Reklama

Dla kogo warto oglądać 21. kolejkę Ekstraklasy?

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

17 lutego 2023, 12:54 • 8 min czytania 14 komentarzy

Tydzień temu dawaliśmy rady Fernando Santosowi, a tym razem idziemy szerzej i bardziej egalitarnie – radzimy wszystkim, dla kogo warto obejrzeć zaczynającą się dzisiaj serię gier Ekstraklasy.

Dla kogo warto oglądać 21. kolejkę Ekstraklasy?

Na wstępie – tak, dla każdego meczu znaleźliśmy powód, by go zobaczyć. Serio, serio.

Cracovia – Stal Mielec (piątek, 17.02. 18.00)

Dla Rauno Sappinena, bo jesteśmy złośliwi. Estończyk miał zastąpić Saida Hamulicia i na razie tak zastępuje, że w trzech wiosennych kolejkach Stal nie zdobyła bramki i uciułała ledwie dwa punkty. Adam Majewski miał znaleźć sposób na odblokowanie napastnika, tylko na razie szuka, szuka, szuka i znaleźć nie może. Jak Sappinen nie strzelał w Belgii, Holandii, Słowacji i Polsce, tak dalej nie strzela. Równa forma.

Oczywiście mizerna efektywność ofensywy z Mielca to nie tylko wina Estończyka, tyle że, cholera, no trudno się nie przyczepić, kiedy ktoś w jednej rubryce ma wpisane „napastnik”, a w drugiej jedno trafienie w 22 występach w Ekstraklasie. Tu aż prosi się, by po raz kolejny sparafrazować żart o skazańcach – od jakiegoś czasu w ramach ostatniego życzenia proszą, by właśnie Sappinen wykonywał wyrok.

Nadzieja na lepsze jutro? Cóż, mimo wszystko Stal mierzyła się z Lechem Poznań – mistrzem – i Rakowem Częstochowa – liderem, stąd jakoś te zera po stronie zysków można wyjaśnić. Obawy przed równie złym jutrem? Przeciwko Radomiakowi też nic się nie udało ustrzelić, a – z całym szacunkiem – drużyny z Radomia to potentatów nie ma co zaliczać i to da się odczytać jako sygnał ostrzegawczy.

Reklama

Widzew Łódź – Śląsk Wrocław  (piątek, 17.02. 20.30)

Dla Andrejsa Ciganiksa, bo jedna jaskółka wiosny nie czyni i udany debiut w podstawowym składzie RTS-u musi zostać potwierdzony, by zacząć mocniej klepać Łotysza po plecach. Kiedy zimą przykładaliśmy uszy w okolice Łodzi, słyszeliśmy, że ten Ciganiks to kawał zawodnika i robi furorę na treningach. Śpiewa, tańczy, dzieci niańczy. Do tego stopnia brylował, że Janusz Niedźwiedź zastanawiał się, czy aby nie upchnąć go w składzie razem z drugim lewym wahadłowym – Fabio Nunesem. Jakim cudem? Ano kosztem Bartłomieja Pawłowskiego. Polak na ławkę, Łotysz za plecy Jordiego Sancheza, a Portugalczyk na flankę.

Tyle że ostatecznie trener Widzewa tak nie zrobił, Ciganiks siedział w rezerwie i dopiero uraz Nunesa związany z zajęciami na syntetycznej nawierzchni otworzył mu drogę do wyjściowej jedenastki. Za to kiedy na nią wszedł, to od razu na pełnej prędkości. Przeciwko Lechii wykreował kolegom dwie okazje do zdobycia bramki, zanotował kluczowe podanie, wykonał trzy udane dryblingi na pięć prób (we wszystkim najlepszy w zespole) i jeszcze dawał radę w obronie. Słowem, udane wejście do podstawowego składu.

Ale teraz wymagamy kontynuacji i przynajmniej utrzymania poziomu. Graj, piękny Ciganiksie!

Korona Kielce – Lechia Gdańsk (sobota, 18.02. 15.00)

Dla Łukasza Zwolińskiego, bo odkąd wyleczył plecy, dźwiga na barkach całą Lechię. Na początku sezonu męczył się z kontuzją, grał z bólem, co negatywnie odbijało się na formie strzeleckiej w Ekstraklasie, aż wreszcie organizm zbuntował się ostatecznie i w drugiej połowie września oraz pierwszej października napastnik oddał się do dyspozycji sztabu medycznego. Wyleczył się, wrócił i zacząć ciągnąć drużynę z Gdańska w górę tabeli.

Reklama

Ostatnie siedem spotkań Lechii to pięć zdobytych bramek przez Zwolińskiego, co złożyło się na siedem z 11 punktów, które w tym czasie wywalczyła kapela Marcina Kaczmarka:

  • zwycięski gol ze Stalą Mielec
  • gol w przegranym meczu z Legią w Warszawie
  • zwycięski gol z Górnikiem Zabrze
  • zwycięski gol z Wisłą Płock
  • gol na remis z Górnikiem Zabrze

I teraz wyobraźmy sobie, że tych trafień nie ma i nikt Zwolińskiego nie wyręcza. W takiej sytuacji biało-zieloni remisują ze Stalą, Górnikiem (za pierwszym razem) i Wisłą oraz dostają wciry z Górnikiem (za drugim razem). Efekt? 15 punktów na koncie (zamiast 22) i rozpychanie się na ligowym dnie z Miedzią Legnicą. Oj, żeby tylko znowu krzyż nie rozbolał szczecinianina…

Zwolińskiemu w czerwcu kończy się umowa z klubem z Trójmiasta i robi wiele, by latem znów dostać zagraniczne oferty (ostatnio były z Izraela i Francji). A tym razem nikt go nie powstrzyma przed wyjazdem.

Raków Częstochowa – Górnik Zabrze (sobota, 18.02. 17.30)

Dla śpiącego lidera ligi, by przekonać się, czy już nadszedł moment pobudki, czy jednak jeszcze nie, trochę sobie pochrapie. Raków jakby przegapił start rundy i stopniowo trwoni przewagę nad resztą, czyli przede wszystkim Legią Warszawa. Rzecz jasna nie ma co trąbić na alarm i wzywać straży pożarnej do ugaszenia ognia, bo ten się dopiero tli, ale albo pod Jasną Góra otworzą oczy i ugaszą co trzeba, albo niedługo rozpęta się piekiełko. Pięć punktów na dziewięć możliwych – taka skuteczność raczej nie wystarczy do zdobycia pierwszego mistrzostwa kraju w historii.

Raków nie przypomina samego siebie z poprzednich miesięcy i dopiero przekonamy się, czy to ze względu na drzemkę, czy może śpiączkę.

Pogoń Szczecin – Warta Poznań (sobota, 18.02. 20.00)

Dla Marcela Wędrychowskiego, bo to typ polskiego skrzydłowego, który w naszej lidze jest powszechny jak pomarańcze za komuny. Kiedy dostaje piłkę, nie sprawia wrażenia, jakby prowadził kulę do kręgli, tylko sunie z pewnością siebie w kierunku bramki rywali i szuka gości do opędzlowania. Bez strachu, paniki, niepewności. Chce stworzyć przewagę, a nie jedynie podać bezpiecznie do kolegi i cieszyć się, że swoje zrobił, czyli nie zawalił. Cyk, karta w fabryce odbita, można się rozejść, fajrant.

Wiosną młodzieżowiec ma pewne miejsce w podstawowym składzie Pogoni, już uzbierał więcej minut na boisku (219) niż w trakcie całej pierwszej rundy (88) i spokojnie można go uznać za jakże nieliczny pozytyw tego smutnego początku roku dla Portowców. Wędrychowski zaliczył asystę, przeciętnie wykonywał 2,6 dryblingu, kreował jedną szansę do strzelenia gola i notował jedno kluczowe podanie. Tak, oczywiście, narody nie muszą klękać, ale to start bardziej niż przyzwoity, który można traktować jako obietnicę. W końcu 21-letni szczecinianin nigdy wcześniej tak regularnie w granatowo-bordowych nie występował i dopiero nabiera rutyny.

Naturalnie mecz Pogoni można włączyć (lub pojawić się na stadionie) z jeszcze jednego powodu – by sprawdzić, czy wreszcie ekipa Jensa Gustafssona zacznie bronić. Ponoć całą zimę Szwed starał się załatać dziurawą defensywę, ale jako krawiec poradził sobie mocno średnio. W tym roku Portowcy stracili siedem bramek, zdecydowanie najwięcej w Ekstraklasie (druga najgorsza pod tym względem Korona Kielce dała sobie wbić pięć) i aż trudno uwierzyć, że kiedyś ten zespół bronił jak Kmicic Jasnej Góry.

Miedź Legnica – Wisła Płock (niedziela, 19.02. 12.30)

Dla Giannisa Masourasa, bo po powrocie do Polski śmiga jak samochodowa wycieraczka, której nie da się wyłączyć. Od lewej do prawej, od lewej do prawej, od lewej do prawej… Można odnieść wrażenie, że skoro jesienią Grek nie miał klubu, teraz stara się podwójnie, żeby nadrobić stracony czas:

  • z Radomiakiem najwięcej sprintów (19) i najszybszy na boisku (34,69 km/h)
  • z Lechem (po raz pierwszy) najwięcej sprintów (16) i najszybszy na boisku (34,30 km/h)
  • z Lechem (po raz drugi) najwięcej sprintów (18) i najszybszy w zespole (32,40 km/h)
  • z Wartą najwięcej sprintów (17) i najszybszy na boisku (33,66 km/h)

Maszyna. Ale nie samym bieganiem piłkarz żyje, więc Masouras radzi sobie z futbolówką przy nodze. Strzelił gola, wykonał 14 udanych dryblingów i wykreował trzy okazje. Nie zjada całej ligi na obiad, aczkolwiek warto pamiętać, że kopie w Miedzi i jesienią siedział na bezrobociu. Jeśli przynajmniej utrzyma poziom, latem nawet po ewentualnym spadku drużyny z Legnicy nie powinien mieć problemów ze znalezieniem pracy w Ekstraklasie. Bo szkoda by go było na pierwszą ligę.

Lech Poznań – Zagłębie Lubin (niedziela, 19.02. 15.00)

Dla wiosennego pucharowicza, bo tutaj, między Odrą a Bugiem, to zjawisko mniej powszechne niż wybory do parlamentu. Pięć lat, 11 miesięcy i 21 dni – tyle minęło w czwartek od poprzedniego występu reprezentanta Ekstraklasy w Europie wiosną. Mniej więcej dwie i pół kadencji sejmu.

Dlatego warto obejrzeć Lecha. By sprawdzić, w jakiej formie wrócił z Norwegii (sportowej i mentalnej). By dowiedzieć się, jak namiesza w składzie John van den Brom. (i czy w ogóle) Albo by powiedzieć komuś, kto nie rozumie oglądania naszej ligi, że proszę, oto nasza drużyna, która broni honoru kraju poza ojczyzną. To nie tak, że tu kopać zupełnie nie umiemy i tylko kisimy się we własnym sosie!

Piast Gliwice – Legia Warszawa (niedziela 19.02. 17.30)

Dla Josue, bo nie ma co szukać kwadratowych jaj. To piłkarz nietuzinkowy. Tak, przy tym chamidło, które najchętniej walczyłoby z całym światem, i dlatego można się spodziewać, że w Gliwicach będzie chciał sobie odbić tego karnego z Cracovią. Tym razem nie mógł po golu nawrzeszczeć na rywali, a rywale darli mordę po zmarnowanej jedenastce przez niego, co nikomu by się nie spodobało, a już na pewno nie Portugalczykowi. Warto przekonać się, jak powetuje sobie tę ostatnią kolejkę.

I druga sprawa – śpieszmy się kochać Josue, bo kto wie, jak szybko odejdzie z Ekstraklasy. Można się złościć na jego prowokacje, machanie rękami, złośliwe uśmieszki, tylko na końcu świetnie robi to, do czego teoretycznie powołano naszą ligę. Gra w piłkę. Niech wszyscy będą takimi awanturnikami, byle umieli to, co Portugalczyk. Bezwględnie byłoby ciekawiej.

Radomiak Radom – Jagiellonia Białystok (poniedziałek, 20.02, 19.00)

Dla Jakuba Lewickiego, bo być może wreszcie rośnie nam ktoś, kto potrafi i biegać, i kopać lewą nogą. Podkreślamy – być może. Bez euforii, chłodzenia szampanów, zamawiania fajerwerków. Ale gdzieś jesienią rozmawialiśmy z selekcjonerem reprezentacji Polski U-18 Wojciechem Kobeszką, który na pytanie, na kogo warto z jego kadry zwrócić baczniejszą uwagę już w tym momencie, wymienił dwóch, trzech zawodników i jednym z nich był właśnie Lewicki.

Od tamtej pory 17-latek zdążył zdobyć debiutancką bramkę w Ekstraklasie (w październiku ze Śląskiem Wrocław) i zanotować premierową asystę (w ostatnią sobotę z Pogonią Szczecin). Jak na chłopaka z rocznika 2005 całkiem przyzwoicie, prawda?

I oby rozwijał się harmonijnie, skoro lewych obrońców/wahadłowych u nas urodzaj jak podczas siedmiu chudych lat w Egipcie.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

foto. FotoPyk

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark
Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
2
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Ekstraklasa

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
2
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

14 komentarzy

Loading...