Ależ to się wszystko w futbolu zmienia. Przez 86 minut spotkania Górnika Zabrze z Wisłą Płock Bartosch Gaul był słabiutkim trenerem i nie zasługiwał na dalszą pracę. Rozczarowywał. Nie potrafił rozpisać dobrej taktyki. Nie trafiał do drużyny. Niweczył wzorową pracę zarządu, pomoc pani prezydent i jej fachowych doradców, starania Łukasza Milika, świeże pomysły Adama Matyska. Źle motywował zespół. W 86. minucie wszystko się zmieniło. Przekonujący Gaul wygrał przekonująco, czym zapewne przekonał nieprzekonanych i jego praca zostanie zweryfikowana pozytywnie. Czyli: zostanie na stanowisku.
Chyba. W przypadku Górnika zawsze trzeba asekurować się tego typu słowami, bo przecież legendarny klub nie raz udowodnił, że gdzieś pomiędzy gabinetami a ratuszem może odwalić się naprawdę wszystko.
Ultimatum dla Bartoscha Gaula. I co dalej?
Na tygodniu niemiecki trener usłyszał, że jeśli nie wygra w sposób przekonujący, to straci robotę.
Bartosch Gaul wygrał.
W stylu, który przekonałby nawet największego marudę.
Górnik prawdopodobnie sam się zakiwał. To ultimatum miało dać mu furtkę do bezproblemowego zwolnienia Gaula nawet w przypadku wygranej. Nikt w Zabrzu nie spodziewał się przecież, że tak dysponowany Górnik może nie tylko wygrać, ale jeszcze dołożyć do tego fajerwerki. Nie wiemy, czy w blokach czeka już nowy trener. Wiemy jednak, że na tygodniu Górnik go poszukiwał. Odmówił mu między innymi Bartosz Grzelak – sam fakt, że zabrzanie celują w fachowców tego kalibru, mówi o lekkiej odklejce.
Co dalej? Wydaje się, że Górnik nie ma na ten moment żadnego ruchu. Zwolni – skompromituje się. Nie zwolni – też się skompromituje, bo wyjdzie na to, że o strategicznych decyzjach klubu decyduje to, że Wisła Płock straciła w końcówce meczu piłkę na swojej połowie (chociaż z dwojga złego lepiej niech nie zwalnia!). Wydaje się, że klub nie ma teraz po swojej stronie żadnego ruchu i praca Gaula – nawiązując do absurdalnego komunikatu, jaki przeczytaliśmy na tygodniu – zostanie zweryfikowana pozytywnie.
Przekonująca wygrana
1:0 po bezbarwnej? Nie, to za mało. 2:0 i brzydkie bramki? Dajcie spokój, kogo niby miałoby to przekonać? Bartosz Gaul – podobnie jak jego drużyna – doskonale wiedzieli, że konwencjonalne sposoby nie uratują posady szkoleniowca. Trzeba dołożyć coś ekstra. Na przykład efekty specjalne (były), piękne gole (były) czy dramaturgię (też była).
Po jednej stronie dziesięć strzałów i trzy celne. Po drugiej zero jakichkolwiek prób. To nie są statystyki po końcowym gwizdku starcia pomiędzy Górnikiem i Wisłą, a po pierwszych piętnastu minutach. Jasno widać po nich, z jaką motywacją do tego spotkania przystąpili gospodarze. Jeśli klubowa wierchuszka miała wątpliwości, czy zespół wierzy jeszcze w warsztat szkoleniowca, to po tym kwadransie trudno było mieć jakiekolwiek wątpliwości.
Kamiński niepotrzebnie kiwał się z Włodarczykiem i stracił piłkę we własnym polu karnym (skończyło się strzałem Podolskiego z kilku metrów). Spróbował Rasak i poprawił Yokota. Sekulić zgruzował w polu karnym Tomasika i jego strzał wybronił Rzeźniczak. Piłkę nad bramką przenosił „Poldi”. Chore tempo narzucił Górnik w tym kwadransie. Nie pozwalał Wiśle wyjść z własnej połowy. Błyskawicznie pressował i wysoko odbierał piłkę. Gaul wiedział też, że musi dokonać jakichś zmian, żeby sprawić wrażenie szkoleniowca, który ma w głowie jeszcze kilka pomysłów. Obejrzeliśmy więc formację z czwórką z tyłu. Co ciekawe, na identyczną korektę zdecydował się Pavol Stano.
Po tym kapitalnym początku wydawało się, że Górnik w łatwy sposób wygra to spotkanie, bo po prostu zamęczy swojego rywala. Ale rywal wyszedł na pozycję i pokazał „jestem”. Jedno wyjście z kontrą. Jedna prostopadła piłka. Jeden zwód Wolskiego. Jeden błąd Jensena, który sfaulował rywala przed szesnastką. Jeden strzał Szwocha z wolnego, tuż przy słupku. Wisła Płock zrobiła znacznie mniej, niż Górnik, ale to ona wyszła na prowadzenie.
I wtedy z zabrzan zeszło powietrze. Nie złapali wiatru w żagle już do końca połowy. Przestali być energetyczną drużyną, zaczęli snuć się po boisku. „Nafciarze” nie chcieli iść za ciosem za wszelką cenę, raczej czekali na rozwój wydarzeń. Podwyższyli wynik chwilę przed zejściem na przerwę. Furman zagrał prostopadle do odkurzonego Kocyły (ostatni mecz w lidze – końcówka listopada), a ten wykorzystał bierność linii defensywnej i pokonał Bielicę.
Można było mieć po tej połowie mieszane uczucia.
Jeśli Gaul miał przekonać stylem, to przekonał.
Ale wynik był daleko od spełnienia warunków ultimatum.
Górnik Zabrze i mobilizacja w drugiej połowie
W drugiej osłonie wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Największe brawa należą się Lukasowi Podolskiemu, który wziął na barki odpowiedzialność za losy nie tylko tego spotkania, nie tylko trenera, ale i całego klubu, dla którego spadek mógłby zakończyć się niezbyt ciekawą historią. Najpierw widzieliśmy specjalność zakładu – bombę z rzutu wolnego. Później, w 86. minucie gry, wykorzystanie wrzutki Janży, który pognał lewą stroną przechwytując piłkę od pierdołowatych „Nafciarzy”. Strzelanie rozpoczął Rasak, który skarcił swój były klub, niespecjalnie tłumiąc przy tym radość, uderzeniem sprzed szesnastki.
Wszystko, naprawdę wszystko się zgadzało. W rolę lidera wcielił się również Yokota, którego wszędzie było pełno, kapitalnie rozgrywał piłkę, dobrze ją prowadził, to on wywalczył dla Podolskiego rzut wolny zakładając siatkę (!) swojemu rywalowi przed polem karnym. Nawet Włodarczyk nie wyglądał dziś jak ciało obce, które czeka na bramki, a z dużą ambicją pracował dla całego zespołu. Nie oglądaliśmy rozbitej drużyny. Oglądaliśmy drużynę zmobilizowaną, idącą w ogień za trenerem, prowadzoną przez charyzmatycznego mistrza świata, z wieloma ogniwami, które są w gazie.
Pani Małgorzato Mańko-Szulik, jest już pani przekonana?
Panie Adamie Matysku, a pan? Podobało się?
Panie Łukaszu Miliku, dalej będzie pan szukał nowego trenera?
Prosimy o jakiś komunikat. Jeszcze nikt nie sprecyzował, czym jest przekonujące zwycięstwo, więc trzeba to ustalić raz a dobrze.
Nas to 3:2 przekonało.
CZYTAJ WIĘCEJ O GÓRNIKU ZABRZE:
- Komunikat Górnika pełen mięsa i konkretów. Wszystko wiemy!
- Górnik chce Grzelaka, a Grzelak chce stabilnego projektu
- Święta wojna Lukasa Podolskiego
Fot. FotoPyK