Osłabieni brakiem dwóch najważniejszych zawodników Brooklyn Nets ulegli w nocy San Antonio Spurs. Ekipa Jeremy’ego Sochana wygrała 106:98, a Polak przy okazji pokazał, że nie pęka w starciach z bardziej doświadczonymi rywalami. Nawet gdy chodzi o… zapasy.
Jeremy Sochan rozegrał w tym spotkaniu naprawdę udane zawody… choć głównie w pierwszych dwóch kwartach. To wtedy rzucił 16 punktów i taki dorobek utrzymał do końca spotkania. Do tego – w ciągu 26 minut, które spędził na parkiecie – dołożył cztery zbiórki, dwie asysty i dwa przechwyty czym wydatnie przyczynił się do wygranej Spurs.
Miał też swoje pierwsze poważniejsze spięcie na parkietach NBA. 33-letni Markieff Morris – chwilę po dobrej akcji, w której Jeremy trafił za trzy – uderzył go barkiem, stawiając zasłonę. Jeremy, przewracając się, chwycił więc rywala i pociągnął za sobą. Po chwili obu musieli rozdzielać koledzy z ich zespołów. Sędziowie ostatecznie ukarali Polaka faulem niesportowym pierwszego stopnia, Morris dostał więc dwa rzuty osobiste, ale i jemu zapisano faul – tyle że techniczny.
Ostatecznie wolne wykonywane przez Morrisa nie pomogły Nets. San Antonio Spurs przerwali bowiem serię pięciu porażek z rzędu i pokonali ekipę gości. Trzeba jednak podkreślić, że ta była poważnie osłabiona, pauzowali bowiem Kevin Durant i Kyrie Irving, jej najlepsi zawodnicy. W dodatku niesamowicie szwankowała ich skuteczność – w całym meczu trafili ledwie trzy rzuty za trzy punkty. Na 23 próby!
To 14. zwycięstwo Spurs w całym sezonie. Ostrogi pozostają na przedostatnim miejscu Konferencji Zachodniej. Kolejny mecz rozegrają w sobotę o 2 w nocy polskiego czasu – ich rywalami będzie ekipa Los Angeles Clippers.
Fot. Newspix