Reklama

Od ucieczki znad przepaści po finał Pucharu Króla. Współczesna historia Osasuny

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

06 maja 2023, 15:30 • 12 min czytania 4 komentarze

Już dziś odbędzie się finał Pucharu Króla. Real Madryt zmierzy się z Osasuną, która jest rewelacją tych rozgrywek. Zatem warto przyjrzeć się losom tego klubu. Moglibyśmy pisać wyłącznie o obecnej sytuacji Osasuny, mocnych punktach, gwiazdach i trenerze, ale chcieliśmy, żeby po tym finale zostało coś więcej i kibic, który na co dzień kojarzy ten klub tylko z nazwy, dostał przekrojową historię ostatnich lat bez zbędnego lukrowania.

Od ucieczki znad przepaści po finał Pucharu Króla. Współczesna historia Osasuny

Od okresu głębokiej zapaści, potężnych długów, korupcji po obecne sukcesy i sukcesiki. O tym, jak Osasuna zwiała znad przepaści i stała się wartym obserwowania klubem. Zapraszamy.

Co warto wiedzieć o Osasunie?

Trzy lata temu kibice Osasuny świętowali setną rocznicę powstania klubu. Osasuna zgodnie z założeniami miała być klubem heterogenicznym i nie opowiadać się po stronie konkretnych opcji politycznych czy religijnych. Grono założycieli uczyło się na błędach innych lokalnych zespołów, które uległy rozwiązaniu ze względu na podziały. Podążanie własną ścieżką opartą na różnorodności okazało się strzałem w dziesiątkę. Osasuna scalała lokalne społeczeństwo niezależnie od poglądów i wyznania. Nie będziemy zakłamywać rzeczywistości, więc musimy dodać, że podobnie jak wiele innych klubów na przestrzeni kolejnych lat znajdowała się pod mniejszymi i większymi wpływami określonych frakcji, ale tego w Hiszpanii praktycznie nie dało się uniknąć.

Nazwa klubu nie jest przypadkowa i proces jej wyboru nie należał do łatwych. Chciano za wszelką cenę uniknąć anglosaskich zapożyczeń i postawić na określenie z lokalnego języka baskijskiego. Brano pod uwagę trzy opcje Gogorrak (silny), Lagun Artean (wśród przyjaciół), Indarra (siła) i Osasuna (zdrowie/wigor). Wybór sprzed stu lat idealnie pasuje do tożsamości i obecnej sytuacji klubu z Pampeluny.

Bez wątpienia Osasuna w swojej prowincji nie ma sobie równych, ale nigdy nie zdominowała krajowych rozgrywek. Nie może poszczycić się gablotą wielkości automatów paczkowych i ich stopniem wypełnienia w okresie okołoświątecznym. Nigdy nie wywalczyła mistrzostwa kraju. Ba, nawet raz nie zakończyła rozgrywek na ligowym podium. W klubowych zakamarkach spoczywają jedynie cztery trofea za wygranie drugiej ligi, więc jest tam trochę biednie.

Reklama

Najlepszy okres w historii Osasuny przypadł na początek obecnego stulecia. W 2005 roku “Los Rojillos” pod wodzą Javiera Aguirre  po raz pierwszy dotarli do finału Pucharu Króla, ale musieli uznać wyższość Realu Betis. Rok później Osasuna zakończyła sezon ligowy na czwartym miejscu, co dało jej możliwość startu w el. do Ligi Mistrzów. Po tym sukcesie Meksykanin odszedł do Atletico, a schedę po nim przejął Cucu Ziganda. I choć nie udało mu się awansować do najważniejszych rozgrywek klubowych na świecie, to Osasuna kontynuowała swój europejski sen w Pucharze UEFA. Ten był naprawdę długi, bo po drodze drużyna z Nawarry pokonywała między innymi takie marki jak Lens, Trabzonspor, Parmę, Girondins Bordeaux i Bayer Leverkusen. Co ciekawe, na autostradzie do finału stanęła jej wówczas Sevilla, która zrewanżowała się za przegraną rok wcześniej walkę o najlepszą czwórkę ligi hiszpańskiej.

Długi, korupcja i spadek

Tamte sukcesy i sukcesiki jednak nie napędziły wystarczająco koniunktury, a klubowe władze nie potrafiły wykorzystać rozpędu. Zamiast tego klub zaczął się zadłużać, a następnie tonąć w długach do tego stopnia, że w pewnym momencie panowie technicy chcieli odciąć klub od energii elektrycznej.

W takich warunkach ciężko o budowanie nowej potęgi czy nawet umacnianie swojej pozycji. W miarę postępowania kryzysu pojawiało się coraz więcej znaków zapytania. Obawiano się najgorszego – spadku do drugiej ligi. I ten stał się faktem w 2014 roku po kilkunastu latach przebywania w elicie. Oczywiście bardzo zabolał on kibiców “Los Rojillos”, ale jeszcze bardziej doświadczyły ich brudy, które wyszły na światło dzienne. Okazało się, że ich ukochany klub jest umoczony w korupcję.

Aferę okrzyknięto mianem “Caso Osasuna” (sprawa Osasuny). Chodziło o spotkania Real Betis – Real Valladolid (4:3) oraz Osasuna – Real Betis (2:1). W zamian za łapówkę w wysokości 650 tys. euro zawodnicy Betisu pokonali Real Valladolid, a w kolejnym występie “podłożyli się” Osasunie. Paradoks polegał na tym, że wyniki innych meczów nie ułożyły się po myśli działaczy z Pampeluny – ostatecznie Osasuna i tak zleciała z ligi.

Oczywiście trochę to trwało, zanim odpowiedzialni za handelek meczami zostali pociągnięci do odpowiedzialności – łącznie pięć lat – ale ostatecznie piątka ludzi została skazana.

Reklama

Misja ratunkowa

W obliczu skandalu i przesłuchań najważniejszych osób w klubie brakowało chętnych, którzy chcieliby posprzątać powstały bałagan. Nowym prezesem został wówczas Luis Sabalza, który wcześniej przez wiele lat wspierał Osasunę od strony prawnej. Podjął się niezwykle trudnego zadania – postawienia bankruta na nogi. Dwoił się i troił, żeby drużyna w ogóle mogła przystąpić do rozgrywek. To się ostatecznie udało, ale Hiszpan po drodze miał wiele nieprzespanych nocy.

Zmiany były też potrzebne w sferze sportowej. Już w drugiej lidze zespół przejął Jan Urban. Klubowa legenda miała wcielić się w rolę strażaka, który prędko ugasi pożary i naprędce zbuduje drużynę na miarę godnych występów w drugiej lidze. Polak długo się tam nie napracował. Już po 27. kolejce i czwartej porażce z rzędu podziękowano mu za współpracę i doszło do zmiany na ławce trenerskiej.

Na łamach Weszło tak Jan Urban wspominał ten okres pracy w Pampelunie:

– Nie wyszło mi, ponieważ nie mieliśmy drużyny na to, żeby było dużo lepiej. Osasuna spadła z Primera Division i nagle okazało się, że w klubie, który ma 25 milionów euro budżetu, jest dług na 70 milionów euro. Skąd nagle taka sytuacja? Mniejsza o to. Prokuratura wchodzi do klubu, powstaje zarząd komisaryczny, który wybiera mnie jako trenera, a nie obecny prezes, a to też jest ważne, bo wiadomo, że każdy prezes wybiera sobie swojego szkoleniowca. Ale, proszę uwierzyć, mieliśmy zakaz transferowy, dziesięciu młodych chłopaków, dziewięciu z młodej drużyny i jednego Kenana Kodro z drugiej drużyny Realu Sociedad. Takich młodych zawodników przygarnialiśmy do siebie, tylko takich mogliśmy mieć. Wszyscy tam myśleli jedynie o tym, kto pójdzie do więzienia, kto ile ukradł, co tam się stało i kto skąd ma ofertę. Wszyscy lepsi piłkarze myśleli już o zmianie klubu.

– Reprezentant Chile, Francisco Silva, grał u nas w pierwszym meczu, po czym poszedł do Brugge za niezłe pieniądze, za chwilę go nie było. W trakcie sezonu zawodnicy odchodzili. Nawet nie mówię o tych, którzy odeszli przed rozpoczęciem rozgrywek. Tych było zbyt wielu. Osasuna nie miała ani grosza. Ani grosza. Naprawdę. 

Zwolniono Urbana i powierzono zespół Jose Manuelowi Mateo, który wcześniej odpowiadał za drużyny młodzieżowe, a na samą końcówkę rozgrywek drużynę przejął Enrique Martin. Osasuna do końca rozpaczliwie walczyła, by uniknąć spadku do trzeciej ligi. Martin zdołał uratować klub przed katastrofą, nie było dwóch spadków rok po roku i uniknięto scenariusza, który dotknął kilka sezonów później Deportivo La Coruna.

[JAK UPADŁO DEPORTIVO LA CORUNA]

W ostatniej kolejce Osasuna potrzebowała punktu, by się utrzymać. Minął ledwie kwadrans meczu ostatniej szansy z Sabadell i Osasuna już przegrywała 0:2. Ostatecznie “Los Rojillos” wyciągnęli remis 2:2 w doliczonym czasie gry i uniknęli dramatu. Wielu sympatyków uznaje ten moment za otwarcie nowego rozdziału w historii klubu. Od tego meczu wiele się zmieniło i dziś Osasuna znajduje się w zupełnie innym miejscu.

Kolejne kroki wychodzenia z kryzysu

W 2015 roku udało się Osasunie wyszarpać utrzymanie, ale nadal sytuacja nie należała do łatwych. Wciąż w pierwszej kolejności musiała spłacać zadłużenie, więc o transferach gotówkowych praktycznie mogła zapomnieć. Kontynuowano poszukiwania wzmocnień w regionie i pozyskiwano graczy po taniości. Polityka zaciskania pasa działała nadspodziewanie dobrze. Osasuna przez większość sezonu 2015/16 trzymała się pierwszej szóstki i ostatecznie po barażach wywalczyła awans.

Powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej budził jednak kontrowersje. Klub z Nawarry nie był na niego gotowy. Mówiło się wprost o tym, że po awansie jest właściwie skazany na szybki powrót do Segunda Division i osoby decyzyjne zdawały sobie z tego sprawę. W lokalnej prasie pojawiały się polemiczne teksty, czy aby na pewno ten awans jest potrzebny i czy nie łatwiej byłoby Osasunie porządkować finanse w drugiej lidze.

Co ciekawe, wielu kibiców przytakiwało stawianiu sprawy w ten sposób. Jednak klubowe władze miały inny punkt widzenia. W ich przekonaniu awans był panaceum na długi, które wtedy jeszcze sięgały 20 milionów euro. Wręcz uparto się na roczny pobyt w Primera Division, bo on gwarantował zastrzyk pieniędzy i w konsekwencji pozbycie się zadłużenia. Dlatego Osasunie spadek był niestraszny, był tylko kosztem alternatywnym.

I rzeczywiście, Osasuna spadła tak szybko, jak przewidywano. Sezon ten pod względem sportowym był po prostu dramatyczny. Po kilku kolejkach pożegnano Enrique Martina, a dwóm kolejnym trenerom (Joaquinowi Caparrosowi i Petarowi Vasiljeviciowi) nie udało się podnieść zespołu. Do utrzymania zabrakło aż trzynastu punktów. Gdy w drużynie Primera Division regularnie musisz korzystać z usług takiego kasztana jak Nikola Vujadinović, to nie możesz spodziewać się niczego innego. Jasne, bystre oko bez problemu wypatrzyło kilku wartościowych zawodników jak Alex Berrenguer czy Sergio Leon, na których sprzedaży Osasuna zarobiła łącznie kilkanaście milionów euro, ale tamta Osasuna nie przystawała poziomem do najwyższej klasy rozgrywkowej. Doszło do spadku.

Zatrudnienie odpowiedniego człowieka

Najpierw jednak nastąpił okres przejściowy. W sezonie 17/18 drużynę z Pampeluny poprowadził Diego Martinez (w kolejnych latach autor sukcesów Granady), ale wywalczył tylko dziewiąte miejsce na koniec rozgrywek i nie kontynuowano z nim współpracy. Na kolejną kampanię zatrudniono Jagobę Arrasate, który nie dość, że błyskawicznie wywalczył awans do LaLiga, to później trzy razy z rzędu utrzymał ją w hiszpańskiej elicie, a teraz dotarł z drużyną aż do finału Pucharu Króla.

Od samego początku nie miał łatwego zadania, ale w bojowych warunkach odnalazł się znakomicie i wykręca wyniki ponad stan. Zaakceptował, że klubu nie stać na szaleństwa i jeśli dochodzi do transferów gotówkowych, Osasuna rzadko płaci więcej niż 2 miliony euro. Jednak nigdy nie narzekał z tego powodu i stale rozwija zawodników, których ma pod ręką.

W Osasunie rzuca się w oczy zasada wzajemnego zaufania podparta pedagogicznym wykształceniem Arrasate, który przez lata łączył prowadzenie drużyn piłkarskich z pracą w szkole. Zwłaszcza w okresie jego pracy zaczęła wzmacniać się więź pomiędzy zawodnikami, zarządzającymi i kibicami. Poczucie wspólnoty sprawia, że piłkarze Osasuny nie szukają drogi ucieczki z klubu w pogoni za lepszą kasą – obecnie 2/3 drużyny to wychowankowie lub zawodnicy z regionu. Przykładowo Jon Moncayola miał już oferty z zagranicy, a mimo to nie zamierza nigdzie odchodzić. Mało tego, dwa lata temu podpisał dziesięcioletni – tak, dobrze widzicie – kontrakt.

Interesującym przykładem jest też Aimar Oroz i doskonale pokazuje, że w Pampelunie nie boją się rzucać swoich ludzi na głęboką wodę. Gdy Oroz zadebiutował w wyjściowej jedenastce Osasuny od razu spadła na niego duża odpowiedzialność. To on podszedł do rzutu karnego, który ostatecznie dał Osasunie zwycięstwo nad Sevillą w pierwszej kolejce bieżącego sezonu. Na boisku było kilku bardziej doświadczonych graczy, ale kazano wykazać się młokosowi. Unikalna praktyka.

Sprecyzowany styl i długofalowa wizja

Od pierwszego dnia kontraktu Arrasate trzyma się nakreślonego na starcie kierunku i Osasuna gra charakterystyczny dla jego filozofii futbol. Definicja tego stylu jest jednak daleka od błyskotliwej piłki, która często wyróżniała głównie zespoły z południowej części Hiszpanii. Osasunie bliżej jest stylem do zespołów Premier League czy drużyn o typowo baskijskich korzeniach. Dzieje się tak, ponieważ bazuje na zaangażowaniu, szarpaniu, pressingu, wrzutkach, agresji i bezpośredniej grze. Nie każdemu taki styl się musi podobać, ale w Pampelunie po prostu działa.

Było dużo o pozytywach pracy Arrasate, ale nie zawsze pod jego wodzą było cukierkowo. Do tej pory pojawił się jeden duży kryzys, który szybko zażegnano. W pewnym momencie Osasuna w obliczu obniżki formy zawodników i kilku kontuzji zapomniała, jak się wygrywa. Znalazła się w strefie spadkowej i niektórym kibicom degradacja zaglądała już w oczy. Część z nich żądała rychłego zwolnienia Jogoby Arrasate. Wielu właścicieli klubu w takim momencie nie wytrzymałoby ciśnienia i straciło zaufanie do szkoleniowca, ale nie w tym przypadku. Zwołano konferencję, na której w konwencji marynarskiej przekazano, że trener jest kapitanem statku do końca – nawet jeśli zatonie.

Rozwój infrastruktury

Proces przywracania Osasunie blasku wiązał się również z remontem stadionu. Klub z własnych środków zainwestował w modernizację obiektu ponad 25 milionów euro. Ciekawostkę stanowi fakt, że wyborze koncepcji remontu uczestniczyli kibice tego klubu. W głosowaniu wzięło udział ponad 8 tysięcy socios i zdecydowali się rozwiązanie o nazwie “Muro Rojo” (czerwona ściana).

El Sadar w wyniku przebudowy zyskało potężne wyświetlacze o szerokości niemal piętnastu metrów. Zwiększono pojemność stadionu o niemal pięć tysięcy – w tym dołożono prawie pięćset stanowisk dla VIP-ów. Zadbano o ulokowanie nowych barów i punktów gastronomicznych, stworzono strefy udogodnień dla niepełnosprawnych widzów, wyremontowano szatnie i pomieszczenia socjalne. Mówiąc krótko – stworzono warunki na miarę XXI wieku.

Kolejnym krokiem ma być budowa stadionu, z którego będą korzystać głównie rezerwy i zespół kobiet. Luis Sabalza, prezes klubu, chce, żeby wspomniany obiekt był w stanie pomieścić pięć tysięcy widzów. Przy okazji ma stanowić wizytówkę klubowej akademii i uwiarygadniać jej działania. Osasuna w swoim regionie konkuruje o młodych zawodników z Athletikiem i Realem Sociedad, co jak łatwo się domyślić, nie należy do łatwych zadań. Jednak łatwo się nie poddaje. W tym momencie współpracuje ze 150 klubami z regionu, co sprawia, że w jej kręgu zainteresowań jest około 20 tysięcy graczy.

Nagroda za zmiany

Osasuna od kilku lat rośnie w siłę i stabilizuje swoją pozycję w hierarchii hiszpańskiego futbolu. Rozwija się spokojnie, bez pośpiechu, a świadectwem i nagrodą za właściwą pracę jest finał krajowego pucharu. To oczywiście nie oznacza, że klub z Pampeluny na stałe znajdzie się w gronie drużyn, które w Hiszpanii mają prawo myśleć o trofeach. Jednak dzisiejszy finał jest symbolem wyjścia z tarapatów i położenia solidnych fundamentów na lepszą przyszłość.

Nie da się ukryć, że Osasuna pod żadnym względem nie może równać się z takim klubem jak jej dzisiejszy rywal – Realem Madryt. Budżet ma mniej więcej 13-krotnie niższy. Stadion w Pampelunie ma mniejszą pojemność niż główna trybuna Estadio Santiago Bernabeu. Co więcej, żaden z graczy Osasuny nie byłby w stanie wskoczyć obecnie do pierwszej jedenastki “Królewskich”. Ale mówimy o futbolu, który bywa nieprzewidywalny i nie raz zdołał nas już zaskoczyć.

Z pewnością Osasuna nie ma się czego wstydzić i jej przykład pokazuje, że konsekwentnym działaniem da się w ciągu kilku lat wydostać z piekła i zapukać do piłkarskiego nieba.

Teraz Osasuna z dumą wyciąga ręce po marzenia.

WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:

Fot. Newspix.pl

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Błażej Gołębiewski
8
Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”
Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
22
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Hiszpania

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Komentarze

4 komentarze

Loading...