Po wielu długich latach Sosnowiec doczekał się obiektów z prawdziwego zdarzenia. W czwartek koszykarskim meczem Polska – Austria otwierano halę sportową, a dwa dni później swoją inaugurację miał najważniejszy punkt Zagłębiowskiego Parku Sportowego, czyli piłkarski ArcelorMittal Park. Skoro w sierpniu sprawdzaliśmy, jak wygląda końcówka budowy, teraz postanowiliśmy zjawić się na pierwszym meczu.
Sosnowiec od dawna niedomagał w temacie szeroko pojętej infrastruktury. – Pamiętam jak przedstawiciele Wyższej Szkoły Humanitas w Sosnowcu przygotowali przedstawienie o Janie Pawle II. Na premierze byłem w Krakowie. Gdy zapytałem, dlaczego nie odbywa się ona u nas, usłyszałem wprost, że nie ma gdzie, brakuje odpowiedniego miejsca. A nie chodziło o wielką halę typu Tauron Arena, tylko właśnie taką kameralną, którą teraz budujemy. Czasami słyszałem od ludzi, że mamy tu raczej Sosnowieś, bo nie ma basenów, obiektów sportowych i wielu innych rzeczy, które powinny być w takim mieście. To bolało mieszkańców, ale za chwilę będzie już nieaktualne – mówił nam latem prezydent miasta Arkadiusz Chęciński.
Koncepcję nowego stadionu pokazano już w 2015 roku, ale budowa ruszyła dopiero w roku 2019. Z perspektywy czasu to i tak był wymarzony moment, gdyż ceny jeszcze nie szalały ze względu na covidowe obostrzenia i późniejszą wojnę na Ukrainie. Ostatecznie zdecydowano, że tuż obok obiektu piłkarskiego powstaną też hala sportowa na 3,5 tys. widzów i lodowisko na 2,5 tys. widzów (jeszcze jest wykańczane). Jak praktycznie zawsze w tego typu przedsięwzięciach, wyjściowe koszty rosły, a terminy się wydłużały, ale i tak trzeba stwierdzić, że 250 mln zł na całą inwestycję oraz niewiele ponad trzy i pół roku na jej realizację to w naszych realiach rezultat, który trudno krytykować. Dla porównania: w Radomiu wydali już zbliżoną kwotę, lata mijają i nadal nie mają gotowego stadionu.
Stadion, który staje się nowym domem Zagłębia Sosnowiec, może pomieścić 11 600 kibiców, czyli mniej, niż powstałe w ostatnich latach obiekty w Tychach czy Bielsku-Białej. Wydaje się jednak, że taka pojemność w zupełności wystarczy, zwłaszcza że w razie palącej potrzeby będzie ją jeszcze można powiększyć o kolejne trzy tysiące krzesełek. – Lepiej – mam nadzieję, że do tego dojdzie – żeby raz czy dwa razy w roku zabrakło biletów, niż gdyby stadion przez cały sezon miał świecić pustkami. Teraz wszystko w rękach zespołu i operatora stadionu, żeby wypełniać trybuny. To nie ma być tylko stadion do sportu. Będzie można tu organizować różne imprezy i koncerty – komentował prezydent Chęciński.
Względy estetyczne? Wiadomo, że to kwestia subiektywna – dla mnie mocno na plus. Z zewnątrz widok jest nowoczesny, ale nie przekombinowany, a w środku trybuny prezentują się naprawdę ładnie.
Z dużym prawdopodobieństwem można było założyć, że przy tak wielkiej imprezie pojawią się jakieś wpadki czy niedociągnięcia. Tak to już bywa. Każdy, kto organizował w swoim życiu wesele, wie, że trzeba mieć wkalkulowane, iż nie wszystko przebiegnie idealnie według planu i jeśli się z tym nie pogodzimy, cały wieczór możemy mieć zepsuty. Z takim samym nastawieniem przychodziłem na mecz, zwłaszcza że będąc dzień wcześniej na konferencji i oględzinach stadionu, widziałem, że na miejscach dla mediów brakuje pulpitów. Dla mnie nie byłby to większy problem, nie przyjechałem tworzyć pomeczówki czy relacji live, ale dla kogoś, kto musiał działać na bieżąco, już zdecydowanie tak.
Jak to rozwiązano? Po prostu dostawiono stoliki do krzesełek. Cóż, nad widokiem z prasówki zdecydowanie trzeba jeszcze popracować. Kto mógł, oglądał na stojąco.
Na plus Wi-Fi działające bez żadnego zgrzytu. Uwierzcie, to nie jest norma na polskich stadionach.
Teren wokół stadionu to wciąż jeden wielki plac budowy.
W tym kontekście tłumaczenia, że trwające prace przy drogach dojazdowych uniemożliwiają wpuszczenie na mecz kibiców GKS-u Katowice brzmiały całkiem wiarygodnie. Inna sprawa, że zainteresowane strony najwyraźniej nie uzgodniły wspólnej wersji. Były prezes Zagłębia Marcin Jaroszewski, będący obecnie dyrektorem obiektu, przed kamerami Polsatu Sport bez ogródek stwierdził, że powodem takiej decyzji nie były kwestie dróg dojazdowych, a obawy, iż fani GieKSy zepsuliby gospodarzom święto swoim zachowaniem i ciągłym bluzganiem zniechęciliby do kolejnych stadionowych wizyt rodziny z dziećmi. Do tego obecność kibiców gości oznaczałaby dla imprezy status podwyższonego ryzyka, co wiązałoby się na przykład z niemożnością sprzedawania dwuprocentowego piwa. Krótko mówiąc, wolano z góry zniwelować ryzyko wszelkich incydentów. Z punktu widzenia kibicowskiego, skandal. Z punktu widzenia kogoś niezaangażowanego, pewnie już mniej, bo faktycznie pod tym względem panował pełen spokój.
Absolutnie nie było spokoju w temacie dopingu. Najbardziej fanatyczni sympatycy Zagłębia praktycznie ani na moment nie ustawali we wspieraniu swojej drużyny, choć jeśli ktoś liczył na nie wiadomo jaką oprawę, to szczęki z podłogi nie zbierał. Zaprezentowano jeden główny transparent, na chwilę odpalono kilka rac i pomachano czarnymi flagami.
Trybuny, zgodnie z zapowiedziami, wypełniły się praktycznie do ostatniego miejsca. Jakieś prześwity, poza strefą VIP, można było dostrzec jedynie w sektorach narożnych.
Uroczystości związane z otwarciem stadionu zaczęły się godzinę przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Pograli skrzypek Oskar Radwański i DJ Karol Pachołek. Pokazano film dokumentujący budowę. Swoje chwile za mikrofonem mieli prezydent Chęciński, prezes zarządu spółki Zagłębiowski Park Sportowy Karina Skowronek i prezes PZPN Cezary Kulesza. Ten ostatni tradycyjnie nie porwał przemową, ale przynajmniej na koniec nie bawił się w dyplomację o remisie czy „niech wygra lepszy” i życzył zwycięstwa Zagłębiu.
Czymś, co wyróżnia sosnowiecki stadion jest możliwość pokazywania iluminacji, co wcześniej zastosowano także na nowym obiekcie Pogoni Szczecin. Fajnie to wygląda, daje duże możliwości przy tworzeniu widowiska.
Organizatorzy chcieli też zaprezentować pokazy pirotechniczne, ale w tym wypadku to oni zderzyli się ze ścianą, pod jakimś błahym pretekstem nie otrzymując pozwolenia od odpowiednich służb.
*
Sam mecz jakoś szczególnie nie porwał, miał wiele momentów, w których nic się nie działo pod obiema bramkami. Z punktu widzenia gospodarzy liczył się jednak wyłącznie wynik, a on się zgadza. Wymiernie pomógł w tym bramkarz GieKSy Dawid Kudła (kiedyś Zagłębie), który po paru minutach „asystował” przy trafieniu Meika Karwota, ustawiającym przebieg rywalizacji.
Pierwszy gol na nowym stadionie @zaglebie_eu. I to jaki kuriozalny! Co tam się wydarzyło?!
📺 Polsat Sport Extra pic.twitter.com/ZGJrEomUEl
— Polsat Sport (@polsatsport) February 25, 2023
Drugiego gola po odważnym wejściu w pole karne strzelił 19-letni Adrian Troć. Dla chłopaka był to premierowy występ od początku w I lidze i zdecydowanie dał radę. Już przed przerwą wyróżnił się solowym rajdem, wtedy jednak w ostatniej chwili został zablokowany. Szansę dostał głównie ze względu na problemy kadrowe Zagłębia, ale jak widać, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Gospodarze po drugiej bramce przestali kreować sytuacje, kontry marnowali w zarodku, a GKS Katowice przycisnął, zaczął stwarzać więcej zagrożenia i w doliczonym czasie wywalczył rzut karny. Arkadiusz Jędrych celnym strzałem przedłużył emocje do samego końca.
Na ostatnie minuty wszedł syn prezydenta Chęcińskiego, Bartosz. Był to jego ligowy debiut. Dariusz Dudek zapewniał, że 19-latek zasłużył sobie na ten krótki występ i wcale nie chciał się przypodobać sternikowi miasta.
Z przekroju całego spotkania wydaje się, że – wbrew wcześniejszym obawom – to bardziej gościom udzielił się ciężar gatunkowy tego wydarzenia, przez co nie do końca wytrzymali ciśnienie. Piłkarze Zagłębia, mimo że bez ligowego zwycięstwa pozostawali od siedmiu kolejek, wyszli na ładną, zasianą a nie rolkowaną murawę, naładowani pozytywną energią. Szybki gol Karwota dodatkowo ich nakręcił. Co do murawy, prezentowała się zachęcająco, ale z upływem czasu powstawało w niej coraz więcej wyrw. Ciekawe, czy po kilku meczach w jeszcze zimowej aurze utrzyma ona zadowalającą jakość.
Wszystkim w sosnowieckich szeregach spadł z serca naprawdę ciężki kamień. Otwarcie otwarciem, ale Zagłębie w razie porażki mocno wmieszałoby się do walki o utrzymanie w I lidze, a przecież przed sezonem liczono, że tym razem z powodzeniem powalczy o pierwszą szóstkę. To wciąż temat odległy, ale może być to jakiś punkt wyjścia. Trener Dariusz Dudek w piątek na konferencji nie ukrywał, że sytuacja kadrowa w obliczu kilku absencji jest trudna i liczy jeszcze na jakieś wzmocnienia, zwłaszcza na lewej obronie. Przyznawał, że Zagłębie nie było pierwszym wyborem dla wielu piłkarzy. Woleli oni iść do Termaliki czy Ruchu Chorzów. Po wygranej Dudek był oczywiście w dużo lepszym humorze i nawet publicznie dał przyzwolenie swoim podopiecznym na poświętowanie zwycięstwa, choćby i na Mariackiej w Katowicach.
Dla mnie największe emocje zaczęły się na samym początku. Przy wyjmowaniu z kieszeni smyczy potrzebnej do przyczepienia akredytacji wypadł mi dowód osobisty. Przez kilka minut coraz bardziej wkurzony krążyłem przy stadionie, aż tu nagle na Messengerze odezwał się kolega Grzegorz Lehman z portalu Gieksa.pl z informacją, że znalazł mój dowód. Świat znów stał się piękny. Dzięki, Grzegorz, uratowałeś mi humor na wieczór! Najwyraźniej każdy dostaje takie emocje, na jakie zasługuje.
Mimo wcześniejszego przygotowania, solidnie wymarzłem, co chyba przypłacę mocnym katarem, ale nie żałuję tej wizyty. Nowe stadiony w Polsce nie powstają co tydzień czy nawet co miesiąc, a ten w Sosnowcu naprawdę może się podobać. I liga zyskała kolejny obiekt, który świetnie wygląda w obrazku. Teraz wszystko będzie sprowadzało się do tego, czy godnie w swoim nowym domu zaprezentuje się Zagłębie. Jeśli nie, frekwencja szybko spadnie, co przerabiało już większość klubów otwierających swoje stadiony.
Tekst, video i zdjęcia: Przemysław Michalak
CZYTAJ WIĘCEJ O 1. LIDZE: