Reklama

Bilet wyjścia z więzienia. Peru i mundial z morderstwami w tle

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

17 grudnia 2022, 09:40 • 18 min czytania 3 komentarze

Kiedy przekażesz mi bilety? – stanowczy głos należał do Cesara Hinostrozy, sędziego peruwiańskiego Sądu Najwyższego. Po drugiej stronie słuchawki Edwin Oviedo, prezydent krajowej federacji piłkarskiej, przekonywał, że wywiąże się z obietnicy. Obaj kacykowie nie zdawali sobie sprawy z istnienia trzeciego uczestnika tej rozmowy. Niemego słuchacza, który nagrywał i notował wszystko, co lokalne szychy miały sobie do przekazania. Nie wiedzieli też, że wkrótce olbrzymi skandal zmiecie ich z mapy władzy w Peru. Wejściówki na mecze Mistrzostw Świata w Rosji były w tym przypadku jednym z gwoździ do ich wspólnej trumny.

Bilet wyjścia z więzienia. Peru i mundial z morderstwami w tle

16 listopada Peru stało się na moment krainą nieskończonego szczęścia. Tylko ktoś, kto czekał na mundialowy sukces 36 lat, zrozumie, ile dla kibiców „Los Incas” znaczył awans na turniej, który za parę miesięcy miał odbyć się w Rosji. Całe pokolenie fanów futbolu z górzystego kraju wychowało się bez pojęcia o tym, jak to jest obserwować swoich idoli w akcji podczas mistrzostw świata, a i ci, którzy pamiętali ostatni taniec Peruwiańczyków na mundialu, mieli jedynie gorzkie wspomnienia — w 1982 roku w Hiszpanii kadra z Ameryki Południowej zakończyła fazę grupową na deskach, po porażce 1:5 z Polską.

Ricardo Gareca, selekcjoner zatrudniony parę lat wcześniej przez nowego prezydenta FPF, Edwina Oviedo, dorobił się pomnika. Sam Oviedo aż tak czczony nie był, jednak sukces był słowem, które jednoznacznie kojarzyło się z tą postacią. Rzutki biznesmen kreślił scenariusz na film hagiograficzny. Osierocony przez ojca w wieku ośmiu lat, zaczął wspólnie z rodzeństwem sprzedawać owoce na przenośnym straganie. Wiele lat później rodzinny biznes ewoluował w Grupo Oviedo, trzymającą w garści przemysł cukrowniczy w Peru. W futbolu krępy, ciemnowłosy przyjemniaczek z Cusco odbudował zapomniany, prowincjonalny klub Juan Aurich, zdobywając z nim mistrzostwo kraju, a teraz dał ludowi upragniony, narodowy sukces.

42 tysiące Peruwiańczyków zrobiło w Rosji show w iście latynoskim stylu. Nad Edwinem Oviedo już wtedy zbierały się jednak ciemne chmury. Burza rozpętała się na dobre po powrocie „Los Incas” do kraju, zmieniając ckliwą historię w stylu „American Dream” w kryminał spod znaku „American Gangster”.

Reklama

Edwin Oviedo — cukier, futbol i morderstwa. Kim jest biznesmen i działacz z Peru?

Żeby zrozumieć upadek Edwina Oviedo, trzeba poznać jego początek. Jeśli jakiś cudem orientujecie się w gospodarce państwa ze stolicą w Limie, zapewne wiecie, że cukier jest tam nie „białą śmiercią”, a „białym złotem”. Nie to, że Peru cukrem stoi, kraj ten ma kilka większych atutów, ale jednak łapie się do TOP 30 producentów cukru na świecie z wynikiem ponad miliona ton rocznie. To całkiem istotne dla tej historii dane — stać się potentatem w jednej z najważniej gałęzi przemysłu w kraju nie jest przecież łatwo, zwłaszcza gdy startuje się z pułapu właściciela niewielkiego kramu. A jednak Edwin razem z bratem Elvisem w krótkim czasie zbudowali prawdziwe imperium.

Familia Oviedo skorzystała z faktu, że zagraniczni inwestorzy w produkcję cukru inwestowali wszędzie, tylko nie w regionie Lambayeque. A kiedy już biznesmeni z Panamy wpakowali się i w ten interes, przyniósł im on jedynie długi. W 2005 roku Edwin i Elvis wykorzystali kruczki prawne, w szczególności jeden — który zabraniał postępowania egzekucyjnego wobec spółek cukrowniczych, których współwłaścicielem było państwo. Jako że rząd zachował część udziałów w firmach Tuman i Pomalca, które wkrótce trafiły w ręce sformowanej przez obrotną rodzinę Grupo Oviedo, lokalni biznesmeni zyskali wieloletni mandat zwalniający ich z konsekwencji niespłacania długów, także podatkowych. Nie trzeba dodawać, że familia chętnie korzystała z tego prawa, ale nawet tak korzystny układ nie był wystarczający. Edwin i jego bracia kierowali się mottem ani trochę mniej niż wszystko. Niestety dla lokalnej społeczności nie oznaczało to odbudowy przemysłu cukrowniczego w ich regionie, a wyciśnięcie go do ostatniego sola.

Pracownicy fabryki w Tuman szybko zorientowali się, że coś tu się nie zgadza. Zasuwali jak nigdy, jednak przychody nie odpowiadały produkcji, co niepokoiło Manuela Rimarachina Casco. Manuel był dyrektorem fabryki, człowiekiem związanym z nią od 20 lat, który przeszedł drogę od pracownika najniższego szczebla do własnego gabinetu. Jego problemem — poza dociekliwością — był fakt, że w zarządzie firmy znalazł się nie dzięki powiązaniom z braćmi Oviedo, a w roli „nadzorcy” i przedstawiciela pracowników zakładu. Dyrektor Casco popełniał błąd za błędem. Pytał o bilans finansowy. Prosił o wgląd w księgi rachunkowe firmy. Zastanawiał się na głos, co się dzieje z pieniędzmi, których wciąż brakuje. Wstawiał się za niezadowolonymi pracownikami, którym płacono 150 dolarów miesięcznie. A w końcu udzielił wywiadu lokalnej rozgłośni radiowej, opowiadając o wszystkich wątpliwościach, które nękały jego i pozostałych robotników.

Strajki, morderstwa i uzbrojona ochrona. Produkcja cukru w Peru

Manuel Rimarachin Casco został zamordowany o piątej nad ranem tuż obok własnego domu. Jego żona zdążyła tylko zamknąć drzwi, gdy usłyszała serię strzałów. Gdy ponownie je otworzyła, jej mąż leżał na drodze, a motocykl, którym piaszczystą drogą uciekał sprawca napadu, zostawił po sobie kłęby dymu. Niedoszły przywódca strajku pracowników cukrowni w Tuman zdołał dotrzeć do szpitala, ale nie mógł liczyć na pomoc. Wykrwawił się na oczach swojej rodziny.

Reklama

Ojciec wiedział, kto do niego strzelał i dla kogo ten ktoś pracował. Nie chciał niczego powiedzieć, bo bał się, że ci ludzie przyjdą po nas. A mogli, bo mordercą był nasz sąsiad, kryminalista z poważną kartoteką, który pracował dla Edwina Oviedo — wspominał Brayan Rimarachin w rozmowie z Palem Odegardem z magazynu „Julcimar”. Manuel Casco nie mógł liczyć na niczyją pomoc. W szpitalu doktor przegonił pielęgniarkę, która próbowała się nim zająć. Stwierdził, że i tak zaraz umrze. Nie był to jednak największy szok dla rodziny dyrektora fabryki. Gdy żona z dziećmi wróciła do domu, czekała na nią elegancka, piękna kobieta.

To była Ana Maria Yesquen z Grupo Oviedo. Zabrała nas do najlepszego hotelu w mieście i kupiła nam ubrania z ekskluzywnych sklepów. Zatrudniła ekipę remontową, która odmalowała nam dom. W końcu zadzwonił do nas Edwin Oviedo, który złożył nam kondolencje i zapewnił, że zadba o godną przyszłość naszej rodziny, zapewni mi pracę w cukrowni. Poproszono nas o jedno. O udzielenie wywiadu, w którym zaprzeczymy doniesieniom o tym, że to ludzie z Grupo Oviedo zamordowali ojca. Nie mieliśmy niczego, nie mogliśmy też nikomu zaufać. Musieliśmy się zgodzić — wyznał zrozpaczony chłopak.

Edwin Oviedo w tym czasie rósł w siłę i nawet ostateczny wybuch protestów nie zachwiał jego pozycją. Jego recepta na sukces była brudna, ale skuteczna. Po cichu sprzedawał cukier wyprodukowany w Tuman do firm należących do rodzinnej grupy, oczywiście po zaniżonych cenach. Potem zaś dystrybuował go do hurtowni i marketów — rzecz jasna dużo drożej. Przebitka była ogromna i wpadała prosto do jego kieszeni, w której zdołał pomieścić całą śmietankę lokalnej społeczności. Dziennikarze byli jego przyjaciółmi, policjantów opłacał — późniejsze raporty wykazały darowizny w postaci tysięcy worków z cukrem dla komisariatu — a z politykami i sędziami prowadził ciche interesy. Nic dziwnego, że nawet gdy sąd z ponad czteroletnim poślizgiem stwierdził, że termin zarządzania fabryką przez jego firmą wygasł, Tuman po prostu przeszło w ręce kolejnej spółki-siostry. W ten sposób cukrownia krążyła w zamkniętym obiegu, spłacając fikcyjne pożyczki i generując milionowe zadłużenie.

W Chiclayo, największej miejscowości sąsiadującej z zakładami, pracownicy, którzy nie widzieli pensji od kilku miesięcy, blokowali drogi i dostęp do szkół, grozili strajkiem głodowym, jednak Oviedo miał zbyt szerokie plecy. Nawet gdy wieść o protestach rozniosła się po kraju, z grupy niezadowolonych pracowników zrobiono komunistyczną bojówkę, która z całą pewnością działa na zlecenie konkurentów Edwina — braci Rodriguez. Robotników regularnie terroryzowano. Skorumpowani policjanci nagrywali strajkujących, więc gdy tylko ktoś dołączał do grupy, administracja potrącała mu znaczną część pensji na poczet szkód wynikających z zastoju w produkcji. Żeby nieprzekonani pozostali na swojej zmianie, na terenie zakładu ochroniarze — czyli lokalne zakapiory — zorganizowali strzelnicę, więc cukier powstawał przy akompaniamencie wystrzałów i opadających na beton łusek.

Brudy zaczynały jednak wypływać. Całkiem dosłownie, bo jednym z pierwszych przekrętów, jakie nagłośniono, był fikcyjny przetarg na naprawę kanalizacji, opiewający na 10 milionów dolarów. Na ulicach coraz głośniej słychać było hasło: „Nie boimy się śmierci, Oviedo musi odejść”. Edwina miała dobić prawda o morderstwie Manuela Rimarachina. W maju 2015 roku Percy Waldemar Farro Witte umówił się na spotkanie z lokalnym prokuratorem, któremu miał przekazać dowody na to, co dzieje się w firmie i kto zlecił zastrzelenie jego kolegi. Prokuratorowi coś jednak wypadło, Percy miał wrócić do niego dzień później. Nie wrócił. Trzy strzały w plecy załatwiły sprawę. Policjanci, w przerwie od przerzucania dostaw cukru z fabryki w Tuman, w trymiga rozwikłali zagadkę jego śmierci. Winą obarczyli pracowników cukrowni. Najwidoczniej ktoś chciał zająć miejsce Farro i dorobić się na roli lidera związku zawodowego.

Teorię o zleceniu morderstwa przez Oviedo i udziale w nim dzień w dzień trenujących na strzelnicy ochroniarzy wyśmiano i odrzucono.

Club Juan Aurich — sensacyjny mistrz kraju. Dlaczego Oviedo zainwestował w futbol?

Edwin Oviedo nie był już jednak jedynie bezwzględnym biznesmenem liczącym brudne pieniądze na peruwiańskiej prowincji. W chwili zabójstwa Manuela Rimarachina był prezydentem topowego klubu piłkarskiego — Juan Aurich, który dopiero co zdobył pierwsze w historii mistrzostwo kraju. Niespodziewane sukcesy klubu z północy Peru sprawiły natomiast, że gdy ginął Percy Farro Witte, czarnowłosy działacz sterował już narodową federacją piłkarską. Zawrotna kariera Edwina była o tyle zaskakująca, że był to gość, który nie śledził futbolu i nie chciał mieć z nim wiele wspólnego. Nie przesadzimy, mówiąc, że gdy obejmował Juan Aurich, mógł nawet nie orientować się, czym w ogóle jest spalony. Co więc sprawiło, że potentat cukrowniczy ni stąd, ni zowąd postanowił odbudować zapomnianą drużynę?

Oviedo przejął klub mniej więcej wtedy, kiedy zaczął działać w lokalnej fabryce cukru. Powód był prosty: chciał umocnić swoją pozycję w regionie, zdobyć jeszcze większą władzę i zyskać przychylność miejscowych kibiców piłkarskich. To dość popularna opcja na dotarcie do społeczności i zbudowanie zaufania do swojej osoby w Peru. Politycy i biznesmeni używają klubów do własnych celów, wyprowadzają zarobione w nich pieniądze — wyjaśnia nam Peter Galindo, dziennikarz zajmujący się peruwiańskim futbolem.

Historia wejścia Edwina Oviedo w prowincjonalną drużynę wiele mówi o tym, w jakim towarzystwie obracał się rzeczony biznesmen. Juan Aurich to klub powiązany z rodziną Aurich, która na początku XX wieku postanowiła przywrócić mu chwałę. Jak to w Peru bywa, zrobiła to totalnie na skróty. Magaly, Carlos i Juan Merino Aurich wspólnymi siłami odkupili licencję od zespołu grającego w wyższej lidze, zmienili szyld — pozbywając się długów i obciążeń — i, pomijając żmudną drogę od awansu do awansu, znaleźli się na prostej drodze do gry w ekstraklasie. Pomógł im w tym Agustin Lozano, lokalny działacz, który lata później wejdzie w buty Oviedo i sam zacznie sterować piłkarską federacją w Peru. Pozostańmy jednak w 2008 roku, gdy Edwin wyszedł z cienia i zamiast po cichu wspierać klub, rozsiadł się w fotelu prezydenta.

Dla zespołu z Chiclayo nie było to złe rozwiązanie, bo Juan Merino był postacią dość kontrowersyjną. Przyjaciel pana Oviedo na długo przed nim zaczął powiększać kryminalną kartotekę. Tu musiał tłumaczyć się z tego, skąd na jego koncie wzięło się 6 milionów soli, tam został oskarżony o przemoc domową przez własną żonę, w końcu groził śmiercią człowiekowi, który nie chciał spłacić swojego długu poprzez przepisanie na Merino nowiutkiego Mercedesa. Club Juan Aurich odciął więc od szemranego typa — na tyle, na ile można odciąć się od członka zarządu, którego imię i nazwisko widnieje w nazwie drużyny — i wszedł na czerwony dywan w czerwonej koszulce z dużym logiem „Grupo Oviedo”. Ten mariaż przyniósł cukrownikowi znaczną poprawę wizerunku: zaczęto go nazywać „Abramowiczem z północy Peru”, a dekadę temu to nazwisko nie kojarzyło się jeszcze z reżimem Władimira Putina. Kibice pokochali Edwina za:

  • powrót do ekstraklasy w 2007 roku
  • zwycięstwo w krajowym pucharze
  • pięć startów w Copa Libertadores i Copa Sudamericana
  • trzy medale mistrzostw kraju

Spośród tych ostatnich najważniejszy był rzecz jasna złoty, wywalczony w 2011 roku. Edwin Oviedo broń Boże nie prowadził klubu na wzór Independiente del Valle, budując solidne struktury i inwestując w przyszłość. Juan Aurich w czasach jego działalności przerobił dwucyfrową liczbę trenerów, a na wprowadzanie młodych talentów „brakowało czasu”. Prezydentowi trzeba jednak oddać, że miał nosa, zwłaszcza sprowadzając Luisa Tejadę. To reprezentant Panamy dał drużynie mistrzostwo, zdobywając tytuł króla strzelców rozgrywek. Warto było przelać mu po kryjomu 70 tysięcy dolarów z firmowej kasy. Biznesmen chwalił się potem, że Meksykanie zapłacili za niego ponad milion i ubił znakomity interes. On na pewno, ale czy zarobił na tym klub?

Oczywiście nikt tego nie udowodni, ale plotkowało się, że majątek Oviedo od początku pochodził z różnego rodzaju kryminalnej działalności. Był powiązany z lokalnymi gangami i tak „ciułał” pieniądze: najpierw na zakup cukrowni, potem klubu piłkarskiego. Z perspektywy czysto sportowej był dobrym właścicielem. To wtedy drużyna odnosiła największe sukcesy w historii. Zdobył też upragnioną popularność wśród kibiców — ocenia Galindo i dodaje: – To wszystko sprowadza się do pojęcia sportwashingu. Sukces klubu poprawia PR, pozwala wspinać się po drabinie społecznej, wejść w politykę. Wielu lokalnych działaczy w ten sposób buduje swoją pozycję.

Jak Edwin Oviedo został prezydentem federacji piłkarskiej w Peru?

21 głosów. Tyle wystarczyło, żeby na początku 2015 roku Edwin Oviedo przejął władzę w peruwiańskiej federacji. Grzecznie podziękował więc Juan Aurich za bycie trampoliną do złota i zabrał się do działania dla wyższej idei, co zresztą zakończyło się dramatem dla prowincjalnej drużyny, która szybko spadła z ligi i utonęła w problemach finansowych. Upadek niedawnego mistrza nawet nie drasnął Oviedo, który w tym samym czasie podnosił z kolan futbol w Peru. Już w pierwszych wywiadach deklarował, że pierwsza reprezentacja ma być maszynką do zarabiania pieniędzy. Po roku zwiększył przychody pięciokrotnie, chwalił się negocjacjami z Coca-Colą, wsparciem finansowym dla klubów ekstraklasy i kontraktem telewizyjnym opiewającym na 10 milionów dolarów.

Wszystkie te przechwałki są o tyle istotne, że gdy Oviedo poszedł pierdzieć w pasiaki, w federacji przeprowadzono zewnętrzny audyt, który wykazał ogromne, niczym nieuzasadnione straty.

Zyski, w dodatku niepodważalne, odnotowano jednak na polu sportowym, co chroniło tyłek prezesa federacji. Edwin wiedział, że o piłce nie ma pojęcia, więc jego pierwszym wyzwaniem było znalezienie zausznika, który na futbolu zjadł zęby. Juan Carlos Oblitas, były reprezentant Peru i trener, dyrektorem technicznym związku został przez przypadek. Podobno Oviedo wpadł na niego na lotnisku, a gdy zaczęli rozmawiać o futbolu, zaświeciła mu się lampka i dostrzegł w eksselekcjonerze narodowej kadry człowieka, który zbuduje jego sukces. Tak też się stało — to Oblitas wymyślił kandydaturę Argentyńczyka Ricardo Gareki, którego osobiście namówił na pracę z „Los Incas” i który doprowadził drużynę do dwóch medali Copa America oraz historycznego awansu na mundial w Rosji.

Edwin Oviedo, który przejął stanowisko po tym, jak Manuel Burga wpadł w związku z „FIFA Gate”, stał się twarzą nowego, lepszego rozdania. Lud pokochał go, gdy zawzięcie walczył o wyjazd Paolo Guerrero na mundial. Tym razem obyło się bez uzbrojonych ochroniarzy, ale przypomnijmy — legenda peruwiańskiej piłki została zawieszona za doping, który okazał się herbatą z popularnymi w tym regionie świata liśćmi koki. Oviedo towarzyszył Guerrero w walce o swoje, jeżdżąc z nim po sądach, trybunałach i organizując dzięki swoim kontaktom audiencję u Gianniego Infantino. Sprawa Guerrero była na tyle popularna, że w Peru nakręcono o niej dokument. Zawodnik dziękował związkowi za to, że nie zostawił go na lodzie.

Jako prezydent był lepszy niż nasz obecny szef federacji, Agustin Oviedo. Odegrał wielką rolę w przedłużeniu umowy z Ricardo Gareką, wdrażał interesujące pomysły na rozwój młodzieżowej piłki. Nie rozwiązał jednak problemu z kwestią zarabiania na prawach telewizyjnych, no i co najważniejsze: to wszystko ostatecznie niewiele znaczy, bo jego czyny kwalifikują go jako zwykłego kryminalistę — mówi nam Renato Vilchez, dziennikarz z Peru.

No właśnie, czyny Edwina Oviedo, którego w końcu dopadła przeszłość. Akurat wtedy, gdy liczba jego sukcesów rosła w tak zawrotnym tempie, że zaczynano mówić o nim w kontekście prezydenta nie tylko piłkarskiego związku, ale i całego kraju.

Sprzedać można wszystko. Cesar Hinostroza, potężny przyjaciel Oviedo

Cesar Hinostroza nie mógł przegapić pierwszego od 36 lat mundialu z udziałem „Los Incas”. Był fanem futbolu, ale przede wszystkim był też jedną z najważniejszych osób w państwie. Wciąż nieoficjalnie, bo Alberto Fujimori nie zdążył jeszcze spełnić obietnicy w postaci wyniesienia Hinostrozy do rangi szefa najważniejszej instytucji sądowniczej w kraju. Fujimori mógł to zrobić, w końcu w przeszłości był prezydentem Peru, a jego koneksje pozostawały ogromne. Awans ambitnego sędziego nie był jednak gestem dobrej woli. Fujimori nie tylko mógł, ale musiał to zrobić, bo ważyły się losy jego córki. Keiko była zamieszana w skandal Odebrech, w pranie brudnych pieniędzy. Cesar wykorzystał okazję i zrobił to, co potrafił najlepiej: sprzedał się.

66-letni dziś sędzia na podobnych przysługach oparł całą swoją karierę. Tajemnicą poliszynela było to, że z Hinostrozą można było załatwić wszystko. Największym obrzydlistwem, jakiego miał się dopuścić, był nakaz zamiecenia pod dywan sprawy mężczyzny, który był oskarżony o gwałt na 13-letniej dziewczynce. Tacy ludzie nie mają wiele wspólnego z moralnością; takich ludzi skąpstwo pcha do tego, żeby nawet bilety na mecz zdobywać nieoficjalną ścieżką. Cesar współpracował z Edwinem Oviedo od dawna. Biznesmen już lata temu zwrócił się do sędziego z zapytaniem o to, co można zrobić, żeby coraz bardziej śmierdzącą sprawę morderstw w Tuman jakoś zatuszować, wyciszyć. Wokół niej zaczęli się bowiem kręcić niebezpieczni ludzie. Prokuratorzy, którzy nie reagowali na groźby i prężenie muskułów przez kilku osiłków, którzy przypadkowo mijali ich w okolicy miejsca zamieszkania.

Działacz piłkarski miał przelewać sędziemu 1000 dolarów miesięcznie. Policyjne raporty mówią też o minimum 13 tysiącach dolarów, jakie w dziwnych okolicznościach trafiły do Hinostrozy. Na koniec sędzia zażyczył sobie jeszcze jednej przysługi: biletów na mecze mistrzostw świata dla siebie i grupy przyjaciół, a także sfinansowania całego pobytu i kosztownych zabaw z funduszy Oviedy. Wspomniany na wstępie telefon miał być potwierdzeniem transakcji i choć konwersacja odbyła się z zachowaniem wszelkiej ostrożności: obydwie strony nie zdradzały, że jest to szemrana wymiana usług, to gdy w 2017 roku świadkowie koronni zaczęli sypać, a opinia publiczna zaczynała wielogodzinne słuchowisko w postaci wycieków nagrań z licznych rozmów Cesara Hinostrozy, sprawy z Tuman można było w bezpośredni sposób powiązać z Edwinem i skorumpowanym sędzią. Sam zainteresowany mundialu zresztą nie doczekał. 7 października 2017 roku w środku nocy uciekł z kraju przy pomocy przekupionych funkcjonariuszy straży granicznej. Plan rypnął się już w Europie — w Madrycie dorwał go Interpol.

Edwin Oviedo nie salwował się ucieczką, jednak wiedział, że jego zegar tyka. Wynajął prawników i czekał na to, co się stanie. A działo się sporo. W ręce policjantów, tym razem tych uczciwych, wpadł pokaźny arsenał broni zlokalizowany w fabryce w Tuman. Prezydent piłkarskiej federacji nagle stał się liderem nieco mniej chlubnej grupy – „Los Wachiturros de Tuman”, w wolnym tłumaczeniu złych skurwieli z Tuman, bo tak właśnie nazwano gang pseudoochroniarzy na usługach cukrowego potentata. Należeć do niego miało 18 osiłków, czy może raczej: sicarios. Jednocześnie powiązano go z ekipą Hinostrozy – „Los Cuellos Blancos del Puero”, co z kolei określało siatkę skorumpowanych przyjaciół i znajomych. Kariera biznesmena z Cuenki runęła w grudniu 2018 roku, gdy media w Peru obiegła wieść o zatrzymaniu Edwina. Dalszą część kadencji miał spędzić w areszcie prewencyjnym, oczekując na rozwój wydarzeń.

Ranking kibiców na mundialu w Rosji. Jak wypada Peru?

Koniec Edwina Oviedo. Spędzi w wiezieniu 26 lat?

Wiedziałem, że przełamuję wiele schematów i tradycji sprzed lat, a to musi generować wrogów. Nie spodziewałem się jednak, że to zajdzie aż tak daleko. Nie zostałem prezydentem dzięki łapówkom i rozdawnictwu biletów, nie stosowałem żadnych niedozwolonych środków, żeby lobbować na swoją korzyść — tłumaczył się Edwin Oviedo podczas przesłuchania.

Poszło mu średnio, dobra passa ewidentnie się skończyła. 18 miesięcy tymczasowego aresztu miało być jedynie preludium, okresem przejściowym. Współudział w morderstwach wyceniono na 26 lat więzienia; podobna kara może spotkać innych dyrektorów fabryki i wszelkie osoby powiązane z drogą Edwina Oviedo na szczyt przemysłu cukrowniczego. Odwróciła się od niego także federacja, nie mówiąc już o FIFA i CONMEBOL. Mimo układów, jakie zdołał sobie wyrobić były prezydent, światowy związek groził Peru zawieszeniem, gdy tylko na jaw wyszła forsowana przez biznesmena ustawa, dzięki której jego mandat miał zostać przedłużony.

Jedynym sukcesem Oviedo w ostatnich latach było przeniesienie do aresztu domowego z uwagi na zagrożenie COVID-em w lokalnym więzieniu, jednak marne to pocieszenie w obliczu skandalu związanego z finansami peruwiańskiego związku. Augustin Lozano, dawny przyjaciel z Juan Aurich, sam mierzy się z oskarżeniami (zarzuca się mu rozprowadzanie biletów na mecze reprezentacji na czarnym rynku — przyp.), a pętla na jego szyi zaciska się coraz mocniej, od kiedy Juan Matute, działacz, który zawziął się na walkę z nieprawidłowościami w FPF, wyleciał z pracy i poprzysiągł sobie, że wszelkie przekręty i machlojki zaprowadzi do międzynarodowych instytucji, które rzetelnie prześwietlą ostatnie lata zarządzania piłką w Peru i wyplewią wszystkie chwasty.

Z jednej strony wciąż znajdują się kibice, a nawet zawodnicy, którzy pamiętają o sukcesach Edwina Oviedo — były właściciel Juan Aurich z więzienia odpowiadał na prośby o jego powrót do klubu i pomoc w ponownym awansie do ekstraklasy — z drugiej mieszkańcy Tuman nie ustają w walce o sprawiedliwość i powrót przemysłu cukrowniczego we właściwe ręce.

W końcu jestem spokojny. Czekam już tylko na to, aż Oviedo i jego bandyci dostaną to, na co zasługują. Mój ojciec w końcu może odpocząć. Wszystko wychodzi na jaw. Mam tylko nadzieję, że cukrownia się podniesie. Przed ich przybyciem wiedliśmy tu przyzwoite życie. Zniszczyli to i tę społeczność tylko po to, żeby się wzbogacić — mówi Brayan Rimarachin. Matka Percy’ego Farro wtóruje mu, opowiadając, że w końcu udało się złapać potwora, który zniszczył życie jej syna.

W takich okolicznościach powrót Edwina do futbolu jest niemożliwy. Wiedzą to nawet ci, którzy wierzą w jego niewinność, jak Marco La Jara, prawnik na usługach FPF. – Do piłki już nie wróci, ale nie wierzę, że zlecił te zabójstwa. Miał uzbrojoną ochronę, ale w wiejskich regionach Peru nie da się inaczej funkcjonować, żeby nie stracić biznesu. To nie Sinaloa, ale jeśli się nie bronisz, kończysz martwy — tłumaczy kolegę La Jara.

Nawet garstka kibiców, która wciąż widzi w nim zbawiciela Juan Aurich, nie przezwyciężyłaby reszty. Reszty, która podczas ostatniego publicznego wystąpienia Oviedo, gdy jeszcze jako prezydent federacji wręczał Puchar Peru jego zwycięzcom, zafundowała mu jedynie gwizdy, buczenie i wyzwiska.

To i tak najniższy wymiar kary dla człowieka, który wyrządził tyle zła. Edwin Oviedo doszedł do celu po trupach, w dodatku tych prawdziwych. Dziś nic mu jednak po cukrowym imperium. Zostały mu tylko czarny chleb i czarna kawa.

WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

3 komentarze

Loading...