Reklama

Górnik miał dziś dwóch bohaterów – Bielicę i Mrozka

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

26 lutego 2023, 15:28 • 4 min czytania 16 komentarzy

Po takim meczu Adam Majewski mógłby pieprznąć ręką w laptopa, wstać od biurka i stwierdzić, że on w tego Football Managera więcej grać nie będzie – oczywiście wróciłby do FM-a prędzej czy później, kto z nas nie obraził się choćby raz na tę symulację z piekła rodem. Niestety dla Majewskiego nie przegrał jednak w świecie wirtualnym, tylko tym prawdziwym, tak więc ani nie może się specjalnie obrażać, ani podeprzeć kombinacją save&load. Musi się natomiast zastanowić: jak myśmy, do cholery, przegrali z Górnikiem Zabrze?

Górnik miał dziś dwóch bohaterów – Bielicę i Mrozka

Goście w gruncie rzeczy nie mieli prawa sięgnąć po trzy punkty. Wyszli bowiem na boisko i przez ponad 90 minut tylko raz trafili w światło bramki – a przecież to nie jest jakiś Disneyland, gdzie wszystko odwraca uwagę i można robić sto rzeczy na minutę. No nie, są linie, są bramki, cały myk polega na tym, żeby utrzymać piłkę w obrębie pola gry i kopnąć w prostokąt. Wiele więcej do roboty nie ma.

Tymczasem najwyraźniej nie dla Górnika, który potrzebował ogromnej pomocy Mrozka, by zdobyć się na ten heroiczny akt. Prosta piłka, nic tylko złapać i szybkim wyrzutem zacząć kontrę. Jednak golkiper wysypał się już na pierwszym etapie, gdyż futbolówka wyślizgnęła mu się z rąk, a następnie od brzucha Podolskiego powędrowała do van den Hurka, który z metra musiał otworzyć (i jak się okazało – ustalić) wynik spotkania.

Poza tym Górnik nie zatrudnił Mrozka ani razu. Na początku meczu w poprzeczkę trafił Yokota, ale siłą rzeczy – to strzał niecelny. Gdyby więc Mrozek w stylu zupełnie do siebie niepodobnym, nie podarował zabrzanom takiego prezentu, ci tego spotkania by nie wygrali, pokazując się równie źle albo jeszcze gorzej co w poprzednich meczach.

Reklama

Natomiast jak wynik może wpłynąć na narrację, prawda? 1:0 z trudnego terenu, teraz to więc ruszy, przełamali się. Kto wie, może to spotkanie będzie takim przełamaniem, ale to Stal powinna się zastanowić, jak w ogóle do takich rozważań mogła dopuścić.

Oczywiście pierwszy do refleksji musi stanąć Mrozek, ale i koledzy z przodu mają swoje za uszami. Po kapitalnym rozegraniu rzutu wolnego a’la Holandia z Argentyna na mundialu trafić do bramki musi Wlazło – niestety dla siebie przegrał pojedynek z Bielicą, a czasu i miejsca miał naprawdę sporo. Po swojemu nie trafił też Sappinen, którego uderzenie z pola karnego minęło lewy słupek Górnika, z kolei strzał Domańskiego z rzutu wolnego w świetnym stylu wyjął Bielica.

Może więc od tego należało zacząć – dziś wynik rozbił się o bramkarzy. Mrozek popełnił koszmarny błąd, a Bielica bronił kapitalnie i jeśli ktoś może wieźć te trzy punkty do Zabrze, to tylko i wyłącznie on w swoim plecaku.

Choć raz musiał skapitulować, kiedy ładnym uderzeniem zza pola karnego zaskoczył go Hiszpański. Sędzia Sylwestrzak tej bramki jednak nie uznał, dopatrując się wcześniej faulu Lebedyńskiego na Janży. Pewnie słusznie, swoją drogą niezły ananas z tego Mikołaja, bo nie dość, że sam nie strzela, to jeszcze odbiera sztuki kolegom.

Niemniej jeśli wspomnieliśmy już o Sylwestrzaku, to rozwińmy wątek, bo jego forma budzi w ostatnim czasie wątpliwości. Przede wszystkim facet kompletnie nie ma umiarkowania w rozdawaniu kartek – to był jego 17 mecz w tym sezonie, a przekroczył już 100 napomnień. Rozpędza się z tym niebywale, jakby chciał w ten sposób budować autorytet. Średnio ponad sześć kartek na spotkanie to naprawdę dużo, dla porównania Marciniak ma mniej niż pięć, a Kwiatkowski kręci się w okolicach czterech. Czyli można inaczej.

Reklama

Poza tym zdarza się Sylwestrzakowi gwizdać na krzyki, dostrzegać faule tam, gdzie spokojnie można puścić grę – dziś raz czy dwa mógł być bardziej liberalny. Wiadomo: młody jest, uczy się. Natomiast w trzecim kolejnym spotkaniu jego praca budzi jakieś wątpliwości, toteż choćby chwilowy odpoczynek nie byłby jakimś skrajnie irracjonalnym pomysłem. A gwiżdże przecież Sylwestrzak w tym sezonie sporo.

Wracając jeszcze do czystej piłki – Stal najwyraźniej chce iść taką drogą, jak rok temu. Wtedy też na jesień byli świetni, a wiosną się męczyli i wręcz w pewnym momencie dali nadzieję, że widzowie Ligi Minus nie ujrzą stroju Borata. Teraz jest podobnie: do spadku mają bardzo daleko, ale cholera, przydałoby się wygrać jakiś mecz. Ostatni taki przypadek miał miejsce w listopadzie.

Górnik zresztą na zwycięstwo też czekał od listopada. Dzisiaj po trzy punkty sięgnął, jednak nierozsądne byłoby twierdzić, że to powód do wielkiego szczęścia i spokoju – nie co kolejkę bramkarz przeciwnika będzie dostarczał piłkę na brzuch Podolskiego.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. Newspix

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

16 komentarzy

Loading...