2020 – Przemysław Cecherz zapowiada, że celem Wieczystej jest wygranie wszystkich kolejnych meczów w perspektywie trzech lat do przodu. 2022 – Franciszek Smuda mówi, że realny jest awans Wieczystej do Ekstraklasy w ciągu trzech nadchodzących sezonów. Jak leciał ten aforyzm Woody’ego Allena? Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach! III liga to wąskie gardło. Bezlitosne rozgrywki służące oddzielaniu ziarna od plew. Nowobogacki klub z Krakowa właśnie się o tym boleśnie przekonał.
Krzysztof Baranowski jest autorem książki „Żółto-Czarni. 80 lat Klubu Sportowego Wieczysta”. Publikacja to efekt benedyktyńskiej pracy przy archiwach i rozmów z pięćdziesięcioma różnymi osobami, przede wszystkim gratka dla monografistów i historyków sportu, współczesność jest tam potraktowana zdecydowanie oszczędnie. Rozmawialiśmy jakiś czas temu i usłyszałem od niego słowa, które do teraz siedzą mi w głowie, gdy tylko myślę o tym klubie: – O Wieczystej ciągle jest głośno.
Szczególnie po porażkach.
Hamowanie na ścianie
Wieczysta nie awansuje do II ligi. Przed ostatnią kolejką III ligi zajmuje dopiero trzecie miejsce w tabeli za plecami Stali Stalowa Wola i Avii Świdnik, na półmetku sezonu lepszy był jeszcze rewelacyjny ŁKS Łagów, ale musiał wycofać się z rozgrywek przez wzgląd na olbrzymie problemy finansowe i nierentowność futbolowego biznesu na prowincji.
Wieczysta przegrała siedem meczów, nie wygrała jedenastu spotkań, kij w szprychy wkładało jej ponad pół stawki: Podlasie Biała Podlaska (1:1), Orlęta Radzyń Podlaski (3:1), Stal Stalowa Wola (1:1, 1:1), Cracovia II (1:1), Wisłoka Dębica (3:1, 3:1), Avia Świdnik (1:1, 2:1), Czarni Połaniec (2:1), Sokół Sieniawa (3:2), Wisła Sandomierz (2:2), Korona II Kielce (1:1), Podhale Nowy Targ (2:1). W międzyczasie jej barwy reprezentowała cała plejada znanych nazwisk lub piłkarzy z ciekawą przeszłością w silnych ligach:
- Sławomir Peszko (ponad trzysta meczów w Bundeslidze, 2. Bundeslidze, Championship i Ekstraklasie),
- Radosław Majewski (ponad trzysta meczów w Championship i Ekstraklasie),
- Thibault Moulin (ponad dwieście meczów w Ligue 1, Ligue 2, Jupiler Pro League i Ekstraklasie),
- Błażej Augustyn (ponad dwieście meczów we Serie A, Serie B, Scottish Premiership i Ekstraklasie),
- Simeon Sławczew (ponad sto meczów w Efbet Lidze i Ekstraklasie),
- Denys Faworow (prawie dwieście meczów w Premier-liha i Persza liha),
- Manuel Torres (ponad sto meczów w 2. Bundeslidze),
- Maciej Jankowski (ponad trzysta meczów w Ekstraklasie),
- Karol Danielak (ponad dwieście meczów w Ekstraklasie i I lidze),
- Michał Mak (ponad dwieście meczów w Ekstraklasie i I lidze),
- Jakub Bąk (ponad dwieście meczów w Ekstraklasie i I lidze),
- Patrik Misak (ponad sto meczów w Ekstraklasie i I lidze),
- Maksymilian Hebel (ponad sto meczów w I i II lidze),
- Adrian Klimczak (ponad sto meczów w I i II lidze).
Większość z nich obsypano kasą w kontraktach godnych Ekstraklasy i I ligi. Na takim Radosławie Majewskim może nie robiło to wielkiego wrażenia, przyznawał nawet, że zarabia najmniej od dekady, ale już Jakub Bąk, wieloletni wyrobnik polskich boisk, opowiadał nam swojego czasu, że ofertę Wieczystej wybrał z myślą o bezpieczeństwie finansowym rodziny.
Nie wszyscy zawiedli na całej linii. Wspomniany Majewski zaliczył porządny sezon – dwanaście goli, dziesięć asyst, dwadzieścia dwa wpisy do klasyfikacji kanadyjskiej. Peszko szybko złapał kontuzję, a po wszystkim zakończył karierę. Mak w dwunastu meczach zdobył cztery bramki i dołożył aż osiem ostatnich podań, a drugą część kampanii stracił na leczenie groźnego urazu. Problemy ze zdrowiem mieli też Moulin, Sławczew, Jankowski czy Misak, ale to o tyle żadne usprawiedliwienie, że każdy z trzech kolejnych trenerów Wieczystej był pewny awansu do II ligi.
Utknięcie
To kolejne dziwactwo.
Najpierw imperialne plany snuł Franciszek Smuda, który zarażał szampańskim nastrojem, rzucał bon-motami, dogadywał się z weteranami, zbierał od nich komplementy za staromodny warsztat, żeby wylecieć z klubu po zaledwie dwóch wygranych w pięciu pierwszych kolejkach. Rozmawiałem jakoś wtedy z Arturem Renkowskim, najmłodszym trenerem w Polsce, którego Podlasie zremisowało z Wieczystą. O doświadczeniu Smudy wypowiadał się niemal z nabożnym szacunkiem, ale podkreślał, że w kwestii taktycznej ten dziarski dziadek niczym go nie zaskoczył. Ile można krzyczeć „pressing”, prawda?
Schedę przejął po nim Dariusz Marzec, który w ostatnich latach zazwyczaj traci pracę w niespodziewanych momentach. Tak było bowiem w Stali Mielec, gdzie został zwolniony po awansie do Ekstraklasy, kiedy stanął w obronie ludzi ze swojego sztabu. Tak było w Arce Gdynia, gdzie ponoć niektórzy zawodnicy rozklejali się, gdy odchodził, przynajmniej on sam tak twierdził. W czternastu meczach z Wieczystą przegrał tylko i aż trzy razy, prowadził narrację o „pewnym awansie”, ale sporo do życzenia pozostawiał styl, zbyt często jego piłkarze zwycięstwa przepychali kolanem, przypłacił to posadą.
Sezon dokończyć miał Wojciech Łobodziński, który wcześniej poradził sobie z Miedzą Legnica w I lidze, żeby następnie boleśnie zderzyć się z Ekstraklasą. Przejmował Wieczystą na pozycji lidera III ligi. Po dwudziestej siódmej kolejce i pięciu kolejnych zwycięstwach awans był już całkiem bliski. A potem młody trener wyrżnął się we frajerski sposób. Sześć ostatnich meczów to pięć niewygranych spotkań. Pięć! Upadek na własne życzenie. Mateusz Miga z TVP informuje, że zastąpić go ma Maciej Musiał, który wcześniej wykonywał dobrą robotę w Garbarni Kraków. Czeka go przywilej przeprowadzenia rewolucji kadrowej. Klub ma być bardzo aktywny na rynku transferowym. Jakież zdziwienie, choć na razie trwa lizanie ran.
W styczniu uciąłem sobie pogawędkę z Michałem Miśkiewiczem, trenerem bramkarzy Wieczystej: – Uważam, że w tym składzie łatwiej byłoby nam w II czy I lidze. Pokazały to sparingi w Austrii jeszcze za kadencji trenera Smudy. Mallorca, Czeskie Budziejowice, Salernitana. Nawet nie wygrywaliśmy, ale wyglądaliśmy naprawdę fajnie na tle bardzo silnych rywali.
Mallorca?
Czeskie Budziejowice?
Salernitana?
Trzeba znać miejsce w szeregu. III liga to wąskie gardło. W niedalekiej przeszłości cierpieć w niej potrafiły inne kluby z markami i ambicjami – Widzew Łódź, Motor Lublin, Ruch Chorzów czy Polonia Warszawa. Wieczysta Kraków też zderzyła się z jej bolesną rzeczywistością. Miśkiewicz zresztą zgrabnie mi to tłumaczył: – Przeskok jest duży. W IV lidze chłopaki łączą kopanie piłki z normalną dzienną robotę, a w III lidze rozpoczyna się profesjonalizm. Codzienne treningi, pieniądze, infrastruktura, całkiem znane nazwiska z bogatą ligową przeszłością. Lepiej to wygląda. Rywale stawiają opór. Nie ma takiej tiki-taki, klepania, strzelania i dominowania. III liga jest siłowa i fizyczna. Trzeba się namęczyć, porozpychać, pokopać, wciąć. Wynik osiąga się nie tylko techniką i kombinacjami. Dobrze poukładany taktycznie przeciwnik zamknie się na własnej połowie, szczelnie zarygluje bramkę, ciężko jest coś strzelić, a zaraz może pójść kontra, jeden gol i 0:1 w plecy.
Raj się skończy?
Wojciech Kwiecień to fascynująco tajemnicza postać. Dorobił się na sieci dwustu aptek Słoneczna. Jego majątek to jakieś pół miliarda złotych. Ma bzika na punkcie prywatności. Nie życzy sobie jakiejkolwiek obecności w mediach. O niewypowiadanie się na swój temat prosi też wszystkich swoich współpracowników i pracowników, a przede wszystkim dyrektorów, trenerów i piłkarzy. Interesuje się piłką nożną. Lubi sobie o niej pogadać. Również z ludźmi w klubie. Nikt jednak nie wie, jakie tak naprawdę są jego możliwości i plany na dalszy rozwój projektu. Ostatnio spytałem o to Bogusława Leśnodorskiego, z którym się znają, przy okazji artykułu „Miłostki i kaprysiki. O bogaczach w polskim futbolu”.
– Co zrobi Kwiecień w Wieczystej, to jest raczej nie do przewidzenia. Pierwszym poważniejszym testem będzie dla nich II liga. Tam już nie brakuje klubów z aspiracjami. Do Ekstraklasy jeszcze trochę. Ciekawie to obserwować. Mogę sobie wyobrazić, że on to zrobi. Łyżka dziegciu w beczce miodu jest taka, że niezbyt dobrze będzie to świadczyło o naszej piłce…
Bo?
Za proste by to było.
Wkładasz kasę i masz sukces.
No tak. W niższych ligach awanse zapewniali piłkarze na emeryturach, ale z dużymi umiejętnościami i doświadczeniem, którymi niwelowali wszelkie braki w fizyczności.
Trzeba płacić coraz większe pensje, a już są bardzo duże. Nie ma stadionu. Kwietniowi może odechcieć się prowadzić ten klub.
Też mi się tak wydaje, choć on zawsze był blisko piłki, lubi to. Będzie się bawił, póki go stać. Na razie nawet jak wyda milion złotych miesięcznie na klub, to musi się jakoś złożyć.
Czasami pokazuje się na loży Wisły Kraków.
Na Wisłę zawsze chodził. Ciekawa postać. Wszystkim takim projektom kibicuję, bo wnoszą dużo kolorytu do branży, robią pozytywne zamieszenie, można się uśmiechnąć. Rok po roku idą w górę, decyzje trenerskie podejmują kontrowersyjne, ale najważniejsze jest to, że robi to na własny rachunek.
Najważniejsza kwestia jest taka, że Kwiecień wykłada swoje pieniądze. To godne poszanowania w czasach, kiedy cała masa rodzimych klubów pasożytuje na szczodrości ratuszy i państwowych spółek, hojnie opłaca najwyżej przeciętnych grajków z całego świata, którzy kopią na wybudowanych z miejskich środków i świecących pustkami stadionach-gigantach, żeby od czasu do czasu zakwalifikować się do europejskich pucharów i przegrać tam z jakimiś ogórkami, a w konsekwencji marność goni marność i zadłużenie goni zadłużenie.
Nieprzypadkowo jednak prywatni właściciele, większościowi udziałowcy, inwestorzy piłkarscy najróżniejszej maści coraz częściej tracą cierpliwość do pompowania milionów złotych w biznesy, które nijak się nie kalkulują i przynoszą tylko kolejne zmartwienia. Niedawno widziałem się ze Zbigniewem Jakubasem, jednym z najbogatszych Polaków, który usiadł przy stoliku, rozłożył ręce i rzucił: „Jestem cholernie zmęczony swoją rolą, to studnia bez dna”. Nic dziwnego, skoro ciut wcześniej Michał Świerczewski, świeżo upieczony mistrz Polski, przyznawał mi bezwstydnie, że irytuje go konieczność wkładania coraz większych i większych pieniędzy w Raków Częstochowa.
Co zrobi Wojciech Kwiecień?
Nie wiadomo.
W tym sezonie dowiedział się, że w piłce nożnej istnieje porażka.
Czytaj więcej o Wieczystej Kraków:
- Miłostki i kaprysiki. O bogaczach w polskim futbolu
- Miśkiewicz: „Nie stresowałem się przy Maldinim i Neście”
- Moulin: Gol z Realem? Każdy o tym marzy, specjalnie grałem bliżej ich bramki!
- Bąk: Transfer do Wieczystej? Myślałem o rodzinie
- Majewski: Milionerem w Wieczystej nie będę. Dostałem najgorszy kontrakt od 12 lat!
- Peszko: Piłkarze sami dzwonią i pytają o grę w Wieczystej
Fot. Newspix