Najstarszy syn LeBrona Jamesa anonimową postacią w amerykańskich mediach nie był praktycznie od momentu, gdy zaczął na poważnie grać w koszykówkę. Dopiero ostatnie miesiące pokazały jednak, że nastolatek faktycznie stanowi pełnoprawny materiał na NBA. Wszystko wskazuje na to, że w 2024 roku powinniśmy zobaczyć Bronny’ego na parkietach najlepszej ligi świata.
Kampania ruszyła pełną parą. W tym tygodniu LeBron James skorzystał ze swoich nieprawdopodobnych zasięgów na social mediach, żeby przekazać światu, jak utalentowanego ma syna. – Człowieku, Bronny jest lepszy od niektórych kotów, które oglądałem dzisiaj na League Pass [platforma z meczami NBA przyp-red.] – napisał 38-latek na Twitterze.
LeBron James Junior, bardziej znany pod ksywką “Bronny”, urodził się w październiku 2004 roku. Jest już zatem pełnoletni i na dobrą sprawę mógłby zgłosić się do draftu NBA nawet w tym roku. Pośpiech jest jednak złym doradcą i zapewne najpierw zobaczymy mierzącego nieco ponad 190 cm nastolatka biegającego po parkietach ligi akademickiej. Jaki zespół NCAA będzie cieszył się z jego usług? Wciąż nie wiadomo, choć oczywiście wszelkie uczelnie prześcigały się o względy Bronny’ego od lat. Zawsze musieli jednak rozmawiać na temat rekrutacji… nie, wcale nie z jego ojcem, a mamą.
Dynastia Jamesów
LeBron James dzieci ma trójkę, w tym dwóch synów. Bryce James widocznie bardziej przejął warunki fizyczne po seniorze, bo już w wieku 15 lat jest wyższy od Bronny’ego. No i też oczywiście gra w koszykówkę – choć w jego przypadku do NBA jeszcze daleka droga.
Jak to natomiast wygląda u Bronny’ego? Jak wspomnieliśmy: od początku było o nim głośno, ale nie zawsze był uważany za wielki talent. Jego statystyki w szkole średniej nie zachwycały i we wszelkich rankingach sporządzanych przez specjalistyczne strony znajdował się w okolicach 20-30. miejsca w swoim roczniku. Był zatem bez wątpienia doceniany, ale nie malował się jako zawodnik, który może zawojować świat koszykówki.
Sęk jednak w tym, że rozwój koszykarski na tym etapie nie musi przebiegać “pionowo”. I notowania Bronny’ego w ostatnim czasie podskoczyły diametralnie. Młodego zawodnika doceniło przede wszystkim ESPN:
“James znalazł się w dyskusji o loterii [pierwsza czternastka w drafcie NBA – przyp. red.] po tym, jak poczynił zauważalne postępy w szkole Sierra Canyon w Kalifornii. W tym sezonie stał się być może najlepszym obrońcą w swojej klasie, robiąc przy tym progres jako strzelec i playmaker. […] Już teraz zwrócił na siebie uwagę osób decyzyjnych w NBA, przez to, jak przyczynia się do wygrywania meczów. A będzie prawdopodobnie dalej się rozwijał i rozszerzał swoją grę” – mogliśmy przeczytać.
Na ten moment amerykański gigant medialny ocenia, że Bronny James może trafić do NBA z 10. numerem w drafcie 2024.
Ostatni sezon chce spędzić wspólnie
Niektórzy mogą być tym wszystkim zaskoczeni, ale nie LeBron James. Jeden z najlepszych koszykarzy w historii zadeklarował już na początku 2022 roku, że w czasie swojego ostatniego sezonu w NBA będzie chciał występować w jednym zespole ze swoim synem. – Mój ostatni sezon rozegram ze swoim synem. Gdziekolwiek będzie Bronny, tam będę ja. [..] Pieniądze nie grają roli – opowiadał.
Z racji, że Bronny do NBA prawdopodobnie trafi w 2024 roku, nietrudno policzyć, że LeBron będzie miał wówczas niespełna 40 lat (urodziny pod koniec grudnia). I choć jeszcze kilka sezonów temu mogliśmy się zastanawiać, czy legenda NBA faktycznie wytrzyma w lidze do czterdziestki, teraz trudno mieć co do tego wątpliwości. Kontrakt Jamesa z Los Angeles Lakers dobiegnie końca właśnie za nieco ponad rok (będzie miał jeszcze “opcję zawodnika na rozgrywki 2024/2025”, ale nie musi z niej skorzystać) i zapewne kolejną umowę podpiszę już z pracodawcą swojego syna. Klub, do którego trafi Bronny, znajdzie się zatem w ciekawej sytuacji. Bo będzie mógł upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i zgarnąć obu Jamesów.
Tak to zatem wygląda. Jeszcze nigdy w historii NBA (czy niemal żadnej poważnej, profesjonalnej ligi) nie byliśmy świadkami sytuacji, w której jednocześnie po boisku biegali ojciec i syn. LeBron James przełamał jednak wiele barier. I jest na drodze do rozprawienia się z kolejną.
Czytaj także:
Fot. Newspix.pl