Roberto Martinez, Hiszpan, najpierw prowadził reprezentację Belgii, a teraz będzie prowadził reprezentację Portugalii. To ciekawe czy u jednych i drugich trwała albo będzie trwać debata na temat paszportu, czy tamtejsi Engele mieli-mają coś przeciwko, czy też jednak przede wszystkim patrzy się na kompetencje. No coś nam mówi, że jednak to drugie.
Portugalia bierze trenera z Hiszpanii. Portugalia, czyli kraj, który – szybka lista – ma w swoich szeregach choćby takich szkoleniowców:
- Jose Mourinho
- Jorge Jesus
- Paulo Fonseca
- Nuno Espirito Santo
- Leonardo Jardim
- Sergio Conceicao
- Carlos Queiroz
- Marco Silva
- Bruno Lage
- Andre Villas-Boas
- Paulo Bento
A to przecież ledwie wierzchołek góry lodowej, pewnie jeszcze ktoś ważny wypadł z głowy, można dopisywać dalej, dalej i dalej… Istnieje więc „delikatna” różnica między nimi a nami, którzy wśród polskich kandydatów wymieniają Jana Urbana (poza krajem niecały sezon w Osasunie), Marka Papszuna (jeszcze nawet bez mistrzostwa kraju), Michała Probierza (poza krajem dziewięć spotkań w Arisie, niedawno dwa dni w Niecieczy). Oczywiście dobór charakterystyki w nawiasach jest tendencyjny, ale i tak po prostu nie da się zaprzeczyć – przepaść, jaka dzieli Polskę i Portugalię w trenerskiej kolonizacji Europy jest nie do zasypania przez setki lat. A może i nigdy, bo cholera wie, co ludzkość będzie robić za setki lat.
Niemniej Portugalia, gdzie trener z poważnym CV macha z każdego rogu, jednak to robi – zatrudnia szkoleniowca z zagranicy, który nigdy u nich nie trenował, ani nigdy u nich nie grał. Najwyraźniej stwierdzili: jest do wzięcia dużej klasy fachowiec, nie ma na co czekać, trzeba go podpisać, bo zaraz będzie miał inną ofertę i dylemat (naturalnie nie mówimy tu o polskiej ofercie).
Właśnie: zobaczcie, jak szybko to się stało. Martinez poinformował o rozstaniu z reprezentacją Belgii 1 grudnia, Santos pożegnał się z Portugalią 15 grudnia i już 9 stycznia kadra ma nowego selekcjonera. Między innymi dlatego, że nikt tam nie miał wątpliwości: Martinez zna się na rzeczy.
Tymczasem u nas można było przecież słychać i czytać wątpliwości co do Martineza. Ha, no co to za trener, który z Belgami nie wyszedł z grupy, a Michniewicz z Polakami wyszedł? Co to za trener, który ze złotym pokoleniem zdobył tylko brązowy medal? Czasami naprawdę można mieć wrażenie, że u nas na start po głowie dostałby każdy – gdyby przykładowy Juergen Klopp zwariował, zerwał kontrakt z Liverpoolem i przyszedł do Polski, usłyszałby, że hola, hola, pan przecież notujesz średni sezon w Premier League, nigdy nie prowadziłeś kadry i – najważniejsze – nie jesteś Polakiem.
Słusznie zauważył Leszek Milewski, że dyskusja na temat wyboru selekcjonera przypomina u nas wciskanie szwagra do roboty. A przecież mowa o funkcji cholernie publicznej – w czasach dużego turnieju selekcjoner spokojnie mieści się w TOP3 najpopularniejszych ludzi w kraju. Tymczasem niby poważni ludzie podnoszą argumenty o tym, że trzeba dać Polakowi zarobić, Polak jest na miejscu, tylko Polak wprowadzi młodzież i to z Polakami odnosiliśmy się największe sukcesy.
Niewiele o preferowanym ustawieniu, podejściu do pracy, kompetencjach, mentalności, wiele o paszporcie. Jeśli myślicie, że to przypadłość jedynie betonu, starych dziadków, którzy nie potrafią się pogodzić z upływającym czasem, to przypomnijmy, iż reprezentant kraju w sile wieku, Jacek Góralski, też chciałby stosować kryterium paszportowe i jeszcze narzuca swoje zdanie całemu narodowi.
A wracając do Martineza – przed nim naprawdę ciekawe zadanie. Po pierwsze musi uwolnić ofensywny potencjał Portugalii, która ma kapitalny arsenał, a z którego nie do końca potrafił skorzystać Santos.
Pisał na łamach Przewodnika Sportowego Rafael Godinho z Recordu:- Doświadczony szkoleniowiec z dyplomem Inżyniera Elektryki jest posądzany o marnotrawstwo materiału. Zarzuca mu się defensywny styl gry, pełen strachu i przeciętności, a przecież patrząc na same nazwiska, przeciętność nie powinna się imać tej kadry. Tyle że gdy jego oponenci za sprawą takich wyników jak z Serbią wytaczają działa, jego obrońcy i on sam mają dwa mocne argumenty w postaci tytułów. Chodzi oczywiście o mistrzostwo Europy z 2016 roku i Ligę Narodów zdobytą trzy lata później. Dla niektórych to jednak za mało i powstają wręcz petycje, by Fernando Santos zrezygnował, dając szansę komuś innemu, komuś, kto uwolni kapitalny potencjał ofensywny tego zespołu. No, ale wówczas druga strona mówi o jakimś rodzaju antypatriotyzmu i braku wdzięczności do trenera. Zupełnie tak, jakby wdzięczność miałaby być wieczna i niepodważalna.
Po drugie Martinez będzie zapewne selekcjonerem nowej ery, to jest ery bez Cristiano Ronaldo. Już Santos na mundialu potrafił zostawić CR7 na ławce, ale Martinez zapewne będzie musiał zrezygnować z Portugalczyka kompletnie, czyli nie powoływać go na zgrupowania. Trudno sobie bowiem wyobrazić, by (zaraz) 38-latek z ligi Arabii Saudyjskiej miał być szczególnym wzmocnieniem zespołu. Pytanie, w jakim stylu odbędzie się to pożegnanie, a może Martinez wymyśli jednak jakąś rolę dla Ronaldo? Z pewnością najbliższe miesiące będą pod tym względem w Portugalii ciekawe, bo przecież nie wygląda na to, by CR7 miał kończyć karierę reprezentacyjną sam z siebie.
Mamy jednak wrażenie, że Martinez sobie z tym poradzi, tak jak długo radził sobie w Belgii. Zespół, który w żenującym stylu odpadał z Euro 2016, po zmianie selekcjonera już dwa lata później był trzeci na świecie.
Oczywiście – jak to w sporcie – może też mu nie wyjść, ale wówczas będziemy wiedzieli dlaczego. Nie ten paszport, co trzeba.
WIĘCEJ O FUTBOLU REPREZENTACYJNYM:
- Wzór wyciskania z kariery wszystkiego. Albo po prostu Puchacz
- Jeśli chcecie zagranicznego selekcjonera, to Jacek Góralski twierdzi, że wcale nie chcecie
- Dwa możliwe terminy ogłoszenia nazwiska selekcjonera. Negocjacje trwają. PZPN ma „trzy plany”
Fot. Newspix