Piast Gliwice zaczął wiosenną rywalizację od domowego remisu z będącą tuż nad nim Jagiellonią, więc teoretycznie tragedii nie ma, minimum przyzwoitości przy wejściu w nowy rok. Jeżeli jednak na finiszu podopiecznym Aleksandara Vukovicia zabraknie kilku punktów do uniknięcia najgorszego, to ten mecz będzie jednym z pierwszych, od których powinno się zacząć analizowanie zmarnowanych szans.
Goście z Białegostoku mieli naprawdę niewiele do zaoferowania. Jeżeli skrupulatnie pracowali nad poprawą któregoś elementu podczas zimowych przygotowań, to efektów nie zobaczyliśmy. Z bieganiem było jeszcze całkiem nieźle, ale gdy pod nogami zaplątywała się piłka, zaczynały się schody.
Dość powiedzieć, że „Jaga” miała dziś 58% celności podań. W praktyce niemal co drugie zagranie było niecelne. Kompromitująca statystyka, ale jeżeli ktoś widział przebieg boiskowych wydarzeń, nie mógł być nią zaskoczony.
Piast Gliwice – Jagiellonia 1:1. Nieszczęście Imaza szczęściem Łaskiego
Drużyna z Podlasia preferowała dalekie podania, rzadko dłużej konstruowała swoje akcje. Zresztą, gol padł właśnie w taki sposób. Wybicie Alomerovicia od bramki, kiepska interwencja głową Czerwińskiego, wygrana przebitka, zgranie Kupisza i piękny strzał Wojciecha Łaskiego, który jeszcze w pierwszej połowie zmienił kontuzjowanego Jesusa Imaza.
22-letni pomocnik był najskuteczniejszy w zimowych sparingach i teraz poszedł za ciosem, korzystając na pechu jednego z liderów drużyny. Uraz Hiszpana plus wykartkowanie się Romanczuka na następną kolejkę to dodatkowe zmartwienia dla Macieja Stolarczyka, który poza golem Łaskiego raczej nie znajdzie innych pozytywów po tym spotkaniu. Na pewno nie jest nim postawa Miłosza Matysika na prawej stronie defensywy. Widać było, że w tej roli nie czuje się komfortowo i nie chodzi jedynie o bardzo ograniczone wspieranie Tomasza Kupisza w ofensywie.
Dwie inne sytuacje „Jagi” wzięły się w podobny sposób co bramka na 1:0. Imaz został zablokowany przez Mosóra, a sytuacyjny strzał Guala z dalszej odległości wylądował na górnej siatce. W drugiej odsłonie hiszpański napastnik mógł czuć się coraz mocniej sfrustrowany. Był osamotniony, musiał rozbijać się z obrońcami, a jeśli nawet utrzymał się przy piłce i zdołał ją wycofać, partnerzy później nie potrafili dobrze mu podać.
Słupek sprzymierzeńcem Jagiellonii
Piast miał różne fazy, ale częściej próbował gry kombinacyjnej i stworzył sobie znacznie więcej okazji. Wszystko zresztą mówi statystyka expected goals, wynosząca w przypadku gliwiczan 2.03. Gospodarze mieli obowiązek zdobyć jeszcze jedną bramkę, co zapewniłoby im zwycięstwo.
Dotyczy to zwłaszcza Kamila Wilczka, który co prawda efektownym strzałem głową po centrze Michała Chrapka doprowadził do wyrównania, ale też zabrał dwie asysty Damianowi Kądziorowi. Zamiast do siatki, po jego dograniach ze stałych fragmentów, trafiał w słupki w świetnych sytuacjach. W drugim przypadku z najbliższej odległości dobijał Ameyaw (ogólnie dobra zmiana), który mógł się łapać za głowę jeszcze mocniej niż jego starszy kolega. A Alomerović odetchnął z ulgą. Do tego momentu bronił pewnie, lecz na koniec zaliczył pusty przelot przy dośrodkowaniu.
Szans Piast miał więcej, że wspomnimy o setce Tomasiewicza, którego obrońcy zlekceważyli i mierzący 167 cm wzrostu pomocnik był zupełnie niepilnowany oddając strzał głową. Zabrakło jednak mocy i precyzji, Alomerović nawet się nie spocił.
Cuda istnieją. Gdyby było inaczej, Jagiellonia by dziś przegrała. Fartownie ten remis dowiozła, ale jeżeli ma zamiar grać na podobnym poziomie w dalszej części rundy, białostoccy kibice już mogą rezerwować sobie kontrolne wizyty kardiologiczne. Piast pozostaje z dużym niedosytem i perspektywą wyjazdu na teren Rakowa, który po wydarzeniach z Wartą Poznań także będzie podrażniony.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Śląsk potwierdza, że chce włączyć się do walki o spadek
- Jak rozwinąć polski futbol? „Mamy szóste PKB w Europie, potencjał jest niesamowity”
- Wreszcie kapitalny mecz na wiosnę w lidze! Widzew i Pogoń dały show!
- Czerwony dywan dla Rakowa? Na razie tylko czerwona kartka
Fot. Newspix