Reklama

Najszczęśliwszy człowiek w świecie MMA nazywa się dziś Israel Adesanya

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

09 kwietnia 2023, 07:49 • 4 min czytania 5 komentarzy

Życzę wam, byście przez choćby moment poczuli w życiu taki poziom szczęścia, jaki ja poczułem dziś – wykrzyczał Israel Adesanya po założeniu pasa kategorii średnie UFC. Nigeryjczyk odzyskał tytuł mistrza, ale i wyrzucił z głowy demony. A właściwie demona, który ścigał go przez znaczną część profesjonalnej kariery. Ten demon, czyli Alex Pereira, skończył dziś ciężko znokautowany.

Najszczęśliwszy człowiek w świecie MMA nazywa się dziś Israel Adesanya

Wiemy doskonale, że sporty walki dostarczają nam mnóstwo filmowych historii. Spektakularne powroty, historie typu “od pucybuta do największej gwiazdy tego sportu”, przezwyciężanie swoich słabości. Ale historia rywalizacji na linii Adesanya-Pereira też spokojnie mogłaby zostać zekranizowana – i wcale nie trzeba byłoby korzystać z fikcyjnych wątków pobocznych, by sztucznie ją urozmaicić.

Adesanya to wybitny kickbokser, ale w K1 to właśnie Pereira był jedynym zawodnikiem, który potrafił go znokautować. W kickboxingu obaj mierzyli się ze sobą dwa razy i dwa razy górą był Brazylijczyk. Adesanya niedługo po tamtej drugiej porażce poszedł w mieszane sztuki walki. Zdążył zostać jedną z największych gwiazd organizacji i zdobył pas mistrzowski UFC. Wyczyścił swoją dywizję – wygrał z całą czołówką, szukał nowych wyzwań (stąd np. starcie mistrz kontra mistrz z Janem Błachowiczem w kategorii półciężkiej). Aż to wyzwanie przyszło samo. Pereiera też bowiem uznał, że chce się pobawić w MMA. Jako jeden z najlepszych kickbokserów świata wypracował przyśpieszoną ścieżkę do walki o pas w UFC. Wygrał wszystkie pojedynki w federacji. I znów dopadł Adesanyę.

Kibice zaczęli żartować, że Pereira to największy hejter świata. Zlał Adesanyę w K1, dogonił go w MMA, odebrał mu pas w MMA i chciał jeszcze postawić na tym stempel w rewanżu. Gdyby Brazylijczyk obronił dziś pas i zyskał bilans 4:0 z Adesanyą, to całe dziedzictwo “Izzy’ego” w UFC zawsze byłoby wspominane w historiach z puentą o Pereirze. Może i był drugim najdłużej panującym mistrzem dywizji, może i robił wszystkich w swoim czasie, ale wtedy przyszedł ten brazylijski olbrzym i wszystko mu zabrał.

Czuć było napięcie u Israela na konferencjach, na ważeniu. Spoczywała na nim gigantyczna presja. To nie była zwykła walka o pas. Nie była to też walka o odzyskanie tego pasa. To była raczej walka o wiarygodność kilkuletniego dziedzictwa w tej dywizji.

Reklama

I wcale nie zaczęło się różowo. Pereira smagał rywala kopnięciami na łydkę. W samej pierwszej rundzie posłał ich około 20. Niby Adesanya lepiej i celniej bił ciosami na głowę, ale te nie wywołały żadnych obrażeń. Z kolei przy pięciorundowych pojedynkach wyłączenie nogi wykrocznej już w pierwszych trzech-czterech minutach to kapitał ogromny. Dlatego po pierwszej rundzie można było pomyśleć – oho, Pereiera idzie po 4:0…

A w drugiej rundzie Adesanya po jednym z calf-kicków zachwiał się. Pereira ruszył. Ustawił sobie rywala na siatce. Zaczął bić tymi swoimi hakami, dorzucił do tego wysokie kolano. To wszystko zaczęło przypominać początek końca “Izzy’ego” z ich ostatniego pojedynku. Brakowało tylko celnego sierpa Pereiry na szczękę ex-mistrza.

A tu bam. Szybki, paskudnie silny i niebywale celny prawy wyprowadzony przez Adesanyę. I jeszcze jeden. Czasem w MMA mówi się, że im większy rywal, tym głośniej pada. Gdy Pereira padł po tych dwóch ciosach i jego upadające ciało głośno gruchnęło o matę, to… i tak większy huk usłyszeliśmy w klatce piersiowej Nigeryjczyka. To kamień spadł mu z serca. Nawet na powtórkach widać było, że Pereira był kompletnie zaskoczony tym, że Adesanya z tak trudnej pozycji wymyślił, a później wystrzelił taki nokaut.

Pas wrócił na biodra Nigeryjczyka, a ten wyglądał jak najszczęśliwszy człowiek w MMA. Czy będzie trylogia? Patrząc na to, jak rywalizacja Pereiry z Adesanyą elektryzuje kibiców i na jak wysokim poziomie stoi, to trylogię w MMA chętnie byśmy przyjęli. Brazylijczyk wciąż prowadzi 3:1, w MMA jest 1:1, ale to Adesanya rozdaje karty. Dywizja średnia nie jest też tak napakowana nazwiskami (poza tym – Nigeryjczyk już z większością wygrał), by szukać na siłę konkurenta innego niż Pereira. Pytanie – czy on sam tego chce? Mówi się o tym, że “Poatan” mógłby przy swoich warunkach fizycznych pójść do dywizji półciężkiej i tam spróbować się z Jamahalem Hillem, o ile wcześniej do zdrowia nie wróci Jiri Prochazka. Cóż, jeśli nie z Pereirą, to trylogia i tak czeka Adesanyę, bo kolejny w kolejce jest Rober Whittaker, z którym “Izzy” już dwukrotnie wygrał.

Tyle o main-evencie, ale przecież na UFC 287 oglądaliśmy też inne walki. Jorge Masvidal nie dał rady “Durinho” Burnsowi i Brazylijczyk pewnie wypunktował Amerykanina. “Gamebred” nie miał za wiele do zaoferowania i chyba mając świadomość tego, że w tym wieku i z takimi umiejętnościami nie ma już szans rywalizować na najwyższym poziomie, po prostu zakończył karierę. I to chyba optymalne wyjście z sytuacji. Legendarnego czterosekundowego nokautu nikt mu nie zabierze, wygranych nad Tillem czy Diazem też nie. Ale na Masvidala po prostu przyszedł już czas.

Reklama

Co poza tym? Błyskawiczny i efektowny finisz sprezentował Yanezowi doświadczony Font, na zwycięską ścieżkę wrócił też Kevin Holland, który w trzeciej rundzie lewym sierpem prawie połamał szczękę Ponzinibbio. No i swoją pierwszą porażkę w MMA zanotował Raul Rosas Jr., czyli najmłodszy zawodnik w rosterze UFC. Młodziutkiego Amerykanina zdeklasował Christian Rodriguez na otwarcie karty głównej UFC 287.

WIĘCEJ O UFC

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

MMA

Mamed Chalidow to ktoś więcej, niż legenda KSW [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
11
Mamed Chalidow to ktoś więcej, niż legenda KSW [KOMENTARZ]
MMA

Eto Kavkaz! Mamed Chalidow wygrał z niepokonanym mistrzem KSW!

Szymon Szczepanik
18
Eto Kavkaz! Mamed Chalidow wygrał z niepokonanym mistrzem KSW!

Komentarze

5 komentarzy

Loading...