Ostrzyliśmy sobie zęby na dzisiejszy mecz na szczycie Premier League. W jednym narożniku stanął Manchester City – rozpędzeni obrońcy tytułu. Z drugiej strony Arsenal – wciąż ambitny, ale mający ostatnio mnóstwo problemów pretendent. Gospodarze przystąpili do spotkania jako zdecydowani faworyci do triumfu, ale gdyby “Kanonierom” udało się spłatać ekipie Pepa Guardioli psikusa, końcówka sezonu w angielskiej ekstraklasie mogłaby być naprawdę ekscytująca. No, ale niespodzianki nie było. “Obywatele” przejechali się po swoich rywalach. Trudno nawet mówić o emocjach – dominacja City od pierwszej do ostatniej minuty była właściwie niepodważalna.
Szkoda, bo – jako się rzekło – liczyliśmy przynajmniej na ciekawą wymianę ciosów.
Aczkolwiek oglądanie tak dysponowanego Manchesteru City stanowi przyjemność samą w sobie.
Manchester City – Arsenal. Starcie gołej dupy z batem
Ten mecz nie wyglądał na starcie dwóch najlepszych drużyn sezonu angielskiej ekstraklasy. Nie wyglądał w ogóle na mecz na szczycie, a raczej na konfrontację topowej drużyny z ligowym średniakiem, czy nawet zespołem broniącym się przed spadkiem. Arsenal po prostu nie udźwignął ciężaru spotkania, nie dorównywał rywalom ani przez chwilę. Nie nadążał. “Obywatele” przejęli kontrolę nad meczem od pierwszych minut i wydawało się kwestią czasu, gdy Aaron Ramsdale znajdzie się w poważnych tarapatach. No i rzeczywiście, na otwierające trafienie dla Manchesteru nie trzeba było długo czekać. Już w siódmej minucie kapitalnie w środkowej strefie boiska zachował się Erling Haaland, uruchomił podaniem Kevina De Bruyne, a Belg wpakował piłkę do siatki.
“Kanonierzy” próbowali ustawiać linię obrony bardzo wysoko, usiłowali nękać rywali pressingiem, ale City doskonale sobie z naciskiem oponentów radziło. A kiedy już przechodziło do ataku, londyńczycy nie byli w stanie nadążyć z odbudową szyków w defensywie. Podopieczni Mikela Artety nie mieli żadnej odpowiedzi na fenomenalnie dysponowanego de Bruyne, a od Haalanda odbijali się jak od ściany. Dość powiedzieć, że naprawdę niewiele zabrakło, by Manchester zdobył również drugiego gola po bliźniaczo podobnej akcji – znowu Norweg dogrywał na wolne pole, znowu Belg uciekł przeciwnikom.
Tym razem udało się desperacko powstrzymać uderzenie De Bruyne, lecz było to tylko odroczenie wyroku.
Jeszcze przed przerwą prowadzenie Manchestru podwyższył John Stones. A na początku drugiej odsłony spotkania de Bruyne – po asyście, a jakże, Haalanda – zapisał na swoim koncie drugie trafienie dzisiejszego wieczora. Zegar na Etihad Stadium od 54. minuty wskazywał zatem wynik 3:0 i chyba nawet najbardziej optymistycznie nastawieni do życia fani Arsenalu nie wierzyli, że ekipa ze stolicy zdoła się jeszcze w tym meczu odkręcić.
Manchester City – Arsenal. Lider bez argumentów
Przede wszystkim dlatego, że Arsenal – abstrahując od dziurawej defensywy, gdzie rażąco słabo prezentował się przede wszystkim Rob Holding – niczym dzisiaj drużyny City nie nastraszył. W środkowej strefie niepodzielnie panowali gracze Pepa Guardioli. Zrywy Gabriela Jesusa, Gabriela Martinellego czy Bukayo Saki były łatwo tłumione. No po prostu nic, zero argumentów po stronie “Kanonierów”. A kiedy piłkarze Manchesteru czują się na boisku aż tak pewnie, to pokonanie ich urasta do rangi misji niemożliwej do wykonania. Zresztą goście i tak mogą się cieszyć, że nie najlepszą skuteczność przez większą część spotkania demonstrował wspomniany już parokrotnie Haaland. Norweg kapitalnie pracował w rozegraniu i starciach fizycznych, ale kilka świetnych szans strzeleckich spartolił.
Choć w końcu także i on odnalazł drogę do siatki. W 86. minucie smak porażki kibicom “Kanonierów” nieco osłodził… Holding, który zdobył gola honorowego, natomiast w doliczonym czasie gry trafienie numer 33 w sezonie ligowym 2022/23 zanotował norweski cyborg.
No niemożliwy gość. Choć nie miał swojego dnia, jeśli chodzi o skuteczność, to i tak coś mu w końcu wpadło.
I ten powiewający rozpuszczonymi włosami Haaland, świętujący beztrosko bramkę na 4:1, stanowi chyba najlepsze podsumowanie dzisiejszego występu City. “Obywatele” byli z jednej strony w stu procentach skoncentrowani, a z drugiej – złapali luz i ofensywny rytm. Byli w pełni świadomi swojej potęgi. Zdawali sobie sprawę, że Arsenal nie jest dziś dla nich godnym przeciwnikiem. No więc przejechali się po londyńczykach jak walec.
***
Arsenal pozostaje na fotelu lidera Premier League, ale ma już tylko dwa punkty przewagi nad obrońcami tytułu, a jednocześnie o dwa rozegrane mecze więcej. Faworyt do zgarnięcia trofeum jest zatem tylko jeden i nie mówimy to bynajmniej o “Kanonierach”.
Za mocna jest chyba ekipa Guardioli, by mogła to wypuścić. Arsenal nie wytrzymał tempa.
MANCHESTER CITY 4:1 ARSENAL
(K. De Bruyne 7′ 54′, J. Stones 45+1′, E. Haaland 90+5′ – R. Holding 86′)
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Oficjalnie: Dawid Szwarga nowym trenerem Rakowa
- Dawid Szwarga nowym trenerem Rakowa. Co musicie o nim wiedzieć?
- Pięć największych wyzwań przed Dawidem Szwargą
- „Zawsze miał świeże spojrzenie na futbol”, „był technicznym stoperem”. Historia Dawida Szwargi
- Świerczewski: – Nie będziemy szastać pieniędzmi na transfery
fot. NewsPix.pl