Wydawało się, że w Lechu wszystko pod kątem transferowym zaczyna się ładnie spinać, bo przyszli Andersson i Blazić, a kibiców ucieszył jeszcze potencjalny hit transferowy w postaci Gholizadeha. Tyle że minęło parę dni i tak różowo nie jest – choćby za sprawą wczorajszej informacji o chęci odejścia Kristoffera Velde, a i transfer Irańczyka wcale nie musi być klepnięty.
Ktoś może powiedzieć, że skoro Velde ma kontrakt, to może sobie chcieć nawet gwiazdkę z nieba i nie ma to większego znaczenia. No, ale żadna to sensacja – lepiej mieć pracownika zadowolonego niż niezadowolonego, a Velde jest obecnie niezadowolony. Tomasz Włodarczyk podał, że Norweg ma pretensje do klubu o chęć sprzedania go, gdy mu nie szło. Potem wszystko się odwróciło, bowiem skrzydłowy zaczął grać lepiej, ale on o tym braku zaufania nie zapomniał.
Pewnie gdyby chodziło o kogoś innego, to ten ktoś machnąłby ręką. Tak, grałem słabo, więc chcieli mnie sprzedać, gram lepiej, już nie chcą. Normalna rzecz. Ale nie Velde. Chłopak ma trochę swój świat, mówi się, że to jeden z bardziej specyficznych ludzi, którzy grali w ostatnich latach w klubie, zresztą mieli już z nim w Lechu problemy wychowawcze, kiedy van den Brom był zmuszony pozostawić go poza kadrą na pierwszy mecz z Djurgarden.
Natomiast koniec końców okazało się, że facet ma jakieś pojęcie o piłce. Jeszcze gdyby jakimś cudem w klubie wciąż był Skóraś, Velde mógłby zostać pożegnany bez większego żalu, ale cudów nie ma tak jak i Skórasia. Rząsa nie może więc sobie pozwolić na przyjęcie ofert za Norwega – na stole są większe i mniejsze tematy z Turcji, Ligue 1 i Championship – bo kibice wywieźliby go na taczkach, patrząc na obecny stan posiadania.
Lech miałby do dyspozycji Ba Louę, autora niewiarygodnego wręcz osiągnięcia – statystyk 0/0 za 16 godzin grania w poprzednim sezonie. Zdaje się, że nawet przewrócony pachołek zaliczyłby jakiś konkret. Byłby też Filip Wilak, ledwie 19-latek, który na początku okresu przygotowawczego nie porywa.
Cóż… Na takich skrzydłach nie przewidywalibyśmy za wysokiego lotu.
Oczywiście da się też kombinować, przesuwać na skrzydło Marchwińskiego, czekać na Szymczaka. Ale chyba nie o to w tym wszystkim chodzi, by po udanym sezonie – kiedy zarobiło się naprawdę dużo – w kolejny wchodzić z tak połamanymi bokami.
Co więcej, Lech nie jest teraz w stanie sprzedać narracji: oddajemy Velde, ale bierzemy Gholizadeha, więc wszystko jest w porządku. Po pierwsze – transfer Irańczyka wcale nie musi dojść do skutku. Jemu obecnie trudno jest zrobić nawet mocniejsze testy medyczne, ponieważ piłkarz po prostu nie może do nich podejść ze względu na swoje zdrowie. No i dział sportowy jest podzielony – część chce tego transferu, część uważa, że to za duże ryzyko. Decydować ma Piotr Rutkowski.
Natomiast – po drugie – nawet jeśli Lech zdecyduje się na ten ruch, to przecież Gholizadeh nie pomoże choćby w eliminacjach do europejskich pucharów, gotów pewnie byłby gdzieś na wrzesień. A jeszcze zanim odzyska formę… O rany, Grażynko, to zaraz Wszystkich Świętych będzie.
Sami widzicie: położenie Kolejorza zrobiło się skomplikowane. W idealnym świecie należałoby się raczej z Velde żegnać – raz, że ma skomplikowany charakter, dwa, że nie ma żadnej gwarancji, iż powtórzy tak udany sezon. Szybki rzut oka na statystyki:
- Strzelił 16 goli z xG 12,8.
- Zaliczył 6 asyst z xA 2,99.
Czyli miał lepsze liczby niż mieć powinien, coś jak Krzysztof Piątek w swoim prime, kiedy wstawał z łóżka i dostawał w głowę, a piłka leciała do siatki. No i można sobie zadać pytanie, czy w kolejnym sezonie będzie tak samo, czy następne tak pokraczne rulety jak w meczu z Austrią Wiedeń będą przynosić owoce? Bo może być jednak tak, że znów – choćby przez pewien czas – będziemy obserwować Velde, który kopie w maliny i potyka się na piłce.
A jeśli można by to ryzyko odłożyć za pięć milionów euro… Ale nie można.
ZAKŁAD BEZ RYZYKA 100% DO 300 ZŁOTYCH W FUKSIARZU
I szczerze – dziwi to wszystko. To nie jest tak, że Lech nagle kogoś sprzedał, że nagle ktoś doznał kontuzji i jest problem. Nie, Kolejorz już zimą zdawał sobie sprawę, że za pół roku pożegna się ze Skórasiem. Ponadto musiał widzieć, iż projekt pod tytułem Ba Loua, to niekoniecznie musi być nowy Kalu Uche. Ba! Przecież po pierwszym półroczu należało się zastanawiać nad jakością Velde i o to chodzi, Lech to robił! Chciał go sprzedać. Mamy więc do czynienia z sytuacją, kiedy zimą Kolejorz ma jak na dłoni ryzyko potencjalnej słabości na skrzydłach w kolejnym sezonie, a dziś, siódmego lipca, sytuacja jest dość skomplikowana.
Naturalnie terminarz nie jest napięty tak jak rok temu, zaraz nie trzeba mierzyć się z Karabachem, tylko z Litwinami, niemniej czy wszystko da się wytłumaczyć terminarzem? Patrzymy na Legię i Raków, tam trochę szybciej dopięli najważniejsze tematy (mimo choćby kontuzji Iviego), a przecież w pierwszych rundach też nie grają z Realem i Manchesterem City. Na dziś – to się cały czas może później zmienić – Lech pod względem ruchów transferowych jest po prostu za duetem warszawsko-częstochowskim.
Niecierpliwość kibiców dziwić nie może, ponieważ zdają sobie sprawę, że w ostatnim czasie klub zarobił. A znów trwa przeciąganie liny – tak jak ze Szmytem, do którego nie ma przekonania, stąd Lech chce oferować mniej niż oczekuje Warta. Tyle że ta postępuje krok po kroku ze swoimi negocjacjami i możliwe, że wyśle Szmyta do MLS-u. Nie chcielibyśmy być w skórze władz Lecha, gdyby Szmyt okazał się nowym Kownackim, czyli wystrzałem tuż po tym, jak spokojnie można było go mieć u siebie…
Cóż, pozostaje czekać, jak zostanie to rozegrane w najbliższych tygodniach. Oby wszystko udało się uporządkować, bo liczymy na Lecha w pucharach – dzięki rozstawieniom jest niezła szansa na grupę Ligi Konferencji, a po udanym poprzednim sezonie (w 90% za sprawą Kolejorza właśnie), trzeba iść za ciosem i gonić Europę.
Tylko trzeba mieć na czym lecieć.
WIĘCEJ O TRANSFERACH:
- Ograł Polskę, trafi do Ekstraklasy. Piłkarz z Mołdawii bliski transferu do naszej ligi
- Piłkarski Tinder, umowa z Ekstraklasą, otwarcie się na agentów. Za kulisami TransferRoom
Fot. Newspix