Reklama

Matysik: Podziwiałem pojedynki Pazdana z CR7, ale na łyso się nie goliłem!

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

09 stycznia 2023, 09:15 • 11 min czytania 6 komentarzy

Miłosz Matysik to jeden z kandydatów do szybkiego wyjazdu z ligi. Nic dziwnego, bo rzadko się zdarza, że na środku obrony oglądamy zawodnika z rocznika 2004. Stoper Jagiellonii Białystok opowiada nam o grze z dwa razy starszym od siebie Michałem Pazdanem, dorastaniu na Podlasiu, swoich zainteresowaniach i rozwoju.

Matysik: Podziwiałem pojedynki Pazdana z CR7, ale na łyso się nie goliłem!

Co robiłeś w 2016 roku?

Sześć lat wstecz… Chodziłem do podstawówki, do szóstej klasy. No i oglądałem EURO 2016.

Dosięgnęła cię “Pazdanomania”?

Tak, jak wszystkich. Ale nie goliłem się na łyso!

Reklama

Jako stoper pewnie patrzyłeś na Michała Pazdana i mogłeś podziwiać jego występy. Zdarzało się później podpytać kolegę z szatni, jak to było?

Najbardziej zapadł mi w pamięci pojedynek z Cristiano Ronaldo, to zrobiło na mnie największe wrażenie. Cały turniej w jego wykonaniu był dobry, więc było co podziwiać. Nie chciałem go jednak męczyć w tej sprawie, bo pewnie każdy pyta go właśnie o to. Wolałem rozmawiać o innych sprawach.

Których pewnie nie brakowało, bo kiedy ty się rodziłeś, Michał grał już w Hutniku Kraków i budował swoją pozycję na rynku.

Dużo mi podpowiadał w tamtym sezonie, dużo podpowiada obecnie. Każdy trening z nim to lekcja, można się wiele nauczył, a i sam Michał chętnie te porady daje. Najbardziej pamiętam, jak mówił, żebym szybciej skracał pole do napastnika, bo często o tym zapominałem i nadal czasami mi się to zdarza, gdy wychodzimy wyżej. Chciałbym przenieść od niego zachowania obronne — bardzo dobrze kryje przy stałych fragmentach gry, dobrze skraca pole, dobrze się porusza. To są rzeczy, których bardzo potrzebuję.

Jak zareagował, gdy było już wiadomo, że będziecie partnerami z wyjściowego składu?

Było dużo żartów z tego, że jest dwa razy starszy! Starsi zawodnicy bardzo dobrze mnie przyjęli, nie spotkały mnie żadne nieprzyjemne sytuacje. Czasami podostrzą, bo jestem młodszy, ale wszystko jest okej.

Reklama

A z twojej strony byłaś trema? Twoja podróż do pierwszej drużyny i pierwszego składu była ekspresowa. Ciężko było wskoczyć na ten poziom?

Nie czułem tremy. Po kontuzji, którą przeszedłem, czułem, że skoro to przetrwałem, to mogę wszystko. Myślałem sobie, że skoro to mój moment, to chcę go wykorzystać. Początkowo czułem różnicę w szybkości, fizyczności, ale z każdym meczem czułem się coraz pewniejszy.

Starsi napastnicy wykorzystują to, że jesteś młodszy, żeby cię “ustawić”?

Często spotykam się z tym że napastnicy po prostu grają na mnie, ale nie robi mi to różnicy. Jestem gotowy, żeby z nimi rywalizować. Może jedynie Mikael Ishak… W jednym z meczów schodził na przerwę poddenerwowany, ciągle coś mówił, podbiegał, ale niczego nie słyszałem. Wydaje mi się, że to kwestia charakteru. Jeżeli skupiasz się na grze, to nie zwracasz na to uwagi. Sędzia ustali, kiedy jest faul, a kiedy nie, nie możesz na to wpłynąć.

W pamięci bardziej zapadł ci debiut czy pierwszy trening w seniorach?

Zdecydowanie debiut. To się zdarza raz w życiu — pierwszy mecz w drużynie, w której od małego chcesz zagrać. Wyjątkowa była też pogoda, bo w życiu nie grałem w gorszych warunkach. Jak wyszedłem z ławki na zmianę. to w minutę po zdjęciu czapki zamarzły mi uszy i nos. A kiedy byłem już na boisku, to mimo że miałem wkręty, ślizgałem się jak na łyżwach.

Z czego wynikała ta chęć gry w Jagiellonii Białystok?

Całe życie mieszkam w Białymstoku, Jagiellonia to klub, na którym się wychowałem. Moim marzeniem było zagrać kiedyś w zespole, w którym od zawsze trenowałem. Pierwszy raz poszedłem na mecz, gdy miałem dziewięć czy dziesięć lat. Poszedłem z tatą, z kolei na pierwszy trening zaprowadził mnie wujek.

Czyli u was to rodzinne?

Tak, tata czasami wspominał mecze z czasów, gdy Jagiellonia grała jeszcze w niższych ligach.

Słyszałem, że mieliście kiedyś ciekawą przygodę, bo musieliście uciekać z trybun.

To było w trakcie meczu z Lechią Gdańsk. Siedzieliśmy na sektorze rodzinnym, kibice Lechii na niego wbiegli. Pamiętam to, bo gdy uciekaliśmy ze stadionu, przegrywaliśmy 0:3. Gdy wracaliśmy do domu, spotkaliśmy znajomego taty, który spytał nas, gdzie my idziemy, przecież jest 3:3. Byliśmy jeszcze przestraszeni, ale już zadowoleni, że udało się odwrócić wynik.

Ciekawa przygoda spotkała cię też podczas wyjazdu na Legię Warszawa.

Wtedy pojechałem na mecz w dzień meczowy. Dowiedziałem się o tym leżąc w łóżku, w domu. Przyjechałem do hotelu, posiedziałem tam godzinę i pojechałem na mecz. Spałem całą drogę. Byłem w trakcie rehabilitacji, trenowałem na boisku, ale spodziewałem się, że po prostu będę siedział na ławce rezerwowych. Los tak chciał, że Błażej Augustyn odniósł kontuzję głowy i wszedłem na boisko.

Pierwszy trening wiązał się z tym, że zawsze chciałeś być piłkarzem, czy zostałeś na to nakierowany?

Początkowo pływałem, potem tańczyłem i z tańców na futbol zabrał mnie wspomniany wujek. Na basen zaprowadzili mnie rodzice. Żeby być zdrowym, po prostu, dla ogólnego rozwoju. Skończyło się to dość szybko, ale pani trener zawsze mówiła, żebym nie zmieniał dyscypliny. Taniec to kwestia hobby, zajęcia. Sprawiało mi to dużą radość, ale z czasem piłka wyszła na pierwszy plan.

A jaki to był taniec?

Breakdance, wygibasy. Nie pamiętam nawet, jak to się zaczęło, ale ćwiczyłem ze starszymi grupami, bo nie było tych z mojego rocznika. Chodziłem tam razem z bratem ciotecznym.

Treningi piłkarskie też zaczynałeś ze starszym rocznikiem.

I tam też je skończyłem. Praktycznie cały czas grałem ze starszymi od siebie. Wydaje mi się, że miałem umiejętności, które pozwalały mi tam grać, bo to też nie było tak, że siedziałem tam na ławce.

Twój rocznik – 2004 – uchodzi za jeden z najlepszych w Jagiellonii.

Kuba Lutostański jest w Śląsku Wrocław, Bartłomiej Maliszewski w Parmie, kilku zawodników gra w rezerwach. Na Podlasiu byliśmy zespołem dominującym, wyzwanie stanowiła dopiero Centralna Liga Juniorów.

Kiedyś powiedziałeś, że marzysz o grze we Włoszech — pewnie pytałeś Bartłomieja Maliszewskiego o to, jak mu się żyje w tej Parmie.

Pytałem i mówił, że ciężko, ale też przyjemnie, bo gra w takich warunkach to przyjemność. Z tego co kojarzę dostał kilka upominków od Gianluigiego Buffona i bardzo się ucieszył, od razu nam się pochwalił.

Jakby Gigi Buffon mi coś dał, to też bym się chwalił!

Bartek mówił, że Buffon uczy wszystkich bramkarzy w Parmie, jest profesorem w tym fachu, dużo podpowiada. To na pewno robi wrażenie, bo trzy lata temu nikt z nas nie myślałby, że będzie mógł trenować u boku takiej legendy.

Gdybyś mógł postawić się w podobnej roli i trenować z jakimś obrońcą, to kogo byś sobie życzył?

Chyba Giorgio Chielliniego. Imponuje mi swoimi zachowaniami na boisku. Pewnością siebie, lekką arogancją, ale połączoną z profesjonalizmem, co daje fajny efekt.

To ciekawa postać, która łączy dobrą grę w piłkę z dobrymi wynikami w nauce. To może być wasz punkt wspólny, bo co prawda to jeszcze nie studia, ale słyszałem plotki, że dobrze sobie radzisz w szkole.

Staram się przykładać do nauki, chociaż jest to teraz ciężkie, zwłaszcza w ostatnim miesiącu. Miałem dużo wyjazdów: eliminacje do mistrzostw Europy, obóz. Tydzień po tygodniu wypadają dni w szkole, a zaraz matura i ciężko to pogodzić. Staram się chodzić do szkoły wtedy, kiedy mogę, poza tym mam zajęcia indywidualne, dużo zadań robię w domu, chodzę na korepetycje. Zawsze miałem zdolność do szybkiego zapamiętywania rzeczy. Spojrzę na coś raz czy dwa, zapamiętam, powtórzę.

To się tyczy przedmiotów ścisłych czy bardziej języków?

Zdecydowanie bardziej wolę języki, najbardziej angielski. Nie mam z nim żadnego problemu, bo chodzę na dodatkowe zajęcia od pierwszej klasy podstawówki. Z matematyką jest najwięcej problemów, bo im rzadziej jestem na lekcjach, tym więcej muszę nadrabiać i temat po temacie jest coraz ciężej.

Nauka angielskiego wiązała się planem na karierę czy niekoniecznie?

Na dodatkowe lekcje zawsze za uszy ciągnęła mnie mama. Razem ze mną chodził na nie mój przyjaciel Norbert. Denerwowałem się, często uciekaliśmy na boisko, żeby pograć w piłkę, ale koniec końców i tak lądowaliśmy w klasie. Teraz to już moja własna inicjatywa, jestem bardziej świadomy tego, że język angielski jest mi potrzebny.

To wielki zaszczyt. Fajnie jest wyjść na boisko w pierwszym składzie i słuchać hymnu, ale jeszcze lepiej wyprowadzać drużynę na murawę.

Jeśli chodzi o to uciekanie na boisko — byłeś jeszcze związany z uliczną piłką, czy to już inne czasy?

Wychowałem się w blokach, było tam wielu chętnych do gry w piłkę, więc graliśmy aż do momentu, gdy mamy nas wołały. Tak samo było w szkole, w weekendy, tak spędzaliśmy czas wolny.

Mieliście na bloku tę słynną tabliczkę “zakaz gry w piłkę”?

Tak! Wszędzie. Graliśmy na trawie, nad parkingiem podziemnym. Na parkingu był zakaz. Moje dzieciństwo to dużo zabawy na świeżym powietrzu, mniej gier komputerowych.

Brakowało ci życia towarzyskiego przez grę w piłkę?

Nie skupiałem się na tym, po prostu chciałem grać. Czułem, że takie rzeczy, jak życie towarzyskie przyjdą same, naturalnie.

Widziałem, że próbowałeś swoich sił także w futsalu.

Trener z akademii Jagiellonii zabrał nas na turniej, żeby podszkolić naszą umiejętność gry na małym przestrzeniach. W późniejszych latach dało nam to dużo, bo mieliśmy nawyki szybkiego grania, klepek. Szybka gra na małej przestrzeni, szybkie myślenie, to jeden z ważniejszych elementów dzisiejszej piłki. Bez tego ciężko się w niej odnaleźć. Ja zawsze lubiłem zawodników grających na luzie, którzy lubili bawić się piłką i czerpali z tego radość.

Wspomniałeś wcześniej o poważnej kontuzji. Jak przechodziłeś okres leczenia, rehabilitacji?

To jeden z najtrudniejszych momentów mojej przygody z piłką. Były momenty zwątpienia, szoku. Miałem dużo myśli w głowie, ale na końcu wiedziałem, że zrobię wszystko, żeby wrócić. Minęło wiele dni, ale każdego dnia dawałem z siebie wszystko, zostawałem po pięć, sześć godzin. Lekarze mówili mi, że nie przyśpieszę czasu rehabilitacji, jednak z tyłu głowy miałem, że może jednak się uda. Pierwszy tydzień, dwa po operacji to były najcięższe momenty. Nie mogłem wstać z kanapy, wszystko przynosili mi rodzice i siostra, którzy byli dla mnie największym wsparciem. Mój przyjaciel Norbert też przychodził do mnie codziennie i spędzał ze mną czas. To wszystko mi pomogło.

Później zdarzyło się kilka mniejszych urazów. Co robisz, żeby zminimalizować ryzyko kolejnych kontuzji?

Mocno pracuję i pracowałem nad tym, żeby nie było tych problemów, bo to irytujące, gdy wracasz na właściwe tory i łapiesz kontuzję. Na siłowni pracuję dodatkowo nad nogami, wzmacniam kolana i mięśnie dookoła niego. Robię dużo ćwiczeń na nogi. Praktycznie każdego urazu doznałem po kontakcie z rywalem, to nie były kontuzje zmęczeniowe.

Pamiętasz swoją pierwszą poważną rozmowę z trenerem Jagiellonii?

To było, kiedy pierwszy raz pojechałem na ławkę rezerwowych. Trener Bogdan Zając zaprosił mnie do siebie do pokoju, stanąłem przed nim i zapytał, czy jestem gotowy. Byłem troszeczkę zdziwiony, nie będę ukrywał, ale powiedziałem, że tak, a on kazał mi się pakować, bo jadę z nimi na mecz.

A jaki miałeś kontakt z Piotrem Nowakiem? Debiut miałeś za sobą, ale to on mocniej na ciebie postawił, co zaczęło się właśnie tutaj w Belek.

Nie wchodziłem w głębsze rozmowy z trenerem Nowakiem. Trenowałem, wykonywałem jego zadania i założenia, a on mnie wystawiał w składzie.

Na poprzednim zgrupowaniu koledzy próbowali cię ostrzyc na Ronaldo z mistrzostw świata 2002. Dobry wybór?

Nie, zupełnie nie moja bajka, jeśli chodzi o fryzury! Pavels Steinbors zawsze mówił, że mam za długie włosy, on z kolei nie miał ich za dużo. Jakoś się dopełnialiśmy!

A przywykłeś już do tego miejsca? To twoje trzecie zgrupowanie tutaj, hotel znasz pewnie na pamięć.

Wydaje mi się, że po hotelu mógłbym już chodzić z zamkniętymi oczami! To są zawsze ciężkie obozy, ale nie narzekam. Trzeba wstać i pracować. Najbardziej nie lubię tylko tego wszystkiego, co jest przed i po obozie — przygotowań do wylotu i samego lotu. Podróże są długie, jest mało miejsca. To mógłbym pominąć.

Czyli średnio lubisz latanie i wakacje na Malediwach raczej odpadają?

A nie, wakacje wchodzą w grę! (śmiech)

Jakbyś miał stanąć z boku i opisać siebie jako piłkarza, to co byś o sobie powiedział?

Że mam dużo do poprawy i nauki, mogę dużo z siebie wyciągnąć. Praca, zaangażowanie i spokój — to da mi to, co chcę osiągnąć. Chciałbym poprawić ustawianie się w defensywie, nad tym najbardziej pracujemy. Z drugiej strony mam dobre czucie piłki, to mój atut. Szybkość, przewidywanie, rozumienie gry — w tym czuję się mocny.

Grałeś głównie jako stoper i defensywny pomocnik. Co lubisz w tych pozycjach i jak gra na “szóstce” pomaga ci dziś na środku obrony?

To centralne pozycje, które mają duży wpływ na rozwój gry. Są odpowiedzialne, a ja lubię, gdy jest dreszczyk emocji i mogę dać coś od siebie. Jeśli chodzi o grę w pomocy, to na pewno pomogło, ale też zawsze starałem się grać w piłkę, technicznie, wprowadzać piłkę. Powiedziałbym o sobie, że jestem nowoczesnym obrońcą. Na pewno wpływ na to mieli też trenerzy z początkowych etapów.

Skąd wzięła się twoja fascynacja ligą włoską?

Jestem ciekawy tego kraju, podoba mi się pogoda. Liga jest ciekawa, zawsze najbardziej lubiłem AC Milan.

Odwiedziłeś już Włochy?

Byłem w Rzymie, pięknie miasto. Te wszystkie uliczki robią ogromne wrażenie — gdzie nie wejdziesz, są piękne budynki, ulice.

I przerysowane samochody. Skoro już o wyjazdach, to zapytam jeszcze, jak radzisz sobie z rosnącym zainteresowaniem wokół ciebie.

Wcześniej przykuwałem do tego większą uwagę, teraz nie chcę o tym myśleć. Wiem, że to i tak mi nie pomoże. Z reguły nie czytam takich rzeczy, choć oczywiście czasami coś wyskoczy, ktoś coś napisze. Przyjmuję to z przymrużeniem oka i idę dalej.

WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Błażej Gołębiewski
0
“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Ekstraklasa

Komentarze

6 komentarzy

Loading...