W Częstochowie wreszcie na dźwięk nazwy “Cracovia” mogą reagować normalnie, jak na nazwy wszystkich innych polskich klubów. Odkąd podopieczni Marka Papszuna awansowali do Ekstraklasy, wybitnie nie szło im z “Pasami”, nie mogli na nie znaleźć sposobu, ale dziś to już nieaktualne. Cracovia świetnie zaczęła, by skończyć mocno obita.
Czasami tak już jest, że jakiś zespół posiada patent na generalnie silniejszego rywala i trudno to do końca wytłumaczyć. W Niemczech na przykład Bayern od lat przeważnie ma wielkie trudności z pokonaniem Borussii M’gladbach. W ostatnich siedmiu meczach wygrał z nią raz – i to bardzo efektownie, bo aż 6:0 – ale w pozostałych starciach zdobył raptem dwa punkty. Raków po wejściu do elity dotychczas mierzył się z krakowskim zespołem dziewięciokrotnie: siedem razy w lidze i dwa razy w krajowym pucharze. Wygrał jedynie półfinał PP z kwietnia 2021. Jesienią przegrał przy Kałuży aż 0:3 i była to jego ostatnia porażka na jakimkolwiek froncie.
Raków – Cracovia 4:1. Złe miłego początki
Mimo że gospodarze byli zdecydowanym faworytem, nutka niepewności przed tym spotkaniem wśród jego kibiców mogła być wyczuwalna. A gdy już Rakoczy wykorzystał fatalny błąd Svarnasa i posłał piłkę do siatki w sytuacji sam na sam, ta melodia stała się całkiem głośna.
I właśnie wtedy Raków pokazał swoją klasę. Nic sobie nie robił z wyniku, zepchnął “Pasy” do totalnej defensywy i pomału zaczął nadgryzać. Trochę to wszystko trwało, bo Vladislavs Gutkovskis znów potwierdził, że jeśli Papszun chce wykonać skok jakościowy również w kontekście międzynarodowym, musi grać lepszym napastnikiem. Łotysz w liczbach nie wygląda tragicznie, może nawet wkrótce strzeli dwa gole Miedzi Legnica, ale każdy, kto ogląda mecze Rakowa widzi, że konkrety w jego wykonaniu to co najwyżej minimum przyzwoitości.
Dziś Gutkovskis doprowadził do wyrównania i fajnie, tyle że zmarnował po drodze dwie doskonałe sytuacje. Po dograniu Tudora był dwa metry przed pustą bramką i tak zaatakował piłkę wślizgiem, że przeniósł ją nad poprzeczką niczym obrońca wykonujący interwencję na najwyższym ryzyku. Chyba jeszcze lepszą okazję miał po kiksie Jugasa, bo ta nie wymagała aż tak szybkiego skoordynowania się jak wcześniej. Mimo to obił piłkę jedną nogą o drugą i Niemczycki nawet nie musiał interweniować.
Świetni Tudor i Ivi Lopez
Na szczęście dla “Gutka” sprawę załatwili inni. Fran Tudor swoją asystę i tak zaliczył, a w dużej mierze jego zasługą jest też gol na 2:1. Kapitalnie ruchem bez piłki wypracował sobie pozycję, dograł w pole karne i choć drugiej asysty mieć nie będzie, bo futbolówka odbiła się od jednego z obrońców nim trafiła do Nowaka, to on zasługiwał na największe brawa.
Powrót do starej, dobrej formy potwierdził też Ivi Lopez: mnóstwo wygranych pojedynków, niesamowita ekspansywność w grze i kolejny konkret w postaci efektownego strzału z rzutu wolnego, którego nie zdołał zatrzymać Niemczycki.
Ależ bogactwo kadrowe ma dziś Papszun! Za Iviego wszedł Cebula, z miejsca zaczął robić szum i na koniec wykorzystał karnego, którego sam wywalczył po kabarecie krakowskiej defensywy. Wracający do zdrowia Patryk Kun, bez którego do niedawna trudno było sobie wyobrazić skład Rakowa, dostał parę minut i wcale nie jest pewniakiem na kolejny mecz. Jean Carlos Silva liczb w ofensywie dziś nie dał, ale kręcił Rapą i kolegami tak, że żal się chłopaków robiło. A Ben Lederman, dopiero co powołany przez Fernando Santosa, z powodu lekkiego urazu całe spotkanie przesiedział na ławce.
Cracovia na koniec dobiła się czerwoną kartką Atanasova, który stracił piłkę pod presją i faulował Musiolika. Inna sprawa, że już samo podanie Niemczyckiego do Macedończyka nie było rozsądne i zmusiło go do nerwowych działań.
Raków pokazał Legii przed wizytą na Łazienkowskiej, że jej pogoń nie robi na nim żadnego wrażenia. Dziewięć kolejek do końca, dziewięć punktów przewagi. Tego już nie można wypuścić i to nie ze względu na samą przewagę – już nie takie zaliczki w piłce marnowano – ale to, jak lider się prezentuje i jak ciągle rozwija żagle. Musiałoby dojść do jakiejś katastrofy mentalnej, do zdecydowanie największego kryzysu po awansie, żeby tytuł w maju powędrował do innego miasta niż Częstochowa.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Spokojny wieczór dla Legii, niespokojny dla Josue
- Przekonująca wygrana Gaula. Świetny trener!
- Niepotrzebnie czekając na sobotę. Ile dla wojewody znaczy kibic
Fot. Newspix