak transfer definitywny i zwiększyli oczekiwania finansowe. Na to strona holenderska się nie zgodziła.
– Moim zdaniem komin płacowy dla Sebastiana byłby złym rozwiązaniem dla Feyenoordu, ponieważ on nie był najlepszym piłkarzem tego klubu. Zrozumiałbym, gdyby zdecydowano się na nagięcie budżetu w przypadku Orkuna Kokcu czy Lutsharela Geertruida. Oni od dziecka są związani z klubem, grali w nim pierwsze skrzypce i takich ludzi najbardziej chce się zatrzymywać, nawet poprzez kominy płacowe. Ale żeby robić to dla najemnika po jednym sezonie? Zdecydowanie nie, zwłaszcza że nie mówimy o gwieździe w skali całej ligi. Szymański pokazał się jako bardzo dobry zawodnik, jednak nie był jedną z głównych twarzy Eredivisie. W tej sytuacji jego żądania należało określić jako mocno wygórowane i chyba celowe. Dostał oczekiwane warunki w Turcji i pewnie zgodziłby się zostać w Feyenoordzie tylko w przypadku ich wyrównania. Na to nie było realnych szans, liga turecka finansowo nadal góruje nad holenderską i niejedna czołowa postać Eredivisie przeprowadzała się nad Bosfor. Wychodzi więc, że to raczej Sebastian zdecydował, że nie będzie dalej grał w Feyenoordzie – mówi nam Mariusz Moński, ceniony ekspert od futbolu niderlandzkiego.
I dodaje: – Nie sądzę, żeby najważniejszym czynnikiem było wykupienie go z Rosji. Przez rok grał przecież na wypożyczeniu i jakoś mu to nie przeszkadzało, więc nie wiem, dlaczego następny sezon na tej zasadzie miałby stanowić problem. I tak wiadomo, że do Dynama już by przecież nie wrócił. Feyenoord po prostu chciał ograniczyć koszty. Pobijanie swojego rekordu transferowego na Szymańskiego zwyczajnie byłoby nieopłacalne. Być może dla innego klubu 10 mln euro za Polaka stanowiłoby okazję – w Ajaxie w razie potrzeby pewnie nie byłoby podobnych rozterek – ale w Rotterdamie na takie wydatki nie mogą sobie pozwolić. Feyenoord dalej musi się borykać z problemami finansowymi powstałymi we wcześniejszych latach. Nawet udane transferowe lato sprzed roku i wejście do Ligi Mistrzów po zdobyciu mistrzostwa Holandii nie zasypało wszystkich dziur. W klubie muszą liczyć każde euro.
SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ
Pojawiały się głosy, że Holendrzy po prostu nie chcieli robić większych biznesów z Rosjanami, ale do Mońskiego one nie przemawiają. – Na Twitterze polemizowałem z tą tezą. Przecież niejeden klub z topowych lig normalnie z klubami rosyjskimi handluje, zwłaszcza we Włoszech, Hiszpanii i Francji. Nie sądzę, żeby te kwestie poważniej brano pod uwagę.
A może po prostu to my na polskim podwórku patrzymy na dokonana Szymańskiego przez różowe okulary? Może przeceniamy fakt, iż strzelał takim drużynom jak FC Emmen, Go Ahead Eagles, FC Volendam, Cambuur czy Excelsior?
Zdaniem Mariusza Mońskiego nie można tu iść w żadną skrajność. – Kilka goli z mocniejszymi rywalami strzelił – chociażby z Ajaxem czy AZ Alkmaar – i zaliczył kilka asyst. Rzecz w tym, że Szymański zdecydowanie lepiej prezentował się na początku sezonu, do mistrzostw świata. Za ten okres można nawet powiedzieć, że wyróżniał się na tle całej ligi. Po mundialu grał słabiej, potem przytrafiła mu się kontuzja, przez którą pauzował cztery kolejki, a gdy wrócił, miał tylko przebłyski. To już nie było to samo. Zmarnował wiele sytuacji, których piłkarz tej klasy nie powinien zmarnować. Więcej pudłował niż trafiał. Całościowo Szymański pasował do grania wysokim pressingiem u Arne Slota, dobrze się wkomponował. Inna sprawa, że po letnich zmianach niewykluczone jest odejście w Feyenoordzie od typowej “dziesiątki” i prędzej potrzebne będą dwie “ósemki”. Slot ma teraz wielu uniwersalnych zawodników, a Szymański takim nie jest i być może również dlatego nie zdecydowano się, by wydawać na niego tak duże pieniądze. Kilka mocno opiniotwóczych postaci związanych z klubem też uważało, że Sebastian nie jest wart aż takich kwot. Wśród kibiców zdania były podzielone – komentuje nasz rozmówca.
O wcale nie aż tak wspaniałym statusie Szymańskiego w jakimś stopniu świadczy też fakt, że poza kierunkiem tureckim innych możliwości nie miał, przynajmniej według medialnych doniesień. Fenerbahce w zasadzie nie miało konkurencji, nie licząc Galatasaray, które też się gdzieś przewijało. Od początku jednak to wicemistrz Turcji był bardziej zdeterminowany.
Polak bez wątpienia przychodzi do klubu bogatszego. A czy sportowo notuje awans? – W zestawieniu z Dynamo Moskwa na pewno tak. Liga turecka wyszła z kryzysu i stała się platformą do lepszych lig. Kim poprzez Fenerbahce trafił do Napoli, a dopiero co poszedł do Bayernu, Guler właśnie wylądował w Realu. Udaje się ściągać łatkę “umieralni”, do której przychodzą tylko mający duże oczekiwania emeryci. A czy to wyższy poziom niż Eredivisie? Trudno powiedzieć. Całościowy poziom chyba jest trochę wyższy w Turcji, a tych najlepszych drużyn w Holandii. Koniec końców spotykamy się w tym samym punkcie – uważa Filip Cieśliński, ekspert od tureckiej piłki.
– Stawiałbym, że pójście do Fenerbahce to przeczekanie na rok czy dwa i zobaczenie, jakie otworzą się możliwości. Tak samo miało wyglądać przejście Zaniolo do Galatasaray. Mówiono, że “Galata” wyczuwa moment, w którym ma na tyle funduszy, żeby go ściągnąć i za pół roku sprzedać z kilkumilionową przebitką, gdy niektóre kluby ogarną sobie Finansowe Fair Play i będą miały więcej gotówki. Zaniolo rozegrał jednak tak słabą rundę, że raczej nigdzie w świat nie pójdzie, chyba że do Arabii Saudyjskiej. Sądzę, że przypadek Szymańskiego mógł być podobny. Do pewnego momentu nikt nie chciał go wykupić, bo trzeba było się dogadywać z Rosjanami. Turcy cały czas dogadują się z Ruskimi, więc poniekąd był to naturalny kierunek. A Fenerbahce miało za co wydawać po sprzedaży Ardy Gulera do Realu i paru innych zawodników. Inna sprawa, że 10 mln euro rozłożone na cztery lata to nie jest aż tak duży wydatek – uważa Cieśliński.
Jego zdaniem Szymański ma spore szanse, żeby zaistnieć w nowych barwach. – Mogą go tam czekać dobre rzeczy, zwłaszcza gdyby okno transferowe zostało zamknięte w tym momencie, bo na dziś nie miałby dużej konkurencji do grania. Obsadzenie pozycji “dziesiątki” było sporym problemem dla Fenerbahce. Utarło się przekonanie, że Sebastian wskakuje w buty Ardy Gulera, ale mowa o trochę innych pozycjach. Nie powinno więc być tak, że zaraz rozbije się o wielkie oczekiwania. Na jego pozycji dotychczas najczęściej grał Słoweniec Miha Zajc, mocno niespełniona inwestycja Fenerbahce. Na tę chwilę Szymański musiałby naprawdę mocno zawalić sprawę, żeby nie zostać docenionym, ale zawsze trzeba tu stawiać gwiazdkę, że do końca okienka klub może przeprowadzić jeszcze trzysta transferów i wtedy o grę będzie trudniej – puszcza oko Cieśliński.
Nie brak opinii, że mówimy o zawodniku, który sprawdza się głównie w zespołach dominujących, grających kombinacyjnie i utrzymujących się przy piłce. Czy Fenerbahce pasuje do tej charakterystyki? – W skali ligi tureckiej – na pewno. Trio stambulskie plus Trabzonspor i Adana Demirspor przeważnie prowadzą grę, mają po 60-70 procent posiadania piłki. W Europie może być różnie. Zobaczymy, co wymyśli nowy trener Ismail Kartal. Jego drużyny zazwyczaj prezentowały ofensywny futbol. Najważniejsze, że będzie z kim pograć. Na podania Sebastiana czekają Edin Dzeko i Michy Batshuayi, na boku będzie Ryan Kent, pozyskany z Rangersów. Zapowiada się obiecująco – mówi Cieśliński.
Polski pomocnik przychodzi do klubu, który rokrocznie ma wielkie ambicje, ale od lat nie potrafi ich zrealizować. Po raz ostatni po mistrzostwo udało mu się sięgnąć w 2014 roku. W następnych sezonach “Żółte kanarki” aż pięć razy były drugie, dwukrotnie stawały na najniższym stopniu podium, a w międzyczasie przeżywały większy kryzys, zajmując szóstą lokatę w sezonie 2018/19 i siódmą rok później. To sprawiało, że w klubie rokrocznie dochodziło do rewolucji.
Czy teraz istnieje realna szansa na przełom? – Na papierze murowanym faworytem do wygrania ligi jest Galatasaray. Jeśli coś miałoby się nie udać, to dlatego, że generalnie będący kozakiem trenerem Okan Buruk często po sezonie z sukcesami zaliczał dużo słabszy rok. Gdy zdobył Puchar Turcji z Akhisar Belediye, to nawet nie dano mu szansy pokazania się w Europie. Poszedł do Rizesporu i omal nie spadł z nim z ligi. Gdy wywalczył mistrzostwo z Basaksehirem, to później przegrał wszystkie mecze w fazie grupowej Ligi Mistrzów, a na krajowym podwórku bronił się przed spadkiem. Pytanie, czy nauczył się wreszcie konsumować sukces i odpowiednio rozkładać siły. Personalnie nikt tutaj nie może się równać z Galatasaray, choć Fenerbahce i tak zaczyna granie z założeniem, że idzie po mistrzostwo. Właśnie dlatego sprowadziło Dzeko, a pewnie na tym się nie skończy. Ali Koc, będący prezesem od 2018 roku, za wszelką cenę chce wreszcie coś wygrać. To właściciel firmy Beko, jego rodzina jest jedną z najbogatszych w Turcji. Zarządzanie Fenerbahce traktuje bardzo prestiżowo. Gdyby miał odejść z klubu bez żadnych sukcesów nielubiany przez 1/3 kraju, bo mniej więcej tylu ludzi kibicuje Fenerbahce, jego ego na pewno mocno by ucierpiało – analizuje Cieśliński.
Nasz ekspert napomknął już, że liga turecka odbiła się od dna, a w pewnym momencie wyglądało to naprawdę niewesoło. Po sezonie 2021/22 Super Lig w rankingu UEFA znajdowała się dopiero na dwudziestym miejscu. Był to efekt trzech z rzędu nieudanych kampanii w Europie, szczególnie 2020/21, w której kluby znad Bosforu zdobyły zaledwie 3,100 punktów, czyli mniej niż kluby polskie.
Cieśliński: – W poprzednim sezonie udało się odrobić trochę strat w Europie. Cała pucharowa czwórka grała też na wiosnę i choć wtedy już szybko odpadła, to punktów do rankingu przybyło najwięcej od lat. Kluczem są ponownie duże możliwości finansowe. Praktycznie cała czołówka podpisuje nowe umowy z głównymi sponsorami i sponsorami stadionów. W większości przypadków chodzi o rekordowe kwoty. Zainteresowani są także sponsorzy zagraniczni. Fakt utrzymywania relacji z Rosją powoduje, że cały czas gdzieś przy klubach kręci się Gazprom. Dopływu kasy nie zabraknie, a to sprawi, że liga powoli będzie wychodzić z kryzysu. Fakt, iż mistrz Turcji gra teraz w eliminacjach Ligi Mistrzów, a reszcie zostaje Liga Konferencji, stanowi pewne upokorzenie, bo futbol nad Bosforem nadal jest czymś bardzo ważnym. Sądzę, że uspokoi się rotacja w czołówce i trójka ze Stambułu w najbliższych latach nie będzie miała wpadek jak niedawno Besiktas, a trudniej będzie o rewelacje typu Adana Demirspor z minionego sezonu.
Pytanie, kiedy dość harmonijnie rozwijająca się kariera klubowa Szymańskiego przełoży się na jego postawę w reprezentacji, która do tej pory stanowiła duże rozczarowanie. Do pewnego momentu można było go tłumaczyć ciągłym ustawianiem na skrzydle, ale u Czesława Michniewicza i Fernando Santosa ta wymówka odpadła. W czym więc leży problem?
Mariusz Moński ma tu swoją teorię, pod którą autor tekstu się podpisuje. – Całym mózgiem w Feyenoordzie był Kokcu, sprzedany do Benfiki za 25 mln euro. To on decydował o sposobie poprowadzenia akcji, a Sebastian miał być tym, którym uderzy z dystansu lub zagra ostatnie podanie. Myślę, że gdyby w reprezentacji mózgiem środka pola był Piotr Zieliński, to przy takim liderze Szymański prezentowałby się lepiej. Wydaje się jednak, że Zieliński w reprezentacji bardziej chciałby być właśnie kimś w rodzaju Szymańskiego z Feyenoordu. Na tę chwilę chyba takiego piłkarza do kadry nie mamy. Może po powrocie na boisko będzie nim Moder. Na dziś reprezentacja po prostu gra inaczej. Sebastian dostaje piłkę i wymagania od niego są takie, jakich nigdy nie miał w Holandii, a on nie jest mentalnym liderem. Wpasuje się do dobrze funkcjonującego mechanizmu, ale w słabszych momentach raczej zespołu nie pociągnie.
Wydaje się, że Szymański ma spore szanse, aby pójść za ciosem i rozegrać przynajmniej dobry sezon na tureckiej ziemi, co powinno nieco zwiększyć jego wiarygodność w oczach bogatszych klubów z europejskiego top5. No i może wreszcie pozwoli dobitniej zaznaczyć swoją obecność w drużynie biało-czerwonych. Kredyt zaufania ciągle jest spory, ale w nieskończoność udzielany nie będzie. Mówimy już o 24-krotnym reprezentancie, którego naprawdę udane występy w kadrze policzymy na palcach jednej ręki.
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
- Wizerunek PZPN-u jest w ruinie
- Stasiak, Hajto, inszury.pl i prośba Kuleszy. Kulisy afery PZPN
- Ulatowski: Piłka zabrała mi życie rodzinne. Nie potrzebuję work-life balance
Fot. FotoPyK/Newspix