Reklama

W razie wpadki dzisiaj już nie dałoby się powiedzieć „wszystko pod kontrolą”

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

05 kwietnia 2023, 11:41 • 3 min czytania 34 komentarzy

Raków wciąż ma wszystko w swoich rękach, nadal jest absolutnym faworytem do mistrzostwa Polski, nadal też pozostaje w grze o Puchar Polski, który w ostatnich latach należy do niego. Jednak za darmo nikt częstochowianom niczego nie da, o czym ci przekonali się ostatnio w Warszawie.

W razie wpadki dzisiaj już nie dałoby się powiedzieć „wszystko pod kontrolą”

W optymistycznym wariancie można założyć, że porażka z Legią wręcz przyda się ekipie Marka Papszuna – coś na wzór zimnego prysznica. Miało się bowiem wrażenie, iż Raków pojechał do stolicy jak gdyby nigdy nic, w ogóle nieprzejęty, z kim zaraz przyjdzie mu się zmierzyć. Z jednej strony to dobre podejście, budujące własną wartość, z drugiej: to też niebezpieczny balans zbyt blisko wielkiej pewności siebie.

Dla Legii to było bardzo ważne spotkanie, kluczowe, dla Rakowa – kolejny dzień w biurze. No i wygrało to pierwsze podejście, częstochowianie wysypali się choćby na decyzjach Papszuna, który uznał, że w Warszawie da się wygrać nawet z Musiolikiem na szpicy. Raczej się jednak nie da, to nie gra komputerowa, gdzie można upokorzyć kolegę i śmigać na przykład bramkarzem w ataku.

Górnik Łęczna – Raków. W Częstochowie potrafią przegrać w ostatniej chwili

W innej wersji – tej pesymistycznej dla Medalików – można się zastanowić, czy Raków znów nie ma ochoty wywrócić się kawałek przed metą. Ma w tym przecież doświadczenie. Rok temu dał się wyprzedzić Lechowi, mimo że miał wszystkie karty w swoich rękach. A jeszcze ostatniego lata podarował awans Slavii do fazy grupowej Ligi Konferencji, mimo że jechał na rewanż z przewagą, a w tym rewanżu notował słupek i pudło na pustą bramkę.

Czyli: da się. Zresztą nie takie zespoły jak Raków traciły impet i przewagę, zdecydowanie bardziej doświadczone ekipy (i tak samo bardziej doświadczeni trenerzy), potrafili się zapisać na kartach historii i wypuszczać, wydawałoby się, oczywiste triumfy. Kiedyś Ancelotti nie zrobił mistrzostwa z Juventusem, mając pięć punktów przewagi na trzy kolejki przed końcem. No, wszystko już było.

Reklama

Tyle że obrońcy Rakowa słusznie mogliby zauważyć, że ekipa Papszuna wręcz nie potrafi przegrać dwóch meczów z rzędu. Ostatni taki przypadek notuje się na początek 2021 roku. A inna kombinacja, to jest brak zwycięstwa w dwóch meczach z rzędu? Maj 2022 roku. Trochę czasu więc minęło, Raków nabrał doświadczenia. Jak wszyscy myśleli, że Śląsk może ich ukąsić po bolesnej wpadce w Pradze, to wkurzony Raków rozjechał wrocławian na ich obiekcie 4:1.

Górnik Łęczna – Raków. Ewentualna porażka będzie sensacją

Ciekawe więc, czy paradoksalnie Górnik Łęczna nie będzie miał trudniej niż KKS Kalisz, który spotkał się z rozpromienioną Legią i naprawdę napsuł jej krwi, nikt nie mógłby mieć pretensji wczoraj o co najmniej dogrywkę. Niemniej: Raków, by wrócić na zwycięskie tory, musi nieco odbić od rutyny „gdzie nie pojedziemy, to i tak wygramy”, tylko znów być przygotowany na 100%.

Górnika nie ma co lekceważyć, skoro Legia mogła się męczyć z drugoligowcem, to tym bardziej zespół z pierwszej ligi ma prawo się postawić. Zespół z Lubelszczyzny przyzwoicie wszedł w rundę, albo inaczej: po skomplikowanym początku ustabilizował formę i od czterech spotkań jest bez porażki. Nie ma co oczekiwać fajerwerków, Górnik gra w systemie zero-jedynkowym (1:1, 1:0, 0:0, 1:0), więc trzeba pomyśleć, jak sforsować ich defensywę. Dwóch ekstraklasowiczów już z nimi poległo – Korona i Piast.

O ile porażka z Legią mogła być trochę wkalkulowana w koszta, bo w lidze Raków wciąż ma sporą przewagę, o tyle porażka z Górnikiem byłaby sensacją i poważnym tematem w dyskusji, czy częstochowianie znów chcą czegoś nie dowieźć.

Na dziś jednak Raków to faworyt do dubletu. Tyle że trzeba to przez jeszcze dwa miesiące potwierdzać na boisku.

Reklama

CZYTAJ WIĘCEJ O PUCHARZE POLSKI:

Fot. Newspix

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

34 komentarzy

Loading...