Wszystko wskazuje na to, że po raz drugi w historii stadion we Wrocławiu będzie areną hitowej walki o bokserskie mistrzostwo świata wagi ciężkiej. I tak jak za pierwszym razem, zawdzięcza ten fakt pięściarzowi z Ukrainy. Dlatego poniżej postanowiliśmy wam przybliżyć kulisy negocjacji zaplanowanego na 26 sierpnia pojedynku Oleksandra Usyka (20-0, 13 KO) z Danielem Dubois (19-1, 18 KO). Wspominamy też pierwszą mistrzowską walkę Kliczko-Adamek, a także przybliżamy postać pretendenta z Wielkiej Brytanii… odpowiadając też na pytanie – dlaczego wygrana Dubois nie będzie pasowała nawet jego własnemu promotorowi?
WALKA NA OTWARCIE STADIONU
Zacznijmy od tego, że we Wrocław już raz był gospodarzem walki o zawodowe mistrzostwo świata wagi ciężkiej. Odbyła się ona dokładnie w tym samym miejscu co planowany pojedynek Usyka z Dubois. I stolica Dolnego Śląska także zawdzięcza ją pięściarzowi z Ukrainy.
Chodzi oczywiście o starcie Witalija Kliczki (42–2, 39 KO*) z Tomaszem Adamkiem (44–1, 28 KO). Galę boksu, która miała miejsce 10 września 2011 roku. I była pierwszym wydarzeniem zorganizowanym na dopiero co oddanym do użytku Stadionie Miejskim we Wrocławiu.
Zainteresowanie tym pojedynkiem było ogromne – przynajmniej jak na skalę polską. Sprzedano 200 tysięcy abonamentów pay-per-view, a była to usługa, która w Polsce wówczas dopiero raczkowała. Ten wynik byłby nawet lepszy, ale spora część abonentów telewizji kablowych posiadała dostęp także do niemieckojęzycznego kanału RTL. Wielu dostawców telewizji cyfrowej pomimo nacisków ze strony organizatorów nie zdecydowało się na zakodowanie kanału. Tym sposobem kanał RTL wykręcił nad Wisłą wynik oglądalności, którego najpewniej nigdy wcześniej ani później nie powtórzył. Pojedynek z niemieckim komentarzem oglądało średnio 1,15 miliona Polaków, a w peaku liczba widzów dobijała do 1,4 miliona.
Gala sprzedała się także pod względem frekwencji na stadionie, na którym zasiadły 42 tysiące kibiców. Wielu z przybyłych fanów naprawdę wierzyło w to, że Góral z Gilowic pokona Doktora Stalową Pięść. Że dokona tego, czego nie osiągnął Andrzej Gołota (41-9-1, 33 KO) i zdobędzie pas mistrza świata wagi ciężkiej. A także że zaprezentuje się lepiej od Alberta Sosnowskiego (45-3-1, 27 KO), którego Ukrainiec sprał rok wcześniej w Gelsenkirchen.
Niestety dla polskich fanów, nic takiego nie miało miejsca. Ba, scenariusz walki z Adamkiem był niemalże kalką pojedynku z Dragonem. Starszy z braci Kliczko od pierwszego gongu kontrolował wydarzenia w ringu. Tak naprawdę Witalij mógł zakończyć pojedynek nawet w drugiej rundzie, kiedy na osiem sekund przed przerwą jego soczysty prawy posłał Polaka na liny. Jednak Ukrainiec, mając na względzie chociażby reklamy telewizyjne umieszczane pomiędzy rundami, oszczędził Polaka. Choć „oszczędził” to akurat niefortunne stwierdzenie, bo przez kolejne rundy metodycznie go obijał.
Jedyną radość polscy fani przeżyli w ósmym starciu, a to za sprawą samego Kliczki, gdyż mistrz federacji WBC potknął się na śliskiej nawierzchni ringu. Kibice na trybunach, zaślepieni nadzieją na polski sukces (i zapewne nie tylko nią) zaczęli wówczas wiwatować tak, jakby myśleli że Witalij wylądował na deskach po jednym z ciosów Adamka. Ale sędzia słusznie nie wyliczył Ukraińca, a ten w dziesiątej rundzie zrobił sobie z Polaka żywy worek treningowy. Postawa Górala mogła wzbudzać szacunek, bo ten nawet dostając ostre baty i słaniając się na nogach, dalej kontynuował walkę. Jednak ringowy Massimo Barrovecchio kolejny raz dobrze się zachował, przerywając ten nierówny pojedynek. Zatem Kliczko zwyciężył tak, jak z Sosnowskim – w dziesiątej rundzie.
JAK DOSZŁO DO DRUGIEJ WALKI?
Po dwunastu latach od wspomnianej walki, historia zatoczy koło. Tak się bowiem składa, że ma ona więcej elementów wspólnych niż sama lokalizacja.
Tarczyński Arena (znana wcześniej jako Stadion Wrocław) kolejny raz będzie świadkiem mistrzowskiego pojedynku w wadze ciężkiej. Zorganizowanie walki mistrzowskiej w którejkolwiek kategorii wagowej w Polsce jest niełatwą sprawą. Wielkim sukcesem było to, że grupa KnockOut Promotions wygrała przetarg na pojedynek Łukasza Różańskiego (15-0, 14 KO) o pas mistrza świata WBC w kategorii bridger. A przecież – z całym szacunkiem do Łukasza – mówimy o jednej z najmniej prestiżowych wag w zawodowym boksie. Pojedynek o mistrzostwo w królewskiej kategorii wagowej i to na polskiej ziemi? To zdawało się nierealnym scenariuszem. Zwłaszcza w obliczu faktu, że obecnie żaden z polskich pięściarzy nie zalicza się do czołówki wagi ciężkiej.
Tu przechodzimy do kolejnych punktów wspólnych z galą z 2011 roku. Otóż za jego organizację odpowiedzialna była grupa K2 Promotions. Jak zapewne się domyślacie, jej nazwa nie była inspirowana słynnym szczytem Karakorum, lecz odnosi się do dwóch bokserskich gór – braci Kliczko. Ale Witalij i Wołodymir z powodu wojny ukraińsko-rosyjskiej w tym momencie nie za bardzo udzielają się w promotorce. Obecnie jednym z czołowych przedstawicieli K2 jest Oleksandr Krasiuk – menadżer Oleksandra Usyka.
Oczywiście marzeniem Ukraińców było, by ich czempion stoczył walkę o obronę mistrzowskich pasów we własnym kraju. Lecz tu ponownie wracamy do działań wojennych. W które zresztą sam Usyk był zaangażowany. Już w pierwszych dniach wojny mistrz świata dołączył do wojsk obrony terytorialnej. Gdzieś w tle istniała kwestia jego rewanżu z Anthonym Joshuą (24-1, 22 KO), lecz sport nie był w tamtym momencie dla niego najważniejszy. Dopiero później zarówno władze, jak i społeczeństwo naszych wschodnich sąsiadów doszły do wniosku, że tacy ludzie jak Usyk zrobią więcej dla sprawy, kiedy z dumą będą reprezentować naród w wydarzeniach sportowych.
Następnie Ukrainiec pokonał AJ-a w rewanżu. Ale w obliczu przeciągających się negocjacji w sprawie walki z Tysonem Furym (33-0-1, 24 KO), federacje IBF, WBA i WBO nie mogły dłużej czekać. Każda z nich posiada swojego pretendenta. I każda pragnęła wystawić go do mistrzowskiej walki. Prawdę powiedziawszy, to i tak spora sztuka, że trzy podmioty dogadały się pomiędzy sobą i żadna nie wpycha na siłę „swojego” lidera rankingu, grożąc posiadaczowi pasa jego pozbawieniem. Przynajmniej jak na razie.
Taki scenariusz spowodował, że rywalem Ukraińca został Daniel Dubois. Pięściarz solidny, plasujący się w pierwszej dziesiątce wagi ciężkiej rankingu boxrec, o którym jeszcze napiszemy kilka słów. Zarazem Dubois, chociaż od urodzenia żyje w Londynie, nie wzbudza wśród Brytyjczyków aż takiego zainteresowania jak chociażby Joe Joyce (15-1, 14 KO) czy Dillian Whyte (29-3, 19 KO). Nie wspominając już o Furym albo Joshui. Ale dzięki temu – a także innym aspektom – obóz Ukraińca miał szansę wygrać w przetargu na organizację walki.
A dlaczego Wrocław? Powodów jest kilka. Pierwotnie zastanawiano się nad tym, czy pojedynek Usyka nie mógłby zostać zorganizowany w Warszawie. Krasiuk mówił nawet o imprezie wykraczającej daleko poza sam sport: – Już teraz mówimy o tym publicznie, gdyż chcemy zaprosić do organizacji tego wydarzenia jak najwięcej uczestników, podmiotów. Naszym celem nie jest jedynie organizacja imprezy o charakterze sportowym. Zależy nam, aby był to festiwal braterstwa, wsparcia, antywojennych nastrojów, dążenia do zwycięstwa, dążenia do wolności. Nie chodzi o polityczne hasła, lecz o aspekt emocjonalny – głosił menadżer Usyka na łamach “Przeglądu Sportowego”.
Wyświetl ten post na Instagramie
Sam charakter imprezy nie uległ zmianie, a integracja dwóch narodów – polskiego i ukraińskiego – będzie ważnym elementem wydarzenia. Jednak po drodze do opinii publicznej dochodziły niepokojące wieści na temat stanu zadaszenia na Stadionie Narodowym. Dlatego też na główną lokalizację pojedynku promotorzy wyznaczyli Wrocław (alternatywami są Manchester i Jeddah).
Ma to sens z kilku powodów. Po pierwsze, według badania z lipca 2022 roku, przeprowadzonego na zlecenie Unii Metropolii Polskich, stolicę Dolnego Śląska zamieszkuje ponad 250 tysięcy obywateli Ukrainy. To 28% populacji miasta, co stanowi jeden z najwyższych współczynników spośród wszystkich polskich metropolii. Po drugie, K2 Promotions już organizowała w tym miejscu pojedynek o mistrzostwo świata wagi ciężkiej.
I po trzecie – choć ten argument dotyczy całego naszego kraju – Usyk dobrze czuje się w Polsce. Zresztą przed walką Łukasza Różańskiego, to pojedynek Ukraińca był ostatnim mistrzowskim starciem, które rozegrało się w naszym kraju. Oleksandr w 2016 roku walczył o pas czempiona federacji WBO wagi cruiser z Krzysztofem Głowackim (26-1, 16 KO). Usyk dobrze wspomina nie tylko samą walkę, w której wygrał wysoko na punkty, ale też pobyt w Polsce i to, jak był traktowany przez gospodarzy.
Tym sposobem dochodzimy do ostatniego elementu tej układanki. Owszem, Andrzej Wasilewski to postać, która bardzo polaryzuje środowisko pięściarskie w Polsce. Ale trzeba oddać właścicielowi grupy KnockOut Promotions, że w ostatnich miesiącach wykonuje kapitalną robotę. To Wasilewski doprowadził do zorganizowania mistrzowskiej walki Różańskiego w Rzeszowie. Na tej samej gali Michał Cieślak (24-2, 18 KO) bił się o pas mistrza Europy. Bardzo możliwe, że w czerwcu Mateusz Masternak (47-5, 31 KO), od stosunkowo niedawna związany z KnockOutem, powalczy w Samoa o pas mistrza świata IBF w wadze cruiser z Jaiem Opetaią (22-0, 17 KO). A teraz, dzięki znajomości Wasilewskiego z Krasjukiem, możemy doczekać się bokserskiego święta w Polsce.
– Andrzej to mój przyjaciel, znamy się bardzo długo. Pomógł nie tylko mojej rodzinie, ale wielu Ukraińcom. Wspólnie z kolegami, działając w grupie, wykonali niesamowitą pracę w celu udzielenia pomocy Ukrainie. Andrzej przyjął moich bliskich w Polsce, rozlokował, wcześniej jego kierowca odebrał ich z granicy. Chcę, żeby pan napisał, że postawa Andrzeja była dla mnie odzwierciedleniem całego dobra, którego Ukraińcy doświadczyli ze strony Polaków. Wasz naród zachował się po bratersku, przyjmując z otwartą duszą i sercem moich rodaków uciekających przed wojną. To, jakiej pomocy udzieliła Polska, nie może zostać zapomniane. Andrzej Wasilewski jest zaś osobą, w której bardzo wyraźnie odbija się mentalność naszych bliskich sąsiadów – komplementował Wasilewskiego Krasiuk na łamach “Przeglądu Sportowego”.
CZYM JEST KONKURS OFERT?
A jak w ogóle odbywa się wyłonienie miejsca i organizatora takiego wydarzenia? Ano tak, że zwykle do uzyskania praw do stworzenia takiego widowiska stają dwie grupy promotorskie reprezentujące pięściarzy, którzy mają walczyć o tytuł.
Na początku oba obozy mają możliwość dogadania się ze sobą. Jeżeli osiągną porozumienie, mogą nawet wspólnie stworzyć dane widowisko. Choć w przypadku walk mistrzowskich należy to do rzadkości, bo każdy promotor chce mieć wpływ na jak najwięcej aspektów organizacji, które mogłyby przybliżyć jego podopiecznego do zdobycia tytułu. Nie chodzi nam nawet o potencjalne machlojki przy obsadzie sędziów punktowych, które niestety zdarzają się nader często. Ale sama możliwość walki u siebie czy nawet dobór rękawic preferowanych pod dany styl, to duży atut.
Jednak kiedy dwaj promotorzy nie mogą wypracować kompromisu, federacja ogłasza konkurs ofert. Tak było i tym razem, gdyż Frank Warren oraz jego grupa Queensberry Promotions nie wyrazili zgody na dobrowolną ofertę płynącą od K2 Promotions. Na tym etapie każdy zarejestrowany promotor może wystosować swoją ofertę. W praktyce walka o organizację wciąż toczy się pomiędzy podmiotami promującymi walczących pięściarzy. Inne grupy promotorskie nie mają żadnego interesu w organizowaniu starcia zawodników z obcych stajni.
Doszło zatem do momentu w którym K2 i Queensberry wystosowały swoje oferty finansowe na stworzenie tego pojedynku. Dodajmy, że podział zysków został ustalony w stosunku 75 do 25 procent na korzyść mistrza z Ukrainy. I tak grupa Krasiuka złożyła ofertę opiewającą na 8,057 miliona dolarów. Frank Warren skusił się zaledwie na 5,6 miliona zielonych.
To spora różnica, która pokazuje determinację Ukraińców do stworzenia tego widowiska. Choć w tym wszystkim nie brak także głosów, że jak na posiadacza trzech mistrzowskich pasów, Oleksandr i tak zarobi dość mało, bo nieco ponad 6 milionów dolarów. Dla porównania, Anthony Joshua w przetarciu z Jermainem Franklinem (21-2, 14 KO) zainkasował okrągłe dziesięć milionów funtów. W pojedynkach z Furym Dillian Whyte zgarnął 7,4 mln dolarów, a Derek Chisora (33-13, 23 KO) – 4,5 bańki zielonych.
Niestety, czy się to komuś podoba, czy też nie, walki dla o wiele bogatszej, zachodniej publiczności, są bardziej opłacalne. Usyk bez wątpienia jest lepszym pięściarzem od AJ-a, co udowodnił dwukrotnie. Ale sam nie skupia tyle uwagi, co Joshua.
KIM JEST DANIEL DUBOIS?
W kwestii wynagrodzenia Ukraińca, ważny jest także inny aspekt. Czyli jego rywal. Obowiązkowy pretendent federacji WBA oraz posiadacz pasa mistrza świata tej federacji, lecz w wersji World. Oraz powód dla którego gaża za walkę o trzy mistrzowskie tytuły jest tak niska – do czego dojdziemy.
Jak wspomnieliśmy, Daniel Dubois to solidny pięściarz. Posiada niezły rekord z czasów amatorskich – 69-6. Oczywiście na Usyku, który był gigantem amatorskiego pięściarstwa (335-15), takie liczby nie mogą robić wrażenia, lecz warto je docenić.
Daniel pochodzi z wielodzietnej familii, jako jedno z jedenaściorga rodzeństwa… z których siedmioro samotnie wychowywał ojciec, Dave. Senior Dubois od najmłodszych lat zachęcał syna do boksu. Zresztą nie tylko jego, bo ten sport uprawiają także siostra Daniela, Caroline, a także jego dwaj bracia – Prince i Solomon. Caroline, która jest trzy lata młodsza od Daniela, ma już za sobą udaną karierę amatorską, a także rekord 6-0 na zawodowych ringach. Skąd to zacięcie do pięściarstwa? Dave, który w latach 80. dorobił się niezłej fortuny na sprzedaży plakatów z Wielkiej Brytanii do USA, na łamach Guardiana twierdził, że to zasługa dobrych genów. Do przodków rodziny należy Sylvia Dubois, która wywalczyła sobie wolność w walkach na gołe pięści**.
Wróćmy do Daniela. Młody pięściarz miał ambicje by reprezentować swój kraj na igrzyskach olimpijskich w Tokio, jednak ostatecznie zdecydował się postawić na karierę zawodową. Zresztą jeżeli w wieku 20 lat kontrakt oferuje ci Frank Warren, to znaczy, że ktoś (poza rodziną) wierzy w to, że możesz daleko zajść.
Dubois szybko udowadniał, że stary wyjadacz tej branży kolejny raz miał oko. Do 2020 roku był niepokonanym pięściarzem, legitymującym się rekordem 15-0. Wówczas Warren postanowił zestawić go z innym podopiecznym – Joe Joyce’em. Choć obaj przechodzili na zawodowstwo w tym samym 2017 roku, Joyce to znacznie starszy (dzieli ich 12 lat) i bardziej doświadczony zawodnik. Pojedynek dwóch Brytyjczyków był bardzo zacięty, lecz z każdą kolejną rundą znakomite przygotowanie fizyczne Joyce’a dawało mu coraz większą przewagę. Ostatecznie Joe znokautował Daniela w dziesiątym starciu, lecz warto zaznaczyć, że do tamtego momentu przegrywał walkę na punkty u dwóch sędziów.
Dubois po porażce wygrał cztery kolejne walki. W tym ostatnią z Kevinem Lareną (29-2, 14 KO), o mistrzostwo WBA World. – Irytuje mnie, że Dubois jest przede mną, tak samo jak Hrgovic. Niestety nie mam na to wpływu. Pokonałem Dubois w dewastującym stylu, a on teraz mnie wyprzedza. To jest możliwe tylko w boksie – żalił się Joyce na wieść o tym, że to jego rodak jako pierwszy będzie miał okazję spróbować się z Usykiem. Kilka dni po tej wypowiedzi, w kwietniu tego roku został pokonany przez Zhileia Zhanga (25-1-1, 20 KO).
Lecz walka Daniela z Joe to jeden z głównych powodów, dla których gaże pretendenta z Wielkiej Brytanii oraz mistrza z Ukrainy są tak niskie. Usyk, który dysponuje bardzo podobnymi atutami do Joyce’a, ale jeszcze bardziej podkręconymi, będzie zdecydowanym faworytem sierpniowego pojedynku. Sam Dubois natomiast jest postawiony w dość niezręcznej sytuacji. Owszem, Frank Warren wystosował oficjalną ofertę na pojedynek. Lecz przy tym trudno nie odnieść wrażenia, że stary wyjadacz tym razem nie daje swojemu podopiecznemu wielkich szans w walce z Usykiem. Stąd nie forsował dla zawodników gaży, z której większość i tak przypadnie obecnemu mistrzowi.
Niemniej ważną kwestią są dalsze plany związane z Usykiem. Pamiętajmy, że numerem jeden w stajni promotorskiej Warrena jest… Tyson Fury. Na walkę unifikacyjną Króla Cyganów i mistrza świata federacji WBC z Oleksandrem Usykiem czeka cały świat. Potencjalna wpadka Ukraińca mocno wpłynęłaby na hype związany z tym hitowym pojedynkiem. A także odsunęłaby go w czasie, bo najpierw musiałoby dojść do rewanżu Usyk-Dubois. Możemy się spodziewać, że ten punkt Ukraińcy zapewne dodadzą do kontraktu sierpniowego pojedynku.
Tym sposobem Daniel Dubois znalazł się w nadzwyczaj dziwnej sytuacji. Niewielu ekspertów da mu jakiekolwiek szanse w walce z Oleksandrem Usykiem. Ale jeszcze mniejszej liczbie osób wygrana Brytyjczyka będzie na rękę. Wliczając w to jego własnego promotora.
SZYMON SZCZEPANIK
Fot. Newspix
*W nawiasach podajemy rekordy aktualne na czas omawianych pojedynków.
**Tak przynajmniej twierdził sam zainteresowany. Jednak w tym samym artykule ojciec Dubois dopowiedział, że tak naprawdę pobiła swojego właściciela, czym zyskała tak duży szacunek, że zamiast kary, dano jej wolność. Oficjalna wersja głosi, że Silvia w wyniku sprzeczki zabiła kochankę swego właściciela, gdyż kobieta się nad nią znęcała. Po popełnionej zbrodni uciekła, lecz jej pan złapał ją i istotnie uczynił wolnym człowiekiem.
Czytaj więcej o boksie:
- Rok 2023 może być wielkim świętem boksu
- Różański: Nawet kiedy mam pięć procent szans na nokaut, to po niego idę [WYWIAD]
- Dlaczego tak długo czekamy na niekwestionowanego mistrza wagi ciężkiej?
- Fiodor Czerkaszyn: Moim celem jest pas mistrza świata
- Masternak: Nie trenuję tak ciężko jak kiedyś, a mimo to bardziej męczę rywali
- Joe Frazier – najmocniejszy lewy sierpowy w historii boksu
- Evander Holyfield – sześć walk mistrza z okazji jego sześćdziesiątych urodzin