Ustalmy to na wstępie – to nie był zły mecz w wykonaniu Huberta Hurkacza. Raczej taki, w którym decydowały niuanse, sytuacje stykowe. Jednak zwolennicy teorii, że Polak właśnie w takiej grze, gdzie wynik może pójść w dwie strony, radzi sobie nie najlepiej, po tym spotkaniu otrzymali kolejne argumenty na jej poparcie. Bo co z tego, że Hubi grał dobrze, skoro w tie-breaku to jego rywal, Borna Corić, zgarnął pierwszego seta? Co Polakowi przyszło z niezłych momentów w drugim secie, jeśli ostatecznie Chorwat zdołał go przełamać i wygrać mecz 2:0? Na te pytania Polak i jego trener Craig Boynton, będą musieli poszukać odpowiedzi.
Mecz Huberta Hurkacza z Borną Coriciem był czwartym spotkaniem, które tego dnia było zaplanowane na Stadium 3. Z tego względu obaj tenisiści rozpoczęli grę dość późno, bo o 19:15 polskiego czasu. Faworytem spotkania był Polak, jednak jego przeciwnika nie należało lekceważyć. Chorwat zajmuje wysokie, dwudzieste miejsce w rankingu ATP, zatem znajduje się w nim ledwie pięć pozycji niżej od Hurkacza.
Nie od dziś też wiadomo, że Hurkacz, choć został wychowany na wrocławskich kortach, nie przepada za grą na mączce. Stąd Chorwaci mogli liczyć na to, że w dzisiejszych pojedynkach ich tenisistów z Polakami ostatecznie będzie remis. Tak się bowiem składa, że dziś już obejrzeliśmy jedne polsko-chorwackie zmagania, gdyż wcześniej Iga Świątek zagrała z Bernardą Perą. Wprawdzie Pera reprezentuje barwy USA, jednak do 16. roku życia żyła i trenowała właśnie w Chorwacji.
DO TIE-BREAKA BYŁO DOBRZE
Jak wspomnieliśmy, korty ziemne nie są ulubionymi arenami Hurkacza, lecz podstawowym elementem niezłego tenisa Polaka jest mocny serwis. Jeżeli ten aspekt u Huberta dobrze funkcjonuje, to o poziom jego gry można być spokojnym. Tak było i tym razem. Może czasami był to prosty, ale za to skuteczny tenis.
Z kolei Corić bardziej starał się przyciągnąć Polaka do kortu, natomiast i w jego przypadku dobre podanie było podstawową bronią. Dlatego też kolejne gemy były szybkie, bez żadnych wymian. I trudno było oprzeć się wrażeniu, że to jeden z meczów, w których od początku wszystko w secie zmierza w stronę tie-breaka.
Niestety okazało się też, że Chorwat w tamtym kluczowym momencie seta zachował zdecydowanie więcej zimnej krwi. Coriciowi szybko udało się doprowadzić do mini-przełamania, celnym zagraniem na linię boczną i objął prowadzenie 3:1. Taki scenariusz wybił z rytmu Hurkacza, którego postawa stała się bardziej bierna. Przeciwnik Polaka szybko to wykorzystał. Zdobył drugie mini-przełamanie i zamknął tie-breaka wynikiem 7:3.
PRZEŁAMANE NIEZŁE MOMENTY
Odporność na stres i umiejętność radzenia sobie w sytuacjach podbramkowych. W przypadku gry Huberta ten temat powraca regularnie i domyślamy się, że po dzisiejszym meczu także pojawią się podobne opinie. W końcu przez prawie cały pierwszy set Hubi grał dobrze, agresywnie. Ale w decydującym momencie, przy pierwszym potknięciu od razu się wycofał.
Mało tego, Corić mógł szybko przełamać Polaka w drugim secie, co tylko potwierdzało teorie, że Hubi wiele spotkań, które są do wygrania, przegrywa sam ze sobą. Poza tym, Hubert nie wykorzystywał minimalnych szans, które dawał mu Corić. Takiej jak ta w trzecim gemie drugiego seta, kiedy miał dwie okazje do przełamania rywala.
Doprawdy, pojedyncze akcje w wykonaniu tenisisty, który na co dzień mieszka w Monte Carlo pokazywały, że mamy do czynienia z graczem o naprawdę wysokich umiejętnościach. Pokazywał je chociażby kiedy schodził do siatki i w fenomenalnym stylu potrafił gasić mocne uderzenia Chorwata, przebijając je zaraz za siatką.
Jednak niestety, w drugim secie ponownie dał się przełamać na 3:5, wobec czego Corić był w komfortowej sytuacji. Polakowi nie można było odmówić walki. W ostatnim gemie obronił trzy piłki meczowe, a nawet miał okazję na breaka. Jednak ostatecznie nie wykorzystał tej sytuacji, a później, przy czwartym matchballu Coricia, tak jakby od niechcenia i bez wiary wyrzucił piłkę poza kort.
Czy po tej porażce Hurkacz ma powody do wstydu? Nie, gdyż grał nieźle, ale trafił na naprawdę dobrze dysponowanego rywala. Jednak nie znaczy to, że u Polaka nie ma elementów, nad którymi trzeba popracować. Dziś wiele do życzenia pozostawiał chociażby jego forehand. No i mental. Temat być może banalny. Może nawet rozdmuchany ponad miarę. Ale też taki, od którego nie da się uciec. W końcu kolejny raz widzimy mecz, w którym Hurkacz długimi fragmentami gra jak gość z czołowej dziesiątki rankingu ATP. Po czym kolejny raz opuszcza kort pokonany.
Hubert Hurkacz – Borna Corić 0:2 (6:7, 3:6)
Fot. Newspix
Czytaj więcej o tenisie: