Jeśli brakuje ci motywacji, aby odpalać mecze Elche, to już ci ją podaję. Warto włączyć telewizor choćby po to, aby kibicować Carlosowi Clercowi – najbardziej pechowemu zawodnikowi w historii LaLiga, który od 659 dni nie cieszył się ze zwycięstwa.
Od 10 kwietnia 2021 roku, gdy asystował przy zwycięskim golu Jorge de Frutosa w starciu z Eibarem (1:0), w życiu Carlosa Clerca sporo się wydarzyło. Udało mu się uniknąć relegacji, ale w kolejnym sezonie jego Levante spadło do Segunda División. Latem, przyszło na świat pierwsze dziecko lewego obrońcy, który przeniósł się do Elche, z którym jest na najlepszej drodze, by z hukiem zlecieć z LaLiga. W sumie, od wspomnianego triumfu na Ipurua, spędził na murawie 3099 minut, wykonał 1302 celne podania, dał jedną asystę i popełnił 40 fauli. Ach, no i nie wygrał ani jednego meczu.
Nieodłączny pech
Takiego pechowca jak Clerc ze świecą szukać. Jego drużyna nie wygrała żadnego z ostatnich 39 spotkań, w których wystąpił. To rekord LaLiga, i to solidnie wyśrubowany – poprzedni należał do Jaime Romero, który miał passę 31 występów bez zwycięstwa. Ale ich serie trudno ze sobą porównywać. Romero to przeciętny piłkarz, były głęboki rezerwowy Osasuny czy Granady, który potrzebował pięciu lat, by rozegrać 31 meczów w hiszpańskiej elicie. Carlos to z kolei naprawdę solidny ligowiec, który ma na swoim koncie już 117 występów w Primera i który regularnie grał w barwach Levante czy Elche.
Bliscy lewego obrońcy tłumaczyli w „El Mundo”, że nie jest on przesądnym człowiekiem, ale może powinien nim się stać? Trudno nie odnieść wrażenia, że fortuna mu nie sprzyja. Wliczając końcówkę sezonu 2019/20 i początek kolejnego, Levante miało serię 28 meczów bez zwycięstwa. Przerwało ją w starciu z Mallorcą, które Clerc opuścił z powodu problemów zdrowotnych. Kontuzje dokuczały defensorowi na tyle, że z kończących rozgrywki dziewiętnastu spotkań opuścił aż szesnaście, w tym wszystkich siedem zwycięstw Żab. Po spadku 30-latek podjął decyzję o transferze, ale wybrał najgorzej jak mógł – trafił do Elche, które po dziewiętnastu kolejkach nie ma na swoim koncie ani jednego zwycięstwa.
Wiatr zawsze wieje w oczy
Sportowcy często podkreślają, jak ważna jest siła mentalna, by wymazywać z pamięci kolejne wpadki. By zdawać sobie sprawę z tego, że porażka to też część ich życia. Ale 39 meczów z rzędu bez zwycięstwa? To więcej, niż wynosi długość jednego ligowego sezonu! A passa obrońcy trwa już 658 dni, blisko dwa lata. Po takim czasie, gdy wiatr wydaje się zawsze wiać w oczy, znalezienie motywacji do gry jest naprawdę dużą sztuką. – Jeśli samochód ci się psuje, jedziesz do mechanika. Jeśli masz kłopot mentalny, idziesz do lekarza. To tak proste – przekonywał 30-latek, na którym presja ma się jednak odbijać. Początkowo, defensor udzielił wywiadu gazecie „El Mundo”, aby później domagać się, by jego słów nie wykorzystywano przy tworzeniu artykułu o najbardziej pechowym zawodniku w historii LaLiga.
Lluis Planagumà, jeden z pierwszych trenerów Carlosa, opowiadał w „El Mundo”, że pozostaje w kontakcie ze swoim wychowankiem i regularnie wysyła mu wyrazy wsparcia. Te piłkarz otrzymuje też od kolegów-raperów. W „El País” 30-latek przyznał, że jest wielkim fanem bitew freestyle’owych. – Uważam, że raperzy mają nieprawdopodobnie światłe umysły. Fascynują mnie – przyznał defensor, na którego ślubie śpiewali znani hiszpańscy freestyle’erzy Blon i Bnet. – Identyfikuję się z raperami. W pewnym sensie, nasze zawody są podobne. Przeciwnik potrafi nagle odwrócić losy rywalizacji, a kibice na trybunach nieustannie wywierają presję. Do tego, w trakcie gry możesz się wyzywać z rywalem, ale gdy starcie się kończy, zapominasz o tym i zaczynasz normalnie rozmawiać. To też część show – opowiadał Clerc w „El País”.
Najgorsi w historii
Katalończyk w ostatnich tygodniach miał wyłączyć media społecznościowe i próbować odciąć się od świata zewnętrznego, ale – jak podkreślają jego bliscy w „El Mundo” – słowa krytyki i tak do niego docierają. – Dla Carlosa liczy się tylko to, co uważa o nim sztab szkoleniowy – twierdzi osoba z otoczenia sportowca. Niedawno, Elche sprowadziło z Sevilli José Ángela Carmonę, przez co 30-latek wypadł z podstawowej jedenastki. W sobotnim spotkaniu na Ramón Sánchez Pizjuán lewy obrońca nie zagrał nawet minuty, ale jego koledzy kolejny raz polegli, tym razem 0:3.
Los Franjiverdes „walczą” ze Sportingiem Gijón z 1998 roku o miano najgorszej ekipy w historii Primera División. Wszyscy członkowie drużyny, włącznie z trenerem Pablo Machínem, przekonują, że bardzo chcieliby przerwać passę meczów bez zwycięstwa. Ale nikomu nie zależy tak bardzo jak Clercowi.
Czytaj więcej o piłce hiszpańskiej:
- W jedną stronę talenty, w drugą resztki ze stołu. Anglicy tworzą Superligę kosztem LaLiga
- Dlaczego duże kluby interesują się Ivanem Fresnedą?
- Czy Real Sociedad stać na powrót do Ligi Mistrzów?
- Felix wreszcie wyrwał się z Atletico. Ale w tej historii są sami przegrani
- Dlaczego Elche jest najgorszym zespołem z lig TOP5?
- Szok: Atletico sprzedało napastników i nie ma komu strzelać goli
Fot. Newspix