Najpierw Ekstraklasa i europejskie puchary. Później reprezentacja Polski i mistrzostwa Europy. Następnie mistrzostwo Turcji, a całkiem prawdopodobnie za kilka miesięcy mistrzostwo Grecji. Kariera Tymoteusza Puchacza to pochwała wytrwałości i dowód, że wiara faktycznie przenosi góry, a ciężka praca wygrywa z talentem.

– Jestem Tymek Puchacz i chcę zostać piłkarzem – nowy zawodnik Panathinaikosu ma wrażenie, że jedno od początku łączy się z drugim. Nie pamięta czasów, kiedy marzył o czymś innym. Zawsze pragnął tylko jednego. I od samego startu robił wszystko, by to pragnienie stało się rzeczywistością. Ponad dwa lata temu zapytałem go, co to znaczy konkretnie.
– Zapierdalam – odpowiedział.
I to nie puste słowo.
Praca, praca, praca
Mały Tymek jako chłopiec potrafił trenować z trzema drużynami Pogoni Świebodzin. Jeden rocznik prowadził wujek, drugi tata i jeszcze dodatkowo razem z nim pojawiał się na zajęciach seniorów, w których Andrzej biegał jako napastnik.
Starszy Tymek, już jako zawodnik akademii Lecha Poznań, mieszkał w internacie we Wronkach i harował za cały pokój. Wstawał rano, przed wszystkimi, po 5 i szedł zrobić sobie pierwszy trening. Potem miał zajęcia z zespołem, popołudniu drugie, następnie jeszcze ćwiczył w sali lub siłowni. To nie było dozwolone, sztab szkoleniowy chciał kontrolować, ile kto robi, by zwyczajnie nie przesadzić z obciążeniami, ale on znalazł na to sposób. Porozumiał się z niejakim panem Tadziem, który wpuszczał go na lechowe obiekty w tajemnicy.
Tymek na progu dorosłości jeszcze podkręcił tempo pracy na wypożyczeniu w Zagłębiu Sosnowiec. Skoro świt biegał, tak plus minus z pół godziny, po czym jechał do klubu i godzinę przed treningiem z zespołem zamykał się w siłowni. Potem zajęcia z drużyną, po których zostawał dłużej, by wypełnić plan rozpisany przez Piotra Kurka, specjalistę od przygotowania fizycznego z Poznania. Następnie wracał do domu, by coś zjeść i pakował się w pociąg do Rudy Śląskiej. Tam meldował się na ćwiczeniach typowo piłkarskich u Michała Nawrata z „Personal Football Assistance”. Wreszcie znowu jechał do siebie, gdzie, tak na dobry koniec dnia, włączał sobie muzykę i rozciągał się lub zwyczajnie żonglował piłką.
Ponadto gdy nie wystąpił w spotkaniu wyjazdowym, po powrocie do Sosnowca, choćby i o 1 w nocy, dreptał do klubowej siłowni i pracował tam kilka godzin, tak do 4 rano. Następnie dom, krótki sen, po przebudzeniu bieganie i następnie zajęcia wyrównawcze.
– Byłem nastawiony na pracę. Tylko to się dla mnie liczyło – tłumaczył mi.
Czasem przesadził, co skończyło się zasłabnięciem w sklepie. Zwyczajnie nagle zgasło mu światło, jakby przyjął cios. Osunął się na lodówkę, ale błyskawicznie odzyskał przytomność i wstał. Mama, która akurat przyjechała w odwiedziny, była autentycznie przerażona, ale uspokajał ją, że zwyczajnie za mało zjadł. Po prostu dopiero co zamówił dietę pudełkową, tyle że na 2500 kalorii, co okazało się niewystarczające przy robocie, którą wykonywał, by spełnić marzenia. Wrócili do domu, najadł się do syta i już było dobrze.
To był moment nauki i wyciągania wniosków z błędów. Później otoczył się specjalistami, np. od mobilizacji mięśni, osteopatą od rozluźnienia górnych partii ciała, itd.
– Inspirowałem się największymi gwiazdami sportu. Wszyscy mówili to samo – jeśli chce się odnosić sukcesy, trzeba „orać” cały dzień – opowiadał mi na łamach Przeglądu Sportowego.
W ten sposób Puchacz starał się oszukać przeznaczenie.
Na przekór losowi
Bo może nie wszystkie, ale mnóstwo znaków na niebie i ziemi wskazywało, że poważne granie nie jest mu pisane. W akademii Lecha mało kto widział w Puchaczu duży potencjał i kto wie, czy w ogóle przebiłby się z juniorów, gdyby nie Ivan Djurdjević. Obecny trener Śląska Wrocław przyuważył, że ten cichaczem wymyka się do sali czy siłowni i haruje kilka razy ciężej niż inni, dlatego wyciągnął go do III-ligowych rezerw. Wbrew innym szkoleniowcom, którzy rekomendowali pozostanie młokosa w ekipach młodzieżowych. Po pół roku pojawiło się zaproszenie na zajęcia Ekstraklasy, ledwie kilka miesięcy po tym, jak oceniano, że nawet na czwarty szczebel rozgrywkowy dla niego za wcześnie.
Na wypożyczeniu w Zagłębiu kompletnie nie dogadywał się z zespołem. Komuś nie pasowało, że tyle ćwiczy dodatkowo. Komuś, że gra zamiast Żarko Udovicicia, który należał do miejscowej starszyzny. Komuś, że trener Dariusz Dudek darzy młodziana z Lecha sympatią. Ale przede wszystkim o ile przez pierwsze półrocze, jeszcze w I lidze, Puchacz występował regularnie, o tyle po awansie usiadł na ławce i to na dobre. Z tego powodu skrócono wypożyczenie i wysłano jeszcze ciut dalej na południe kraju – do Katowic, do GKS.
W GieKSie zaliczył sensacyjny spadek do II ligi. – Jebana piłka nożna! – wyklinał w szatni Jakub Wawrzyniak po ostatnim meczu sezonu 2018/19, w którym ekipa z Bukowej przegrała z Bytovią 1:2 i w ten sposób przyklepała degradację. Tam Puchacz pod względem towarzyskim problemów już nie miał, szybko został zaakceptowany, do tego grał wszystko. Ale spadek zostawił swój ślad, dostrzegała to większość kolegów z reprezentacji U-20, która niedługo później rywalizowała w mistrzostwach świata organizowanych w Polsce. Puchacz – jako jeden kapitanów – miał być wiodącą postacią, tymczasem zawiódł – jak większość – i tylko raz znalazł się w podstawowym składzie. W inauguracyjnym meczu z Kolumbią, przegranym 0:2.
Po turnieju wrócił do Lecha i zaczął przygotowania z drużyną prowadzoną przez Dariusza Żurawia. Bardziej na zachętę, może trochę dla świętego spokoju, żeby nikt nie wytykał, że wychowankowie nie dostają szans. Tak naprawdę każdy widział, że Żuraw nie traktuje go serio, bo gdyby tak było, dlaczego jako bocznego pomocnika lub obrońcę na zajęciach wystawiał na stoperze lub „dziesiątce”? Młodzieżowcem szykowanym do wyjściowej jedenastki był inny Tymoteusz – Klupś.
– Ale na jednym z treningów Joao Amaral trafił go piłką w głowę. Chciał gdzieś wybić, jakoś tak wyszło, że ustrzelił „Klupsika”. I to solidnie, miał wstrząs mózgu. Nazajutrz graliśmy sparing, wystąpiłem, zdobyłem bramkę. Kolejne spotkanie towarzyskie – gol i asysta. Szło mi. Ale po powrocie „Klupsik” zaczął mecz z Wisłą Płock od początku, tyle że przed upływem 20 minut zerwał więzadła w kostce. Wszedłem, spisałem się dobrze i już zostałem – wyjaśniał później Puchacz.
Przeznaczenie oszukane. Po raz kolejny.
Po dobrych meczach w Lechu – najpierw Ekstraklasie, później w eliminacjach Ligi Europy – przyszła oferta z Unionu Berlin i powołanie do kadry narodowej. Kolejne marzenie. Pewnie trochę ze względu na kłopoty z obsadą pozycji lewego wahadłowego, ale tak czy inaczej Paulo Sousa wezwał Puchacza. Może i podczas zgrupowania w Opalenicy złościł się na jego niedostatki techniczne i zbyt wolne myślenie na murawie, jednak koniec końców nie tylko dał zadebiutować, lecz także posłał w bój w każdym ze spotkań mistrzostw Europy, dwukrotnie w wyjściowej jedenastce.
Dalej niż inni
Oczywiście nie zawsze da się wygrać z losem, czego najbardziej dobitnym przykładem czas spędzony w Unionie. Puchacz odbił się od 1. Bundesligi, za cholerę nie był w stanie wskoczyć na poziom, jakiego oczekiwał trener Urs Fischer. W trakcie premierowej rundy nie zdołał zadebiutować ani w lidze niemieckiej, ani pucharze kraju. Musiał zadowolić się siedmioma spotkaniami w Lidze Konferencji, dlatego ruszył na wypożyczenie do Trabzonsporu. Podczas drugiego podejścia do ekipy z Berlina dołożył po ledwie jednym występie w 1. Bundeslidze, DFB Pokal i Lidze Europy, co spowodowało wypadnięcie z kadry i oglądanie mistrzostw świata w telewizji. Zresztą nawet wcześniej niekoniecznie błyszczał w drużynie narodowej i pewnie niewielu kibiców płakało z powodu jego nieobecności.
Puchacz odbił się od Unionu, bo nie jest wielkim piłkarzem. Brakuje mu techniki, nie imponuje niekonwencjonalnym dryblingiem, powoli poprawia celność dośrodkowań. Najbardziej wyróżnia się dynamiką i wytrzymałością. Ma wiele ograniczeń, może zwyczajnie za mało talentu. Ale jednocześnie przy tych ograniczeniach i niedoborze talentu osiąga sukcesy, których ci zdolniejsi osiągnąć nie potrafią. Wicemistrzostwo Polski i faza grupowa Ligi Europy z Lechem. Mistrzostwo Turcji z Trabzonsporem. Od kilku dniu gra dla lidera ligi greckiej Panathinaikosu i kto wie, może za kilka miesięcy dopisze do osiągnięć następne mistrzostwo. Wystąpił w mistrzostwach Europy. A przecież za kilka tygodni skończy dopiero 24 lata, jeszcze wiele przed nim. Może jeszcze czymś zaskoczy?
Tak, to nie jest kariera w stylu Roberta Lewandowskiego czy Wojciecha Szczęsnego, którzy zbierają skalpy w najmocniejszych ligach kontynentu. Turcja czy Grecja to europejskie średniaki, nic więcej. Jednak przecież nawet takiej kariery nie wróżono Puchaczowi. Wiele można o nim mówić. Ma charakterystyczną, wyrazistą osobowość, nie ginie w tłumie. Czasem się wygłupi, czasem przesadzi, nie zostawi własnych myśli dla siebie. Ale trudno nie doceniać, z jaką zawziętością przepycha się w kierunku wyśnionych celów. Nie sposób nie przyznać, że wyciska ze swojego potencjału absolutne maksimum. Że harówką nadrabia braki i nie zraża się żadnymi niepowodzeniami.
I za to wszystko należy się Puchaczowi szacunek.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Trela: Drużyna za sto milionów. Dlaczego warto szukać wzmocnień u spadkowiczów
- Ja mam 20 lat, za mną siódme niebo. Historia Linusa Wahlqvista
- Hokus Pontus. Jak Almqvist zaczarował Szczecin
foto. Newspix
Swietny pilkarz i wielki talent. Juz osiagnal wiecej niz tak tu ceniony Karbownik z genem przegrywa
Karbownik:
Legia Warszawa
Olympiakos SF
Puchacz:Lech Poznań
Trabzonspor
No i kto jest przegrywem?
Dziękuję spierdalaj!!!
Weeeeez, w poznaniu co roku świętują moralnego majstra! Wiec tymuś puchacz przez R ma więcej medali niż potrafi liczyć
Puchacz:Lech Poznań
Trabzonspor
Karbownik:
Legia Warszawa
Olympiakos SF
Kto jest przegrywem? (pytanie retoryczne – sprawdź w słowniku)
Puchacz rodząc się w Wielkopolsce już został obarczony genem przegrywa. Opłacił sobie ten artykuł żeby coś pozytywnego o sobie przeczyta. Niech coś zagra w tej Grecji. Rzeczywiście wielki piłkarz. Ja go raczej widziałbym na torze na Służewcu jak tak bardzo lubi biegać. Wydolność ma, talentu nie, chyba ze do pajacowania
Puchacz jest Lubuszaninem urodził się w lubuskim nie w wielkopolskim
Wszystko co podajecie jako sukces Legii to sfabrykowane Kuoujecie jak Ruscy
Śmierdzącego gówna nie powinno się tykać ale ty śmieciu pod wcieleniami: KKS/Fredy/Raków/Medalik/Wataha/Antylegia/Wizir jesteś wyjątkową kurwą na tym portalu
Kolejny żartowniś.
Karbownik więcej osiągnął za granicą w tej rundzie niż Puchacz od czasu odejścia z eklapy
Ale wycisnął z kariery, czy żyjemy na początku lat 00, gdzie musimy się podniecać bo polski piłkarz sobie radzi w zagranicznej lidze, która jednocześnie nie jest ligą kraju z Europy Zachodniej?
Radzi?w Turcji sporo nie pograł,w Niemczech również.Dopiwro teraz zaczął i oby grał jak najwięcej w Atenach.Ogolnie rzecz biorąc średniak ale tacy też są potrzebni
Pan piłkarz.
Moze i tak ale dodatkowo ma pierdolca na punkcie Wieniawy. Ok, no ladna jest ale malo to ladnych dziewczyn po świecie chodzi? Po co tym epatować i co to ma wspólnego z piłką?
co Cie obchodzą jego prywatne sprawy?
Ładna? To Ty chyba nie widziałeś ładnych kobiet…
Raczej Pan Pisanka
Na pewno nie nazelowany warszawski pizdus
Pan sportowiec. Charakter do tego ma świetny.
I dobry przykład dla młodych, do czego może doprowadzić ciężka praca.
Zadufany w sobie bezmózg to charakter?
Mamy więc inną definicję charakteru.
Charakter to ma Ibra, ktory na zaproszenie od Barcelony na testy odpowiedział, że Ibra nie jeździ na testy.
Życzę i Puchaczowi i Karbownikowi jak najlepiej, ale czytanie tych komentarzy przyprawia czasem o ból głowy (albo inaczej, ich poziom jest nizszy niz betonu z OZPN)
Puchacz wam zapłacił za ten artykuł? XD
Nie tylko, opłacił jeszcze pozytywne komentarze oraz +/- pod nimi
Co to za laurka? Gość odbija się od każdego zachodniego klubu, w którym się znajdzie. To co go charakteryzuje, to że jest po prostu głośny w mediach. Taki Reca tylko skrzyżowany z Teodorczykiem (charakter) i Krychowiakiem (parcie na szkło).
Fajnie by było, jakby wreszcie odpalił, ale póki co nie ma się czym zachwycać.
Odbija sie twoja stara i corka od kutasow na CENTRALNYM
Dobry post. Kluczowe co napisałeś ; NIE ROZWIJA SIĘ
Slabszy od Recy, bo Reca jest przynajmniej przyzwoity w defensywie. A ten to tylko biegac trochę potrafi.
Reca chociaz gra
Artykuł opłacony przez puchacza.
To nie piłkarz , tylko przeciętny poznański przegryw.
Napisał kibic drużyny która póki co mistrza Polski jeszcze nie zdobyła
Artykuł sponsorowany
Co tu się dzieje? Skąd ta laurka i czemu nagle komentarze krytyczne wobec Puchacza mają tyle minusów (coś nienormalnego na weszło)? Do samego Puchacza nic nie mam, życzę dalszego rozwoju.
Jego poziomn ci nie grozi warszawska k…
XDDD skąd wniosek, że jestem z Warszafki?
Też zauważyłem nagle stos minusów pod sensownymi komentami (boty ?)
Ledwo jakiś wpis się pojawi a już ma -20. Wyknuta akcja jak skurwysyn
Nie tyle krytyczne wobec Puchacza, ale samej retoryki tego artykułu. Chłop nie zrobi kariery, bo jest fatalnie prowadzony przez menedżera. Najpierw trafił do klubu, który nie chce na niego stawiać, a potem na dwa wypożyczenia, bez opcji wykupu. W Grecji skutkowało to odsunięciem od gry pod koniec poprzedniego sezonu. Teraz będzie zapewne podobnie. Jesień 2023 to kolejna decyzja menedżera o „walce o skład” w Unionie. Przez brak gry i częste zmiany klubów facet nigdy nie wskoczy na poziom reprezentacyjny. Maksa ze swojej kariery wyciąga Bereszyński. W Lechu zawsze ciężko pracował, w legii uwierzył w pomysł gry na boku obrony. W kadrze nie obraża się, gdy zostaje dla niego miejsce na lewej obronie, tylko jest najlepszym graczem Polski z pola na MŚ. Dla mnie wycisnął już 110%. I życzę mu kolejnych sukcesów w Napoli. Puchacz nigdy takiego poziomu nie osiągnie
Nie mi odpowiadac za innych, ale moge Ci powiedziec czemu ja sam bardzo pozytywnie zareagowalem na Puchacza po przeczytaniu tego artykulu.
Osobiscie: mam BARDZO duzy szacunek dla ludzi ktorzy ciezko pracuja na to by osiagnac to co sobie zaplanowali.
Nie wiedzialem wczesniej ze Puchacz jest wlasnie taka osoba – wiec po tym artykule poczulem do niego znacznie wiecej… moze nie sympatii, ale na pewno respektu.
Tylko ta cala gadka jaki to Puchacz nie jest jest tutaj mega koloryzowana, to takie historie opowiedziane jak to trenowal za malucha u wujka i taty, a do tego gral w tylu klubach naraz i w ogole.
Mi się rysuje obraz gościa, który włożył ciężką pracę i dzięki temu jest gdzie jest (wysoko), ale nigdy nie zrobi kariery na miarę swoich marzeń, bo zaniedbał głowę i rozwój intelektualny, przez co nie jest w stanie na boisku myśleć wystarczająco szybko żeby zamaskować swoje braki techniczne (za które są tu głównie odpowiedzialni ludzie prowadzący jego szkolenie, a nie on sam – w wieku, w którym wyrabiają się te nawyki nie można oczekiwać od kandydata na piłkarza podejmowania przemyślanych i samodzielnych decyzji)
Taki mentalny poziom Błaszczykowskiego.
Tylko Kuba umiał lepiej w piłkę
„ Kariera Tymoteusza Puchacza to pochwała wytrwałości i dowód, że wiara faktycznie przenosi góry, a ciężka praca wygrywa z talentem.”
Kurwa , śmiechłem…
Człowieku , typ jest za słaby na Bundeslige (nie umie dośrodkowywać, słabo broni) więc go odpalają co i rusz do słabszych lig a ty dorabiasz do tego na siłę ideologie.
Powodzenia Tymek! Na pohybel zawistnym k****m!!!
Tak naprawdę to Tymoteusz Puchacz powiedział mi bym został kapłanem.
Puchacz to drugi Krychowiak jeżeli chodzi o technikę i archaiczna grę nigdzie go nie chcą wiec będzie podróżował po świecie i tak dużo wycisną jak na swoje ( brak ) umiejętności
Szybko biega , chyba jedyny atut który i tak zabija niechlujstwem i chaotycznością.
Zapomnieliście dopisać o której godzinie szedł do kibla walić konia
On nie wali konia, tylko Wieniawę.
Konia pod Wieniawę
Jedno i to samo.. Ta pani od konia za dużo się nie różni.. A koń czasem mądrzejszy.. Więc ten,teges…
Może ma 12 centymetrową fajkę i wiedział że w życiu nie zarucha jak będzie przeciętnym Tymkiem z osiedla. Naukowcem wiedział że nie zostanie, to wymyślił piłkarza bo coś tam umiał kopnąć piłkę.
Zdaje się że Peter Crouch kiedyś powiedział że jakby nie piłka, to do końca życia byłby prawiczkiem.
Nie jestem zawistny – niech próbuje. Może kiedyś dogoni swoje marzenia. Tylko błagam, niech omija kadrę szerokim łukiem.
Mordo sam sobie powołań nie wysyłał.
No i teraz wszystko się zgadza. Koleś tak trenował i tak ciężko pracował w przeszłości, że w nagrodę w końcu mógł sobie odpocząć. Na ławce Unionu.
Jak słusznie ktoś zauważył Puchacz powinien wypierdalać na Służewiec.
Bo bieganie jemu wychodzi najlepiej.
Jedyne co on wyciska to prysccze na dupie po winstrolu.
Nic z tego nie będzie, ot zarobi parę złoty.
Szacunek dla gościa, który odbił się od Unionu Berlin? No błagam. Gdyby Puchacz nie był lewonożny to dzisiaj grałby gdzieś w Chojniczance albo Motorze Lublin. Taka prawda.
Wzór wyciskania wszystkiego z kariery idzie tylko do takich klubów w których gra ( bo gra rozwija). Nie idzie natomiast do takich gdzie jest numerem dwudziestym lub wysyłają go na wypożyczenia (gdzie zazwyczaj traktują go jako łatanie dziury – i to takiej też blisko ławki- i na niego nie stawiają ) .
Poza tym nie róbmy z niego beztalencia. On od dziecka ( w przeciwieństwie do np Lewandowskiego, Kasperczaka, Bońka, Deyny , Młynarczyka) był etatowym reprezentantem juniorskim, czyli talentem od zawsze
Jak to jest, że polski kibic woli lenia, który przepija talent i się opierdala na treningach + wraca po roku do Ekstraklasy po nieudanej przygodzie na Zachodzie („zaskoczyło mnie tempo i intensywność treningów”), niż pracowitego gościa, który pomimo braków ma osiągnięcia? Do tego typowy fan woli cisnąć temu pracowitemu, że jest drewniakiem, a nie temu leniowi, że się opoerdala.
Przecież gdyby taki przykładowy Wolski albo inny Furman, Łukasik lub Borysiuk czy Jędrzejczyk miał etykę pracy Puchacza, to spokojnie grałby w poważnym klubie za miliony euro. No ale po co się starać, skoro hajs z samorządów i canal + się zgadza.
Nie mówiąc już o takich gościach jak Rafał Grzelak, Burkhardt, Mila, Matusiak czy Kosecki, którym zabrakło TYLKO ciężkej pracy do bycia zawodnikami europejskiego formatu.
Pierwszy akapit pisala Fabryka Footballu?
Brzmi jak slaby zart.
Typ nic nie zagral od odejscia z Lecha a Wy piszecie ze spelnia marzenia?
Tak jakbyscie napisali ze Tanguy Nianzou spelnil marzenie wygrywajac LM z Bayernem…
On wam zapłacił za ten artykuł? To artykuł sponsorowany?
Każdy może oczywiście pisać, co chce. Ale za to, jak wchodził między Anglików szacun. Gdyby opanował nerwy i strzelił dokładnie, byłaby bramka wspominana lepiej niż zagrania Marka Citki.
nie porównuj gówna z czekoladą…