Było wiadomo, że jeśli Lech ma powalczyć z Fiorentiną, to potrzebuje między słupkami Filipa Bednarka w bardzo dobrej formie, jeśli nie w najlepszej wersji samego siebie. Niestety – bramkarz Kolejorza tego spotkania absolutnie nie dowiózł.
Przyjechała drużyna, która w fazie pucharowej Ligi Konferencji wrzuciła siedem bramek Bradze, pięć Sivassporowi, a wcześniej w grupie osiem Heart of Midlothian. Która w lidze nie przegrywa od lutego, ogrywając po drodze Inter i Milan. W przypadku drużyny takiej jak Lech, underdoga, to oczywistość, że kozacki bramkarz będzie jej potrzebny. Tym bardziej gdy jeden stoper wypada przez zawieszenie, drugi przez kontuzję, a wskakuje trzeci, grający od święta.
No i Bednarek takim kozakiem się nie okazał.
To oczywiście nie był występ w stylu tego parodysty Rudki, który z Karabachem strzelał sobie właściwie sam. Nie, Bednarek nie puszczał farfocli między nogami, nie podawał przeciwnikom na pustą, nie rozwiązywał krzyżówek, gdy sunął atak przeciwnika.
Ale też Bednarek nie dał nic ekstra. Do pewnego momentu puszczał wszystko, co leciało w światło – cztery strzały, cztery gole. I, kurde, czuło się, że lepszy bramkarz– albo przynajmniej Bednarek z porządniejszym dniem – mógłby zrobić coś więcej. Ustawić się lepiej, popisać refleksem. No generalnie – cokolwiek obronić. A jego dało się zaskoczyć byle szczurem, żeby wspomnieć uderzenie Ikone. Celne, dobre, ale bez przesady.
Przecież tak, jak się rzucał Bednarek, to można na tapczan, a nie na murawę na tym poziomie.
Lech potrzebował golkipera o charakterystyce Szczęsnego z mundialu. Gdyby Bednarek stał nam w klatce na mistrzostwach, to nie mówilibyśmy o wyjściu z grupy, tylko może o najgorszym turnieju w XXI wieku. A z kolei nie byłoby różnicy, gdyby zamiast Bednarka w bramce stał dziś na przykład Konrad Forenc. Też by puścił to, co puścił Bednarek, też by złapał to, co złapał Bednarek. A w obliczu takiej nocy i takiego przeciwnika musisz pokazać zdecydowanie więcej jakości.
Prawda jest taka, że w fazie pucharowej LK dopiero Fiorentina wystawiła golkipera poznaniaków na próbę. Bodo było najgroźniejsze, gdy Vetlesen z pięciu metrów kopnął nad bramką, Djurgarden w ogóle nie było groźne, prezentowało się jak przeciętniak z pierwszej ligi. No i przyjechała Viola, zrobiła Bednarkowi egzamin, który całkowicie oblał.
Wiadomo, że i on miał w tym sezonie dobre mecze, bo przecież choćby bronił karnego z Austrią Wiedeń, bez którego pewnie nie byłoby efektownego zwycięstwa. Natomiast na końcu należy zadać pytanie, czy Lech ma między słupkami najlepszego piłkarza, na jakiego go stać?
Wydaję się, że nie, zresztą ta dyskusja nie jest nowa – kibice od dawna wyczekują na zawodnika, który będzie potrafił bronić Lechowi meczów i punktów, a Bednarek robi to zdecydowanie za rzadko. Na prawej obronie Kolejorz ma kozaka. W ataku kozaka. W środku pola kilku bardzo solidnych zawodników. A między słupkami…? No taki gość, jest, bo jest, charakterny, sympatyczny, natomiast bez szału.
Warto, by latem Lech rozwiązał ten problem. Bednarek jako dwójka – świetny pomysł. Bednarek jako żelazna jedynka, grająca w ćwierćfinale europejskich pucharów z Fiorentiną – co najmniej zaniedbanie.
WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ: