Najważniejsze to uczyć się na błędach. Najlepiej cudzych, ale jeśli się nie uda, już koniecznie na własnych i właśnie ten drugi tryb nauki wybrano w Szczecinie. Władze Pogoni wyciągnęły wnioski z ostatnich miesięcy i na starcie sezonu drużyna sprawia wrażenie mocniejszej niż rok temu w analogicznym momencie. Wbrew pozorom – w polskiej lidze to już dużo.
Lipiec 2022. Pogoń kończy zgrupowanie w Opalenicy. Ma drugi brąz i drugie kwalifikacje do Ligi Konferencji z rzędu, za to nie ma transferów, przede wszystkim lewego obrońcy i napastnika.
Lipiec 2023. Pogoń kończy zgrupowanie w Opalenicy. Co prawda wypadła poza podium, ale i tak ma trzecie z rzędu eliminacje Ligi Konferencji i transfery – środkowego pomocnika oraz napastnika, potrzebnych jak welon pannie młodej.
Na pierwszy rzut oka Portowcy zaczną nowy sezon w lepszej sytuacji niż poprzedni. A na drugi i trzeci po prostu zdają się być lepsi niż rok temu.
Za późne transfery
W czerwcu 2022 nowym trenerem Pogoni został Jens Gustafsson. Nie znał zawodników, nie znał drużyny, nie znał ligi.
– Wiedziałem dużo o stylu gry, ale nie chciałem wiedzieć za wiele o piłkarzach, by wszyscy mieli czyste karty. Każdy może walczyć o swoje od nowa – tłumaczył w rozmowie z nami w trakcie obozu.
Szwed nie żądał transferów, bo sam chciał ocenić, kto mu pasuje, a kto nie, ale dwa braki były oczywiste – lewy obrońca i napastnik. Tę pierwszą pozycję po odejściu z klubu Huberta Matyni zabezpieczał tylko Luis Mata, żaden wirtuoz, który wyłącznie momentami wybijał się ponad ekstraklasową średnią. Tę drugą po zakończeniu wypożyczenia Piotra Parzyszka – jedynie Luka Zahović, mobilny zawodnik, nie typowy egzekutor, który imponuje skutecznością, a może nawet bardziej ofensywny pomocnik niż atakujący.
ZAKŁAD BEZ RYZYKA 100% DO 300 ZŁOTYCH W FUKSIARZU
Przed zakończeniem zgrupowania nie zdołano zatrudnić ani lewego obrońcy, ani napastnika.
Leo Borges – lewy defensor – podpisał umowę 10 lipca, trzy dni po pierwszym starciu z KR Reykjavik (początek sezonu) i cztery dni przed rewanżem, jedenaście przed pierwszym meczem z Broendby i osiemnaście przed drugim. Sztab szkoleniowy ocenił, że na debiut gotowy był dopiero ostatniego dnia sierpnia. Z ekipą spod Kopenhagi musiał wystąpić Mata, co w Danii skończyło się tragicznie.
Portowcy po remisie u siebie 1:1 całkiem nieźle rozpoczęli rewanż, tyle że zamiast przeciwnikom, strzelili dwa gole sobie, a zrobił to Mata do spółki z Dante Stipicą. Z 0:2 już nie dali rady się podnieść i finiszowali z 0:4.
W ten sposób opisaliśmy szczeciński dramat:
„Duńska firma produkująca sygnał z meczu na Broendby Stadion miała problem z zasilaniem, w związku z czym przed przerwą dwa razy zrywało transmisję na TVP Sport i prawdopodobnie z tego samego źródła energię czerpali Dante Stipica i Luis Mata. Im też dwukrotnie w pierwszej połowie wyłączyło prąd. Inaczej trudno wytłumaczyć, co się stało z Chorwatem i Portugalczykiem.
Najpierw Stipica pod pressingiem przeciwnika uznał, że poda do ustawionego na skraju szesnastki Maty. I nie w samej decyzji leżał problem, a w jej wykonaniu. Bramkarz kopnął za lekko i to zdecydowanie. Takie zagranie prawdopodobnie nie przeszłoby w Ekstraklasie, a w europejskich pucharach to już na pewno. Simon Hedlund przeczytał zamiar Chorwat jak poranną gazetę i to pełną zdjęć, wyprzedził Portugalczyka, a lewy obrońca Pogoni niezdarnie go podciął, kiedy próbował sięgnąć piłkę. Poszkodowany sam wykonał wyrok.
Ale to nie było koniec cyrku! Prosimy nie odchodzić od odbiorników! Kwadrans później znów w roli głównej Mata. Goście budowali atak pozycyjny na własnej połowie, było ciasno (bo jak być miało w międzynarodowym spotkaniu?), co wystarczyło do wywołania mętliku w głowie Portugalczyka. Otóż wychowanek FC Porto zdecydował się na podanie górą do Benedikta Zecha, co samo w sobie było nieodpowiedzialne, a skoro było jeszcze zbyt mocne, przeleciało nad Austriakiem i trafiło do Hedlunda, należy je określić jako sabotaż. 0:2. Tak skal du have. Godnat.”
Pontus Almqvist – atakujący – został zatrudniony wcześniej – 5 lipca, dwa dni przed pierwszą potyczką z KR Reykjavik i co prawda zaczął grać prędzej niż Mata, ale sztab szkoleniowy oceniał, że trzeba Szweda wprowadzać powoli i wchodził z ławki. Przede wszystkim musiał wpasować się w zespół i odwrotnie – drużyna musiała zorientować się, w jaki sposób go wykorzystywać. Tak to wyjaśnialiśmy:
„Ale początkowo na boisku brakowało zrozumienia. Zawodnicy granatowo-bordowych przyzwyczaili się, że napastnik porusza się jak Luka Zahović. Szuka wolnych przestrzeni między formacjami i cofa do pomocy, by wesprzeć w rozegraniu. Tylko Almqvist jest zupełnie inny. Jeden z pierwszych treningów, wewnętrzna gierka. Raz go szukają w miejscu Zahovicia – nie ma. Drugi – nie ma. Trzeci – no nie ma. Nie ma i nie ma. Szwed nie wracał, a ruszał za plecy defensorów, tyle że nie dostawał podań. A na dodatek podczas ćwiczenia stałych fragmentów sieknął samobója. Miał pilnować pierwszego słupka i tak „skutecznie” to robił, że odbił futbolówkę w niewłaściwym kierunku. To dodatkowo wzmocniło pierwsze wrażenie nowych kumpli – coś jest nie tak…”
Hokus Pontus. Jak Almqvist zaczarował Szczecin
Brak nowych okazał się bolesny w skutkach. Pewnie awans do fazy grupowej i tak byłby poza zasięgiem granatowo-bordowych, ale Broendby z pewnością było do trafienia.
Zmiany zawczasu
– To dobrze, kiedy masz piłkę, bo nie ma jej przeciwnik, więc nie strzeli ci gola. Nie będziemy chcieli tego zgubić. Jednak Pogoń musi grać intensywnie i być mocna fizycznie, bo rywalizuje w fizycznej lidze. Zawodnicy mają duże ambicje i moim zadaniem jest pomóc im je zaspokoić – zapowiadał nam Gustafsson przed początkiem sezonu 2022/23.
– Myślę, że ludzie będą rozpoznawać styl zespołu z minionych lat, bo nie wierzę, że należy zmieniać kierunek rozwoju, ale dodamy coś nowego. Pogoń była bardzo ofensywną ekipą i takie ekipy lubią mieć futbolówkę przy nodze. A by ją mieć, musisz stosować wysoki pressing. Szczególnie po stratach. By stać się wielką drużyną, musisz grać w najwyższym możliwym tempie. Jak najintensywniej. Zwycięzców większości lig charakteryzuje właśnie intensywność. Tyle mogę powiedzieć – kontynuował.
Gustafsson: Dodamy coś nowego. Pogoń musi grać intensywnie, być mocna fizycznie
Jak wspominaliśmy – Szwed sam chciał ocenić, kto będzie w stanie realizować jego wizję i dopiero po zebraniu wiedzy decydować o kształcie kadry.
Pierwsze żniwa urządzono po jesieni, która potwierdziła to, co wielu widziało już wcześniej – boki obrony Portowców odstawały poziomem od reszty czołówki. Jakub Bartkowski ma swoje zalety, ale największa to solidność. Szczególnie w ofensywie daleko mu do Joela Pereiry, Frana Tudora czy Pawła Wszołka (dwaj ostatni grają jako wahadłowi, wiemy). O Macie już było, tak naprawdę nie dorównał nawet Ricardo Nunesowi, a nie ma co mówić o Pedro Rebocho czy Filipie Mladenoviciu.
Z tego powodu zimą sprowadzono Linusa Wahlqvista oraz Leonardo Koutrisa, a Bartkowski i Mata ruszyli w Polskę (pierwszy do Lechii Gdańsk, drugi do Zagłębia Lubin), a dodatkowo zabezpieczono centrum defensywy Danijelem Loncarem, jako że po wypożyczeniu Kryspina Szcześniaka w kadrze zostało trzech stoperów.
Ja mam 20 lat, za mną siódme niebo. Historia Linusa Wahlqvista
Przy odważnym, wysokim ustawieniu oczekiwanym przez Gustafssona środek pola musi być odpowiednio mobilny i dynamiczny, a Kamil Drygas – już po trzydziestce i poważnej kontuzji – tego nie gwarantował, więc sprzedano go do Miedzi Legnica.
Drugie żniwa przyszły po sezonie. Wiosna potwierdziła, że Damian Dąbrowski nie pasuje do stylu Gustafssona. Ani nie ma mobilności i dynamiki wspomnianej wyżej, ani nie pcha akcji odpowiednio szybko do przodu. Nowa „szóstka” wydawała się koniecznością, ale najpierw należało znaleźć nowego pracodawcę kapitanowi. I znaleziono – Dąbrowski przeniósł się do Zagłębia, a prędko zatrudniono następcę – Joao Gamboę.
Portugalczyk podpisał umowę pięć dni przed startem zgrupowania w Opalenicy, miesiąc przed początkiem sezonu i 36 dni przed premierowym spotkaniem w europejskich pucharach.
Pontus Almqvist nie chciał zostać w Ekstraklasie i skorzystał z oferty z Serie A – z Lecce, co nie może dziwić, ale należało błyskawicznie znaleźć nową „dziewiątkę”. Co prawda pierwszy wybór zachował się jak dzieciak i nie wsiadł do samolotu, kiedy wszystko wydawało się dogadane, aczkolwiek tym razem nie trzeba było tego powtarzać jako wymówkę (jak rok wcześniej z lewym obrońcą), a wdrożono w życie plan B.
Efthymios Koulouris podpisał kontrakt piątego dnia obozu, trzy tygodnie początkiem sezonu i 27 dni przed europejskimi pucharami, zdążył dojechać do Opalenicy i zadebiutować w sparingu z Wartą Poznań, w którym zdobył dwie bramki.
Mocniejsi niż rok temu
Mimo ograniczeń finansowych (o których szefostwo mówi otwarcie) granatowo-bordowi wyciągnęli wnioski, a nie wyłącznie mówili, że to zrobili i poukładali kadrę przed pierwszym meczem rozgrywek, nie gdzieś w trakcie. Teoretycznie to normalne, w końcu od tego są władze, by reagować na to, co na boisku i wymieniać nieodpowiednie ogniwa, ale w naszej Ekstraklasie normalność nie jest powszechna.
Warto to docenić.
Oczywiście, nie wiadomo, czy Gamboa i Koulouris się sprawdzą, obaj pokazali się tylko w sparingach, mogą zawieść choćby już w drugiej rundzie eliminacji Ligi Konferencji, ale przynajmniej będą mieli ku temu okazje. Borges i Almqvist ich nie mieli, bo dochodzili w trakcie, w biegu, w ogniu walki.
To progres.
Dziś Pogoń zdaje się mocniejsza niż rok temu. Wahlqvist i Koutris to lepsi zawodnicy niż Bartkowski i Mata. Gamboa pasuje bardziej do oczekiwań Gustafssona niż Dąbrowski. Koulouris to napastnik o takiej charakterystyce, jakiej brakowało w zespole Portowców. Do tego Mateusz Łęgowski i Marcel Wędrychowski rozwinęli się, Alexander Gorgon ostatecznie wyzdrowiał, a Wahan Biczachczjan coraz częściej pokazywał swoją piękniejszą twarz. No i Gustafsson już zna drużynę i drużyna zna jego. Obie strony wiedzą, czego od siebie oczekują.
Naturalnie, nie ma co mrozić szampanów w stolicy Pomorza Zachodniego, podium działa pewnie z większym rozmachem, na pewno przydałby się nowy prawy obrońca (Paweł Stolarski nie dojeżdża) czy nominalny skrzydłowy, ale też nikt w Szczecinie nie ukrywa, że finansowo Pogoń plasuje się na końcu czołowej czwórki. Kilkukrotne podkreślanie kłopotów budżetowych mogło zwiastować, że dobrze to już było, tymczasem w miarę możliwości i z mozołem wykonano krok w przód. Portowcy są bardziej gotowi na kwalifikację do europejskich pucharów niż 12 miesięcy wcześniej. Nie daje to gwarancji uniknięcia powtórki z Danii, ale zmniejsza jej prawdopodobieństwo. I o to chodzi. W Ekstraklasie to już coś.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Velde a sprawa połamanych skrzydeł Lecha Poznań
- Nawrocik: Depresja to ból, mrok i pasożyt. Myślałem tylko o końcu
- Trela: Porzućcie wszelką nadzieję. Jak Cracovia pozbawia kibiców złudzeń
foto. Newspix