Reklama

Pokazywałem znak rock and rolla, a nie “eLkę”

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

16 lutego 2023, 12:57 • 7 min czytania 213 komentarzy

Jedną z największych kontrowersji minionego ekstraklasowego weekendu był obrazek z wozu VAR, jaki telewidzowie obejrzeli przed rozpoczęciem meczu Legii z Cracovią. Jeden z pracowników technicznych miał pokazać symbol głęboko wpisany w tożsamość klubu z Łazienkowskiej. Sam zainteresowany, pracujący w Live Park Dariusz Jurczak, obsługujący technicznie wozy VAR od kiedy te pojawiły się na polskich boiskach, twierdzi, że został źle zrozumiany. – Nie sympatyzuję z Legią ani żadną inną drużyną Ekstraklasy. To nie była „eLka”, a gest rock and rolla – tłumaczy pracownik techniczny, który został odsunięty na przyszłą kolejkę ligową. 

Pokazywałem znak rock and rolla, a nie “eLkę”

Gest, który wywołał wiele dyskusji, wyglądał następująco:

 

Reklama

– Fajnie, że się pan odezwał, bo to co wszyscy piszą nijak ma się do rzeczywistości. Dlaczego odebrano mnie jako kibica Legii? Nie wiem, ja nie sympatyzuję z żadną drużyną Ekstraklasy. Wie o tym każdy, kto mnie zna, a pracuję przy piłce od połowy lat 90. Nie jestem kibicem żadnego klubu. Dzięki temu jestem obiektywny i sprawiedliwy.

Proszę się więc wytłumaczyć. Zobaczyliśmy w wozie VAR człowieka, który pokazuje przed meczem Legii gest jednoznacznie kojarzący się z Legią.

Zaznaczmy jedno: to nie była żadna „eLka”!

Opowiem panu tę historię w skrócie. Przed samym meczem mieliśmy spore problemy techniczne. Pojawił się nawet strach, że nie będziemy w stanie obsłużyć tego spotkania wozem VAR. Urządzenie po prostu odmówiło nam posłuszeństwa. Mieliśmy nerwówkę. Naprawiliśmy je dzięki pomocy kolegów ze wsparcia technicznego.

Odetchnęliśmy z ulgą. Przed meczem wszyscy się mobilizują. Piłkarze, sędziowie, tak i my w wozie VAR. Znamy się parę ładnych lat, stworzyliśmy między sobą jakieś więzi. Szykowaliśmy się do meczu Legii. Wszyscy wiedzą, że mecze Legii ze względu na kibiców i oprawę są inne, wyjątkowe. Czasem poziom sportowy nijak ma się do tego, w co się próbuje te mecze opakować. Gdy słyszy się jak tysiące gardeł śpiewa „Sen o Warszawie”, naprawdę robi to wrażenie. Tak samo jak „Taniec Eleny” na Widzewie czy „Chodź pomaluj mój świat” na Arce. Udziela się atmosfera. Jestem emocjonalny jak każdy człowiek.

Kibice śpiewali, my ogarnęliśmy problemy techniczne. Sprawdzamy. Łączność działa. Serwery działają. Sędziowie w formie. Wszystko pójdzie dobrze.

Reklama

Właśnie wtedy chciałem dać znać, że wszystko jest dobrze i pokazałem ten gest. To nie była „eLka”, a gest rock and rolla. Dwa palce wyciągnięte do przodu, mały i wskazujący, do tego kciuk. Gest, który każdy doskonale zna. Dokładnie to chciałem pokazać. Wyszło mi coś innego, bo mam uszkodzony mały palec w lewej ręce. Swoją drogą uszkodził mi go monitor VAR, który jakiś czas temu spadł mi na rękę. No i co? Zamiast rzetelnego gestu rock and rolla wyszło mi coś takiego. To jedyna prawda o tym geście.

W pana głowie nie pojawiła się myśl, że taki gest zostanie jednoznacznie odebrany? Jako manifestacja legijności?

Nie, bo nawet by mi nie przyszło do głowy, że ktoś skojarzy to z „eLką” i w ten sposób to zinterpretuje. Z prostej przyczyny: nigdy nie wykonuję „eLki”, teraz też nie chciałem. Nie sympatyzuję z Legią. Myślałem o zupełnie innym geście. Zresztą jeden z moich kolegów sędziów często go wykonuje. Chociaż mieszkam na Gocławiu i po każdym meczu Legii mam pod domem śpiewy kibiców, nie ma to na mnie żadnego wpływu. Ludzie związani z piłką wiedzą w ogóle, że legijna „eLka” tak nie wygląda.

Nie ta ręka.

No właśnie. Więc w jaki sposób zostało to skojarzone z „eLką”? Ja sam nie miałem o tym pojęcia. Dowiedziałem się dopiero, gdy zadzwonił do mnie kolega, który jest kibicem Legii. – O co im chodzi? To nie jest żadna „eLka”, nie ten sposób, nie ta ręka.

Druga sprawa jest taka, że żaden z kibiców Legii jakoś mnie nie poparł, niczego nie napisał. Czyli nikt, kto za ten symbol dałby się pokroić, nie dostrzegł w nim „eLki”. Wręcz przeciwnie: widziałem, że ktoś zamieścił prawidłowy znak „eLki”, pisząc „o, tak powinno się ją pokazywać”.

Ja generalnie dużo gestykuluję podczas transmisji. Gdy urodził mi się wnuczek, wraz z Szymonem Marciniakiem i asystentem wykonaliśmy na wozie VAR kołyskę. Jak Szymon wrócił z medalem mistrzostw świata i robiliśmy pierwszy mecz, pokazałem na niego, gdy obserwowała nas kamera, bo uważam, że zrobił coś niebywałego, co już może nigdy się nie powtórzyć. Jak każdym, kierują mną pewne emocje. I proszę mi wierzyć – nie sympatyzuję z żadną z drużyn Ekstraklasy. Nie mam też żadnego interesu, by jakimikolwiek gestami kogoś wesprzeć albo pokazać jakąś więź. Bo tych więzi po prostu nie mam.

Tak czy inaczej zrobiło się głośno, zrobiła się wręcz afera, pan został odsunięty od pracy w wozie VAR. Potwierdza pan tę informację?

Tak.

Użył pan słowa „afera”. Czytał pan pewnie „Pana Tadeusza”, ja miałem go jako lekturę w szkole średniej. Jest tam postać Maćka nad Maćkami. Autor pisał, że nic w Dobrzynie nie dzieje się bez jego rady. Gdy szykowano się do zajazdu i walki z Moskalami, Maciek w końcu nie wytrzymuje i mówi: – A głupi, a głupi, a głupi! 

Ja nie mam wpływu na to, że ktoś kręci aferę z czegoś, co nie miało miejsca.

Tak jak nie mam wpływu na wpisy jednego z byłych sędziów międzynarodowych, który zamieszcza moje zdjęcie bez pytania, pisząc, że pracownik techniczny VAR zrobił to i owo. Że pokazał „eLkę”, która nie była „eLką” i że to pozostawiło niesmak. Przykro mi mówić taki słowa, bo ja nie oceniam ludzi, nie mam do tego prawa. Natomiast ciężko nie skomentować słów jednego z byłych sędziów, człowieka – moim zdaniem – bez honoru, który opluwa kolegów, z którymi pracował i firmę, która go karmiła przez wiele lat. Dlaczego tego nie robił, będąc sędzią, gdy też miał swoje zdanie, swoją wizję, widział pewne rzeczy? Robi to teraz, kiedy mu za to płacą. Denerwują mnie takie zachowania, choć ma oczywiście prawo do wyrażenia opinii. Może jednak na drugi raz, zanim ją wyrazi, warto byłoby porozmawiać ze mną i zapytać, co dokładnie chciałem zrobić.

Mój szef faktycznie mnie zawiesił. Po meczu przy Łazienkowskiej powinienem był jechać w poniedziałek do Grodziska Wielkopolskiego na spotkanie Warty z Miedzią. Zostałem odsunięty. Tego samego dnia dostałem też informację, że nie pojadę na najbliższą kolejkę. Nie rozmawiałem jeszcze z szefem. Jest w podróży w Stanach, skąd wróci na początku tygodnia. Mam nadzieję, że porozmawiamy. 

Wie pan, jak długo potrwa odsunięcie?

Nie mam takich informacji.

Hipotetycznie – gdyby pan był kibicem Legii i chciał wpłynąć na decyzję sędziów, miałby pan ku temu narzędzia?

Uruchamiam wóz. Łączę się, by mieć sygnał ze wszystkich kamer. Na meczu albo pracuję jako operator, albo zabezpieczam transmisję technicznie, będąc poza wozem. Zawsze jest nas dwóch. Co mecz się wymieniamy, żeby mieć czyste głowy. Kiedy dana sytuacja zwraca uwagę sędziego, moją rolą jest pomóc mu w obejrzeniu obrazka w jak najlepszej dla niego jakości. Jeśli nie widać tego na jednej kamerze, szukam drugiej. Odpowiadam za obrazek, który widzi, by mógł wyrobić sobie jak najlepszą opinię na temat zdarzenia.

Natomiast nie mogę na nic wpłynąć. Z prostej przyczyny: to sędzia podejmuje decyzję. Przed meczem omawiamy naszą pracę. Często jesteśmy już umówieni, z których kamer pokazujemy, jak to robimy. Kamera, z której zostałem uchwycony przy pokazaniu gestu, który nie był „eLką”, nagrywa całe wnętrze wozu wraz z dźwiękiem. W razie podejrzenia IFAB ma prawo poprosić o nagranie wnętrza i prześledzić pracę sędziego. Jeśli zobaczy uchybienia, może nawet nakazać ponowne rozegranie meczu. Nie wykraczamy poza protokół. Sędziowie mają swoją pracę, my swoją, one się zazębiają. Ale to sędzia ponosi odpowiedzialność za decyzję.

Co chciałby pan powiedzieć ludziom, którzy potraktowali ten gest jednoznacznie?

Chciałbym, żebyśmy nie ferowali wyroków pochopnie. Ja teraz siedzę w domu zamiast pracować. Cieszę się, bo spędzę czas z żoną, pojadę do wnuczka, ale to nie o to chodzi. Nauczmy się szanować innych i ufać im. Dajmy sędziom sędziować, piłkarzom grać, trenerom trenować, dziennikarzom pisać, niech każdy robi swoje. A jak jest jakaś wątpliwość, to porozmawiajmy o tym, zanim wydamy opinię. Ja akurat sobie poradzę i nie mam z tym problemu. Ale są ludzie, którzy po takim czymś mieliby spory kłopot i mogliby to przypłacić jakimś załamaniem nerwowym.

WIĘCEJ O SĘDZIOWANIU: 

Fot. newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

213 komentarzy

Loading...