Reklama

Klątwa przełamana. Legia Warszawa z Superpucharem Polski

redakcja

Autor:redakcja

15 lipca 2023, 23:03 • 4 min czytania 145 komentarzy

No nie było to najbardziej elektryzujące spotkanie w dziejach futbolu, naprawdę dużych wrażeń dostarczył nam bowiem dopiero konkurs jedenastek. Ale cóż, taki chyba urok rywalizacji o Superpuchar Polski. Tak czy owak, Legia Warszawa w serii rzutów karnych okazała się skuteczniejsza od Rakowa Częstochowa i sięgnęła po trofeum, które w ostatnich latach regularnie jej uciekało. Mówiło się nawet w przypadku „Wojskowych” o „klątwie Superpucharu”. Jeśli takowa rzeczywiście istniała, to dzisiaj niewątpliwie została zdjęta.

Klątwa przełamana. Legia Warszawa z Superpucharem Polski

Kiepski poziom meczu

Już pierwsza odsłona spotkania – delikatnie rzecz ujmując – nie porwała.

Choć w sumie wcale nie było tak, że spotkanie toczyło się w tempie, które zwykliśmy określać jako „wakacyjne”. Wręcz przeciwnie, zawodnicy obu ekip byli dość aktywni, na boisku działo się sporo. Niestety, pod tym „sporo” kryją się głównie nieudane rajdy, nieprecyzyjne dośrodkowania i mnóstwo kopaniny w środkowej części boiska. Raków próbował ambitnie radzić sobie z pressingiem Legii, podopieczni Dawida Szwargi stawiali na konstruowanie akcji krótkimi podaniami. Tylko że wychodziło im to dość kiepsko i w efekcie co najmniej kilka razy mieli poważne problemy z płynnym wydostaniem się spod własnego pola karnego. Z kolei „Wojskowi” nie umieli rozerwać szyków obronnych gospodarzy i wykreować konkretnej sytuacji strzeleckiej dla ustawionego na szpicy Tomasa Pekharta. Czech tylko raz doczekał się naprawdę dobrego dogrania, ale nie miał za wiele miejsca, by złożyć się do główki i koniec końców skierował piłkę prosto w słupek.

Dość zresztą powiedzieć, że przed przerwą nie obejrzeliśmy ani jednego celnego uderzenia na bramkę. To dość żenująca statystyka w starciu mistrza kraju z wicemistrzem i zdobywcą Pucharu Polski. Tak naprawdę na pozytywną notę pracowali wyłącznie gracze mający na głowie przede wszystkim obowiązki defensywne, choćby Rafał Augustyniak, skuteczny i bezkompromisowy w walce o piłkę. Natomiast kompletnie rozczarowywali piłkarze z formacji ofensywnych. Ze szczególnych uwzględnieniem Fabiana Piaseckiego. Napastnik Rakowa był koszmarny właściwie w każdym elemencie – źle przyjmował piłkę, fatalnie ją rozgrywał, podejmował niewłaściwe decyzje. Zamiast pomagać swojej drużynie, dość poważnie jej szkodził i wprowadzał dodatkowy chaos, którego i tak mieliśmy na boisku za dużo.

SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ

Reklama

Generalnie – widać było, że oba zespoły nie są jeszcze optymalnie przygotowane do sezonu, że coś tam jeszcze skrzypi, trzeszczy i zgrzyta. Liczba prostych nieporozumień – wbiegnięć w nieodpowiednim kierunku, podań w ciemno do nikogo, dośrodkowań w złą strefę – porażała.

Prowokacje w rzutach karnych

Po przerwie było lepiej, ale tylko odrobinę. Gra ofensywa nadal się obu ekipom kleiła średnio, natomiast zmęczenie i duża liczba przeprowadzonych zmian spowodowały poluzowanie szyków defensywnych, a to wreszcie zaowocowało w miarę dobrymi okazjami do zdobycia bramki. Po stronie Legii blisko wpisania się na listę strzelców byli choćby Paweł Wszołek czy Josue, a w zespole Rakowa najlepszą sytuację bramkową zmarnował Marcin Cebula, który wcineczką zdołał wprawdzie ominąć Kacpra Tobiasza, lecz piłka po jego uderzeniu otarła się o poprzeczkę i wyleciała z powrotem w pole. Może mieć żal Ben Lederman do swojego kolegi, ponieważ Cebula pozbawił go w tej sytuacji naprawdę pięknej asysty. Lederman fenomenalnie tę akcję rozegrał.

Jeśli Fernando Santos to widział, pewnie zacmokał z zachwytu. Ale nie wykluczamy, że wcześniej usnął.

Atmosferę na murawie rozgrzał tak naprawdę dopiero konkurs jedenastek, rozegrany bezpośrednio po upływie podstawowego czasu gry, z pominięciem dogrywki. Wiadomo, jak to wyglądało w finale Pucharu Polski – masa prowokacji, złych emocji, po wszystkim doszło nawet do rękoczynów. Tym razem zawodnicy obu drużyn okazali sobie znacznie więcej szacunku, ale psychologicznych gierek także nie zabrakło. Przodował w nich naturalnie Kacper Tobiasz – do tego stopnia, że Szymon Marciniak kilkakrotnie musiał przywoływać golkipera „Wojskowych” do porządku. Ale swoje trzy grosze dorzucili również Josue czy Łukasz Zwoliński. Widać było, że między piłkarzami iskrzy. I że mamy jednak do czynienia ze starciem o trofeum, a nie jednym z wielu przedsezonowych sparingów.

Lepsza w karnych znów okazała się Legia.

Po częstochowskiej stronie mylili się Cebula (obronił Tobiasz) oraz Jean Carlos (przestrzelił). W Legii jedenastki na gola nie zamienił tylko Rosołek (obronił Kovacević). A zatem warszawski klub pod wodzą Kosty Runjaica dokłada do gabloty kolejne trofeum. Niezbyt prestiżowe, to fakt. Dowolny mecz eliminacji europejskich pucharów ma zapewne dla mistrza i zdobywcy pucharu znacznie większe znaczenie, niż rywalizacja o Superpuchar Polski. Aczkolwiek Legia tyle już razy kończyła w ostatniej dekadzie te spotkania na tarczy, że dzisiejsze zwycięstwo musi „Wojskowych” naprawdę cieszyć.

Reklama

Raków Częstochowa – Legia Warszawa 0:0, rzuty karne 5:6

CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIM FUTBOLU:

fot. FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Magiera: Cieszę się, że gola strzelił Żukowski. Zasłużył ciężką pracą na trafienie

Piotr Rzepecki
4
Magiera: Cieszę się, że gola strzelił Żukowski. Zasłużył ciężką pracą na trafienie

Komentarze

145 komentarzy

Loading...