Nie licząc dosłownie kilku momentów, ten mecz to były nudy, nudy i jeszcze raz nudy. Ale chyba mało kto spodziewał się, że będzie inaczej. Legia za kilka dni ma finał Pucharu Polski, więc nawet nie próbowała forsować tempa. Z kolei Wisła Płock, mimo że raz na kilka tygodni potrafi pokazać w tej lidze coś ciekawego, wciąż nie może być pewna utrzymania w Ekstraklasie i na ogół męczy bułę. Tak jak dzisiaj Rafał Wolski, który co prawda końcowymi statystykami za ten sezon wstydu sobie nie zrobi, ale za taki występ jak ten z Legią w każdej poważnej lidze nie powąchałby murawy w następnej kolejce.
Wielu ludzi często słusznie zarzuca Josue, że irytuje swoimi zachowaniami na boisku. Akurat dziś Portugalczyk był spokojny, a w nieco inny sposób przebił go Rafał Wolski. Obaj panowie z futbolówką są wyjątkowo na “tak” (Josue oczywiście bardziej), ale różnica polega na tym, że kapitan Legii obok budzenia antypatii właściwie nigdy nie schodzi poniżej określonego poziomu. Zawsze zagra jakieś ciasteczko z głębi pola, strzeli bramkę lub wydatnie przypomni o swojej przydatności przy stałych fragmentach gry, nawet jeśli rywale wielokrotnie go kopią i wybijają z rytmu.
A Rafał Wolski? Widać po tym facecie, że jak jego głowę przejmą negatywne emocje, nie ma odwrotu od grania padliny. Owszem, Wolski ma na koncie mecze wyśmienite, tylko że z Legią snuł się po boisku jak obrażony, nie dając kolegom wokół praktycznie nic wartościowego. Zero werwy, żadnego nieoczywistego zagrania czy po prostu mowy ciała adekwatnej do roli w drużynie. Nie będziemy mówić, że gdyby nie słabiutki występ polskiego pomocnika, “Nafciarze” mieliby w tym spotkaniu szanse na punkty, ale trudno nie odnieść wrażenia, że Wolski jako pojedyncza jednostka był odbiciem chyba najgorszego oblicza ekipy Pavola Stano. Ekipy bezradnej, zniechęconej i zasłużenie przegranej.
Wisła Płock ma 36 punktów w tabeli i względnie bezpieczną przewagę nad strefą spadkową. Jeśli dół nagle nie odpali, w klubie powinni odetchnąć z dużą ulgą, ale powiedzmy sobie szczerze: takimi meczami nie da się przekonać kibiców do odpalenia TV czy pójścia na stadion. Ta drużyna wyglądała tak, jakby cierpiała na jakąś chorobę, a przecież ma w składzie gości, którzy byliby w stanie postraszyć nawet Legię. Czegoś takiego jednak nie widzieliśmy, a jedynie męczyliśmy oczy, patrząc jak Szymański i Chrzanowski prezentują bramki rywalom (pierwszy asystował do Muciego, a drugi bezmyślnie sfaulował w polu karnym) albo Sulek czy Lesniak kopią się po czołach przy próbach kreowania akcji. A że nie rozpieszczała nas także Legia, chyba wolelibyśmy o tym meczu zapomnieć.
Postawimy jeszcze tezę, że – przeciwnie do naszych chęci – tego spotkania z pamięci nie będzie mógł wyrzucić Kosta Runjaić. Nie wiemy, czy trener legionistów ma już ułożoną jedenastkę na finał Pucharu Polski, ale niewykluczone, że naprawdę fajne wejście z ławki Ernesta Muciego podbije jego notowania. Albańczyk w końcówce meczu wykorzystał błąd obrońcy i strzelił całkiem ładnego gola. Generalnie dostarczył błysku, który może być potrzebny na Raków we wtorkowym starciu. Starciu, przed którym nie będzie trzeba wykonywać szpaleru na cześć mistrza. O tyle dobrze dla Legii.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Selekcjoner Santos z mocnym przekazem: nie kupujcie biletów na mecz z Niemcami
- Michał Skóraś częścią nowego rozdania w Club Brugge. Co go tam czeka?
- Oskarżenia o gwałt, zdrada i szkodliwy fake news. Achraf Hakimi symbolem toksycznej męskości
- PZPN rozważa ważne zmiany dla sędziów zawodowych
Fot. Newspix