Reklama

Z małej wioski wielkie sny. Mali ludzie z wielkimi gestami. Kapitalny występ Klinisk Wielkich w Pucharze Tymbarku

Arek Dobruchowski

Autor:Arek Dobruchowski

12 maja 2023, 17:36 • 12 min czytania 4 komentarze

Wygrywasz mecz po rzutach karnych i wraz z drużyną awansujesz do finału. Jaka jest naturalna reakcja człowieka w takiej sytuacji? Wybuch radości i huczne świętowanie z kolegami, prawda? 11-letni Daniel z Klinisk Wielkich po kilkusekundowej eksplozji euforii, zaczął podchodzić do płaczących przeciwników z Koszalina i ich pocieszać słowami: “spokojnie, za rok wygracie ten Turniej”. Mały niewymuszony gest. Przepiękny obrazek finałów wojewódzkich XXIII edycji Pucharu Tymbarku w Szczecinku. 

Z małej wioski wielkie sny. Mali ludzie z wielkimi gestami. Kapitalny występ Klinisk Wielkich w Pucharze Tymbarku

I to jest najpiękniejsze na tym Turnieju. Dzieciom towarzyszą wielkie emocje. Walczą o marzenia. Zwycięzca etapu wojewódzkiego w nagrodę jedzie do Warszawy na trzydniową rywalizację, gdzie finał rozgrywany jest na Stadionie Narodowym. Każde dziecko, które bierze udział w Pucharze Tymbarku, chce pojechać do stolicy kraju i przeżyć kapitalną piłkarską przygodę. Są świadome tego, o co grają.

I na finałach wojewódzkich zawodnicy mają tę Warszawę z tyłu głowy. Przeżywają każdy mecz. Płaczą, gdy odpadają. Wpadają w szał radości, gdy wygrywają. Na boisku zostawiają serducho i walczą do końca. Czasem ich emocje poniosą i okazują swoją frustrację w dosadny sposób np. odpyskowując trenerowi, koledze czy przeciwnikowi. A na koniec i tak byliśmy świadkami pięknych gestów fair play. Przeprosić za swoje zachowanie z niewymuszonej woli, też trzeba umieć.

Dzieci wiedzą, jak się zachowywać zarówno w trakcie meczu jak i po końcowym gwizdku. Takie zachowania jak Daniela z Klinisk Wielkich są bardzo budujące i wręcz wzruszające. A to nie jest wyjątek. Na Pucharze Tymbarku za zachowanie fair play zawodnik otrzymuje zieloną kartkę od sędziego. I takich sytuacji, gdzie arbitrzy doceniali gesty małych piłkarzy i piłkarek, było naprawdę sporo.

– Jesteśmy dumni z tego jak nasze dzieci się zachowywały. Bo wielokrotnie pokazywały, że poza grą i turniejem, jest jeszcze miejsce na fair play. Mimo że towarzyszyły nam wielkie emocje. Mieliśmy trudną przeprawę przez ćwierćfinały i półfinały. Dwa konkursy rzutów karnych i awans do finału. A oni i tak się świetnie zachowywali w duchu fair play. Złote medale powinni za to dostać. Po przegranym finale pierwsze co zrobili, to poszli podziękować i pogratulować drużynie ze Szczecinka zwycięstwa – mówił nam Marcin Gręblicki opiekun SP Kliniska Wielkie.

Reklama

O świetnym zachowaniu sportowym świadczą również dwie zielone kartki, które zobaczyli nasi zawodnicy za fair play. Jeden z naszych chłopaków zatrzymał grę, gdy zauważył, że zawodnik drużyny przeciwnej nie podnosi się z boiska. W drugiej sytuacji nasz podopieczny pomógł wstać przeciwnikowi po upadku – dodał Marcin Zarzeczny, który również odpowiadał za drużynę SP Kliniska Wielkie.  

Kliniska Wielkie. Wielkie nie tylko z nazwy

W Szczecinku mieliśmy okazję obejrzeć dwadzieścia drużyn w kategorii U-12 chłopców i dwanaście w U-12 dziewczyn. Samo wydarzenie trwa kilka godzin. Wiele się dzieje. Jednocześnie na ośmiu boiskach odbywają się mecze różnych drużyn. Nasze oko nie jest w stanie wychwycić wszystkich historii, boiskowych zdarzeń i pięknych gestów. W kategorii U-12 chłopców zwycięzcami drugi rok z rzędu została ekipa SP 1 Szczecinek. Gratulujemy, chłopcy grają ładnie w piłkę. U siebie. Byli wspierani przez swoją publikę.

Ale my szerzej opiszemy historię tych, którzy przegrali z nimi w wielkim finale – SP Kliniska Wielkie. Nie, nie pochodzimy z tej miejscowości. Nie, nie mieszka tam nasz wujek. I nie, nie gra tam żaden nasz chrześniak, kuzyn czy inny siostrzeniec. Urzekła nas po prostu ich opowieść. Z małej wioski wielkie sny. To były ich pierwsze finały wojewódzkie Pucharu Tymbarku w historii. Wcześniej odpadali na etapach gminnych czy powiatowych. A same Kliniska Wielkie to wieś w powiecie goleniowskim, która liczy zaledwie 1 200 mieszkańców.

Wielkim przeżyciem dla chłopców z tej wsi był sam przyjazd do Szczecinka. Trenerzy wyznali nam, że większość tej ekipy nie trenuje na co dzień w żadnym klubie. Przyjechali bez nominalnego bramkarza. Na bramce stał wcześniej wspomniany Daniel, który finalnie dostał nagrodę dla najlepszego golkipera tego Turnieju. Może po Pucharze Tymbarku na stałe zmieni profesję? Kto wie. Pokazał się ze świetnej strony w Szczecinku. Nie tylko na boisku, ale i poza nim.

– Na co dzień ta ekipa nie gra ze sobą w klubie. Tak naprawdę tylko kilku zawodników trenuje piłkę. Z trenerem pracowaliśmy cztery tygodnie przed turniejem, żeby ich zespolić. Ale to, co było widać na tym Turnieju to ogromne serce do walki. Najfajniejsze jest to, że te dzieci po szkole same idą na orlika i kopią tę piłkę. To jest coś, co zanikło w ostatnich latach. A tu widzimy, że one codzienne po szkole umawiają się na gierkę pod wieczór. Zapalamy im światło na orliku, a one grają. One to serce do gry same zbudowały. To jest rewelacyjne i niepowtarzalne– opowiada Gręblicki.

Kliniska Wielkie w składzie miały kliku młodszych chłopaków i dziewczynkę. Mimo tych wszystkich okoliczności zdołali dojść do wielkiego finału i byli o krok od wyjazdu do Warszawy. Ćwierćfinały i półfinały przeszli po rzutach karnych. – Dla nas to wielki sukces. W moim odczuciu oni wygrali ten Turniej – tym, że dobrze się bawili i świetnie zachowywali. Złoty Puchar należy się im za świetną postawę – zaznacza Marcin Gręblicki.

Reklama

Co istotne w ostatnim meczu przegrali 2:4 po zaciekłej walce. Grali do końca. Walecznie odrabiali straty. Malutki “Puyol” (chłopak dostał taką ksywkę z uwagi na bujną czuprynę) strzelił dwie bramki i po każdej z nich brał piłkę pod pachy i szybko przetransportowywał ją na środek boiska. Taki rajd niczym wyjęty z meczu rugby.

– Przede wszystkim nasi zawodnicy pokazali ogromne serce, zaangażowanie i chęć walki. Sport też nam pokazuje, że nieraz wygrywa się tym serduchem i charakterem. Gdy to jeszcze idzie w parze z dobrą zabawą, to nic tylko się cieszyć. Graliśmy do końca w każdym spotkaniu i jesteśmy w tym miejscu. Coś pięknego – zaznacza Zarzeczny.

– Chwilę po końcowym gwizdku moja drużyna była smutna, że przegrała finał, ale teraz wszyscy są już uśmiechnięci. Emocje zawsze robią swoje. My z trenerem nie wywieraliśmy na nich żadnych presji, że muszą wygrać. Tłumaczyliśmy im to, że już jest ekstra, bo tutaj się dostaliśmy. I przeżywamy kapitalne doświadczenie – dodaje Gręblicki.

Czy trenerzy przed przyjazdem do Szczecinka spodziewali się finału? – Nie, jechaliśmy tutaj z nastawieniem, że będzie dobra zabawa i ładna pogoda. Chcieliśmy fajnie i miło spędzić dzień. Aczkolwiek trzeba zaznaczyć, że chcieliśmy dobrze wypaść i grać tu jak najdłużej, co nam się udało, dlatego przygotowywaliśmy się do tego Turnieju. Nie jechaliśmy tutaj w roli faworytów, ale też wiedzieliśmy, że nie będziemy tutaj najsłabsi. I pokazaliśmy się ze świetnej strony. Zaprezentowaliśmy dobrą piłkę. Graliśmy jak równy z równym z klasą sportową ze Szczecinka  – zauważa Zarzeczny.

Chłopcy z Klinisk Wielkich to zlepek chłopaków i dziewczyny, którzy chodzą do jednej szkoły, ale nie wszyscy trenują na co dzień w klubie. W przeciwieństwie do Szczecinka, gdzie ta ekipa zna się jak łyse konie i codzienne grają ze sobą w piłę. – W Szczecinku założono klasy sportowe. Dzieci mają osiemnaście godzin wychowania fizycznego w tygodniu. I oni na tym Turnieju miażdżą swoich rywali. W ubiegłym roku finał wygrali 11:0, a później zajęli czwarte miejsce na finałach ogólnopolskich w Warszawie. Szczecinek nie jest wielkim miastem (ok. 40 tysięcy mieszkańców – przyp.). Teraz wyobraźmy sobie taki scenariusz, że w każdym mieście pokroju Szczecinka zakładamy klasę sportową. Zobaczmy, jak te dzieci są sprawne, obrazując tę grupę chłopców, jak cieszą się sportem i jakie będą miały wyrobione nawyki w późniejszych latach – mówi nam Maciej Mateńko prezes Zachodniopomorskiego ZPN i wiceprezes PZPN ds. szkolenia.

– Moim marzeniem jest to, żeby w każdym miasteczku była, chociażby namiastka takiej klasy sportowej, bo wtedy wypłynęłyby te perełki. Nie zdajemy sobie sprawy, ilu takich Robertów Lewandowskich tracimy przez to, że w ich miejscowościach nic tak naprawdę się nie dzieje – dodaje.

76-letni sędzia i trenerka z małym dzieckiem. Znajome twarze na Pucharze Tymbarku

Na Pucharze Tymbarku można spotkać wielu pasjonatów, a z uwagi na fakt, że rok temu też byliśmy w Szczecinku na finałach wojewódzkich, niezmiernie ucieszył nas widok tych osób, które mają absolutnego fioła na punkcie futbolu i pracy z dziećmi. Ledwie co weszliśmy na obiekt, patrzymy, a w naszą stronę idzie uśmiechnięty od ucha do ucha Jerzy Szeląg. To 76-letni sędzia piłkarski, który w zeszłym roku miał okazję posędziować mecz swojemu prawnukowi! Ewenement na skalę światową (więcej o tym tutaj).

Pan Jerzy do nas podchodzi i mówi: “dzisiaj sędziuje dziewczynkom, ileż one mają w sobie energii!”. I kto to mówi! Szeląg dalej z tą samą energię co rok temu prowadził mecze dzieciakom i bawił się razem z nimi. – Gdy przyjeżdżasz na ten Turniej i widzisz takich ludzi jak Pan Jerzy, to od razu pojawia się uśmiech na twarzy. To jest niesamowite. Tym większy sentyment ma się do tego miejsca, gdy pojawiają się tutaj tacy ludzie – mówił nam Wojciech Filary koordynator wojewódzki XXIII edycji Pucharu Tymbarku.

– Piłka nożna jest ze mną od zawsze. Grałem w nią przez siedemnaście lat, dopóki nie złamali mi lewej nogi. Na boisku występowałem na każdej pozycji, choć najdłużej na bramce. Futbol to całe moje życie. Kocham ten sport to moja wielka pasja. Nie potrafię z tego zrezygnować. Jeszcze trzy lata temu potrafiłem wyjść na boisko i pograć z oldbojami. Piłka nożna to teraz dla mnie też furtka do wyjścia do ludzi. Przyjeżdżam na taki turniej i mogę sobie porozmawiać z sędziami, zawodnikami, rodzicami, dziećmi. Od razu poprawia mi to humor – mówił nam rok temu Szeląg.

To nie jedyny wielki pasjonat, którego ponownie zobaczyliśmy w Szczecinku. Chciałoby się rzec – jest i ona! Katarzyna Charusta trenerka SP 1 Świnoujście, która rok temu przyjechała na Turniej z małym niemowlakiem. Nie poszła na urlop macierzyński. Ważniejsza jest piłka nożna i jej grupa chłopców, z którą jest bardzo zżyta. I oczywiście, że tym razem też nie oddała nikomu synka do opieki, tylko z nim przejechała do Szczecinka. Dziś już jest trochę większy. Ma szesnaście miesięcy.

– Dla mnie nie ma wolnego. Swój zawód wybrałam świadomie. Jestem nauczycielem i trenerem. Jestem emocjonalnie związana z każdym dzieckiem. Zawsze płaczę, gdy dziecko odchodzi ze szkoły, czy przechodzi do innego klubu. Uważam, że dobry trener zawsze powinien zżywać się ze swoją drużyną i zawodnikami. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, gdzie miałaby zostawić komuś swoje dzieci (drużynę), bo mam małego bobasa – mówi nam Katarzyna Charusta.

Wrzucamy wam krótką historię związaną z tą trenerką z zeszłego roku dla szerszego obrazu postaci. – Obrazek, który zapamiętamy na długo? Odprawa trenerki przed meczem o trzecie miejsce. Odstęp między meczem półfinałowy, a finałowym był niewielki – kilka minut. Dla chłopaków, którzy przed chwilą przegrali półfinał 2:4, prowadząc 2:0, trudny czas – głowy zwieszone, łzy w oczach. W dodatku trenerka była zmuszona… zmienić pieluchę niemowlakowi. Wykonywała dwie czynności naraz i musimy przyznać, że szło jej całkiem nieźle, bo chłopaki wyglądali na zmotywowanych i gotowych na walkę o 3. miejsce. Niestety, nie udało im się wygrać meczu z UKS Football Factory przy SP 59, gdyż przegrali 2:5 i zajęli ostatecznie 4. miejsce w województwie w kategorii U-12 chłopców.

Czy jej mały synek jest skazany na futbol? Będzie grał w piłkę i wystąpi w Pucharze Tymbarku? – Na tę chwilę jest zafascynowany tylko piłką. Od urodzenia jest ze mną na boisku. Wszędzie, gdzie się tylko da. Wstaje rano, ma wokół piętnaście piłek i wszystkie kopie. Na tę chwilę to wygląda, że ma wiodącą lewą nogę. Czas pokaże, czy będzie zawodnikiem, czy nie. Rok temu też tutaj był, miał cztery miesiące. Dziś jest bardziej aktywny i z wielką chęcią wszedłby na boisko. Ma fioła na punkcie piłki nożnej –  tłumaczy.

Oglądaliśmy z bliska walkę Świnoujścia o półfinał. I w pewnym momencie trenerka zdecydowała się zdjąć z boiska swojego bramkarza, który we wcześniejszych spotkaniach spisywał się bardzo dobrze. Co więcej, na ławce rezerwowych Katarzyna Charusta nie miała dla niego zmiennika. Na bramce stanął chłopak z pola. Dlaczego w tak ważnym meczu dla dzieci i w tak istotnym momencie spotkania opuścił boisko golkiper?

– Został zdjęty, bo sobie kompletnie nie radził z emocjami i zaczął pyskować do trenera. To jest niedopuszczalne, żeby zawodnik w ogóle się tak zachowywał. On powinien z pokorą przyjąć uwagi, jakie otrzymał podczas czasu wolnego. Chciałabym, żeby bramkarz jak najgłębiej wyprowadzał piłkę, nawet kosztem straconej bramki, żeby później ten zawodnik miał szansę wybić się gdzieś dalej. Bramkarz to nie jest tylko gość, który stoi w bramce i chwyta piłkę. To musi być aktywny zawodnik – tłumaczy Charusta.

Czy ten chłopak nie zniechęci się teraz do piłki nożnej i nie przyjdzie na kolejny trening? – Na pewno się nie zniechęci. Mamy ze sobą bardzo dobre relacje. Znam go od 3. roku życia. Na tyle dobrze go znam i wiem, że należy gasić pożar, dopóki jest gorący. Taka zła nerwowa atmosfera, jaką wprowadził, zaraz przejdzie na całe boisko. I ci zawodnicy, którzy tam walczyli i oddawali swoje serce, też przestaliby grać. Ten chłopak nie miał do mnie pretensji, tylko do chłopaka, który wcześniej opuścił boisko, bo wprowadzał złą atmosferę. Bramkarz bał się, że wyprowadzając piłkę, ją straci i zaraz wina za straconego gola i odpadnięcie z Turnieju będzie na nim ciążyła – podkreśla.

– My musimy uczyć te dzieci, że one muszą żyć z presją, ale przy tym się bawić i słuchać trenera. I uczyć się na swoich błędach. Ten zespół w zeszłym roku wygrał etap wojewódzki i pojechał do Warszawy. Oni sami sobie założyli presję, że muszą ten sukces powtórzyć. Gdy oni są wyluzowani, grają rewelacyjną piłkę i cieszą się z każdej bramki. Tutaj byli za bardzo spięci – tłumaczy trenerka ekipy ze Świnoujścia.

Z przyjemnością słuchaliśmy odpraw Charusty w przerwie. Starała się cały czas podkreślać im, że wynik nie ma dla niej znaczenia, że chłopcy mają się bawić i grać swoją piłkę, a gdy będą grać swoją piłkę, to będą strzelać bramki i wygrywać tak jak na innych turniejach. Brakowało im luzu, a każdy chłopak, który okazywał frustrację skierowaną do kolegów, był natychmiastowo zdejmowany z boiska.

– Na Pucharze Tymbarku najważniejsza jest zabawa, ale dla dzieci również wynik jest istotny. One wychodzą a boisko po to, żeby wygrać. Dla mnie jako trenera najważniejsze jest to, żeby dzieci były zaangażowane w mecz, rozwijały się i chciały rywalizować – uważa Adam Leśniak trener SP 3 Choszczno.

– Dzieci zawsze wychodzą na boisko po to, żeby wygrać. Chodzi o to, żeby ich nie hamować. Nie zabraniać dryblingu i podejmowania trudnych decyzji, a dziecko zawsze będzie płakało jak przegra i cieszyło, gdy wygra. Tego nie unikniemy. Nie chcemy tego zabraniać. Najważniejsze jest to, żeby nie stwarzać sztucznej presji i podporządkowywać taktyki pod grę dzieci – puentuje Maciej Mateńko.

*

Miesiąc maj stoi pod znakiem finałów wojewódzkich Pucharu Tymbarku, a ich przebieg będziemy relacjonować na naszej stronie. Zwycięzcy tego etapu wystąpią w finałach ogólnopolskich w Warszawie odbędą się w dniach 14-16 czerwca, a ci, którzy dotrą do wielkiego finału, wystąpią na Stadionie Narodowym przed meczem Polska – Niemcy.

ZE SZCZECINKA – ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

WIĘEJ O XXIII EDYCJI PUCHARU TYMBARKU:

Fot. Arkadiusz Dobruchowski

Entuzjasta młodzieżowego futbolu. Jest na tym punkcie tak walnięty, że woli oglądać Centralną Ligę Juniorów niż Ekstraklasę. Większą frajdę sprawia mu odkrywanie nowych talentów niż obserwowanie cały czas tych samych twarzy, o których mówi się, że są „solidnymi ligowcami”. Twierdzi, że szkolenie dzieci i młodzieży w Polsce z roku na rok się prężnie rozwija, ale niestety w Ekstraklasie dalej są trenerzy, którzy boją się stawiać na zdolnych młodych chłopaków. Aczkolwiek nie samą juniorską piłką człowiek żyje - masowo pochłania również mecze Premier League, a w jego żyłach płynie niebieska krew sympatyka londyńskiej Chelsea.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
10
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Weszło

Piłka nożna

Chcesz grać w seniorskiej kadrze? To musisz wyróżniać się w piłce młodzieżowej

Bartosz Lodko
0
Chcesz grać w seniorskiej kadrze? To musisz wyróżniać się w piłce młodzieżowej

Komentarze

4 komentarze

Loading...