“Czuję się bardzo pewnie, co nie zdarza mi się często w Wimbledonie” – powiedziała po dzisiejszym meczu Iga Świątek. I faktycznie, trudno dziwić się takim słowom, bo Polka grała świetnie i rozprawiła się z Sarą Sorribes Tormo w nieco ponad godzinę. Powiemy nawet więcej: gdyby ktoś oglądał w środę Igę po raz pierwszy, na pewno nie przyszłoby mu do głowy, że to zawodniczka, która na kortach trawiastych wciąż buduje swoją renomę.
Przed startem wielkoszlemowego turnieju Iga miała okazję stoczyć kilka pojedynków w mniej prestiżowych zawodach w Bad Homburg (dopóki nie wycofała się z rywalizacji z powodu delikatnych problemów zdrowotnych). Już wtedy jej postawa wyglądała obiecująco. Ale chyba tak dobrego meczu na trawie, jak ten dzisiejszy przeciwko Sorribes Tormo, w tym roku jeszcze nie rozegrała.
Wynik – 6:2, 6:0 – oczywiście mówi sam za siebie. Warto jednak nieco zagłębić się w to, co obserwowaliśmy na korcie. Przede wszystkim: Iga z seta na set grała coraz lepiej. Pod koniec spotkania wręcz miażdżyła Hiszpankę, która w całej drugiej partii zdobyła łącznie…. dziewięć punktów. Tak, to nie pomyłka, dziewięć punktów w sześciu gemach. Dla porównania: niejeden “maratończyk” w męskiej części turnieju tyle wymian wygra przy jednym ze swoich podań (kto wie, czy nie mówimy tu Hubercie Hurkaczu, który ostatnio lubuje się w długich meczach).
W każdym razie: 26-latka z Hiszpanii naprawdę była bez szans. Choć trzeba podkreślić, że nie jest ona typem rywalki, który powinien zagrozić Idze na kortach trawiastych. Sorribes Tormo lubi biegać, toczyć długie wymiany, natomiast brakuje jej zarówno mocnego serwisu, jak i umiejętności seryjnego “produkowania” winnerów. Po prostu nie ma “mocy” w uderzeniach, jakże przydatnej na tej nawierzchni.
Dobrze pokazuje to jedna statystyka: Hiszpanka zdobyła zaledwie 48% przy swoim pierwszym serwisie. Mówimy o bardzo, bardzo niskiej liczbie. No ale cóż – trzeba przyznać, że bezradność Sary brała się w dużej mierze z tego, jak warunki na korcie dyktowała Iga. Polce wychodziło wszystko: wrażenie mogło na nas zrobić choćby, jak przelobowała rywalkę w drugiej części meczu.
– To moje pierwsze spotkanie na korcie głównym, więc na pewno chciałam być skupiona. Cieszę się, że grałam bardzo dobrze. I czuję się bardzo pewnie, co nie zdarza mi się często w Wimbledonie. Uważam, że każdy rok daje mi więcej doświadczenia. W przyszłości ten turniej może być moją mocną stroną. Nie jest to jednak łatwe, bo nie mamy dużo czasu, żeby trenować na kortach trawiastych, a konkurencja jest bardzo mocna i szeroka – opowiadała w wywiadzie po meczowym Świątek.
W 3. rundzie Wimbledonu nasza tenisistka zmierzy się albo z Diane Perry z Francji, albo z Petrą Martic z Chorwacji. Obie te zawodniczki raczej nie powinny stanowić dla niej trudnej przeprawy. Choć druga z nich w Londynie jest akurat zazwyczaj bardzo solidna. Aż trzykrotnie w ubiegłych latach dochodziła do 4. rundy wielkoszlemowego turnieju (2017, 2019, 2022).
Co warte zaznaczenia: dzisiaj na kortach mieliśmy oglądać również Huberta Hurkacza. Jego mecz z mającym polskie korzenie reprezentantem gospodarzy, Janem Choinskim, został jednak przestawiony z powodu opóźnień w innych spotkaniach (a te wywołały oczywiście paraliżujące Wimbledon opady deszczu).
Iga Świątek – Sara Sorribes Tormo 6:2, 6:0
Fot. Newspix.pl