Gościem programu „Loża Piłkarska” na Kanale Sportowym był Krystian Bielik. Reprezentant Polski opowiedział między innymi o grze Birmingham, o swoich występach na mistrzostwach świata i reprezentacji Polski.
Krystian Bielik o Birmingham…
– Gramy tak, jak gramy. Nie zawsze jest to najpiękniejsza piłka dla oka, ale taki mamy styl. Mamy świetnych napastników, którzy przede wszystkim świetnie utrzymują piłkę górną albo zgrywają. Trochę nam się zmieniło ustawienie od dwóch meczów. Byliśmy w potężnym dołku. Przegraliśmy kilka meczów z rzędu i dla mnie to była nowość, bo nawet w Derby County, gdy nam nie szło, przegrywaliśmy maksymalnie dwa mecze z rzędu. Z tego względu dyskutowaliśmy, co trzeba zrobić, żeby z tego dołka wyjść i udało nam się ostatnie dwa mecze z dobrymi przeciwnikami wygrać. Nie gramy od tyłu tyle, ile ja bym chciał, bo żeby grać od tyłu, potrzebujesz obrońców, którzy z piłką czują się pewnie, nie boją się jej wyprowadzić, wejść przed napastnika, który ich atakuje i nie panikują. Do tego potrzebujesz pomocników, którzy się pokazują, mają timing i tę piłkę chcą przyjąć, wyprowadzić lub po prostu utrzymać.
Od obrońców otrzymuję mało tych piłek i więcej zgarniam tych drugich, trzecich, czy piłki od boku czy jakieś kozłujące. Trochę taka Championship. (…) Mam nadzieję, że pojawię się na reprezentacji w marcu i będzie można poćwiczyć różne schematy. Na pewno grę od tyłu. Ciężko mi powiedzieć, czego oczekiwać, ale ja nie zapomniałem, jak się utrzymuje piłkę. Na treningach mam wrażenie, że jesteśmy bardziej odważni, a później na meczach szukamy prostszych środków.
Krystian Bielik o swojej dyspozycji na mistrzostwach świata…
– Z Meksykiem dałem bardzo dobrą zmianę. Uważam, że zagrałem też bardzo dobry mecz z Arabią Saudyjską, oprócz sprokurowania tego rzutu karnego, który był bardzo, ale to naprawdę bardzo miękki. Gdyby nie było VAR-u, pewnie żaden sędzia by tego nie odgwizdał. Ale – broń Boże – nie ma co do tego wracać i się tłumaczyć. Mecz z Argentyną to nie był z kolei mój mecz. To nie był mecz naszej reprezentacji. Ciężko jest bronić przez 90 minut, nie dotykając piłki, a później opierając się na transportowaniu jej do Roberta, który był sam z przodu. Czy Piotrka Zielińskiego, który bronił z nami na metrze czy na dwóch metrach w środku pola. To było tylko takie przesuwanie. Argentyna całkowicie nam nie wyszła.
Najbardziej oberwało mi się za powrót do defensywy z Francją. Myślałem o tym bardzo dużo. Przede wszystkim zaczęło się od tego – i nie chcę się tłumaczyć – że Kuba Kiwior mógł być bliżej Giroud, który spokojnie przyjął piłkę i ją opanował. Ja powinienem być bardziej cofnięty, ale gdzieś tam z tyłu głowy miałem myśl, że przegrywamy tylko 1-0. Myślałem: „Może zbiorę drugą piłkę na szesnastym metrze, może uderzę, może rozegram”. Ta piłka mnie przeszła, trafiła do Giroud, który obrócił się i zaczął biec w stronę naszej bramki. Ludzie mówili, że byłem zmęczony. Nie, nie byłem. Powinienem był biec szybciej, zapierniczać do tyłu, nie kalkulować. Kalkulowałem jednak, że ktoś z naszych obrońców tę piłkę odbije, będę gdzieś wyżej ustawiony i dzięki temu szybciej przetransportuję piłkę. To był mój wyraźny błąd. Źle oceniłem sytuację.
Krystian Bielik o tym, czy mógłby tworzyć duet stoperów z Kiwiorem…
– Ostatni raz zagrałem na środku obrony w meczu ze Szkocją przed barażem ze Szwecją. Jest to inna pozycja niż typowa „szóstka”. Myślę, że wiele razy pokazałem, że potrafię grać na środku obrony. Nie byłbym obrońcą, który nie podniesie głowy i kopnie w aut. Zawsze staram się podnieść głowę i rozgrywać akcję. Ja i Kuba dobrze się czujemy z piłką, jesteśmy stworzeni, żeby grać od tyłu, więc jak najbardziej to widzę. Pewnie byłoby mi łatwiej, gdyby trener Birmingham przestawił mnie na mecz, może dwa. Tylko to też jest inaczej, bo tutaj ci obrońcy grają tak: do góry wyskok, głowa jak najdalej i oby pomocnicy zebrali i uspokoili. Tak, żeby piłka najlepiej już nie wróciła do obrońców. To też jest różnica.
Myślę, że ofensywnie dałbym sobie radę jako obrońca. Nie mam się za nie wiadomo jakiego stopera, bo nie gram na tej pozycji. Chyba bardziej musiałbym przestawić myślenie, ustawienie, niezapędzanie się do przodu. Jak dobrze wiecie, kiedy grałem dla kadry U-21, bardzo lubiłem wprowadzać piłkę do przodu i tylko słyszałem od Mateusza Wieteski czy Pawła Bochniewicza – „Bielon, co robisz, zostań!”. I to ustawienie jest ważne, bo na poziomie pierwszej reprezentacji nie miałem jeszcze okazji grać na środku obrony, nie licząc Szkocji. Z lepszymi przeciwnikami to ustawienie i myślenie jest bardzo ważne, żeby czuć się pewnie bez piłki. Z piłką nie byłoby problemu. (…) Sądzę, że jestem pomocnikiem. Jestem w stanie dać więcej swojej drużynie na środku pomocy, ale oczywiście, jeśli trener powie, że zagram na środku obrony, z uśmiechem na twarzy to przyjmę.
Krystian Bielik o Czesławie Michniewiczu…
– Trener Michniewicz to typowy taktyk. Bardzo dużo rozmawialiśmy o tym, jak chcemy bronić. Jak chcemy być ustawieni pod daną sytuację na boisku. I może troszkę za mało rozmawialiśmy, jak chcemy atakować, jak chcemy grać, jaki my mamy schemat rozegrania piłki. Troszkę tego zabrakło zawodnikom przed meczami. Skupialiśmy się zawsze tylko na obronie. Wiemy, że to jest ważne i wiemy, że trener dobrze ustawiał drużynę U-21 czy pierwszą reprezentację w meczu ze Szwecją. Uważam, że ze Szwecją też graliśmy w defensywie bardzo dużo, ale kiedy odzyskiwaliśmy piłkę, potrafiliśmy ją utrzymać. Mam wrażenie, że na tych mistrzostwach odzyskiwaliśmy i od razu ją traciliśmy. Mamy takich piłkarzy w reprezentacji, którzy przez większość czasu gry dla swoich klubów utrzymują się przy piłce. A jeżeli tak nie jest, to wiem, że lubią ją utrzymać i trochę odetchnąć, kontrolować grę.
Krystian Bielik o Fernando Santosie…
– Wierzę, że nowy trener nie będzie – broń Boże, nie chcę powiedzieć, że trener Michniewicz się bał – obawiał się przeciwnika i będziemy wychodzić na mecze z jajem. Tak wyszliśmy z Francją. Kiedy awansowaliśmy z grupy i wykonaliśmy plan, który sobie założyliśmy, wyszliśmy na Francję wysoko. Widać było, że to już jest gra, która bardziej nam odpowiada. Każdy jest bardziej podekscytowany, bardziej się każdemu chce, bo wie, że może spowodować, że rywal popełni błąd. Nie ma drużyny, którą dobrze pressujesz i ona ci tej piłki nie oddaje. Różnica jest ogromna, gdy przeciwnik oddaje ci piłkę na swoim 25-30 metrze, tak jak Francja nam kilka razy oddała i wtedy można było stworzyć szybką akcję na boku lub przez środek. Inna sprawa, gdy odzyskujesz piłkę na swoim 30-35 metrze i nie masz za bardzo gdzie jej zagrać.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Pusta berlińska droga. Dlaczego w Hercie znów wszystko poszło źle
- Cudotwórca z Vallecas. Cieszmy się Iraolą, póki chce mu się pracować
- Rudzki: Pep Guardiola – lojalność czy brak wyobraźni?
Fot. FotoPyk