Reklama

Legia kończy sezon niepokonana na własnym boisku. Z uśmiechem udaje się na urlop

redakcja

Autor:redakcja

27 maja 2023, 21:11 • 5 min czytania 33 komentarzy

Kosta Runjaić zapowiadał, że Legia jeszcze nie jest myślami na urlopach i w pełni skupia się na meczu ze Śląskiem. I o ile momentami było widać rozprężenie w stołecznym zespole, o tyle potrafił w kluczowych momentach sprężyć się i zakończyć sezon zwycięstwem u siebie. Zatem mówimy o niepokonanej Legii na własnym stadionie w rozgrywkach 22/23. O Legii, która w ostatnich miesiącach wróciła na właściwe tory i znów sieje postrach na ligowych boiskach.

Legia kończy sezon niepokonana na własnym boisku. Z uśmiechem udaje się na urlop

Takie spotkania są często pułapką. Legia już zapewniła sobie wicemistrzostwo, awansować już wyżej nie mogła, a niekiedy drużyny właśnie w takich momentach głupieją i łatwo tracą kontrolę nad kolejnymi spotkaniami. Co więcej, Legia w poprzedniej kolejce zaliczyła potężną wpadkę i przegrała z Lechią w Gdańsku. Ale był to wyjazd, trochę inne okoliczności, gra w sumie nie była najgorsza, więc powodów do paniki przed ostatnim meczem sezonu raczej nie było. Zwłaszcza że przed swoimi kibicami Legia potrafi zbierać punkty. Oj, potrafi. I znów to pokazała.

Legia Warszawa 3:1 Śląsk Wrocław. Niepokonani na Łazienkowskiej

Powiedzmy wprost: nie był to idealny mecz w wykonaniu Legii, ale warszawska drużyna odwaliła kawał dobrej roboty. Dała się wyhasać Śląskowi, który za sprawą Exposito wyszedł na prowadzenie, ale później sama skutecznie kąsała rywali i im dalej w las, tym bardziej rzucała się w oczy różnica klas. Jeśli ktoś po pierwszym kwadransie – swoją drogą fenomenalnym w wykonaniu Śląska – nie rozumiał, dlaczego Legia jest druga w lidze, a goście tuż nad kreską, to potem dostał rozbudowaną odpowiedź.

Kluczem do zwycięstwa była postawa Rafała Augustyniaka, która odwzorowywała poczynania Legii podczas spotkania. Augustyniakowi sporo czasu zajęło wejście w mecz, ale z czasem zaczął grać na bardzo wysokim poziomie. Przeszedł drogę od zapalnika do bohatera spotkania. Nie spękał po pierwszych błędach i to on strzelił gola na 1-1. To było trafienie z cyklu – gra się nie klei, to huknę z dystansu. Posłał płaski strzał, po drodze futbolówka odbiła się od Verdaski i wpadła do sieci. Augustyniak trafił również na 3-1, gdy najwyżej wyskoczył do dośrodkowania Josue z narożnika boiska, a puentę jego występu stanowiło wygarnięcie w ostatniej chwili piłki Yeboahowi, gdy pachniało drugim trafieniem dla Śląska.

Podsumowując: początkowo do Augustyniaka można było mieć pretensje, ale nie roztrząsał pierwszych niepowodzeń i potrafił dowieść robotę do końca pomimo komplikacji na starcie.

Reklama

Skupiliśmy się na Augustyniaku i przez to nieco poza nawias wyjmujemy drugiego gola Legii. Sliszowi na moment znów załączył się tryb “joga bonito”. Ostatnio czarował piętkami, tym razem zagrał wcinkę między kilku piłkarzy Śląska, którą na bramkę zamienił Rosołek. A Legia miała też w sobotni wieczór kilka innych okazji do podwyższenia wyniku. Dobry mecz rozgrywał Wszołek, który zdecydowanie lepiej wypadł od Baku. Niezłe wejście z ławki zaliczył Kramer, który gdyby nieco lepiej złożył się do strzału, zapewne cieszyłby się dziś z gola. Zatem Legia dziś wygrała dość pewnie i w przekonującym stylu.

Najlepszy kwadrans Śląska w tym sezonie

Nie przesadzamy. Czekaliśmy 34 kolejki, żeby zobaczyć Śląska grającego na tak wysokim poziomie, jak zrobił to w pierwszym kwadransie. Pięć strzałów celnych w piętnaście minut, gol i mnóstwo odbiorów. Śląsk na początku bardzo imponował i zaskoczył przeciwników. Potem wrocławianie zapłacili za wzmożoną intensywność na początku wysoką cenę, ale i tak chyba w ich przypadku było warto rzucić się tak na Legię. Raz, że zdobyli pierwszego gola w meczu i choć przegrali, wyniki z innych spotkań sprawiły, że spadła Wisła Płock. Dwa, że pokazali sporo atutów ofensywnych i czystej fantazji. Trzy, że przyjemnością było oglądanie Yeboaha, a zwłaszcza Exposito.

Hiszpan zdobył pięknego gola po asyście Yeboaha – wypieszczony strzał z pierwszej piłki, ale ważniejsze było to, co prezentował oprócz tego. Wygrywał praktycznie wszystkie pojedynki, niemal nie szło go zatrzymać, mijał przeciwników jak dzieciaki z podstawówki, odnajdywał partnerów genialnymi zagraniami, które wychodziły poza nudny schemat. Mówiąc krótko: znów zagrał koncert. Gdyby chciało mu się tak grać od początku sezonu, to zapewne nie miałby siedmiu goli i czterech asyst na koniec, a mógłby na spokojnie podwoić te statystyki.

Ale rzeczywistość jest szorstka i wiemy, że nie zawsze było kolorowo w jego przypadku. Co nie zmienia faktu, że pod koniec rozgrywek stworzył fenomenalny duet z Yeboahem. Niekiedy brakuje im wsparcia partnerów. Dziś Samiec-Talar spisał się fatalnie. Rzuciła się w oczy tylko jego wrzutka, która trafiła w rękę Augustyniaka, ale sędzia Lasyk uznał, że wszystko było zgodnie z przepisami, choć pan arbiter widział też rękę Josue, której nie było, więc będzie można później na spokojnie przeanalizować obie sytuacje. Matias Nahuel znów miewał przebłyski, Schwarz nieźle wyglądał z przodu – ale w tyłach zdarzały mu się drzemki. Więc na koniec nie możemy się oprzeć wrażeniu, że duet Exposito-Yeboaha to gigantyczna siła napędowa Śląska, natomiast trzeba ją odpowiednio opakować.

***

Reklama

Kibice Legii mogą pozytywnie ocenić ten sezon. Ich ulubieńcy zdobyli Puchar Polski, do tego wicemistrzostwo, a do trzeba też brać pod uwagę okoliczności z poprzedniego sezonu.

Obecny Legia kończy z 66 punktami na koncie.

W poprzednim zgromadziła o 23 „oczka” mniej.

Przepaść.

I wiele wskazuje na to, że pod okiem Runjaicia powstaje projekt na lata, a nie tylko do najbliższego lata. Po meczu przekazano, że przedłużono kontrakt z Josue. Nie każdy za Portugalczykiem przepada, ale nikt nie ma powodów, żeby przyczepić się do jego jakości piłkarskiej. W skali naszej ligi jest szefem, panem piłkarzem, dyrygentem z najwyższej półki. Zatem fakt, że będzie kontynuował swoją przygodę na boiskach Ekstraklasy, jest fenomenalną informacją dla całej ligi, a zwłaszcza sympatyków i trenera Legii.

A Śląsk Wrocław? Mowa o największym beneficjencie dziadostwa Wisły Płock, która po zdobyciu niewidzialnego tytułu “mistrza sierpnia” zaczęła zwijać interes i uzupełniła skład spadkowiczów. Dziś drużyna z Wrocławia może spać spokojnie, ale utrzymanie się przy tak wąskim marginesie błędu jest być może ostatnim sygnałem ostrzegawczym. Tym razem udało się utrzymać, następnym razem nie musi się ta sztuka udać. Nie będzie już w stawce Lechii, Miedzi i Wisły Płock, więc może być trudniej o utrzymanie, a druga sprawa, że Śląskowi nie przystoi czołganie się w pobliżu ligowej podłogi.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

fot. FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

33 komentarzy

Loading...